0:00
0:00

0:00

Podczas piątkowych protestów związanych z aresztem dla aktywistki Margot policja zatrzymała 48 osób. Wśród nich osoby przypadkowe, które nie brały udziału w manifestacjach. Kilka osób szło do sklepu lub wracało z zakupami, a kilkanaście godzin spędziły na policyjnym „dołku". Były przesłuchiwane, przeszukiwane, a w końcu dostały zarzuty. Ich adwokaci zapowiadają składanie zażaleń.

Przeczytaj także:

„Nikt go nie słuchał”

Jedną z takich osób jest 35-letni Włoch. Spacerował Traktem Królewskim i znalazł się w pobliżu manifestacji - opowiada OKO.press jego adwokatka, Emilia Barabasz. Kiedy policjant złapał go za rękę w okolicy łokcia, przechodzień myślał, że zostanie tylko wylegitymowany. Tymczasem znalazł się w policyjnej „suce” i został przewieziony na komisariat na Grenadierów w kajdankach zapiętych z tyłu. Później trafił do Legionowa.

Niektórzy zatrzymani skarżyli się pracownikom biura Rzecznika Praw Obywatelskich, że nie dostawali jedzenia ani picia. Zatrzymany Włoch „w Legionowie dostał śniadanie i mięso z fasolą na obiad. Wodę pił z kranu, gdy pozwolono mu wyjść z celi do toalety".

Na komisariatach spędził prawie dobę. Będzie składał zażalenie.

„Po prostu tam stał i obserwował. Podczas zatrzymania mówił, że nie jest częścią demonstracji, ale nikt go nie słuchał. Panował generalny chaos, a ponieważ nie mówi po polsku, trudno było mu się zorientować w sytuacji. To jest Włoch, we Włoszech osoby LGBT mają równe prawa, mogą zawierać związki partnerskie. Nie czuje, aby zrobił coś złego, obserwując demonstrację" - opowiada OKO.press Emilia Barabasz.

Poniżej cała rozmowa.

„Policja zatrzymywała ludzi wybiórczo, bez żadnych podstaw”

Agata Szczęśniak, OKO.press: Kim jest Twój klient?

Emilia Barabasz, adwokatka: To obywatel Włoch. Ma 35 lat. Od kilku lat mieszka w Warszawie. Nie jest turystą, legalnie tutaj pracuje. Mówi po włosku, po angielsku, ale bardzo słabo po polsku.

W jaki sposób stał się uczestnikiem piątkowych wydarzeń?

No właśnie nie do końca był ich uczestnikiem, a bardziej gapiem. Przyjechał po pracy na spacer w stronę Starówki. Szedł spacerkiem Traktem Królewskim od strony Nowego Światu. Na Krakowskim Przedmieściu zobaczył zamieszanie, podszedł bliżej, sprawdzić, co się dzieje. Obserwował. Nie miał ze sobą żadnych emblematów, żadnej flagi — ani tęczowej, ani żadnej innej. Nie wznosił okrzyków. Po prostu stał i się przyglądał.

W pewnym momencie zatrzymała go Policja.

Jak to wyglądało? Policjant coś do niego mówił, złapał za ramię?

Nie było podczas zatrzymania żadnej przemocy, poza tym, że policjant złapał mojego Klienta za rękę w okolicach łokcia. Mój Klient był zaskoczony, ponieważ nie czuł, aby robił coś złego. Policjant powiedział coś po polsku, mój Klient wywnioskował, że chodzi o to, aby poszedł z nimi, więc poszedł. Myślał, że chcą go wylegitymować. Ale został umieszczony w radiowozie i odwieziony na komisariat. Najpierw wylądował na Grenadierów. Ale znalazłam go nie tam, tylko w Legionowie, gdzie przewieziono go w nocy. Rano z Legionowa z powrotem przewieziono go na Grenadierów, tam przesłuchano, a następnie przewieziono do Prokuratury. Stamtąd został wypuszczony w sobotę wieczorem.

Jak to się stało, że został Twoim klientem?

W piątek w nocy zebrało się kilkudziesięciu adwokatów, aplikantów, radców prawnych i wspólnie postanowiliśmy pomóc zatrzymanym. Akcją koordynowały Kampania Przeciwko Homofobii i Helsińska Fundacja Praw Człowieka, a informacje o zatrzymanych zbierał Kolektyw Antyrepresyjny SZPIL(A) wraz z Anarchistycznym Czarnym Krzyżem. Rodzina i przyjaciele zaginionych osób zgłaszali się do nas z prośbą o pomoc. Obrońcy byli przypisywani do zatrzymanych. Kancelaria Barabasz Dębska objęła pomocą prawną pro bono dwie zatrzymane osoby, w tym Klienta, o którym rozmawiamy.

Nie było łatwo zlokalizować zatrzymanych. W piątek w nocy i w sobotę w ciągu dnia obrońcy jeździli pomiędzy komisariatami i wypytywali, czy w tym komisariacie znajduje się ktoś o takim i takim nazwisku albo czy tu był. A jeśli tam był, to gdzie został przewieziony. Tutaj ogromną pracę wykonał z ramienia naszej Kancelarii mec. Łukasz Bucki. Inne osoby dzwoniły w tym czasie do komisariatów i próbowały ustalić, gdzie kto się znajduje.

Nasz Klient został zlokalizowany późno, dopiero w sobotę popołudniu, w Legionowie. Ustaliliśmy, że właśnie będzie przewożony z powrotem na Grenadierów. Tam odbyło się przesłuchanie.

Byłaś przy tym przesłuchaniu?

Nie, na to przesłuchanie nie zdążyliśmy, ponieważ w tym czasie odbywało się na komisariacie na Żeromskiego przesłuchanie naszej drugiej Klientki. Na Grenadierów pojechała więc inna adwokatka, mec. Kinga Morlińska, ale kiedy trafiła na posterunek, przesłuchanie już trwało. Przesłuchanie odbyło się więc bez udziału obrońcy. Był za to tłumacz z języka angielskiego.

Później nasz Klient został przewieziony do prokuratury. Tutaj obrońca już był obecny i został dopuszczony do Klienta.

Nasz Klient usłyszał zarzut naruszenia artykułu 254 kodeksu karnego, czyli czynny udział w nielegalnym zbiegowisku i art. 222, czyli naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza. Dostał też dozór policyjny, ma się dwa razy w tygodniu stawiać na komendzie.

Ile godzin to wszystko trwało?

Został zatrzymany w piątek około godziny 21, a z prokuratury wyszedł w sobotę około godziny 20:00. Całość trwała więc blisko dobę.

Dostał wodę? Śniadanie?

W Legionowie dostał śniadanie i mięso z fasolą na obiad. Wodę pił z kranu, gdy pozwolono mu wyjść z celi do toalety.

Jest teraz w dobrym stanie. Nie zgłasza nadużyć poza tym, że nikt go nie wysłuchał na samym początku oraz że przewożony w kajdankach zapiętych z tyłu.

Twój klient szarpał się z policjantami? Uderzył kogoś?

Nie. Z tego, co opowiada nie wynika, żeby któryś z zarzutów był prawdziwy. Ani nie czynnego brał udziału w zgromadzeniu, tylko się przyglądał, ani nie naruszył nietykalności cielesnej funkcjonariusza.

W całym tym zamieszaniu Policja zatrzymywała ludzi wybiórczo, bez żadnych podstaw.

Były tam osoby, które np. wznosiły okrzyki i przez to można uznać, że były częścią tej demonstracji, ale były też osoby postronne i obserwatorzy. Wszystkie te osoby, niezależnie od tego, co robiły, dostały bardzo podobne zarzuty.

Z moich informacji wynika, że większość osób dostała zarzut z art. 254, niektóre w połączeniu z występkiem chuligańskim (art. 57a kodeksu karnego). Te zarzuty były kierowane na chybił trafił. Zresztą, pewnie policja będzie je zmieniać w zależności od tego, co będzie na materiałach wideo, które na pewno były kręcone.

Mogę sobie wyobrazić, że ktoś nie wie, co się dzieje, a tu podchodzi do niego policjant, pokazuje, że ma iść do radiowozu i taka osoba reaguje nerwowo. Może nawet popycha policjanta.

Też jestem sobie w stanie to wyobrazić. Ale w tym przypadku nie miało to miejsca. Doświadczenie życiowe też mówi, że obcokrajowiec raczej podąży za policjantem i będzie wykonywać polecenia, choćby dlatego, żeby nie mieć problemów z Policją w obcym kraju i z powodu bariery językowej. Nasz Klient pochodzi z kraju o ugruntowanej demokracji i odnosił się do policjantów z szacunkiem. Nie szarpał się, nie wyrywał, nie popychał. Wykonywał polecenia na tyle, na ile je rozumiał. Poszedł za funkcjonariuszem do radiowozu. Okazał dokumenty. Wydaje się więc, że zarzuty są po prostu bezpodstawne.

To, co się wydarzyło, jest niedopuszczalne. Cała ta interwencja Policji przeczyła wolnościom obywatelskim i prawom człowieka. Policja powinna stosować środki adekwatne do sytuacji.

Tymczasem nie było podstaw ani prawnych, ani faktycznych, żeby naszego Klienta zatrzymać. Każdy inny przechodzień na Krakowskim Przedmieściu mógł w takim razie zostać zatrzymany. To nie jest praktyka akceptowalna w demokratycznym państwie prawa.

Czemu służy artykuł kodeksu karnego o zbiegowisku?

Ten artykuł opisuje sytuację ekstremalną, kiedy cały tłum – zbiegowisko – popełnia przestępstwo, np. zniszczenia mienia albo ataku na osobę. Z taką sytuacją nie będziemy mieć do czynienia przy zwykłym zgromadzeniu, nawet spontanicznym. Co więcej, winnym może być tylko taka osoba, która bierze w zbiegowisku czynny udział. Aktywnie uczestniczy w niszczeniu mienia, ataku na osobę lub podburza do tego innych. Ten przepis ma zapobiegać sytuacjom, kiedy psychologia tłumu i jego energia prowadzą do popełniania przestępstw, jak rzucenia kamieniami w okna, niszczenie aut, pobicia, groźby. Wykorzystywany jest na przykład przy okazji burd po meczach piłki nożnej.

Nie sądzę, żebyśmy tutaj mieli do czynienia z tego rodzaju przypadkiem. Zgromadzone osoby utrudniały czynności Policji, ale w sposób bierny: za pomocą siedzącego protestu blokowały przejazd nieoznakowanego samochodu policyjnego, wznosiły okrzyki solidaryzując się z aresztowaną aktywistką.

Na szczęcie nie byłam na miejscu, dzięki czemu mogę teraz wykonywać swoją pracę. Ale z nagrań, które widziałam i z relacji, które czytałam, wnoszę, że zachowanie Policji było kompletnie niewspółmierne.

Policja twierdzi, że te osoby były agresywne. Wiemy, że wznosiły okrzyki „Jebać psy”, jeden z uczestników skakał po radiowozie.

Jeżeli jedna osoba skacze po radiowozie, to należy zatrzymać tę osobę, a nie 50 innych. To nie jest normalne, że 50 osób nagle trafia na dołek. Byli przewożeni do różnych miejsc, jedni do Otwocka, drudzy do Legionowa, Policja nie miała nawet takiej liczby wolnych cel w Warszawie. To nie były typowe zachowania Policji. Nie wiem, jaka była przyczyna.

Miewaliśmy w Warszawie dużo bardziej agresywne demonstracje, np. Marsze Niepodległości. Podczas rocznicy Powstania Warszawskiego odpala się race — to niedozwolone, a nikt nie robi z tego problemu. Kiedy kilkadziesiąt osób w sposób pokojowy demonstruje i wznosi okrzyki, protestując przeciwko ważnemu społecznie wydarzeniu, w reakcji na nie, mają do tego prawo, bo to jest zgromadzenie spontaniczne. Jeśli ktoś postępuje wbrew przepisom, to tę jednostkę należy zatrzymać i pociągnąć do odpowiedzialności. A nie stawiać wszystkim zarzuty jak z jednego wzoru.

Jak Twój klient komentuje tę sytuację?

Nie może pojąć tego, co się wydarzyło. Nie jest aktywistą. Nie był też kontrmanifestantem. Po prostu tam stał i obserwował. Podczas zatrzymania mówił, że nie jest częścią demonstracji, ale nikt go nie słuchał. Panował generalny chaos, a ponieważ nie mówi po polsku, trudno było mu się zorientować w sytuacji.

To jest Włoch, we Włoszech osoby LGBT mają równe prawa, mogą zawierać związki partnerskie. Nasz Klient widząc, o co chodzi w protestach, był zszokowany przebiegiem tych wydarzeń. Nie może zrozumieć, dlaczego nastąpiła taka eskalacja działań Policji. Nie czuje, aby zrobił coś złego, obserwując demonstrację.

Będzie skarżył policję?

Ponieważ w naszej ocenie on nie popełnił żadnego przestępstwa, skorzystamy ze wszystkich środków, żeby doprowadzić tę sprawę do uniewinnienia albo umorzenia. Na pewno skierujemy zażalenie na postanowienie o zatrzymaniu i zastosowanym dozorze. Mamy termin do najbliższego piątku.

;
Na zdjęciu Agata Szczęśniak
Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze