0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Photo by Taskin Ashiq on UnsplashPhoto by Taskin Ashi...

Aby odkryć, czy Rosjanie ingerują w wybory do Parlamentu Europejskiego, szukamy tych samych mechanizmów i narzędzi, które znamy z wcześniejszych kampanii w innych państwach: sieci botów, fake newsów, rosyjskich kont.

Wojna informacyjna w sieci nie jest już jednak taka sama jak choćby dwa lata temu. Wiele wskazuje na to, że armie walczące w social media zmieniają taktykę – dostosowują się do nowych warunków działania. A ponieważ to armie bardzo elastyczne, szybkie zmiany nie zmniejszają ich skuteczności.

Wyobraź sobie: prowadzisz w mediach społecznościowych wojnę informacyjną z poważnym przeciwnikiem. Używasz wielu narzędzi w social media, skutecznych, ale jednak dość prostych: boty, trolle, fałszywe konta, zmasowane reakcje w momencie pojawienia się nieprzychylnych dla Ciebie tematów, fake newsy.

Długo udaje Ci się działać niezauważenie, ale wreszcie przeciwnik zaczyna się orientować, skąd dostaje ciosy. Pojawiają się zespoły ludzi pracujących nad wykryciem Twoich ataków. Opisują strategię, wskazują narzędzia. Twój przeciwnik zaczyna organizować obronę. Nie działa sam. Ma duże wpływy, dlatego jest w stanie przekonać właścicieli platform społecznościowych, że jesteś także ich przeciwnikiem i trzeba z Tobą walczyć.

Poddać się czy zmienić taktykę?

Działasz dalej, ale robi się coraz trudniej. Z social media regularnie usuwane są Twoje sieci fałszywych kont. Nowe trudniej jest zakładać, bo każde konto jest weryfikowane mailowo lub telefonicznie. To niezbyt duża przeszkoda, ale zakładanie kont trwa dłużej niż do tej pory. Zwykli ludzie też zaczynają zwracać uwagę na powtarzalne wiadomości i nowych, nieautentycznych użytkowników.

Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego. Chcesz mieć na nie wpływ, bo wprowadzenie sprzyjających ci ludzi do PE i osłabienie przeciwnych frakcji może dać w przyszłości wymierne korzyści. Ale im bliżej wyborów, tym szczelniejszy mur wobec dezinformacji stawia twój przeciwnik.

Co robić? Masz dwa wyjścia. Albo się poddasz i zrezygnujesz z wpływu na wybory do PE, przeczekasz zły okres i wrócisz do gry za jakiś czas. Albo zmienisz taktykę. Wtedy jest szansa, że zespoły ludzi wykrywających Twoją aktywność będą szukać tych samych działań co dotychczas, gdy Ty będziesz spokojnie angażował swoje siły w zupełnie innych miejscach.

Co zrobiła Rosja przed wyborami do Parlamentu Europejskiego? Które wyjście wybrała: poddała się i zrezygnowała z wpływu na PE, czy zmieniła taktykę?

Zanim znajdziemy odpowiedź na to pytanie, postaram się pokazać, jak wyglądała kampania do PE w sieci. Choć same wybory jeszcze przed nami i wszystko może się zdarzyć, niektóre elementy widać już wyraźnie.

Cyborgi i sockpuppets zamiast botów

Wiele wskazuje na to, że odchodzą w przeszłość ogromne sieci anonimowych botów, pojawiające się na Twitterze setkami, rozprowadzające określone treści, często zupełnie fałszywe. Zamiast nich mamy sieci kont anonimowych, też fałszywych, ale za którymi stoją prawdziwi użytkownicy.

Nazywane przez analityków sockpuppets (pacynki, marionetki) tak samo jak boty rozpowszechniają określone treści, ale są w stanie znacznie lepiej od nich manipulować odbiorcami, tworzyć oryginalne wpisy i budować relacje w sieci.

Najbardziej aktywne sockpuppets tworzą szerokie grupy kont wokół siebie, prawdziwych i fake'owych, które w połączeniu z typowymi botami (których jest w takich sieciach dużo mniej niż wcześniej) są w stanie skutecznie wzmacniać treści w mediach społecznościowych, narzucać tematy i interpretację wydarzeń.

Ponieważ działają jak prawdziwi użytkownicy, są niewykrywalni dla automatycznych systemów platform społecznościowych i mogą spokojnie funkcjonować przez lata. Taką sieć wykrył ostatnio zespół analityków Institute for Strategic Dialogue z Londynu – była aktywna w Hiszpanii przed wyborami parlamentarnymi. Takie same sieci prawdopodobnie działają też w Polsce.

Zamiast botów coraz częściej na Twitterze pojawiają się cyborgi - konta łączące aktywność prawdziwego użytkownika social media z automatyzacją. Są skuteczne: potrafią jednocześnie tweetować setki razy dziennie, jak i tworzyć oryginalne wpisy i reagować na komentarze innych użytkowników. Znów – są w zasadzie niewykrywalne dla automatów.

Fake newsy zmieniają charakter

Także dezinformacja za pomocą fake newsów zmienia charakter. Typowe fake newsy, rozpowszechniane jedynie za pomocą mediów społecznościowych, znane choćby z kampanii prezydenckiej w USA w 2016 roku, są coraz szybciej wykrywane w social media.

Dzieje się tak zwłaszcza na Facebooku i Twitterze. A to oznacza, że fake newsy stają się mało skuteczne. Nowy rodzaj dezinformacji polega m.in. na efektywnym wykorzystaniu portali internetowych.

W Polsce strony z dezinformującymi newsami mnożą się prawie hurtowo. Jeśli nawet jakiś znika, zaraz pojawia się kilka następnych. Są anonimowe, a podawane przez nie informacje zazwyczaj nie są w pełni fałszywe – za to interpretują wydarzenia tak, że zniekształcają przekaz docierający do odbiorcy.

Albo podają dane , do której trudno dotrzeć, aby samodzielnie uwiarygodnić artykuł. Tego typu materiały publikowane są często wśród prawdziwych informacji, powtarzanych (czasem po prostu kopiowanych) po dużych mediach.

Coraz częściej mamy też w Polsce do czynienia z portalami, które nazwą łudząco przypominają znane media, by w ten sposób uwiarygadniać się wśród czytelników. O sieci takich stron pisał niedawno w OKO.press Daniel Flis.

Przeczytaj także:

„Próby SAMOBÓJCZE z powodu MATUR!”, czyli nowa dezinformacja

Ja jednak zwrócę Państwa uwagę na portal, który zaczął funkcjonować pod koniec marca 2019 roku. Nazywa się oneto.pl, prowadzi go firma z siedzibą w Londynie. Na oneto.pl jest wiele informacji neutralnych, sportowych, są plotki z życia celebrytów.

Jednak kiedy przeanalizuje się jakie artykuły z tego portalu były udostępniane na Facebooku, okazuje się, że nie były to te neutralne, lecz budzące największe emocje. A te są dość… specyficzne. Oto niektóre tytuły:

- „Pół MILIONA Ukraińców pobiera 500+. Mimo, że mieszkają na UKRAINIE.”

- O strajku nauczycieli: „Próby SAMOBÓJCZE z powodu MATUR! Prokuratura zajmie się STRAJKIEM?!”, „Modlę się o OPAMIĘTANIE dla nauczycieli. Zdradzili DZIECI jak JUDASZ”;

- O mailach informujących o podłożeniu bomby w liceum: MASAKRA podczas MATUR!”

- O filmie Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”: „W hotelu czekało MAŁŻEŃSKIE łoże. GWAŁCIŁ mnie 7 dni.” „Duchownemu się NIE ODMAWIA”

- „Niemiec : „Do Polski zawsze jedzie GORSZA jakość. Polacy ZEŻRĄ wszystko”

- „WOJNA w Polsce? «To kwestia godzin»” – ze zdjęciem Wladimira Putina

- „«RAKIETY wycelowane w Polskę» – Okręty wojenne na Bałtyku! ROSJA w gotowości!”

Tytuły rodem z prasy brukowej, wsparte domeną oneto.pl, zadziwiająco podobną do jednego z największych polskich portali - onet.pl, mają szanse przebić się w mediach społecznościowych. Wiele osób w nie uwierzy. Co charakterystyczne, ich przekaz nie tylko wzbudza ciekawość, ale też pogłębia podziały społeczne zarówno wśród Polaków, jak i w relacjach z naszymi sąsiadami, głównie Ukraińcami i Niemcami.

Wywołuje również strach – przede wszystkim przed silną Rosją. To nie jest jedyny portal, który działa w ten sposób. Podobnie funkcjonuje co najmniej kilkadziesiąt innych.

Nowe sposoby manipulacji

Podczas analizy trwającej kampanii wyborczej w Polsce (i nie tylko u nas) zwraca uwagę fakt, że w dużym stopniu nie dotyczy ona spraw związanych z Unią Europejską. Kluczowe tematy w debacie publicznej od połowy marca to: karta LGBT+, strajk nauczycieli i pedofilia w Kościele Katolickim.

Nawet kiedy duże partie próbują narzucić swoje tematy, jak PiS kwestię sprzeciwu wobec wprowadzania euro, czy Koalicja Europejska temat ochrony zdrowia, nie budzą one szerokiego zainteresowania.

Gdyby przyjrzeć się tematom związanym z Unią, to masowe zasięgi w tej kampanii robi jedynie… Donald Tusk. Pozostałe osie sporu publicznego wiążą się z wydarzeniami niezależnymi od polityków lub z kwestiami ideowymi, które pojawiły się w kampanii dość przypadkowo (karta LGBT w Warszawie).

Jak to się ma do dezinformacji?

Analitycy, instytucje unijne, platformy społecznościowe śledzą dziś przede wszystkim wzmianki dotyczące wyborów do Parlamentu Europejskiego. A te są przez całą kampanię dość przewidywalne.

Ruch w sieci na temat PE nie zaskakuje w zasadzie niczym, poza systematycznym wsparciem polityków radykalnych. Za to bardzo dużo dzieje się w tematach, które nie podlegają tak szczegółowej analizie, ponieważ pozornie nie wiążą się z wyborami.

Dzięki temu zainteresowani mogą łatwiej wzmacniać wybrane ruchy polityczne i pogłębiać podziały społeczne, nie narażając się na blokady ze strony social media.

Na początku kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego amerykańscy analitycy zwracali uwagę, że Rosja zmienia taktykę w wojnie informacyjnej: nastawia się nie na fermy botów, lecz na zwiększenie zaangażowania kont w społecznościowych dyskusjach.

Mówiąc najprościej: manipulantów znajdziemy dziś najszybciej, czytając komentarze pod postami oraz śledząc aktywności grup na Facebooku. Przykładem mogą być setki komentarzy na forum portalu interia.pl pod artykułem o zakazie wpłynięcia do Gdyni rosyjskiego żaglowca, czy nietypowe konta na Facebooku, bardzo aktywne w internetowych dyskusjach w okresie strajku nauczycieli.

Koalicja antyeuropejska

Kluczowe jest jednak to, co się dzieje w politycznej rzeczywistości, a w sieci dostaje intensywne wsparcie. Chodzi o ruchy skrajnej prawicy lub partie populistyczne. Często mówimy o tym, że dużym osiągnięciem w Polsce było zjednoczenie opozycji demokratycznej i jej start w wyborach pod szyldem Koalicji Europejskiej, zapominamy, że na prawej stronie też mamy koalicję.

Ruchy skrajnej prawicy w Polsce po raz pierwszy idą razem do wyborów. Powstanie Konfederacji jest - moim zdaniem - jednym z najważniejszych (choć negatywnych) wydarzeń obecnej kampanii. Nawet nie dlatego, że radykałom udało się zjednoczyć. Raczej ze względu na to, kto ich popiera. Kiedy obserwuje się ich kampanię, widać, że to ruch dużo szerszy niż porozumieniu kilku niewielkich ugrupowań.

Z list Konfederacji startują tzw. działacze kresowi. Są to osoby związane ze środowiskami prorosyjskimi w Polsce: Włodzimierz Osadczy – ekspert portalu kresy.pl, współautor zapisów dotyczących Ukrainy w kontrowersyjnej nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej; Andrzej Zapałowski – ekspert rosyjskiego „Sputnika”.

Na listach Konfederacji jest też Lilija Moszeczkowa, urodzona w Doniecku prawniczka, która ma na swoim koncie wiele kontrowersyjnych działań i wypowiedzi, m.in. w grudniu 2015 razem z Januszem Korwin-Mikkem pojechała na okupowany przez Rosję Krym, by tam spotkać się z prorosyjskimi władzami Krymu.

Dziesiątki tysięcy wydanych na Facebooku

Konfederacja ma zapewnione ogromne wsparcie w sieci. I nie mówię jedynie o działaniach członków koalicji, choć i te są bardzo widoczne. W ciągu tygodnia 13-19 maja Konfederacja wydała na reklamy na Facebooku aż 76 tys. zł, bijąc na głowę inne ugrupowania.

Druga w tym okresie Koalicja Europejska wydała w tych samych dniach 56 tys. zł. I choć zestawiając wydatki za całą kampanię na razie najwięcej wydatkowała na Facebooku KE (ponad 100 tys. zł), to w ciągu ostatniego miesiąca obie partie przeznaczyły na ten cel prawie tyle samo środków (ok. 97 tys. zł), i Konfederacja jest w stanie do 26 maja w wydatkach przegonić KE.

A przecież mówimy o komitecie wyborczym największego ugrupowania opozycyjnego – i niewielkiej Konfederacji.

Konfederacja wydaje pieniądze na reklamy w sieci, ale jednocześnie ma silne wsparcie bezpłatne. Wspierają ją liczne portale i fanpage skrajnie prawicowe oraz takie, które w raportach europejskich wcześniej wskazano jako prorosyjskie.

Wymienię tylko kilka: kresy.pl, magnapolonia.org, nczas.com, Media Narodowe, Stowarzyszenie Marsz Niepodległości. Każda taka strona ma własnych followersów. Do głosowania na radykalną koalicję namawiają też osoby rzadko obserwowane przez mainstream, za to cieszące się dużą popularnością w sieci, choćby Jerzy Zięba. Znany przede wszystkim jako guru ruchu antyszczepionkowego oraz pseudomedycyny alternatywnej, ostatnio jednoznacznie opowiedział się za głosowaniem za Konfederacją, a 21 maja zaapelował nawet do Pawła Kukiza, by ten ze swoim ugrupowaniem dołączył do Konfederacji.

Czy to ma znaczenie? Cóż, fanpage Zięby ma prawie 300 tys. followersów.

Inny guru z kręgu alt-medycznego to Hubert Czerniak, też zagorzały antyszczepionkowiec, prowadzący na FB stronę „Włącz myślenie” (64 tys. followersów). Ma też swój kanał na YT – z 91 tys. subskrypcji i 7 milionami wyświetleń. On nie tyle popiera Konfederację, co z niej startuje.

Polonia idzie ze skrajną prawicą

Konfederacja to też chyba jedyne ugrupowanie, które zdołało na tyle skutecznie narzucić w kampanii własny temat, że partia rządząca, rząd, a nawet amerykańska ambasador muszą się do niego odnosić.

Chodzi o analizowaną już wcześniej przez mnie ustawę 447, czyli temat dotyczący tzw. „żydowskich roszczeń” w oparciu o ustawę JUST Act Senatu USA. Ustawa jest bardzo ogólna i krótka, jednak Konfederacja zorganizowała akcję #STOP447, m.in. zbierając podpisy pod apelem do prezydenta USA Donalda Trumpa czy organizując marsz w Warszawie.

I znów można było zauważyć wyjątkowe wsparcie, jakie dostała – na Twitterze i Facebooku aż roi się od kont, które samą Konfederację wspierają raczej słabo, ale treści związane z działaniami przeciwko „żydowskim roszczeniom” rozpowszechniają intensywnie.

Warto zauważyć, że ten temat w takim kształcie jest zupełnie nie na rękę naszemu sojusznikowi zza oceanu, za to może on wykreować nieznane w Polsce nastroje antyamerykańskie, bardzo mile widziane przez naszego wschodniego sąsiada.

Do akcji #STOP447 włączyła się Polonia. To zresztą cecha charakterystyczna radykalnej koalicji – ma wsparcie części Polonii z USA i Wielkiej Brytanii, częściowo także z krajów skandynawskich i z Niemiec.

Protesty przeciwko ustawie 447 zorganizowano pod koniec marca w USA. Wsparcie z innych państw było widoczne w aktywności kont w sieci, a sama Konfederacja wpisała na swoją listę w okręgu warszawskim przedstawicieli Polonii.

W pierwszym okresie kampanii zwracała uwagę również mobilizacja niektórych prawicowych środowisk polonijnych, by mieć swoich przedstawicieli w jak największej liczbie obwodowych komisji wyborczych. Było to widoczne m.in. w Wielkiej Brytanii i w Niemczech.

Odbierają PiS-owi, ale to radość krótkoterminowa

Być może wszystkie te działania spowodowały, że poparcie dla Konfederacji w sondażach stale rośnie. Nie jest ono wysokie, ale skrajnie prawicowa koalicja najczęściej przekracza próg wyborczy, prawdopodobnie więc będzie miała swoich przedstawicieli w Parlamencie Europejskim.

A ponieważ do PE wejdą zapewne także skrajni prawicowi radykałowie z innych państw, polscy nacjonaliści przez kolejnych pięć lat będą mogli rozwijać międzynarodowe kontakty i wzmacniać swoje środowisko w Polsce.

Nawet jeśli dziś ktoś z opozycji demokratycznej może cieszyć się z rosnącego poparcia Konfederacji, bo dzięki temu spada poparcie PiS-owi, to radość ta jest raczej krótkoterminowa. W dłuższej perspektywie efekt nie będzie pozytywny:

Konfederacja nie akceptuje Unii Europejskiej w obecnym kształcie i zamierza ją albo drastycznie zmienić, albo po prostu doprowadzić do jej rozpadu. Komu rozpad Unii jest na rękę, to wiadomo: Rosji. Zaś hasło Polexitu, jeśli jest gdzieś w polskiej debacie publicznej obecne jako poważny postulat, to właśnie w skrajnej prawicy.

Wróćmy do wojny informacyjnej. Jak widać, z jednej strony mamy zmianę narzędzi służących do dezinformacji, zmianę mechanizmów działania, inną tematykę – co pozwala wpływać na odbiorców, jednocześnie nie narażając się na „szykany” ze strony platform społecznościowych czy instytucji unijnych.

Z drugiej – zauważalny jest wzrost nie tylko popularności, ale i wpływu ruchów skrajnie prawicowych, które coraz mocniej wchodzą w oficjalną politykę, a jednocześnie mają silne wsparcie w sieci.

Czy w takim razie Rosja poddała się i zrezygnowała z wpływu na wybory do PE, czy po prostu zmieniła taktykę i intensywnie wspiera tych, którzy najbardziej pasują do jej mocarstwowej wizji świata? (Zaznaczam, że wspierani wcale nie muszą o tym wsparciu wiedzieć).

To pytanie dziś pozostaje otwarte.

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Przeczytaj także:

Komentarze