0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

W ostatnich wyborach to kobiety miały dominujący głos. W głosowaniu wzięło ich udział więcej niż mężczyzn. I choć w Parlamencie będą w mniejszości, to jednak ich głos zaczyna się wreszcie liczyć. Zaprosiliśmy naukowczynie, liderki opinii, aktywistki, ekspertki, aby podzieliły się swoimi refleksjami na temat wyborów i oczekiwanej zmiany w Polsce. Jakie kwestie są dla nich najważniejsze? Co w pierwszej kolejności chciałyby zmienić w kraju? Kogo i co wybierają Polki?

Przeczytaj także:

Pierwsza odpowiada dr hab. Renata Mieńkowska-Norkiene, socjolożka i politolożka:

Co zrobić z tak silnym demokratycznym mandatem?

Demokratyczna opozycja wygrała wybory parlamentarne przy ogromnej jak na polskie warunki frekwencji. Daje to nowej władzy silny mandat demokratyczny. Wziąwszy pod uwagę, jak bardzo nierówną walkę ze Zjednoczoną Prawicą musiały stoczyć partie opozycji demokratycznej, legitymacja przyszłego rządu jest nadspodziewanie duża, co zostało odnotowane w europejskich instytucjach.

„Bruksela” 15 października niewątpliwie odetchnęła z ulgą. Po przegraniu przez opozycję demokratyczną wyborów na Węgrzech, a ostatnio na Słowacji, kolej mogła przyjść na Polskę. Na szczęście nie przyszła, a niebudzące żadnych wątpliwości zwycięstwo sił proeuropejskich w Polsce daje nadzieję nie tylko na uruchomienie środków z Krajowego Planu Odbudowy, ale także na ponowne włączenie się Polski w aktywną realizację istotnych założeń unijnej agendy (w obszarach: energetycznym, klimatycznym, cyfryzacji, migracyjnym i wielu innych).

Zjednoczona Prawica nie tylko uporczywie nie realizowała kamieni milowych w celu pozyskania środków z KPO, ale sprowadziła Polskę w Unii Europejskiej do roli pasywnego konsumenta funduszy, nieuczestniczącego w dyskusjach i działaniach na rzecz rozwoju integracji europejskiej, a nawet do roli hamulcowego niektórych istotnych reform – choćby w polityce migracyjnej, energetycznej czy bezpieczeństwa.

A zatem hasło: „Polska wraca do Europy” – chętnie zamieszczane w mediach społecznościowych przez zwolenników zmiany, jaką przyniosły wybory – nie jest przesadzone.

Pojawia się bowiem szansa na to, że Polska rzeczywiście zacznie odgrywać większą rolę w nadawaniu tonu integracji europejskiej

Jest to szczególnie istotne w trudnych warunkach wojny w Ukrainie, zagrożenia rosyjskiego, ostrej konkurencji z Chinami – notabene również niebezpiecznymi dla światowego pokoju – presji migracyjnej związanej z trudną sytuacją na Bliskim Wschodzie, wreszcie wyzwań związanych ze zmianami klimatycznymi i demograficznymi na Starym Kontynencie.

Czy szansa ta zostanie wykorzystana przez rząd Donalda Tuska? Wiele wskazuje na to, że tak.

Pięć pilnych spraw

Po pierwsze,

w istocie najpilniejszą „europejską” sprawą do załatwienia dla nowego rządu będzie odblokowanie środków z KPO. Wbrew temu, co się powszechnie uważa, nie wymaga to ustaw, które może przecież zawetować lub wysłać do pseudo-Trybunału Konstytucyjnego prezydent. Wystarczą zmiany personalne, choćby w odniesieniu do rzecznika dyscyplinarnego sędziów (wprowadzone w porozumieniu ze środowiskami sędziowskimi). Czasu na skonsumowanie środków z KPO jest mało, a potrzeby ogromne, o czym Bruksela wie, nie robiąc raczej problemów nowej władzy.

Po drugie,

europejskie instytucje potrzebują odnowienia dialogu z polskimi władzami w obszarach trudnych, choćby kwestii migracyjnych czy relacji z Ukrainą. Nowy rząd będzie musiał znaleźć sposób na konstruktywny dialog z Brukselą i Kijowem przy jednoczesnym nienarażaniu się polskiemu społeczeństwu, które żółtą kartkę siłom demokratycznym może pokazać już wiosną 2024 roku w wyborach samorządowych i/lub do Europarlamentu. Dodatkową trudność może też stanowić kwestia zniesienia embarga na ukraińskie zboże, wymagająca bardzo delikatnego rozegrania tej kwestii w odniesieniu do polskich rolników. Współtworzące rząd Polskie Stronnictwo Ludowe będzie zapewne musiało uwzględniać kwestie pozyskania głosów rolników w kolejnych wyborach, kiedy będą negocjowane z Brukselą i Kijowem kwestie embarga.

Po trzecie,

wygraną opozycji Polska odwróciła niebezpieczny trend zwyciężania opcji eurosceptycznych i proeuropejskich w wyborach w państwach członkowskich Europy Środkowej i Wschodniej, co daje szansę na dalszą izolację Węgier i zapewne reakcje wobec Słowacji w przypadku, gdy łamałaby zasady i wartości europejskie lub jedność w podejściu do Rosji. Pojawia się tu zatem istotne pytanie o strategiczną orientację rządu Tuska w UE, czyli o to, czy wybierze on raczej współpracę z Niemcami i Francją, czy może z państwami Bałtyckimi i Skandynawią, czy może spróbuje zarządzać różnymi sojuszami w zależności od podejmowanej kwestii…

Były szef Rady Europejskiej to wytrawny polityk, doświadczony w negocjacjach na poziomie ponadnarodowym. Czy będzie miał odwagę, by wyjść poza myślenie wyłącznie o sprzątaniu po PiSie i reagowaniu na problemy doraźne, by Polska naprawdę uczestniczyła w decydowaniu o kształcie UE? Bruksela może mieć takie oczekiwanie, zwłaszcza że nowe władze europejskich instytucji zostaną wyłonione w 2024 roku i dobrze byłoby, by proeuropejskość polskiego społeczeństwa i nowego rządu stały się dla Brukseli pewnikiem, a nie podstawą ciągłych wątpliwości.

Po czwarte,

skoro mowa o europejskich urzędnikach najwyższego szczebla (szef KE, szef RE, Wysoki Przedstawiciel, komisarze), warto podkreślić, iż Polska powinna mieć wpływ na ich obsadzenie. Co więcej, zostały już rozpoczęte przez Zjednoczoną Prawicę procedury wyboru nowych sędziów TSUE, które powinny zostać zakończone przez nową władzę, by następnie zatwierdzono sędziów już na poziomie europejskim. Marek Safjan nie zamierza kontynuować swojej misji w TSUE, a zatem musi zostać wybrany nowy dobry kandydat na to stanowisko. Zjednoczona Prawica chyba nie spodziewała się utraty władzy albo też nie miała odpowiednich specjalistów, bo nie pojawili się jeszcze sensowni kandydaci z tej formacji, a sama procedura jest w toku.

Po piąte,

zbliżające się wybory do PE już zapewne spędzają sen z powiek liderów planujących utworzenie nowego polskiego rządu, ponieważ zakładając, że powstanie on w grudniu, pozostanie mu kilka miesięcy na zrealizowanie obietnic, a mobilizacja proeuropejskich wyborców w wyborach parlamentarnych nie musi się powtórzyć w eurowyborach. Co więcej, boleśnie doświadczony słabym wynikiem w wyborach do PE z 2019 roku PSL nie będzie zapewne chciał dotykać przed wyborami kwestii, które Kosiniak-Kamysz już określił jako „światopoglądowe” (choćby aborcja), a które stanowią o wiarygodności sił demokratycznych dla wielu wyborców (zwłaszcza wyborczyń), którzy głosowali na KO, TD i Lewicę właśnie ze względu na te kwestie.

Rozczarowanie brakiem działania rządu w tych kwestiach może być znacznie bardziej dotkliwe dla ugrupowań demokratycznych w kontekście eurowyborów niż oskarżenia PSLu (które zapewne będzie z pasją rozpowszechniał PiS) o „tęczowość”.

Unijne instytucje niewątpliwie oczekują prawnego usankcjonowania standardów praw człowieka funkcjonujących już niemal w całej Unii Europejskiej.

Co ważne, dla podobnej grupy wyborców kwestie aborcji są tak samo istotne, jak kwestie zmian klimatycznych, a te ostatnie stanowią ważny temat przed eurowyborami. Jeśli jednak nowy rząd tego nie zrozumie, może się okazać, że debatę przed eurowyborami zdominuje dyskurs narzucany przez środowiska Zjednoczonej Prawicy i Konfederacji, istotny krajowo, a nie europejsko. Taki zresztą będzie PiSowi łatwiej wygrać, bo wygeneruje on emocje i mobilizację jego twardego elektoratu.

Po szóste,

przed rządem Tuska stoi zadanie przebudowy i zwiększenia efektywności systemu koordynacji polityki europejskiej oraz systemu relacji dyplomatycznych i nieformalnych z urzędnikami instytucji UE. To ważne w kontekście ogromnej liczby wyzwań, z jakimi mierzy się ostatnio UE. Ponadto pojawia się pytanie, czy Polska zdecyduje się dołączyć do takich projektów wzmocnionej współpracy, jak Prokuratura Europejska czy strefa euro, czego niewątpliwie oczekuje Bruksela. Szansa na to, oczywiście jest, ale to raczej perspektywa kilkuletnia niż kilkumiesięczna.

Europa oczekuje od Polski, przede wszystkim, konstruktywnego dialogu, ale też poszanowania europejskich wartości, przewidywalności działań i gotowości do negocjacji w trudnych kwestiach. Oczekuje też wiarygodności i świadomości konieczności transformacji w wybranych obszarach (gównie energetycznym). Rząd Tuska powinien to zapewnić, ale są przecież czynniki ryzyka, czyli choćby kampania przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, gdzie demokratyczna koalicja rządząca może podlegać nasilonym tarciom i presjom, czy postawa prezydenta Andrzeja Dudy, który może utrudniać efektywną realizację europejskich planów rządu Tuska.

Krótko mówiąc, 15 października 2023 roku Polska wróciła do Europy, jednak kluczowym pozostaje pytanie, czy tylko do eurowyborów? Kolejne, nawet ważniejsze, pytanie brzmi: kiedy Europa w pełni wróci do Polski i czy stanie się to w ciągu najbliższych 4 lat?

;
Na zdjęciu Renata Mieńkowska-Norkiene
Renata Mieńkowska-Norkiene

Socjolożka i politolożka. Pracuje jako adiunktka na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Jest Przewodniczącą Rady Programowej Międzynarodowego Instytutu Społeczeństwa Obywatelskiego oraz członkinią sieci Team Europe Direct

Komentarze