0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja GazetaAgnieszka Sadowska /...

Głosowanie antyPiS odegrało ogromną rolę w największym mieście regionu, ale nie miało znaczenia w mniejszych miejscowościach i na obszarach wiejskich. Jednocześnie do sejmiku podlaskiego i Rady Miasta Białegostoku nie wszedł ani jeden zdeklarowany narodowiec. Podlasianie pokazali im czerwoną kartkę.

Czy zwycięstwo PiS w sejmiku to efekt poparcia dla rządów tej partii, czy też skutek zaniedbania mieszkańców tych terenów przez opozycję? Co naprawdę wydarzyło się na Podlasiu?

Przeczytaj także:

KO odzyskało Białystok

Białystok, w którym cztery lata temu PiS zdobył większość, właśnie wrócił pod rządy Koalicji Obywatelskiej. Prezydentem miasta po raz czwarty został Tadeusz Truskolaski. Nigdy nie był on członkiem żadnej partii, ale zawsze startował z poparciem PO, teraz KO.

Wygrał ze swoim najpoważniejszym rywalem, posłem Jackiem Żalkiem z PiS, gromadząc w pierwszej turze 56 proc. głosów, podczas gdy Żalek – 30 proc. To Truskolaski był liderem tych wyborów i pociągnął za sobą koalicyjne listy.

Pomógł mu fakt, że Jacek Żalek nie był faworytem nawet wśród elektoratu PiS. Widać to choćby w wynikach wyborów do rady miasta – PiS zdobył w nich 37 proc. głosów, czyli o 7 pkt. proc. więcej niż ich kandydat na prezydenta miasta.

Koalicja Obywatelska w wyborach do rady zdobyła 42 proc. głosów. Zyskała w niej samodzielną większość m.in. dzięki metodzie D'Hondta, na podstawie której obliczane są mandaty: jako wygrywający komitet skonsumowała także głosy zebrane przez lokalne, bezpartyjne komitety, z których największy – Inicjatywa dla Białegostoku (ruchy miejskie i partia Razem) - zdobył 8 proc. głosów, ale nie otrzymał żadnego mandatu.

(Jak metoda d"Hondta wycina mniejsze komitety opisał w OKO.press Leszek Kraszyna w tekście "Ordynacja samorządowa zawiera trującą miksturę. D’Hondt i małe okręgi niszczą demokrację")

O dobrym wyniku wyborczym KO oraz Truskolaskiego w ogromnym stopniu zdecydowała jednak współpraca z Forum Mniejszości Podlasia, organizacją zrzeszającą środowisko prawosławne w stolicy województwa podlaskiego.

Środowisko to startowało w wyborach do rady miasta z list Platformy od 2005 roku (zabiegał o to wówczas bardzo intensywnie przewodniczący podlaskiej PO Robert Tyszkiewicz, wcześniej prawosławni byli związani wyłącznie z SLD), miało nawet w pewnym okresie wiceprezydenta miasta – ale nigdy nie osiągnęło tak spektakularnego efektu jak teraz.

W tym roku wystawiło pięciu kandydatów do rady i jednego do sejmiku – i wszyscy zdobyli mandat. Skuteczność – 100 procent! Taki wynik to efekt ogromnego zjednoczenia elektoratu prawosławnego, który po pierwsze zrezygnował z głosowania na tradycyjnie popieraną lewicę, a po drugie – zmobilizował się wyborczo.

Prawosławni - pełna mobilizacja przeciw Łupaszce

Środowisko prawosławnych w minionej kadencji wielokrotnie doświadczało naruszania przez radnych PiS wartości i kwestii bardzo dla niego istotnych. Czczenie żołnierzy wyklętych: Romualda „Rajsa” Burego i Zbigniewa Szendzielarza „Łupaszki”, którzy odpowiadają za zabicie prawosławnej ludności cywilnej w kilku podlaskich wsiach, jest dla tych wyborców niemożliwe do zaakceptowania.

Tymczasem to z inicjatywy radnych PiS w Białymstoku jedną z ulic nazwano imieniem Łupaszki. Zaś środowiska prawicowe, wspierane przez lokalnych PiS-owców, organizowały w Hajnówce marsz upamiętniający Rajsa „Burego”. Trasa marszu prowadziła dokładnie pod oknami potomków jego ofiar.

Mobilizacja prawosławnych, by odsunąć takich ludzi od władzy i mieć w samorządzie swoich przedstawicieli, była bardzo silna. Jak wyliczyli sami przedstawiciele Forum Mniejszości Podlasia,

pięciu kandydatów FMP, startujących z trzecich miejsc na listach, zdobyło aż 19 proc. wszystkich głosów oddanych na kandydatów Koalicji Obywatelskiej w wyborach do rady miasta.

To robi wrażenie.

Debiutanci z KO

KO wystawiła też w tym roku na jedynkach sporo debiutantów, odświeżając swój wizerunek. Zdobyli oni wysokie poparcie, co pokazuje m.in., że wyborcy w Białymstoku głosowali nie na znane osoby, lecz po prostu na KO.

Chcieli poprzeć opozycję, nie PiS. Było to więc proste głosowanie przeciwko partii rządzącej. Widać to także w wynikach głosowania do sejmiku w Białymstoku: pierwsza na liście KO dotychczasowa radna miejska Anna Augustyn, która nie jest – mimo czteroletniej kadencji – osobą mocno rozpoznawalną, do tego prawie nie prowadziła kampanii, zdobyła ponad 11 tys. głosów.

Dało jej to drugi wynik wśród wszystkich kandydatów KO do sejmiku. Przegonił ją jedynie, w innym okręgu, były wojewoda podlaski i wicemarszałek województwa Maciej Żywno.

Odzyskanie przez KO Białegostoku było możliwe także dzięki znacznie wyższej frekwencji wyborczej. Wyniosła 51,9 proc. Mobilizacja spowodowała więc, że do urn w tym mieście poszło aż o 12 proc. wyborców więcej niż 4 lata temu.

Ktokolwiek by nie tracił, zawsze zyskuje PiS

Białystok zdecydował, że głosuje przeciwko PiS. Ale nie zdecydowali tak mieszkańcy pozostałych sejmikowych okręgów.

Przeciwnie – oni wyraźnie opowiedzieli się za partią rządzącą. Kiedy przyjrzymy się wynikom wyborów samorządowych w 2014 i 2018 roku, okaże się, że

w całym województwie poparcie dla KO – mimo wyraźnego wzrostu w Białymstoku oraz wyższej frekwencji – pozostało na podobnym poziomie (24,14 proc. - wzrost zaledwie o 1,7 pkt proc.).

Za to poparcie dla PiS wzrosło o 8 pkt. proc. - do 41,64 proc. Jednocześnie spadło poparcie dla PSL (wyniosło 14,66 proc. czyli aż o 12 pkt. proc. mniej, tym samym wracając do wyniku tej partii w regionie sprzed głosowania w 2014 roku za pomocą książeczki). Bardzo niskie poparcie odnotowała też lewica (4,7 proc.).

Wygląda na to, że PiS zbiera głosy wyborców z bardzo szerokiego kręgu światopoglądowego. Jeśli traci lewica, KO czy PSL, głosy ich wyborców zawsze przechodzą na PiS.

Łomżyńska twierdza PiS

Poparcie partii rządzącej utrzymało się na podobnym poziomie na Ziemi Łomżyńskiej, która od lat jest zadeklarowana silnie konserwatywnie i katolicko, i często właśnie tutaj padają krajowe rekordy poparcia PiS.

Tym razem było podobnie, a poparcie stracił głównie PSL (bo PO nigdy nie miała tu wysokiego poparcia). Ale tego akurat można się było spodziewać.

Zwrot w Suwałkach

Zaskoczyły natomiast wyniki PiS na Ziemi Suwalskiej oraz w powiatach otaczających miasto Białystok. W Suwalskiem PiS 4 lata temu zdobył niecałe 25 tys. głosów, teraz prawie 55 tys.

W tzw. obwarzanku białostockim (powiaty wokół Białegostoku oraz powiat hajnowski) – w 2014 roku PiS zgromadził 42 tys. głosów, a teraz 60,5 tys. I nie jest to efekt tylko wyższej frekwencji (która, co ciekawe, prawie nie wzrosła na Ziemi Łomżyńskiej), ale także rosnącego poparcia.

Co prawda ogólny wynik PiS w województwie 41,64 proc. nie jest najwyższy, w wyborach parlamentarnych tę partię poparło 45 proc. wyborców, ale to skutek zmiany nastawienia do PiS w Białymstoku. W terenie partia rządząca ma się znakomicie. Dlaczego tak jest?

Konwój wstydu zadziałał tylko w największym mieście

Po pierwsze: w Podlaskiem Platforma Obywatelska jest wyraźnie słabsza niż jeszcze kilka lat temu. Tylko w Białymstoku na wyborców zadziałała metoda wywoływania przez KO skrajnie negatywnych emocji wobec PiS.

Konwoje wstydu i billboardy o tym, że PiS zabrał ludziom miliony, nie przyniosły oczekiwanych rezultatów nigdzie poza największym miastem. Niestety,

PO ponosi obecnie konsekwencje tego, że bardzo ograniczyła swoją aktywność na obszarach wiejskich i w mniejszych miejscowościach, w niektórych powiatach wręcz zanikły jej struktury.

Silniejsi – poza PiS-em – stali się wieloletni prezydenci i burmistrzowie. A jako że samorządowcy nie wystawiali swoich list do sejmiku, wyborcy mogli wybierać tylko między listami dużych ugrupowań. I wybierali silniejszego, czyli PiS.

Po drugie: bardzo dużo stracił PSL. Pomimo że właśnie to ugrupowanie miało marszałka oraz dominowało w zarządzie województwa, miało też ciekawych kandydatów na liście w Białymstoku, nie udało mu się zachować poparcia choćby zbliżonego do tego sprzed czterech lat.

Najwięcej Stronnictwo straciło na Ziemi Suwalskiej (15 tys. głosów) i Łomżyńskiej (10 tys. głosów).

Jak widać, to właśnie Ziemia Suwalska najbardziej zmieniła sposób swego głosowania – z terenów tradycyjnie popierających lewicę przekształciła się w wyborców PiS.

  • Czy to silny wpływ ministra Jarosław Zielińskiego, posła PiS, na wyborców tego terenu (Zieliński mieszka w Suwałkach),
  • czy słabość PSL i KO,
  • czy też raczej światopoglądowe przemiany wśród wyborców wywołały taki efekt – nie wiadomo.

Nie wiemy też, na ile trwała jest to zmiana. Brakuje dziś również danych demograficznych (wyborczych, nie sondażowych), które pokazałyby, jakie grupy społeczne wybrały partię rządzącą.

Ziemia Suwalska to poza Suwałkami obszar zamieszkiwany przez coraz starszych ludzi. Młodzi stąd wyjeżdżają, a jeśli zostają w Podlaskiem, to głównie w Białymstoku – a tu przecież bardzo wyraźnie wygrała Koalicja.

Czy młodzi więc poparli KO? Czy może nie poszli do wyborów? Dopóki PKW nie udostępni regionalnych danych demograficznych, będziemy niestety tylko zgadywać, kto zdobył czyje głosy.

Narodowcy nie przeszli!

W Podlaskiem poza wynikami największych ugrupowań istotne były także wyniki narodowców. Ulokowali się na kilku listach:

  • byli wśród kandydatów Kukiz'15,
  • byli wśród kandydatów PiS,
  • Ruch Narodowy wystawił też własną listę.

Jako że Białystok od kilku lat ma przypiętą łatkę polskiej stolicy rasizmu, obserwowałam ich wyniki bardzo dokładnie. I co się okazało?

Żaden narodowiec nie został przez Podlasian wybrany do sejmiku województwa ani do Rady Miasta Białystok.

Inaczej niż w Świętokrzyskim czy Podkarpackiem, nikt, kto jawnie identyfikuje się z ideologią narodową, nie zyskał poparcia wyborców.

I to jest być może najważniejszy efekt tych wyborów w Podlaskiem. Ludzie częściej popierają tu konserwatywnych katolików, ale też potrafią – gdy zwracają na to uwagę – postawić tamę kandydatom skrajnym i radykalnym.

Oceniając głosowanie w Podlaskiem trzeba pamiętać, że to region przygraniczny. Wielokrotnie w historii ziemie te zmieniały swoją przynależność państwową. Trzeba było przetrwać niezależnie od tego, czy była tu Polska, czy też właśnie rządzili tu Rosjanie albo zajmowali teren hitlerowcy.

Dla wielu ludzi w tym rozchwianym państwowo świecie wyznacznikiem tożsamości oraz podstawą poczucia bezpieczeństwa była religia. Różna, bo też mieszanka ludnościowa była tu ogromna. Przez dziesięciolecia żyli tu katolicy, prawosławni, protestanci, Żydzi. I choć państwa się zmieniały, to religie i duchowni byli cały czas. Na nich można się było oprzeć.

To m.in. dlatego podział światopoglądowy związany wyznawaną religią jest tu wciąż widoczny, a sama wiara często nadal określa tożsamość społeczną. Trend życia świeckiego pojawia się w stolicy regionu, bo to największe miasto, ale nie zyskuje popularności poza Białymstokiem.

Dziś, gdy powszechnie uważa się, że PiS to partia katolicka, a KO idzie w kierunku życia świeckiego, w takich regionach jak Podlaskie PiS zyskuje niejako automatycznie.

Obśmiewanie zaś, częste ostatnio, znaczenia religii dla mieszkańców takich regionów wynika chyba głównie z niezrozumienia. Budowanie poczucia bezpieczeństwa na religii, nie na państwie, było doskonałym mechanizmem przystosowawczym mieszkańców regionów przygranicznych.

Tutaj o tym, czy dana wieś należeć będzie po II wojnie światowej do ZSRR czy do Polski, decydowały drobne drgnięcia ołówka podczas rysowania granicy na mapie. Do dziś są wsie podzielone na pół przez ówczesną granicę. Państwo nie dawało bezpieczeństwa, za często się zmieniało.

To, co trwałe, oferowała religia. Nie dziwmy się więc, że jest ona w Podlaskiem wciąż tak ważna. Trzeba długiego czasu, by mechanizmy przystosowawcze poprzednich pokoleń przestały oddziaływać na pokolenia kolejne.

Dopóki tak się nie stanie, dopóty partie powiązane z religią będą miały tu wyraźną przewagę.

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze