Sebastian Klauziński, OKO.press: Czy w niedzielę 10 maja odbędą się wybory prezydenckie?
Prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista: Nie. To wyraźnie wynika z deklaracji Państwowej Komisji Wyborczej wyrażonej w piśmie skierowanym do Marszałek Sejmu, która zarządziła wybory. Przewodniczący PKW stwierdził, że nie sposób tych wyborów przeprowadzić ze względów prawnych i organizacyjnych.
Ale skoro Sąd Najwyższy decyduje o ważności lub nieważności wyborów, to one najpierw się chyba muszą odbyć.
Chwileczkę. Najpierw ustawa o wyborach korespondencyjnych, która została dziś potwierdzona w Sejmie wobec odrzucenia weta Senatu, musi zostać podpisana przez prezydenta. Jeśli prezydent podpisze ją dzisiaj, to ogłoszenie nastąpi przypuszczalnie 8 maja, a ustawa wchodzi w życie dzień po dniu ogłoszenia, czyli 9 maja.
Jeśli prawo wchodzi w życie w przeddzień zdarzenia, które ma przebiegać według tego prawa, to trudno, żeby można było uznać, że to zdarzenie może się zdarzyć. W związku z tym wybory 10 maja się nie odbędą.
A co z ciszą wyborczą? Zgonie z kalendarzem wyborczym powinna się ona zacząć w piątek o północy.
W związku z tym, że wybory się nie odbędą to i cisza wyborcza nie ma sensu.
Jeśli dzisiaj wiemy, że nie będzie wyborów, to nie ma powodu, żeby siedzieć cicho.
Formalnie cisza wyborcza obowiązuje, bo obowiązuje zarządzenie Marszałek Sejmu, ale cisza nie istnieje sama dla siebie, tylko jest związana w sposób nierozerwalny z finałem. Ponieważ nie będzie finału, to egzekwowanie ciszy jest pozbawione sensu prawnego.
Czyli nie muszę obawiać się grzywny za jej złamanie w najbliższy weekend?
A to zależy, co w tej sprawie powie sąd. Moim zdaniem, jeśli nie ma zdarzenia, które jest chronione ciszą, to i nie ma sensu ochrona. W tej sprawie trzeba się zwrócić do PKW.
Jeśli SN stwierdzi o nieważności wyboru prezydenta, to czy cała procedura wyborcza musi ruszyć na nowo? Kandydaci muszą na nowo zbierać podpisy potrzebne do rejestracji w PKW, od nowa ruszy kampania wyborcza?
Ta konstrukcja jest w ogóle godna Sławomira Mrożka. Nie można stwierdzić o nieważności czegoś, czego nie było. Nie można stwierdzić o nieważności niezawartego małżeństwa, o nieważności nierozegranego meczu i tak dalej. W związku z tym mamy do czynienia z bardzo niespotykaną na świecie konstrukcją.
To jest próba, test. Jeśli Sąd Najwyższy wykona zadanie powierzone mu przez panów prezesów Kaczyńskiego i Gowina, to możemy wiedzieć z kim mamy do czynienia i po co była cała ta reforma sądownictwa.
Jeśli SN podejmie decyzję po myśli panów prezesów, to okaże się, że każdy absurd będzie przez SN potwierdzony, jeśli politycy sobie tego życzą.
W związku z tym te rozważania właściwie są pozbawione sensu, ponieważ wkraczamy w sferę, która – jak mówię – ma więcej wspólnego z Mrożkiem niż z konstytucją.
Rozumiem, że prezesi już postanowili, co SN postanowi i być może, jak postanowili, tak będzie. To jest demokracja kierowana. Była kiedyś taka koncepcja, bodajże w Indonezji.
No ale załóżmy, że SN stwierdzi o nieważności. Co potem?
Najpierw musiałoby być sprawozdanie PKW z wyborów, potem SN musiałby rozpoznać protesty wyborcze. Nic takiego nie będzie miało miejsca, bo wyborów 10 maja nie będzie.
SN stwierdza o ważności lub nie ważności wyborów w ciągu 30 dni od podania przez PKW wyniku. Tylko jaki jest wynik wyborów, których nie było? Możemy oczywiście założyć, że PKW ogłosi: wybory nie dały wyniku. Ale to nie będzie prawda, bo jak można stwierdzić, że nie było wyniku, skoro w ogóle nie było głosowania?
No dobrze, ale załóżmy, że jakąś formułę wymyślimy, jakiś wykręt chytry i PKW coś takiego oświadczy. Od tego momentu SN ma 30 dni na decyzję. Myślę sobie, że SN już wie, co ma powiedzieć, więc nie będzie musiał czekać tych 30 dni.
Po decyzji SN o nieważności Marszałek Sejmu ma dwa tygodnie na zarządzenie wyborów, które muszą się odbyć w ciągu 60 dni od zarządzenia.
W załączniku do postanowienia o zarządzeniu wyborów Marszałek Sejmu zamieści kalendarz wyborczy i w tym kalendarzu powie, kiedy rozpoczynamy zbieranie podpisów, kiedy zgłaszamy je do PKW. PKW zarejestruje kandydatów no i potem kandydaci będą rywalizować.
Oczywiście podpisy będzie musiał zbierać także urzędujący prezydent.
Dzisiaj (7 maja) rano politycy PiS przekonywali, że kandydaci już zarejestrowani nie będą musieli od nowa zbierać podpisów. Mają im to gwarantować tzw. „prawa nabyte”. Więc co w takim razie z kalendarzem wyborczym, o którym pan mówi? Przecież politycy rządzącej partii nie mogą sobie ot tak zdecydować, że jakiś kandydat zachowuje zebrane wcześniej podpisy.
No, to nie jest takie pewnie, że nie mogą. Politycy wszystko mogą. Jak SN powie, że mogą, to mogą i co pan im zrobi? Oczywiście będą marudzenia, narzekania, protesty. No ale ktoś pewnie myśli sobie: a od czego mamy Sąd Najwyższy?
Będzie prezydent jak się patrzy! Rzecz jasna pojawią się wątpliwości – legitymowany, nielegitymowany. Ale proszę pana… te wątpliwości szybko przeminą.
A co z tymi, u których nie przeminą?
To są tacy skrupulaci, śledziennicy, którzy wszystko widzą w ciemnych barwach i wiecznie narzekają. Świat jest piękny, epidemia – miejmy nadzieję – szybko przeminie, możemy cieszyć się życiem. I w końcu zapomnieć, że były jakiekolwiek wybory.
W temacie… polecam CZEKOLADKI DLA PREZESA, Sławomira Mrożka! Już pierwsze opowiadanie ALFABETA pokazuje, jak daleko sięgał Mrożek w swoich przewidywaniach.
„Jeśli prawo wchodzi w życie w przeddzień zdarzenia, które ma przebiegać według tego prawa, to trudno, żeby można było uznać, że to zdarzenie może się zdarzyć. W związku z tym wybory 10 maja się nie odbędą”.
Co autor miał na myśli?
1. Jeśli x jest przepisem prawa i y jest zdarzeniem, które zostaje wyznaczone przez x, to z tego wynika, że y nie może się zdarzyć.
2. Jeśli x jest przepisem prawa i y jest zdarzeniem, które zostaje wyznaczone przez x, to z tego wynika, że y może się zdarzyć.
3. Jeśli x jest przepisem prawa i y jest zdarzeniem, które zostaje wyznaczone przez x, to z tego wynika, że y istnieje.
4. Jeśli x jest przepisem prawa i y jest zdarzeniem, które zostaje wyznaczone przez x, to z tego wynika, że y nie istnieje.
Którą z tych wersji autor miał na myśli? Zachęcam do pomyślenia i udzielenia sensownej odpowiedzi.
– Z tez interpretacyjnych inkryminowanego passusu wynika, że wszystkie one są jednakowo sensowne, a zgodnie ze znaną powszechnie sentencją: quod de omnibus iudicet, qui iudicat.
– Szkopuł jednak tkwi w wypowiedzi Prof. wyjętej przez Waćpana z kontekstu:
„(…) Jeśli prezydent podpisze ją dzisiaj, to ogłoszenie nastąpi przypuszczalnie 8 maja, a ustawa wchodzi w życie dzień po dniu ogłoszenia, czyli 9 maja (…) ”.
– W tym szerszym kontekście sytuacja logiczna inkryminowanego passusu ulega zmianie. Przestaje obowiązywać logika klasyczna, a w grę wchodzi logika nieklasyczna, konkretnie: logika temporalna, na gruncie której wypowiedź nabiera okazjonalnego sensu.
– Musisz Vladis Thesaurus podkształcić się w logikach nieklasycznych. Polecam zwłaszcza logikę kwantową. W jej świetle np. poczynania naszych Szanownych Przywódców nabierają głębszego sensu, które na gruncie logiki klasycznej mienią się być wręcz absurdalne.
Pan profesor ironicznie jak rozumiem powiedział takie zdanie cyt. "Politycy wszystko mogą. Jak SN powie, że mogą, to mogą i co pan im zrobi? Oczywiście będą marudzenia, narzekania, protesty." No właśnie politycy uważają, że wszystko mogą bo MY obywatele swoją biernością, godzeniem się na łamanie prawa i Konstytucji im na to pozwalamy. Pytanie tylko gdzie nas ta bierność i marudzenie zaprowadziła i dalej poprowadzi?
Szybko pan zapomina, że nawoływałem do udziału w wyborach, czyli współudziału w łamaniu Konstytucji.
Nie rozumiem jaki to ma związek z moim wpisem? A tak na marginesie, do czego Szanowny Pan nawoływał doskonale pamiętam.
Doprowadziło do stanu opisanego w "Roku 1984", ery postfaktów i nowomowy.
Za chwilkę zafundują nam rządziciele sankcjonowanie myślozbrodni, tylko jedna partia-matka i hip, hip, hurra, cała reszta zła !!!
Dziękujemy Wam mohairy i beneficjenci 500+, wieczna chwała Wam !!!
– Nie ma co się naigrawać z beneficjantów 500+ i innych świadczeń prospołecznych. Polityka nie jest domeną „czystego” (w sensie kantowskim) rozumu, ale interesów (w demokracji krótkofalowych – od wyborów do wyborów). Kto tego nie rozumie, niech się zajmie uprawą zieleniny w przykołchozowym ogródku.
– Diagnoza jest oczywista (tylko zaślepieni żądzą władzy ignorują ją): po doświadczeniach rządów PO-PSL, tj. (1) podwyższenie wieku emerytalnego, (2) przyzwolenie na zalanie ojczyzny masą innokulturowców i (3) przyzwolenie na dewiacyjne ideologie (m.in. genderyzm, feminizm, LGTB) – co najmniej przez następne dwie kadencje zwyciężać będzie formacja przeciwna w/w poczynaniom, czyli PiS.
– Muszą pojawić się nowe roczniki wyborców, niepomne doświadczeń z PO-PSL, by zwyciężyła inna opcja. Ewentualnie musi pojawić się nowa wiarygodna, centrystyczna siła polityczna, która by z jednej strony wchłonęła pozytywne aspekty „Dobrej Zmiany” a z drugiej odżegnała się od w/w poczynań PO-PSL.
– Nie mówmy w żadnym razie o lewicy, bo ta siła czerpiąca rodowód z totalitarnego internacjonalizmu bolszewickiego przeistoczyła się w totalitarny internacjonalizm lewacki. A wysunąłbym tezę, iż totalitaryzm internacjonalistyczny (jako że ogólnoświatowy) jest czymś o wiele gorszym od totalitaryzmu nacjonalistycznego (jako że ograniczony do jednej nacji).