Szwecja ma problemy z imigrantami, ale ich skala nie jest nawet bliska temu, co twierdzi polska prawica m.in. ustami Jarosława Kaczyńskiego. Antyimigrancka partia Szwedzkich Demokratów uzyskała w wyborach trzeci wynik - niezły, ale poniżej prognoz. Zdecydowanie wygrali Socjaldemokraci, którzy pod koniec kampanii znaleźli dobrą odpowiedź na histerię prawicy
We wrześniu 2015 roku Jarosław Kaczyński z mównicy sejmowej mówił o 54 strefach w Szwecji, w których zamiast szwedzkiego prawa obowiązuje muzułmański szariat. W prawicowych mediach na temat Szwecji znajdziemy przede wszystkim informacje o muzułmańskich gangach i zbliżającej się wojnie domowej. W tym roku, gdy w gaszeniu szwedzkich pożarów pomagała polska straż pożarna, poseł Tarczyński uznał za stosowne podkreślić, że Polacy pomagają nie szwedzkiemu rządowi, a jedynie zwykłym Szwedom. W prawicowej narracji Szwecja jest państwem upadłym. W takiej atmosferze jedyna partia otwarcie antyimigrancka powinna cieszyć się powszechnym poparciem społeczeństwa.
Wyniki niedzielnych wyborów pokazują jednak coś innego.
W niedzielę 9 września 2018 odbyły się wybory do Riksdagu, szwedzkiego parlamentu. Najwięcej głosów zdobyli rządzący razem z Zielonymi Socjaldemokraci (28,4 proc.), drugie miejsce zajęła Umiarkowana Partia Koalicyjna (Moderaci - 19,8 proc.). Dopiero na trzecim miejscu znaleźli się antyimigranccy i nacjonalistyczni Szwedzcy Demokraci, z 17,6 proc. głosów.
"Kampania w Szwecji była inna niż wszystkie dotychczasowe, szalenie histeryczna, emocjonalna" - mówi OKO.press Katarzyna Tubylewicz, mieszkająca w Sztokholmie pisarka, kulturoznawczyni i tłumaczka literatury szwedzkiej.
"Częściowo wynikało to z tego, że dobre wyniki sondażowe Szwedzkich Demokratów w trakcie kampanii interpretowano przez pryzmat dużego niedoszacowania ich wyniku w poprzednich wyborach. Łatwo było więc o wniosek, że osiągną w wyborach katastrofalny dla demokracji wynik pomiędzy 25 a 30 punktów procentowych. Na szczęście okazało się, że ludzie są dosyć racjonalni".
Faktem jest, że Szwedzcy Demokraci znacząco zwiększyli swój wynik w stosunku do poprzednich wyborów parlamentarnych. Zdobyli aż o 4,7 punktu procentowego głosów więcej, co jest najwyższym wzrostem wśród wszystkich partii.
Warto jednak nie zapominać, że kilka mniejszych partii również sporo w tych wyborach zyskało. Socjaldemokraci i Moderaci stracili swoich wyborców na rzecz partii radykalniejszych lub mniej kojarzonych z establishmentem. Partia Lewicy (Vänsterpartiet, 7,9 proc.), ugrupowanie na lewo od Socjaldemokratów zyskała 2,2 punktu procentowego.
Katarzyna Tubylewicz: "Najlepiej wypadły te partie, które były konsekwentne i nie zmieniały swoich poglądów. Socjaldemokraci i Moderaci pozostali dwiema najmocniejszymi siłami w parlamencie, ale zdobyli mniej głosów niż cztery lata temu i szwedzcy komentatorzy podkreślają, że stracili zaufanie części wyborców właśnie ze względu na częste zwroty światopoglądowe."
Zyskały partie konsekwentne, jak Partia Lewicy i Szwedzcy Demokraci, albo Partia Centrum, która szczególnie w temacie uchodźców nie zmieniała swojego zdania."
Zwycięzcy Socjaldemokraci stracili 12 miejsc w Riksdagu, a Zieloni, ich koalicjanci - 10. Z jednej strony będzie to oznaczać, że ewentualna lewicowa koalicja będzie słabsza niż poprzednio. Jeżeli jednak zaprosić do współrządzenia wspierającą rządzących w wielu sprawach Partię Lewicy, to w ten sposób koalicja rządząca (kosztem podzielenia się władzą i stabilności) osiąga 144 głosy w parlamencie. O 6 więcej niż ostatnia koalicja. I wciąż bez większości (do której potrzebne jest 175 osób).
Zmiany są więc są zauważalne, trudno jednak mówić już w tym momencie o nadzwyczajnym kryzysie politycznym. Ostatnie wybory, po których Szwedzi rządzeni byli przed gabinet większościowy odbyły się w 2006 roku.
Od 2010 roku mieliśmy najpierw rządy bloku centroprawicowego złożonego z czterech partii (Moderaci, Partia Centrum, Chadecja i Liberałowie) a cztery lata później Socjaldemokratów razem z Zielonymi. Oba gabinety miały więc jedynie poparcie koalicji mniejszościowej. Szwedzi przyzwyczaili się więc w ostatnich latach do tej formy rządów i obecne wybory nie wprowadzają tutaj drastycznej zmiany.
Szwedzcy Demokraci powstali w latach 80. Partia ma swoje korzenie w szwedzkim ruchu neonazistowskim i w pierwszych latach działalności nie kryła się ze swoim rasizmem i przekonaniem o wyższości białej rasy.
Jedną z organizacji, która weszła w skład SD na początku działalności była Bevara Sverige Svenskt. Można to przetłumaczyć jako „Zachowaj Szwecję Szwedzką”, co jest wariantem znanego na całym świecie sloganu nacjonalistycznego. Od tego czasu partia przebyła jednak długą drogę, aby swoje poglądy odpowiednio opakować. Między innymi stąd coraz lepsze wyniki wyborcze.
Na oficjalnej stronie partii wita nas wizerunek liderów jak z reklamy najnowszego centrum handlowego. Nawet politycy SD dystansują się od bardzo radykalnej retoryki o wojnie domowej. W ten sposób piszą w Szwecji jedynie dziennikarze bliskich tej partii portali internetowych. Regularnie zdarza się jednak, że któryś z członków przypomina wyborcom o korzeniach SD:
Jimmie Åkeson, przewodniczący SD, podczas jednej z debat powiedział, że nie można być Szwedem i jednocześnie zabiegać o to, żeby z meczetów w Szwecji słychać było muezinów.
"W 2009 roku przewodniczący SD opublikował bardzo głośny artykuł, w którym powiedział, że islam jest największym zagrożeniem zewnętrznym dla Szwecji od czasów drugiej wojny światowej. Jest bardzo wielu członków SD, którzy zabiegają o to, żeby nie tylko zmniejszyć migrację do Szwecji, ale nawet odsyłać ludzi, którzy się »nie dopasowali«, dając im wsparcie finansowe, żeby wyglądało to jak specyficzna »pomoc rozwojowa«" - mówi Tubylewicz.
A czy według SD można być Polakiem i Szwedem? Lepiej porzucić swoją drugą tożsamość. Od 2013 roku w zarządzie partii zasiada Paula Bieler, córka polskich imigrantów. Ze swoją polskością jednak się nie obnosi: "Słyszałam jakiś czas temu jak mówiła, że ma polskie korzenie" - mówi Tubylewicz - "inaczej nie przyszłoby mi to do głowy".
Trudno się dziwić. Politycy SD nie są zwolennikami obywateli posiadających podwójne obywatelstwo: "Åkesson jest gorącym zwolennikiem zlikwidowania tej możliwości. Ma być w takich sprawach jednoznacznie".
SD to jest przede wszystkim partia nacjonalistyczna, która bardzo interesuje się tym, kto jest "prawdziwym Szwedem".
"Ich definicja tego terminu się zmienia, ale nie znika obsesja na punkcie tego, że najlepsze jest to, co czysto szwedzkie".
Nie dysponujemy niestety badaniami na temat preferencji wyborczych liczącej prawie 90 tysięcy osób grupy Polaków mieszkającej w Szwecji. "Intuicja czy wiedzą z różnych nieformalnych rozmów podpowiada mi, że dużo Polaków w Szwecji ma dosyć konserwatywne poglądy. Można się więc spodziewać, że więcej Polaków głosowało na partie o konserwatywnym charakterze".
W szwedzkim kontekście może to oznaczać mniejsze partie centrowe, lecz bardziej prawdopodobny wybór to antyimigrancka SD. OKO.press opisywało niedawno problemy Kongresu Polaków w Szwecji - szwedzki rząd odebrał mu dofinansowanie za związki z neofaszystowską organizacją Nordisk Ungdom. Urząd ds. Młodzieży i Społeczeństwa Obywatelskiego uznał, że działalność Kongresu jest „sprzeczna z ideami demokratycznymi”.
Kolejny wzrost wyników SD jest oczywiście powodem do niepokoju i wpisuje się w wyniki podobnych, przeciwnych imigracji partii z sąsiednich państw skandynawskich. SD udało się też zmusić w kampanii mainstreamowe partie do zaostrzenia swojej retoryki w kwestii imigracji: "Socjaldemokraci mieli w kampanii okres, kiedy niemalże naśladowali SD. Socjaldemokratyczna minister finansów Magdalena Andersson udzieliła wywiadu, w którym podkreślała, że Szwecji nie stać już na przyjmowanie uchodźców, a kolejni ministrowie dodawali, że trzeba zwiększyć liczbę deportacji.
Przed samymi wyborami Socjaldemokraci odkryli, że ten rodzaj retoryki wcale nie polepsza ich sondaży. Zmienili więc strategię i ponownie zaczęli mówić o znaczeniu państwa opiekuńczego".
I to właśnie ten zwrot mógł okazać się kluczowy. W połowie lipca SD i Socjaldemokraci zrównali się w sondażach, obie partie notowały 23 proc. poparcia. Partia rządząca dopiero na końcu kampanii wróciła do swoich flagowych postulatów związanych z państwem socjalnym. W sierpniu i wrześniu ich notowania rosły, a SD spadały.
Imigracja nie była więc jedynym tematem kampanii:
Poza imigracją, jednym z głównych tematów tych wyborów była kwestia tego, który obraz Szwecji jest prawdziwy. Czy Szwecja jest krajem, w którym wszystko dobrze funkcjonuje czy też krajem, w którym wszystko się sypie?
Na tak postawione pytanie Szwedzi odpowiedzieli dosyć jednoznacznie. Ich głosy w wyborach parlamentarnych świadczą o tym, że zdecydowanie bardziej uważają, że ich państwo wciąż jest sprawne na wielu poziomach. Sprzeciwili się - promowanej też przez polską prawicę - opowieści o totalnym upadku szwedzkiej państwowości.
Katarzyna Tubylewicz konkluduje: "W Szwecji są trudne przedmieścia, w których jest większa przestępczość, w których działają gangi, rośnie kwestia fanatyzmu religijnego, ale nie jest to problem tej skali. Jest mnóstwo aspektów działania państwa, które wychodzą bardzo dobrze. Długo się nam wydawało, że to jest miejsce, w którym wszystko się udało.
Myśląc tak realizowaliśmy naszą własną potrzebę posiadania jakiegoś idealnego wzorca. Stworzyliśmy mit Bullerbyn. A to jest po prostu zwykły kraj".
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze