Kluczowe jest, by zmierzyć się z tragicznym, trudnym do pojęcia faktem, iż po 25 latach sukcesów umiarkowanej, europejskiej Polski, znaczna część prawicowych rodaków widzi III RP jako tak odrażającą. Zamiast rozprawiać nad populistycznym stylem naszych oponentów, lepiej zastanowić się, jak budować wspólne jednak państwo wobec tak głębokiej polaryzacji
"PiS i jego sojusznicy wydają się idealnie pasować do definicji populizmu prof. Jana-Wernera Müllera - komentował prof. Maciej Kisilowski. - A jednak rzeczywistym wyzwaniem, przed którym stoi nasz kraj, jest nie tyle populizm władz, co skrajna polaryzacja poglądów na najbardziej podstawowe kwestie społeczne i moralne".
W ten sposób Kisilowski - profesor Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego w Budapeszcie, absolwent Szkoły Prawa Uniwersytetu Yale i Uniwersytetu Princeton, członek Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego - wszedł w głęboką polemikę z główną tezą pierwszego wykładu im. Wiktora Osiatyńskiego, który wygłosił 16 maja 2018 prof. Jan-Werner Müller z Uniwersytetu Princeton w USA na konferencji zorganizowanej przez Archiwum Osiatyńskiego i OKO.press.
45-minutowy porywający wykład Müllera odsłonił zasadniczą strukturę współczesnych prawicowych populizmów, które rosną w siłe w UE (Węgry, Polska,Włochy), w Turcji, Boliwii czy USA Trumpa.
Taki populizm to przede wszystkim odrzucenie pluralizmu.
Populiści będą zawsze mówić, że oni i tylko oni reprezentują ludzi i ich interesy, a tym samym każdy ich krytyk wypada poza nawias wspólnoty narodowej.
Na przekór utartym poglądom, że praktyka rządzenia populistów cywilizuje lub kompromituje, Müller wskazuje, że mogą rządzić długo i skutecznie. A jeśli zdobędą wystarczająco dużo władzy, stworzą państwo autorytarne wykluczające z polityki wszystkich, których nie są po ich stronie. I to będzie koniec demokracji nie tylko liberalnej, ale demokracji po prostu.
Do wykładu Müllera odniosło się czworo panelistów. Publikujemy pełen tekst Macieja Kisilowskiego, najbardziej polemiczny oraz skrót głosów Włodzimierza Cimoszewicza, Moniki Płatek i Marcina Matczaka.
Mimo że bardzo szanuję pana profesora Müllera, uważam, że definiowanie PiS i jego sojuszników przez pryzmat ich „populizmu” nie pomoże w obronie praworządnej, otwartej i proeuropejskiej Polski.
Rzeczywistym wyzwaniem, przed którym stoi nasz kraj, jest bowiem nie tyle „populizm” władz, co skrajna polaryzacja poglądów na najbardziej podstawowe kwestie społeczne i moralne -
uważa prof. Maciej Kisilowski.
Zdaniem Müllera, populistycznych polityków i ruchy polityczne może poznać po trzech cechach.
PiS i jego sojusznicy wydają się idealnie pasować do definicji Müllera. Antyelityzm jest elementem motywującym Jarosława Kaczyńskiego od lat. Wypowiedź Kornela Morawieckiego o prawie i dobru narodu przejdzie do polskiej historii jako klasyczny wyraz wiary w prymat własnych wartości nad wspólnymi instytucjami; wiary skrzętnie praktykowanej przez PiS w kolejnych etapach niszczenia naszego państwa prawa.
Przykładów pozbawiania oponentów obecnej władzy przymiotów członka polskiej wspólnoty politycznej („zdrajcy”, „kanalie”, „gorszy sort” czy „element animalny”) nie trzeba tutaj mnożyć - ja sam stykam się z tymi i dużo gorszymi określeniami po każdym moim krytycznym wobec PiS artykule w prasie międzynarodowej.
Dlaczego zatem uważam, że nacisk na „populizm” prowadzi nas na manowce? Mój sceptycyzm najlepiej zrozumieć używając prostego eksperymentu myślowego.
Wyobraźmy sobie, że w 1997 roku uchwalona zostaje w naszym kraju nie obecnie obowiązująca ustawa zasadnicza, ale skrajnie konserwatywna Prawicowa Konstytucja, poparta przez środowiska takie jak Solidarność czy ZCHN.
Ponadto, przez zdecydowaną większość z ostatnich 25 lat krajem rządzą partie narodowo-religijne i eurosceptyczne. My, progresywni Polacy, z przerażeniem obserwujemy, jak w oparciu o Prawicową Konstytucję, te kolejne rządy
Przez wspomniane dwie dekady Polska czeka w unijnym przedsionku, co rząd uzasadnia orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego w przedmiocie braku konstytucyjnego upoważnienia do przekazania organizacji międzynarodowej istotnych kompetencji organów władzy państwowej.
Kobiety nielegalnie przerywające ciążę odsiadują (podobnie jak w San Salvador) długoletnie kary więzienia. Podobny los spotyka (tak jak w Turcji) dziennikarzy i naukowców, którzy odważyli się poruszać kwestie antysemityzmu czy nadużyć w Kościele katolickim.
W sektorze publicznym, szczególnie w oświacie, homoseksualiści są rutynowo zwalniani z pracy. Mimo wysiłków progresywnych rodziców, nowe pokolenie rośnie w utwierdzanym w szkole głębokim przekonaniu o tym, że Polska jest atakowana zarówno ze wschodu jak i zachodu przez liberalną Europę, a także Żydów i Muzułmanów.
A teraz wyobraźmy sobie, że w 2015 roku, po 18 latach tego konstytucyjnego Prawicowego Piekła, młoda, charyzmatyczna kandydatka lewicowo-liberalnej Koalicji Europejskiej niespodziewanie wygrywa wybory prezydenckie, a sama Koalicja pół roku później uzyskuje absolutną większość w parlamencie, niepozwalającą jednak na zmianę Prawicowej Konstytucji.
Używając wspomnianych na początku trzech „cech szczególnych” populizmu zaproponowanych przez Müllera, zastanówmy się teraz nad stylem czy „logiką”, w jakiej Koalicja Europejska prowadziłaby politykę.
Czy ta nasza dobra Koalicja byłaby antyelitarna? Oczywiście. Po 25 latach rządów prawicy większość elit - dziennikarzy, profesorów, menadżerów - byłaby opanowana przez nacjonalistów, religijnych fundamentalistów, ksenofobów. Każdego dnia elity te prezentowałyby wypowiedzi i działania, na które przeciętny wyborca Koalicji Europejskiej patrzyłby z odrazą.
Dążenie do wymiany tych elit, zastąpienia ich ludźmi o nowoczesnych, umiarkowanych poglądach, a przez to zmiana „twarzy” tej ultra-konserwatywnej Polski, byłaby z pewnością jednym z podstawowych narzędzi mobilizacji zwolenników Koalicji Europejskiej.
A jak nasza Koalicja Europejska zachowywałaby się wobec stworzonych w Prawicowym Piekle instytucji konstytucyjnych?
Czy możemy uczciwie powiedzieć, że „odpuścilibyśmy” szansę przejęcia większości w Trybunale Konstytucyjnym i pozwolili „naszej” Pani Prezydent zaprzysiąc pięciu sędziów seksistów, ksenofobów i fanatyków wybranych pod koniec kadencji przez nacjonalistyczną większość?
Czy nasze progresywne autorytety prawnicze naprawdę powiedziałyby nam: sorry, przez kolejne lata kobiety usuwające ciąże, dziennikarze czy naukowcy dalej będą szli do więzień, a geje wciąż będą usuwani z pracy. Bo szanujemy Prawicową Konstytucję i to mimo że zbudowana jest ona na przerażających nas wartościach.
W końcu, czy liderzy Koalicji rzeczywiście nie próbowaliby delegitymizować narodowo-katolickiego elektoratu? Tutaj argumentów dostarcza nam „rzeczywista rzeczywistość”: polskie „moherowe berety”, czy akcja „zabierz babci dowód” albo słynna „zgraja wsteczników” w ustach Hilary Clinton, to tylko niektóre przykłady, że progresywni politycy nie stronią od wyłączania oponentów z politycznej wspólnoty.
W sztywnych ramach naszych polskich, polityczno-ideologicznych sporów, niemal każda siła polityczna, która miałaby ambicję dokonać głębokiej rewolucji instytucjonalnej, używałaby narzędzi, które Müller nazywa populistycznymi.
Mówiąc krótko, wszyscy jesteśmy, choćby potencjalnie, populistami.
Nie oznacza to bynajmniej, że promuję tutaj naiwne poglądy „symetrystyczne”. Fakt, że możemy sobie wyobrazić świat z innymi regułami gry, nie oznacza, że reguły obecnie obowiązujące, demokratycznie uchwalone i zatwierdzone w 1997 roku, są bez znaczenia.
Jeśli łamiący te zasady stracą w 2019 roku władzę, powinni być oni rozliczeni - tak jak z pewnością rozliczeni byliby liderzy Koalicji Europejskiej, gdyby ich próba rozmontowania legalnie ustanowionego konstytucyjnego Prawicowego Piekła skończyła się politycznym niepowodzeniem.
Nie ma również symetrii w podejmowanych przez PiS próbach stworzenia państwa autorytarnego i ograniczenia konkurencyjności wyborów, na przykład poprzez wykorzystanie aparatu wymiaru sprawiedliwości do walki z opozycją.
Mimo to, kluczowe wydaje się dziś zmierzenie się z tragicznym, trudnym do pojęcia faktem, iż po 25 latach obiektywnych sukcesów umiarkowanej, „europejskiej” Polski, znaczna część naszych prawicowych Rodaków widzi III RP jako tak odrażającą i niewartą szacunku, jak dla nas byłoby opisane wyżej Prawicowe Piekło.
To ta skrajna polaryzacja poglądów na „dobre państwo”, a nawet szerzej na „przyzwoite życie”, jest prawdziwym powodem, dla którego PiS nie da się po prostu „pokonać”.
Zamiast zatem rozprawiać - często w uzasadnionym nawet, lecz mało konstruktywnym tonie moralnej wyższości - nad populistycznym stylem naszych oponentów, musimy zastanawiać się jak budować wspólne jednak państwo w czasach tak głębokiej i trwałej polaryzacji" - taka była puenta wystąpienia prof. Kisilowskiego.
"Z populizmem jest jak z papierosami – gdyby nikt ich nie palił, to by nie szkodziły" - mówił Włodzimierz Cimoszewicz, wicepremier i minister sprawiedliwości (1993-1995), premier (1996-1997), minister spraw zagranicznych (2001-2005), marszałek Sejmu (2005), prawnik, specjalista prawa międzynarodowego - "Najważniejsze, żeby wyeliminować jego negatywne skutki w polityce. Jak? Największym problemem jest ignorancja".
"Większość ludzi nic nie czyta, poza jakimiś sensacyjkami. Winna jest również polska szkoła, która przez 27 lat nie postawiła na poważną edukację obywatelską. Trzeba to w końcu zrobić.
Do tego wraz ze spadkiem globalnego znaczenia Europy rośnie pesymizm i spada nasza zdolność reagowania na problemy. Dlatego tak ważne jest, by integrować Unię Europejską i zwiększać jej siłę.
Z drugiej strony: spójrzmy na sukces Macrona. Gdy we Francji wydawało się już, że wszystkie karty są rozdane, nagle pojawia się młody, odważny kandydat, który odważnie proponuje wizję otwartej, tolerancyjnej republiki i wygrywa. Problem w wielu państwach jest taki, że brakuje takich kandydatów po stronie liberalnej".
"Opis prof. Müllera nieźle pasuje do populizmu, ale nie wyczerpuje tematyki polskiej. W ostatnich dwóch latach Prawo i Sprawiedliwość obudziło uprzedzenia i patologiczne fobie, ale nie stworzyło ich od zera. A źródła polskich problemów mają charakter kulturowy: ze złamaniem prawa wprowadziliśmy religię do szkół, pozwoliliśmy na zbudowanie imperium Tadeusza Rydzyka oraz utrudniliśmy młodzieży darmowy dostęp do zajęć pozaszkolnych, kulturalnych - mówiła dr hab., profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, karnistka i kryminolożka, ekspertka m.in. Rady Europy, feministka.
W kraju, w którym nawet lewica jest prawicowa, nauczyliśmy się akceptować niedemokratyczne zasady – na przykład ograniczenie praw reprodukcyjnych kobiet (połowę społeczeństwa potraktowaliśmy prawem karnym!) czy ograniczenie praw osób homo- i transseksualnych.
My, Polacy, przyzwyczailiśmy się do masowej dyskryminacji i budujemy poczucie własnej wartości – na tym, że inna grupa ma gorzej.
Jesteśmy wytresowani, że są grupy, które można pozbawiać podstawowych praw, jesteśmy społeczeństwem wytresowanym do wykluczania i traktowania ludzi nierówno. Identyfikujemy się ze sobą poprzez wykluczanie innych, a nie poprzez ich włączanie. To jest prawdziwe zagrożenie, fundament pod sukces populizmu".
"Fromm analizował przyczyny faszyzmu – i populizmu – poprzez emocje, najsilniejszą był dla niego strach. A jak było w Polsce? Przecież nasza młodzież i nasza klasa średnia, które ostatnio zwracają się ku populistycznej prawicy, nie mają specjalnych powodów dla strachu. Myślę, że emocjonalnie napędza ich pustka aksjologiczna. Nasza klasa średnia przechodzi kryzys wieku średniego, a nasza młodzież jest totalnie znudzona. Jedni i drudzy domagają się więcej niż tylko stabilizacji, domagają się emocji - mówił prof. dr hab., Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, związany z Centrum Badań nad Prawem i Społeczeństwem Uniwersytetu Oksfordzkiego, radca prawny.
Co by nie mówić o populizmie, to oferuje on prawdziwe emocje. Marsze z pochodniami, flagi, race. To są prostackie emocje, ale to są prawdziwe emocje.
W naszej konstytucji zaś oferujemy wyłącznie wartości negatywne, oparte na wolności od. Nie mówimy jednak, co należy robić. Nie lubimy patosu, nie lubimy wielkich słów, jesteśmy chłodni. Wielki marsz z pochodniami będzie zawsze bardziej atrakcyjny niż orzeł z czekolady.
Dzisiejszy liberalizm nie może być już cyniczny ani chłodny, musi być gorący. Musimy wrócić do wielkich narracji, musimy zatroszczyć się o emocjonalny język. Musimy wymyślić język patriotyzmu konstytucyjnego, musimy wymyślić porywającą narrację.
Znalezienie takiego języka jest jednak niezwykle trudne, gdyż liberalizm nie lubi mówić innym, co mają robić.
Jeśli jednak nie uda się tych wielkich symboli stworzyć, to liberalizm przegra z populizmem.
Wesprzyj projekt naszej Fundacji. Dołącz do zbiórki na Archiwum Osiatyńskiego https://pomagam.pl/archiwum
Autor zrezygnował z honorarium wyrażając w ten sposób wsparcie dla OKO.press
Profesor prawa i strategii na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Wiedniu. Naukowo zajmuje się strategicznym podejściem do prawa i polityki, publikując w trzech dyscyplinach: prawie, zarządzaniu i naukach politycznych. Współ- autor artykułów naukowych w wiodących czasopismach, w tym w „Law and Social Inquiry” oraz „Business and Society”, oraz czterech książek, w tym Administrategii wydanej w pięciu językach (wyd.pol. Studio Emka 2016). Jego komentarze publikowane były m.in. w „Los Angeles Times”, „Foreign Policy”, „Politico”, „Project Syndicate” i „Haaretz”. Jest współtwórcą i wiceprezesem stowarzyszenia Inkubator Umowy Społecznej (IUS) i współredaktorem Umówmy się na Polskę (Znak 2023) - książki prezentującej kompleksową propozycję reform ustrojowych przygotowaną przez IUS. Absolwent uniwersytetów Yale, Princeton i Inseadu.
Profesor prawa i strategii na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Wiedniu. Naukowo zajmuje się strategicznym podejściem do prawa i polityki, publikując w trzech dyscyplinach: prawie, zarządzaniu i naukach politycznych. Współ- autor artykułów naukowych w wiodących czasopismach, w tym w „Law and Social Inquiry” oraz „Business and Society”, oraz czterech książek, w tym Administrategii wydanej w pięciu językach (wyd.pol. Studio Emka 2016). Jego komentarze publikowane były m.in. w „Los Angeles Times”, „Foreign Policy”, „Politico”, „Project Syndicate” i „Haaretz”. Jest współtwórcą i wiceprezesem stowarzyszenia Inkubator Umowy Społecznej (IUS) i współredaktorem Umówmy się na Polskę (Znak 2023) - książki prezentującej kompleksową propozycję reform ustrojowych przygotowaną przez IUS. Absolwent uniwersytetów Yale, Princeton i Inseadu.
Komentarze