0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja: Mateusz Mirys / OKO.pressIlustracja: Mateusz ...

Ceremonia otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu 26 lipca 2024 pełna była scen, które uznano za kontrowersyjne. Najwięcej mówiono o pastiszu „Ostatniej wieczerzy” Leonarda da Vinci czy też uczty bogów Olimpu (w zależności od tego, w jaką interpretację wierzyć).

Notabene w dyskusji tej zupełnie pominięto fakt, że „Ostatnia wieczerza” – którą można oglądać w Mediolanie, nie w Paryżu – była jednym z kluczy do osławionego „Kodu Leonarda da Vinci” Dana Browna – w którym Paryż odgrywa bardzo istotną rolę.

Zaś cała ceremonia przecież obficie karmiła się popkulturą. Skoro po dachach Paryża skakał tajemniczy człowiek w kapturze przypominający postać z serii gier komputerowych „Assassin’s Creed”, to i nawiązanie do Dana Browna nie mogłoby dziwić.

Istotnym (chociaż przyćmionym przez skandal z wieczerzą/ucztą) elementem ceremonii otwarcia okazała się też Maria Antonina. Słynna francuska królowa, ścięta podczas rewolucji francuskiej w 1793 roku. Widzów oglądających ceremonię otwarcia igrzysk zszokował jej zdekapitowany kadłub, w krwistoczerwonej sukni, z obciętą głową w dłoniach.

Postać przedstawiająca królową Marię Antoninę ze ściętą głową podczas widowiska na otwarcie Igrzysk Olimpijskich w Paryżu, 26 lipca 2024. Zrzut ekranu z transmisji kanału Eurosport

Taką postać królowej zaprezentowano w oknie Conciergerie – części paryskiego Pałacu Sprawiedliwości nazwanej w XVIII wieku „przedsionkiem gilotyny”. To tam zapadały wyroki podczas tzw. rządów terroru i tam czekała na egzekucję nieszczęsna władczyni.

Na otwarcie Igrzysk ożywiona komputerowo obcięta głowa Marii Antoniny śpiewała przy rytmach zespołu metalowego Gojira rewolucyjną pieśń „Ah! Ça ira, ça ira, ça ira” („Ach! Uda się, uda się, uda!”). Potem pałac lizały języki ognia i pokrywały długie czerwone konfetti przypominające strugi krwi.

Nawet 231 lat po śmierci Maria Antonina wciąż jest więc bohaterką skandali. Wiele z nich opierało się jednak na niezrozumieniu i przesadzie, na przekłamaniach i przeinaczeniach lub było całkiem wyssanych z palca.

Przeczytaj także:

Narzeczona bez języka

Maria Antonina urodziła się w 1755 roku w Wiedniu jako piętnaste (!) dziecko cesarza Franciszka I oraz Marii Teresy Habsburg. Dziewczynka miała liczne grono sióstr, z których każda potencjalnie mogła zasiąść na tronie przy boku władcy któregoś z europejskich państw.

Wydawanie swych córek za mąż w ramach politycznych układów i sojuszy praktykowali Habsburgowie przez wieki i opanowali to do perfekcji (czego doświadczyła także Polska).

„Niech inni prowadzą wojny, a ty, szczęśliwa Austrio, żeń się!”, taka przyświecała im dewiza. Nie wszystkie Habsburżanki dożywały chwil chwały. Starsze siostry Marii Antoniny – Maria Joanna Gabriela i Maria Józefa – zmarły na ospę w wieku kilkunastu lat, przed planowanym ożenkiem.

Kiedy Maria Antonina była jeszcze dzieckiem, monarchowie Austrii i Francji ustalili, że zostanie żoną francuskiego następcy tronu Ludwika Augusta (wnuka króla Ludwika XV i Marii Leszczyńskiej oraz syna Ludwika Ferdynanda Burbona i polskiej królewny Marii Józefa Karoliny Saskiej, przedwcześnie zmarłych w roku 1765 i 1767).

To był mariaż nad mariażami.

I dopiero wtedy cesarzowa Maria Teresa jakby oprzytomniała, że jej córeczka tak skutecznie wymigiwała się przez lata od nauki, że nie tylko nie ma pojęcia o historii i słaba jest z muzyki, ale też ledwo pisze po niemiecku i nie potrafi dobrze mówić po francusku. Zauważyli to także wysłannicy francuskiego dworu.

Trudno jednak obwiniać o te braki samą dziewczynkę. Trudno także jej zarzucać, że gdy jako czternastolatka wysłana została do Francji, to mimo wbitych naprędce słówek i salonowej ogłady, myślała chętniej o zabawach i balach.

Niebieskie trampki królowej, pojawiające się w filmie „Maria Antonina” Sophii Coppoli, to tylko żart, a zarazem symbol fantazji i zamiłowania do strojów Austriaczki. I właśnie moda bardzo jej zaszkodziła...

Modowe ekscesy

„Kilka miesięcy po przybyciu do Wersalu młodziutka żona następcy tronu znalazła się na językach za odmowę noszenia wymaganego przez dworską etykietę sztywnego gorsetu. Z czasem – pod presją matki i dworzan – uległa. Wkrótce jednak sprowokowała skandal, jeżdżąc konno w męskim stroju – w obcisłych spodniach – i »po męsku« dosiadając wierzchowca.

Co gorsza, latem 1771 roku zamówiła ukazujący ten wybryk oficjalny portret konny, nawiązujący do wizerunków Ludwika XIV. Była to śmiała manifestacja ze strony Marii, bo plotkowano wówczas o problemach ze skonsumowaniem małżeństwa, co wiązało się z osłabieniem pozycji Austriaczki” – pisała historyczka sztuki i kostiumolożka Małgorzata Możdżyńska-Nawotka w artykule „Najsławniejsza ofiara mody” (w: „Focus Historia” nr 10/2015).

Potem nie było wcale lepiej. Kiedy w 1774 roku jej mąż wstąpił na tron jako Ludwik XVI, a Austriaczka została królową Francji, zaczęła promować ekstrawaganckie wysokie fryzury zwane pouf. Nie tylko w Wersalu.

Portret królowej Francji Marii Antoniny, namalowany przez Élisabeth Louise Vigée Le Brun w 1783 roku. W zbiorach pałacu w Wersalu. Fotografia obrazu, jak i sam obraz, są w domenie publicznej

„Ekstrawagancja w dziedzinie mody była dotąd we Francji domeną królewskich metres, nie małżonek (Ludwik XVI nigdy jednak nie miał metresy). Miano jej za złe, że naśladują ją nie tylko arystokratki, ale i kobiety o skromniejszej pozycji, przez co zostało zrujnowanych wiele domowych budżetów! (...)

Problemów przysporzyło nawet jej zamiłowanie do piór, tradycyjnie przynależących do kostiumu teatralnego. Gdy Maria Antonina wysłała matce swój portret z fryzurą przybraną długimi piórami, ta odesłała obraz. Stwierdziła, że musiała zajść jakaś pomyłka, bo otrzymała portret aktorki, a nie królowej Francji!” – pisała Małgorzata Możdżyńska-Nawotka.

Kiedy z kolei ciężarna Maria Antonina zaczęła prezentować się w luźnych koszulowych sukniach, zaczęto jej zarzucać, że wychodzi na widok publiczny w bieliźnie, co nie uchodzi królowej.

I tak źle, i tak niedobrze. Przede wszystkim jednak wciąż zarzucano jej zamiłowanie do luksusu, co kraj prowadzący wojny z Anglią (do roku 1783 trwała wojna o niepodległość USA, w której Francja stała po stronie zbuntowanych angielskich kolonii) narażało na niepotrzebne koszty.

Naszyjnik na miarę skandalu

Marię Antoninę przezywano Madame Deficit, jakby to tylko ona odpowiadała za rozbuchane wydatki królewskiego dworu. Owszem, lubiła luksus i hazard, ale to nie Austriaczka pogrążała ekonomicznie Francję. Wystarczyłaby zdecydowana postawa Ludwika XVI, by zacząć uzdrawiać finanse państwa. Królowi zabrakło też zdecydowania, by odepchnąć podejrzenia od małżonki, gdy we Francji wybuchła tzw. afera naszyjnikowa.

Zaczęło się od arcydrogiego (wartego w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze przynajmniej 10 mln złotych) brylantowego naszyjnika, który zamówił jeszcze stary król Ludwik XV dla swojej faworyty.

Monarcha zmarł przed realizacją zakupu, ofertę przedstawiono więc jego następcy. Ludwik XVI odrzucił ten pomysł jako zbyt kosztowny. Sprawę podchwyciła jednak ambitna i zubożała hrabina de la Motte. Wmówiła kardynałowi de Rohan, chcącemu wkraść się w łaski królowej, że Austriaczce bardzo zależy na naszyjniku.

De la Motte przekonała kardynała, by nabył klejnoty w imieniu władczyni. W tej aferze znalazło się nawet miejsce dla sobowtóra królowej i sfałszowanego podpisu Marii Antoniny! Ostatecznie kardynał przekonał jubilerów do płatności w ratach, odebrał biżuterię i przekazał hrabinie do doręczenia królowej.

De la Motte ulotniła się jednak z naszyjnikiem, a na dwór królewski zaczęły trafiać monity w sprawie płatności. Wtedy sprawa się wydała. Kardynał został uwięziony, aczkolwiek dzięki wsparciu Kościoła i arystokracji wybronił się z zarzutów. De la Motte schwytano, napiętnowano jako złodziejkę i wtrącono do więzienia, aczkolwiek wcześniej zdołała rozsprzedać diamenty z naszyjnika.

Maria Antonina nie była niczemu winna, lecz cała Francja wierzyła, że Austriaczka naprawdę marzyła o luksusowym naszyjniku i ona odpowiada za skandal.

Lubieżne monstrum

Królowa nigdy nie wypowiedziała też przypisywanego jej zdania „Niech jedzą ciastka”, gdy usłyszała o paryżanach demonstrujących z powodu braku chleba. W rzeczywistości słowa te przepisywano już wcześniej innym osobom z kręgu władzy. Wspominał o tym w swoich pismach Jean Jacques Rousseau – jeszcze przed ślubem Austriaczki z Ludwikiem – nie konkretyzując jednak autorki kontrowersyjnego sformułowania.

Tymczasem rewolucyjne nastroje w ubożejącej Francji narastały. Z upodobaniem podgrzewała je m.in. prasa angielska.

„Królowa Gallów ma słabość do Anglików. W rzeczywistości większość jej faworytów pochodzi z tego kraju. Żaden nie był tak mocno przez nią wspierany jak Mr. W. Chociaż sakiewka tego dżentelmena była znana jako dziurawa, od kiedy pojechał do Paryża, żyje tam na najwyższym poziomie elegancji, smaku i mody. Jego powozy, liberie, stół, wszystko jest w najwyższym stopniu kosztowne i utrzymane z przepychem” – donosiła gazeta „Morning Post” 13 grudnia 1784 roku.

Plotki podsłuchane w Wersalu skwapliwie puszczano w obieg. Chociaż we Francji oficjalnie nie można było pisać o królewskich romansach i skandalach, rozmaite pamflety krążyły jednak nielegalnie.

Widziano w Austriaczce próżną, rozrzutną i swawolną intrygantkę. Zapewne miała kochanków, nikogo to wówczas nie szokowało. Możliwe, że był wśród nich jej bliski przyjaciel szwedzki arystokrata Axel Fersen. Niektórzy widzą w nim nawet ojca dzieci królowej, brak jednak na to dowodów.

Na karykaturach Ludwika XVI i Marię Antoninę przedstawiano jako dwugłowe monstrum, niezdolne do porozumienia, w którą pójść stronę. Prześmiewcy rysami i fryzurami królowej obdarzali smoka, harpię, potwora rzekomo wyłowionego w 1784 roku w Peru i zabranego w klatce do Europy. Albo strusia z głową kobiety, mówiącego: „Z łatwością trawię złoto i srebro, ale nie mogę przełknąć konstytucji”.

Jakby to od Marii Antoniny zależały przemiany ustrojowe, których domagali się Francuzi i które ostatecznie doprowadziły do rewolucji i obalenia monarchii.

Król Francji Ludwik XVI, obraz namalowany przez Antoine-François Callet w 1788 roku. Obraz znajduje sie w Muzeum Narodowym w Wersalu. Fotografia w domenie publicznej

Bez dumy, z wielkimi uprzedzeniami

Ponoć po pojmaniu królowa z miejsca osiwiała – takie nagłe wybielenie włosów nazywa się odtąd syndromem Marii Antoniny. Los pary monarszej był nie do pozazdroszczenia. Kiedy rewolucjoniści stawali się coraz bardziej bezkompromisowi, król Ludwik XVI, sprowadzony do roli „obywatela Kapeta”, został skazany za zdradę stanu i zgilotynowany 21 stycznia 1793 roku.

Na szafot skazano także Marię Antoninę. Stało się to po procesie, w którym nie tylko zarzucano jej antypaństwowy spisek. Na podstawie plotek odsądzano ją od czci i wiary: chociaż nie była złą matką, oskarżano ją nawet o molestowanie syna.

16 października 1793 roku Marię Antoninę oddano w ręce kata. Nie szła na szafot z dumnie rozwianymi lokami jak na filmie „Napoleon” Ridleya Scotta. Była schorowaną więźniarką, przykładnie ostrzyżoną i narażoną na agresję gawiedzi przybyłej na miejsce kaźni.

Stojąca w przeciwieństwie do czarnego PR Marii Antoniny legenda robiąca z niej anioła mówi, że podczas egzekucji nadepnęła przypadkiem na nogę kata, więc uprzejmie go przeprosiła. To także raczej nie jest prawda.

„Życie Marii Antoniny jest jaskrawym dowodem okrucieństwa losu w stosunku do bezbronnego przeciętnego człowieka, któremu przemocą każe wyrosnąć ponad jego własne ludzkie rozmiary i możliwości. Maria Antonina żyła trzydzieści osiem łat, a przez trzydzieści szła drogą przeciętnej kobiety, jakkolwiek przeżyła je w niezwykłych okolicznościach. Nie przekroczyła pospolitości ani w złym, ani w dobrym znaczeniu.

Była to dusza mała, charakter nieciekawy, a rola, jaką Maria Antonina grała przez długie lata, odpowiednia byłaby z punktu widzenia doniosłości historycznej raczej dla statysty.

Bez rewolucji, niszczącej bezmyślny świat jej igraszek, mała arcyksiężniczka z domu Habsburgów żyłaby dalej beztrosko jak sto milionów innych kobiet: tańczyłaby, gawędziła, kochała, śmiała się, stroiła, składała wizyty, dawała jałmużnę i rodziła dzieci, aż wreszcie umarłaby spokojnie na królewskim łożu, nie przeżywszy właściwie nic doniosłego.

Złożono by ją uroczyście na katafalku, noszono by po niej żałobę, a wkrótce zatarłaby się w pamięci potomnych jak tyle innych księżnych” – pisał o niej w swojej powieści biograficznej popularny austriacki pisarz Stefan Zweig.

Czy to prawda?

Jeśli paryżanie nie mają chleba, niech jedzą ciastka. „Qu’ils mangent de la brioche!”

Sprawdziliśmy

Królowa nigdy nie wypowiedziała takiego zdania. Wywodzi się ono z "Wyznań" Jeana-Jacques’a Rousseau z 1765 r. Maria Antonina miała wtedy dziewięć lat

Skazana na legendy

A co stało się z głową Marii Antoniny, którą ożywił komputer podczas uroczystości otwarcia igrzysk w Paryżu? Pokazywała ją w swoim gabinecie słynna Madame Tussaud, jednak była to w najlepszym razie woskowa kopia. Prawdziwa głowa spoczęła wraz z ciałem królowej w masowym grobie.

Po restauracji monarchii we Francji w miejscu tym stanęła kaplica, zaś kości Marii Antoniny i Ludwika XVI przeniesiono do bazyliki w Saint-Denis, nekropolii francuskich monarchów.

W wielu kolekcjach można znaleźć domniemane kosmyki włosy Marii Antoniny, bardzo ciężko jednak stwierdzić, które z nich są autentyczne. Jeszcze bardziej podejrzany był welon czy też szal Marii Antoniny, do 1958 roku będący ozdobą Kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w dolnośląskiej Nowej Wsi, przy Śnieżnickim Parku Krajobrazowym.

Królowa miała go przekazać przed egzekucją swemu spowiednikowi, a potem po różnych perturbacjach pamiątka wylądowała w Ziemi Kłodzkiej. Po czym w latach 50. XX wieku stamtąd zniknął, podobno wywieziony do Niemiec.

„Podobno” to słowo, bez którego biografia Marii Antoniny nie istnieje.
;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Adam Węgłowski
Adam Węgłowski

Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.

Komentarze