Na cztery dni przed obchodami stulecia niepodległości prezydent i premier ogłaszają, że organizują państwowy marsz pod flagą biało-czerwoną. Rozpocznie się o godz. 15. Czyli godzinę później niż zakazany przez HGW Marsz Niepodległości, organizowany przez narodowców. Czy prezydent i premier przestali się bać rac i rasistowskich okrzyków?
"Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" - skomentował prezydencki minister Andrzej Dera w TVN24 w środę 7 listopada wieczorem, kilka godzin po ogłoszeniu przez Hannę Gronkiewicz-Waltz zakazu Marszu Narodowców.
Okazało się, że premier i prezydent kilka godzin po decyzji HGW wpadli na pomysł, że zorganizują swój marsz tą sama trasą pod pełną swoją kontrolą. Ma to bowiem być "uroczystość państwowa".
To pośrednio realizacja pomysłu Bartłomieja Sienkiewicza (szef MSWiA w rządzie Donalda Tuska): "To jest święto państwa i państwo powinno wziąć za nie odpowiedzialność". Pisaliśmy o tym tutaj.
Prezydent ogłosił radosną wiadomość na twitterze.
Marsz prezydencko-rządowy ma przejść dokładnie tą samą trasą, co Marsz Niepodległości (od Ronda Dmowskiego do Stadionu Narodowego), tyle że o 15.00, czyli godzinę później.
Według władz ich marsz jako "państwowa uroczystość" automatycznie "kasuje" ten organizowany przez narodowców. Ale tak nie jest - sam PiS wycofał się z zapisu, który to umożliwiał. Piszemy o tym tutaj.
Co się stanie, jeśli sąd (już w czwartek 8 listopada) uzna, że Marsz Niepodległości może legalnie przejść przez miasto (a zapewne taka będzie decyzja - zgodna z dotychczasowym orzecznictwem)?
Narodowcy mogą się podporządkować, pójść z prezydentem i rządem. Ale mogą też pójść osobno. Komunikaty organizatorów Marszu Niepodległości nie są jednoznaczne. Wiceprezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Witold Tumanowicz:
Prezes Stowarzyszenia Robert Bąkiewicz zapowiedział z kolei:
Dużo ostrzej wypowiedział się dla OKO.press rzecznik prasowy Młodzieży Wszechpolskiej Mateusz Marzoch, wyznaczony na szefa Straży Marszu Niepodległości:
"Marsz Niepodległości odbędzie się tak czy siak. Apelujemy do Prezydenta, żeby wstrzymał się z decyzjami, dopóki nie poznamy orzeczenia sądu. Nie wstrzymujemy przygotowań.
Mamy nadzieję, że Kancelarie Prezydenta i Premiera będą to miały na uwadze i nie będą próbowały przejąć marszu organizowanego społecznie.
I to marszu, którego nie byli w stanie zorganizować przez wiele lat, a teraz - na ostatni moment - próbują ratować się rękami Hanny Gronkiewicz-Waltz".
Narodowcy od początku zapowiadali, że nie podporządkują się zakazowi HGW, więc de facto z ich punktu widzenia decyzja sądu nie ma praktycznego znaczenia. Będą maszerować tak czy inaczej.
Pytanie, czy przejdą przez Warszawę sami i będą dymić, i co na to policja? Czy pójdą razem z rządem i prezydentem i co na to policja, jeśli będą dymić?
Decyzja sądu nie ma również znaczenia z punktu widzenia prezydenta i rządu - założyli oni bowiem, że narodowcy pójdą z nimi, a Marsz Niepodległości zostanie albo zdelegalizowany przez sąd, albo "zdelegalizuje się sam" z racji prezydencko-rządowej konkurencji "uroczystości państwowej".
To by była "druga delegalizacja" Marszu Niepodległości.
Rząd stawia się w kłopotliwej sytuacji bez względu na to, czy narodowcy pójdą osobno, czy razem z nim.
Jeśli Marsz Niepodległości pomaszeruje sam, to trudno się spodziewać równie wielkiej frekwencji na późniejszym marszu rządowo-prezydenckim. A dwa marsze niemal w jednym czasie będą wyglądały wizerunkowo fatalnie.
Jeśli zaś narodowcy dołączą do premiera i prezydenta, to mimo wszystkich zapewnień prezydenckiego ministra Andrzeja Dery, trudno się spodziewać, by przestrzegali umiaru i biało-czerwonych zaleceń.
Jak to będzie wyglądało, jeśli policja będzie wyciągać osoby wznoszące rasistowskie okrzyki z marszu z prezydentem na czele? A jeśli służby uznają, że są powody, by rozwiązać marsz w trakcie? Czy można zatrzymać prezydencko-rządowy marsz z powodu łamania prawa przez jego uczestników?
Jeśli narodowcy pójdą wraz z prezydentem i rządem, to czy porzucą swoje falangi i wystąpią tylko pod biało-czerwonymi flagami?
Próbowała o to dopytywać Monika Olejnik Andrzeja Derę: "Teraz będzie organizatorem państwo, będzie na tyle zabezpieczony, że nie będzie możliwości prowokacji" - mówił Dera.
A jeśli pojawią się rasistowskie transparenty? - pytała Olejnik.
Dera: Jak się pojawią, będą natychmiast zabierane tego typu transparenty. Olejnik: A w ubiegłym roku dlaczego [policja] nie zabierała? Dera: Policja nie jest w stanie zabezpieczyć wszystkiego. Olejnik: A w tym roku zabezpieczy? A jeśli będzie grupa z napisem ONR? Dera: Mam nadzieję, że ona nie wejdzie do takiego marszu.
Trzy lata miał rządzący PiS, żeby zaplanować obchody 100-lecia odzyskania polskiej niepodległości. W tym czasie udało się zaplanować festyn (z pokazem starych samochodów), piknik (z dmuchanym placem zabaw), ogłosić dzień wolny (dzień po święcie) i zaprosić Stachurskiego.
Nie pojawią się w Warszawie przywódcy, którzy w liczbie 60 głów państw będą 11 listopada świętować w Paryżu zawieszenie broni w Europie w 1918 roku. Bodaj jedynym światowego formatu politykiem, który przedłożył polskie obchody nad europejskie jest Donald Tusk: zapowiedział, że zrezygnuje z zaproszenia Emmanuela Macrona i w niedzielę złoży kwiaty pod pomnikiem Piłsudskiego w Warszawie.
Od kilku tygodni opinia publiczna od prawa do lewa, od przychylnych rządowi środowisk, po opozycję coraz bardziej zadziwiona dopytuje: to co w końcu będzie się działo 11 listopada? W jaki sposób pokażemy światu, że w 1918 roku naprawdę "wstaliśmy z kolan"? I co się stało z 240-milionami na zorganizowanie obchodów?
Rozpaczliwą próbą uratowania obchodów były ciche negocjacje z narodowcami. Opinia publiczna dowiedziała się o nich dopiero, kiedy skończyły się fiaskiem. Najwyższe polskie władze, z prezydentem Andrzejem Dudą na czele, chciały z pochodu organizowanego przez członków Młodzieży Wszechpolskiej i ONR, uczynić centralny punkt uroczystości rocznicowych.
Jednak desperacja władz nie była aż tak wielka, by Andrzej Duda chciał się fotografować na tle ONR-owskiej falangi czy banerów "Europa będzie biała albo bezludna". Przedstawiciele władz państwowych (w tym marszałek Senatu Stanisław Karczewski, wiceminister kultury Jarosław Sellin i przedstawiciel prezydenta Wojciech Kolarski) próbowali wymóc na organizatorach Marszu Niepodległości, by uczestnicy nieśli tylko biało-czerwone flagi.
Narodowcy pokazali jednak figę: marsz jest ich i nie będą się naginać do żadnych warunków. Zwłaszcza, że tej samej władzy jeszcze rok temu nic w tym marszu nie przeszkadzało i broniła go nawet przed międzynarodową prasą.
Zresztą, stwierdzili narodowcy z rozbrajającą szczerością, nie mogą gwarantować, że nie będzie innych symboli. Nic dziwnego, skoro do Polski na marsz jadą rasiści i neofaszyści z Włoch, Szwecji, Słowacji i innych krajów.
Kiedy już się wydawało, że obchodów nic nie uratuje, wybawieniem dla PiS i prezydenta okazała się prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Na finiszu swojej kadencji i w porozumieniu z prezydentem-elektem Rafałem Trzaskowskim podjęła 7 listopada decyzję o zakazie Marszu Niepodległości.
Decyzję, do której środowiska antyfaszystowskie nawoływały od wielu lat. Zapewne ośmielił ją wcześniejszy o dzień zakaz wydany przez ustępującego prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza.
Od 2010 roku narodowcy co roku maszerują ulicami Warszawy. W dniu, kiedy Rzeczpospolita świętuje odzyskanie suwerenności, zjeżdżają się tu ludzie nawiązujący do ideologii, która Polskę niewoliła. Co roku niszczą stolicę - demolują przystanki, wyrywają płyty chodnikowe, odpalają race, wznoszą antysemickie hasła, życzą śmierci "wrogom ojczyzny".
Sprzątanie po marszu z 2017 roku kosztowało miasto 90 tys. zł, prokuratura bada, czy eksponowane tam hasła łamały prawo. Co roku w Marszu biorą udział osoby należące do organizacji (polskich i zagranicznych), które odwołują się do nazizmu i faszystowskich praktyk.
Pisał o tym w OKO.press Przemysław Witkowski.
Nacjonalizm
Andrzej Duda
Mateusz Morawiecki
Prawo i Sprawiedliwość
11 listopada
11 listopada 2018
Biało-Czerwony Marsz
Marsz Niepodległości
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze