Zamiast planu zakończenia wojny w Ukrainie wiceprezydent USA P.D. Vance zaserwował zebranym na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa głowom państw i wysokim urzędnikom coś w rodzaju prowincjonalnego wiecu wyborczego
Epoka, w której Stany Zjednoczone odgrywały rolę najważniejszego stabilizatora globalnych napięć, wydaje się już przeszłością. Zaczyna się natomiast era, w której to Stany Zjednoczone nie mają nic przeciwko własnoręcznemu destabilizowaniu świata. Takie przynajmniej wrażenie można odnieść na podstawie ostatniego międzynarodowego tournée najwyższych urzędników nowej administracji USA po krajach Europy – rozpoczętego uczestnictwem sekretarza obrony Pete’a Hegsetha w środowym spotkaniu szefów MON w Brukseli a domkniętego wizytą wiceprezydenta USA P.D Vance’a i sekretarza stanu Marco Rubio na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa.
W ciągu tych trzech dni prezydent USA i jego najwyżej postawieni współpracownicy zdążyli już ogłosić, że Stany Zjednoczone zmniejszają zaangażowanie w Europie, że przyjęcie Ukrainy do NATO „jest nierealne” a ewentualna interwencja Zachodu w wojnie musiałaby się odbyć bez udziału NATO jako sojuszu i Stanów Zjednoczonych. Sam Donald Trump w bardzo bezpośrednim stylu podał zaś pomocną dłoń Władimirowi Putinowi, dzwoniąc do niego w środę 12 lutego i ogłaszając wszem i wobec, że uważa go za godnego partnera do rozmów.
Monachium – jak na razie – okazało się kolejnym wielkim rozczarowaniem. Po pierwszym i najważniejszym dniu konferencji nadal przede wszystkim brak wystarczających danych, aby stwierdzić, czy Donald Trump i jego administracja mają jakikolwiek spójny plan dotyczący zakończenia wojny w Ukrainie, czy też raczej działa tu przede wszystkim specyficzny zmysł improwizacji amerykańskiego prezydenta. Przypomnijmy, że Trump ogłosił w środę po południu, że rozpoczął negocjacje pokojowe z dyktatorem Rosji Władimirem Putinem. Zrobił to bez konsultacji z Ukrainą ani z sojusznikami z Europy, po trwającej półtorej godziny rozmowie telefonicznej z Putinem. Nie poinformował, czy postawił Kremlowi jakiekolwiek warunki brzegowe, nie podał właściwie żadnych szczegółów.
To właśnie dlatego bardzo dużą wagę przykładano do zaplanowanego dwa dni później w Monachium spotkania wiceprezydenta USA z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim.
Skończyło się tak, że Vance i Zełenski zasiedli do wyczekiwanych przez świat rozmów dotyczących formuły zakończenia wojny w Ukrainie bez zwyczajowo poprzedzającej takie spotkania wspólnej konferencji prasowej, za to z wielogodzinnym opóźnieniem. Spotkanie miało miejsce w piwnicy jednego z monachijskich hoteli, nie w obiektach, w których odbywała się Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa. Nie trwało długo. I tak jest to jednak sukces, zważywszy, że rok wcześniej, również w Monachium, Vance będący wówczas senatorem odmówił spotkania z Zełenskim, stwierdzając publicznie, że „nie dba” o to, jak zakończy się wojna w Ukrainie.
Po piątkowym – 14 lutego – spotkaniu z ust Vance’a i Zełenskiego padły jedynie zdawkowe komunikaty. Vance stwierdził, że Stany Zjednoczone zainteresowane są jedynie „trwałym, wieloletnim pokojem”. Natomiast Zełenski zaznaczył, że spotkanie „jest pierwszym, ale z pewnością nie ostatnim”, co można zrozumieć jako jasny sygnał, że nie zapadły na nim żadne wiążące rozstrzygnięcia.
„Przeprowadziliśmy dobre rozmowy. To, czego potrzebujemy, to więcej rozmawiać, więcej pracować i przygotować plan, jak powstrzymać Putina i zakończyć wojnę. Naprawdę, bardzo chcemy pokoju, ale potrzebujemy prawdziwych gwarancji bezpieczeństwa i będziemy kontynuować nasze spotkania i naszą pracę” – mówił Zełenski.
W pierwszym i najważniejszym dniu Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa Amerykanie od rana siali chaos. Lecący do Monachium samolot sekretarza stanu Marco Rubio niedługo po starcie zawrócił, by wylądować w bazie wojsk lotniczych w Andrews w stanie Maryland. Oficjalnym powodem przerwania lotu miała być usterka techniczna. Ostatecznie Rubio doleciał do Monachium z kilkugodzinnym opóźnieniem,
Następnie anglojęzyczny ukraiński serwis Kiev Independent podał, że zaplanowane na piątkowy poranek w Monachium spotkanie wiceprezydenta USA J.D. Vance’a i prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, będące zdecydowanie najważniejszym punktem programu dnia, zostało przełożone na popołudnie. Powód? Amerykanie muszą się najpierw zapoznać z przesłanym przez Kijów projektem porozumienia z USA w sprawie dostępu do złóż cennych surowców, w tym metali ziem rzadkich, którego zażądał od Ukrainy Donald Trump.
W efekcie Vance i Zełenski zasiedli do stołu dopiero około 18:00.
Natomiast wcześniejsze popołudniowe oficjalne wystąpienie Vance’a na monachijskiej konferencji wprawiło słuchaczy i obserwatorów w głęboką konsternację. Zgodnie z wcześniejszymi przeciekami do mediów Vance postanowił nie przejmować się tematyką konferencji – czyli bezpieczeństwem. Nie odniósł się niemal w ogóle do wojny w Ukrainie, nie przedstawił żadnej propozycji zakończenia konfliktu, ani żadnej interpretacji dotyczącej jego perspektyw. Rzucił tylko, że liczy na „porozumienie między Rosją a Ukrainą”.
Zamiast wojną amerykański wiceprezydent postanowił się natomiast zająć krytyką Europy. I zaserwował obecnym w Monachium arogancko-obskurancką mowę, w której próbował dowieść, że większymi zagrożeniami dla Zachodu i Europy niż Rosja czy Chiny są nielegalna imigracja, zwalczanie dezinformacji, „cenzura internetu”, kordon sanitarny niemieckiego politycznego mainstreamu wokół publicznie wychwalanej przez członków administracji Trumpa AfD, unieważnienie wyborów w Rumunii i… Greta Thunberg. Spora część wystąpienia dotyczyła bezpośrednio interesów amerykańskich wielkich koncernów cyfrowych, którym nie w smak regulacje i procedury walki z dezinformacją wprowadzane przez kraje Europy. Być może dlatego tuż po wystąpieniu Vance’a Elon Musk zakrzyknął na swej platformie X. „Uczyńmy Europę znowu wielką”. Zabrzmiało to jak niezawoalowana polityczna groźba.
Przemawiając do europejskich głów państw, wysokich rangą oficjeli i ekspertów ds. bezpieczeństwa Vance zachowywał się tak, jakby prowadził wiec wyborczy w prowincjonalnym miasteczku amerykańskiego Midwestu. Swoje wystąpienie okrasił cytatem z Jana Pawła II.
Więcej na temat zdumiewającego przemówienia Vance'a w osobnym materiale Agaty Szczęśniak w OKO.press.
Przemawiający po Vancem na monachijskiej konferencji Wołodymyr Zełenski stwierdził, że rozmowy rozpoczęte przez Donalda Trumpa z Władimirem Putinem uważa za „zagrożenie dla całego świata”. Przyznał, że według niego Stany Zjednoczone nie mają w tym momencie żadnego spójnego planu na zakończenie wojny w Ukrainie, ale zaznaczył, że jego zdaniem to Donald Trump jest „kluczem” do osiągnięcia porozumienia pokojowego. Zarazem Zełenski podkreślił, że Kijów może rozpocząć rozmowy z Moskwą dopiero po uzgodnieniu wspólnego planu z Waszyngtonem.
Zełenski odniósł się też do słów szefa Pentagonu Pete’a Hegsetha, który w środę na spotkaniu ministrów obrony NATO w Brukseli uznał dążenie Ukrainy do członkostwa w Sojuszu za cel „nierealny”. Zełenski stwierdził, że Ukraina poza NATO potrzebowałaby 1,5-milionowej armii wyposażonej w najnowocześniejszy sprzęt, by zapewnić sobie bezpieczeństwo ze strony Rosji. Podkreślił, że chociaż administracja Trumpa nie jest gotowa rozmawiać o przyszłym członkostwie jego kraju w NATO, to nadal jest to najlepsza gwarancja bezpieczeństwa dla Ukrainy. I po raz kolejny powtórzył, że przyszłość Ukrainy nie może się decydować bez udziału Ukrainy.
Oprócz Zełenskiego to samo mówili obecni na monachijskiej konferencji europejscy przywódcy. Amerykanie natomiast na ten temat milczeli.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze