Atak Hamasu to dla Izraela porażka strategiczna – zwłaszcza na polu wywiadowczym. Izraelscy decydenci będą teraz zdeterminowani, by pokazać, że mogą odpowiedzieć silniejszym uderzeniem. Mało jest jednak prawdopodobne, aby możliwa była okupacja Strefy Gazy
Atak, jaki miał miejsce w sobotę 7 października w południowej części Izraela, był wydarzeniem szokującym nie tylko z powodu uwiecznionego na zdjęciach i filmach okrucieństwa terrorystów Hamasu. Równie szokujący był fakt, że Izrael został zaatakowany tak niespodziewanie i na tak dużą skalę.
Uprowadzeni żołnierze, bezczeszczone zwłoki, porywani cywile, przejmowany sprzęt wojskowy – to obraz pasujący do jednej z wielu wojen toczących się w zapomnianym przez Boga i ludzi zakątku ziemi.
Izrael to państwo, którego wizerunek zrósł się w oczach światowej opinii publicznej z niezwykle skutecznymi i bezwzględnie działającymi służbami specjalnymi i armią.
Takie operacje, jak odbicie zakładników w Entebbe, nalot na iracki reaktor atomowy, liczne inne, kontrowersyjne operacje specjalne i wywiadowcze ugruntowały wizerunek izraelskich służb i wojska jako tych, dla których nie ma rzeczy niemożliwych, nawet w najgorszej sytuacji. Wojna Yom Kippur, gdy wywiad wykrył zagrożenie o wiele za późno, i nad nad Izraelem zawisło widmo klęski – ostatecznie zakończyła się izraelskim zwycięstwem militarnym.
Tym razem nie jest to atak, który jest zagrożeniem egzystencjalnym. Hamasowskie oddziały paralotniarzy to nie są szkoleni przez Rosjan piloci myśliwców. Jednak taka asymetria uwidacznia rozmiar porażki izraelskiego państwa – przynajmniej, gdy mowa o pierwszej dobie walk.
Z wojskowego punktu widzenia, przeciwnik, jakim jest organizacja terrorystyczna, jest szczególnie trudny. Samotny zamachowiec samobójca, wtopiony w tłum jest trudny do wykrycia i powstrzymania. Przez długi czas tego rodzaju ataki były dla Izraela problemem.
Ale im bardziej działania takiej organizacji zaczynają przypominać te, którymi posługuje się konwencjonalna armia, tym łatwiej jest takiego przeciwnika wykryć i powstrzymać. Gdy do arsenału środków ataku zostały włączone, najpierw przez Hezbollah, a potem Hamas, pociski rakietowe, pozwalające na uderzenie na miasta i osiedla w Izraelu, okazało się, że możliwe jest niezwykle skuteczne przeciwdziałanie za pomocą Żelaznej Kopuły. Ten system obrony przeciwrakietowej chroni przed dużą liczbą niekierowanych rakiet, względnie łatwych do zwalczania w porównaniu z innymi typami uzbrojenia.
Ponadto, o ile z perspektywy politycznej i społecznej sytuacja w Strefie Gazy była i jest niezwykle skomplikowana, to z perspektywy wojskowej Izrael miał wyraźną przewagę. Hamas został zablokowany w izolowanym obszarze, zdolny do działań nękających, czasem mających daleko idące konsekwencje (jak atak w 2009 roku, gdy uprowadzony do Gazy został kapral Szalit). Ale aż do wczoraj trudno było sobie wyobrazić lądową inwazję Hamasu na Izrael.
Oczywiście, ta sytuacja ma swoje drugie oblicze. W zamienionej w twierdzę Gazie Hamas ma niezwykle dogodne warunki do obrony. Lądowy atak oznacza zacięte walki w trudnym, gęsto zaludnionym terenie, oznaczające duże ryzyko strat – także wśród ludności cywilnej. I tak wyglądały poprzednie operacje izraelskie w strefie Gazy, choćby operacja „Ochronny Brzeg” z 2014 roku czy „Płynny Ołów” z 2008 roku. Poza tymi nielicznymi operacjami lądowymi, działania zbrojne Izraela mają formę ataków lotniczych, łatwiejszych do przeprowadzenia i pozwalających na uniknięcie strat własnych.
Wracając do wydarzeń z soboty, wyraźnie widać, że należy operację Hamasu ocenić jako przeprowadzoną według kanonów wojskowych. Wiadomo, że doszło do zmasowanego ostrzału rakietowego, który wyraźnie przeciążył Żelazną Kopułę – był to typowy atak „saturacyjny”, gdy atakujący odpala więcej rakiet niż broniący się może przechwycić.
Ponadto alarm zmusił ludzi do szukania schronienia – w tym także zapewne część żołnierzy i policjantów. Na terytorium Izraela wdarły się oddziały lądowe, forsując mur graniczny w wielu miejscach. Po uzyskaniu powodzenia oddziały Hamasu, wykorzystując samochody rozwinęły natarcie, kierując się na bazy wojskowe i osiedla mieszkaniowe.
Podjęto także udaną próbę infiltracji lotniczej, wykorzystując paralotnie z napędem, które najwyraźniej umożliwiły desant kilkuosobowych na terenie Izraela. Wreszcie, doszło do prób przedarcia się terrorystów morzem, przy pomocy łodzi.
Hamas przeprowadził więc operację połączoną, uderzając na wielu kierunkach, różnymi środkami transportu. To potencjalnie pozwala na uzyskanie przewagi nad przeciwnikiem zmuszonym do reagowania w wielu miejscach na różne rodzaje zagrożeń. Prawdopodobne jest, że planowanie operacji, zwłaszcza w zakresie koordynowania działań sił przerzuconych droga powietrzną i lądem, mogło przypominać sposób, w jaki planowane są konwencjonalne działania.
Desant z powietrza nastąpił, by zająć uznane za najważniejsze cele, a następnie dotarły tam grupy, które przedarły się lądem. Ponadto w co najmniej jednym przypadku użyto także prowizorycznie uzbrojonych dronów.
Do ataku doszło w okresie świątecznym. To kolejna analogia z wojną 1973 roku, która wybuchła podczas obchodów święta Yom Kippur. Tym razem datą ataku było Szimini Aceret – końcowy czas święta Sukkot (Święta Szałasów). Świąteczne rozprzężenie mogło być czynnikiem sprzyjającym – ale nie jedynym.
Nawet w święta służby wywiadowcze i wojsko funkcjonują i atak powinien był zostać wykryty.
Można sądzić, że atakujący zadbali o uzyskanie czynnika zaskoczenia. Ponieważ konflikt trwa od dawna, Hamas mógł prowadząc systematyczną obserwację działań izraelskich, posterunków i patroli, poszukując słabych punktów, na przykład tras i harmonogramu patroli, tempa i charakteru reakcji, stanu gotowość sprzętu, liczby żołnierzy faktycznie będących na służbie.
Ponadto, prowadzone wcześniej działania nękające pasują do wojskowych wzorców. Możliwe, że gdy atak zaczął się naprawdę, reakcja była niemrawa, gdyż uznano że jest to kolejny drobny incydent. Ponadto najwyraźniej całość działań miała charakter serii rajdów, a więc ataków szybkich, które mają na celu osiągnięcie ograniczonego celu. Na przykład zabicia lub pojmania osób, chwilowego przejęcia kontroli nad niektórymi miejscowościami i wycofania się, zanim przeciwnik zdoła przeprowadzić skuteczny kontratak.
To, że zajęte miejscowości zostały ostatecznie odbite, a więc udało się odnieść sukcesy taktyczne, nie zmienia jednak faktu, że była to dla Izraela porażka strategiczna – zwłaszcza na polu wywiadowczym.
W szczególności, przygotowania do tak dużej operacji musiały zacząć się znacznie wcześniej. Musiał zostać na przykład zostać zgromadzony zapas rakiet, musiały mieć miejsce także inne przygotowania.
Charakterystyczny jest w tym epizod paralotniowy. O ile wykorzystanie tego środka – kojarzonego dotąd z rekreacją i sportem – w wojsku było praktycznie nieznane (jedynie w pododdziałach rozpoznawczych armii francuskiej prowadzone są szkolenia z użyciem zwykłych paralotni) – to jednak fakt posiadania takiej zdolności przez Hamas jest interesujący. Zarówno skrzydła, zestawy napędowe oraz wózki nie są oczywiście bronią – można je nabyć na rynku cywilnym. Ale jednak ich zakup i przerzut do strefy Gazy wymagał wysiłku.
Wątpliwe jest, aby terroryści wykonali swój pierwszy lot dopiero podczas walki. Personel musiał zostać wyselekcjonowany, przeszkolony i ta zdolność musiała być sprawdzona. Ujawnione zresztą nagranie Hamasu pokazujące ćwiczebny desant na obiekt imitujący izraelskie zabudowania to potwierdza.
Służby wywiadowcze Izraela mogły to wykryć, podobnie jak inne działania. Nawet gdyby nie udało się ustalić czasu i miejsca ataku, to już sama wiedza o nowej możliwej metodzie ataku mogłaby pomóc w jego wykryciu i udaremnieniu. Oczywiście, bez wiedzy o tym jak pracowały służba rozpoznawcze, trudno jest określić, czemu tak się nie stało.
Można jednak pozwolić sobie na hipotezy. Możliwe jest, że w izolowanym i trudnym terenie, kontrolowanym przez Hamas, którego aparat kontrwywiadowczy ma za sobą lata doświadczeń, prowadzenie rozpoznania agenturalnego było trudne i pozyskane źródła osobowe nie miały dostępu do najważniejszych informacji. Mogły też zostać przewerbowane i wykorzystane, by Izraelczyków dezinformować.
Możliwe, że głównym źródłem informacji były środki techniczne – drony, nasłuch radiowy czy działania w cyberprzestrzeni. Te środki mają swoje ograniczenia i być może Hamas zdołał wykorzystać luki w izraelskim rozpoznaniu. Możliwe też wreszcie, że informacje zostały pozyskane, ale nie doszło do przekazania ich do decydentów lub zostały one zlekceważone. Jak na stan izraelskich służb i armii wpłynął głęboki kryzys polityczny – pozostaje już poza ramami tego artykułu. Jest jednak możliwe, że był to istotny czynnik, który je osłabił.
Faktem jest, że działania zostały podjęte zbyt późno, w odpowiedzi na działania przeciwnika
Te zaś były przede wszystkim sukcesem Hamasu. Oprócz efektu propagandowego, jakim jest przeniesienie wojny na teren przeciwnika, który będzie wykorzystywany przez kolejne lata i dekady, istotne znaczenie ma fakt pojmania kilkudziesięciu zakładników. Zostaną oni wykorzystani jako karty przetargowe. Nie wiadomo, jakich ustępstw zażąda Hamas – czy tylko na przykład uwolnienia swoich ludzi z izraelskich więzień, czy też będą to inne żądania. Odbicie uprowadzonych będzie niezwykle trudne. Operacja będzie wymagać dokładnego rozpoznania i użycia dużych sił – nie tylko wojsk specjalnych, ale też wspierających je sił lądowych.
To oznacza, że już samo rozpoczęcie takiej operacji może zostać wykryte i terroryści zaczną zabijać swoje ofiary. Inaczej niż po uprowadzeniu Szalita, który był jedynym zakładnikiem i szczególną karta przetargową, teraz, mając więcej zakładników, terroryści mogą odważyć się kogoś zabić.
Oczywiście, nie należy spodziewać się, że Izrael pozostanie bezczynny.
Prowadzone na dużą skalę naloty pokazują, że reakcja na atak ma miejsce. Ataki lotnicze mają jednak swoje ograniczenia. Prawdopodobne jest, że dojdzie do kolejnej operacji lądowej. Po upokarzającej porażce w sobotę, izraelscy decydenci będą zdeterminowani, by pokazać, że mogą odpowiedzieć silniejszym uderzeniem.
Mało jest jednak prawdopodobne, aby możliwa operacja była czymś więcej niż próbą czasowego osłabienia Hamasu i odbicia uprowadzonych osób. Kolejna okupacja Strefy Gazy wymagałaby dużych sił wojskowych, wplątanych w działania przeciwko zdeterminowanemu przeciwnikowi w sprzyjającym mu środowisku.
Na zdjęciu: ogień i dym unoszą się po izraelskim nalocie na Bank Narodowy w mieście Gaza, 8 października 2023 r.
Adiunkt w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, zajmuje się problematyką bezpieczeństwa narodowego, w szczególności zagrożeń hybrydowych, militarnych oraz kultury strategicznej Polski. Autor książki "Ewolucja Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1990-2010 w kontekście kultury strategicznej Polski" (2022), stały współpracownik magazynu „Frag Out” członek Polskiego Towarzystwa Bezpieczeństwa Narodowego
Adiunkt w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, zajmuje się problematyką bezpieczeństwa narodowego, w szczególności zagrożeń hybrydowych, militarnych oraz kultury strategicznej Polski. Autor książki "Ewolucja Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1990-2010 w kontekście kultury strategicznej Polski" (2022), stały współpracownik magazynu „Frag Out” członek Polskiego Towarzystwa Bezpieczeństwa Narodowego
Komentarze