0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Ozan Kose / AFPFot. Ozan Kose / AFP

Na ostatniej prostej z tureckiego wyścigu prezydenckiego wycofuje się jeden kandydat. Muharrem İnce rezygnuje w związku z upublicznioną sex taśmą. Sondaże wskazują, że kandydat opozycji, Kemal Kılıçdaroğlu (o którym Erdoğan mówi „Pan Kemal”, by mu trochę umniejszyć), ma już 5 punktów procentowych przewagi nad Erdoğanem, a może jeszcze przejąć poparcie po Ince. Objęcie przez niego prezydentury będzie dla Turcji zmianą rewolucyjną z kilku powodów.

Wczorajsza decyzja o wycofaniu się z prezydenckiego wyścigu Muharrema İnce, lidera partii „Ojczyzna”, który jeszcze w 2018 roku był głównym kontrkandydatem Erdoğana w wyborach prezydenckich, wzbudziła entuzjastyczne reakcje.

Główny indeks tureckiej giełdy w ciągu kilku godzin wzrósł o 6 pkt. proc., a tureckie obligacje dolarowe zdrożały o 2,5 centa, do 82 centów za sztukę – najwyższego poziomu od roku, donosił Reuters.

Tak zdecydowana reakcja rynków to efekt prognoz sondażowych opublikowanych po ogłoszeniu przez Ince wycofania swojej kandydatury. Firma badawcza Konda uważa, że w związku z wycofaniem się kandydata „Ojczyzny” może wzrosną poparcie dla Kemala Kılıçdaroğlu, kandydata zjednoczonej opozycji. A ten już ma pięcioprocentową przewagę nad Erdoğanem.

Przeczytaj także:

Kluczowe dwa procent

Jak wynika z najnowszych dostępnych sondaży, w pierwszej turze wyborów, które już w tę niedzielę 14 maja, na Kılıçdaroğlu chce głosować 49,3 procent wyborców, a na urzędującego prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana, który w ciągu ostatniej dekady zawrócił Turcję ze ścieżki demokratyzacji, już tylko 43,7 procent.

Wraz z ewentualnymi głosami po Ince, Kılıçdaroğlu jest więc bardzo bliski przekroczenia pułapu 51 procent głosów

Czyli zwycięstwa w pierwszej turze. Czy mu się to uda? Trudno wyrokować.

Kandydatura Muharrema İnce, który jeszcze do 2021 roku był jednym z czołowych polityków Republikańskiej Partii Ludowej, na czele której od 2010 roku stoi Kemal Kılıçdaroğlu, od początku budziła kontrowersje.

Ince był skonfliktowany z partią Kılıçdaroğlu, bo dwukrotnie przegrał wybory na przewodniczącego ugrupowania. Poza tym uważa, że partia nie wspierała go wystarczająco w wyborach prezydenckich w 2018 roku. Wybory rozegrały się wówczas w jednej turze. Na Ince zagłosowało nieco ponad 15 mln wyborców (zdobył 30,6 procent głosów); na Erdoğana ponad 26 mln (52,6 proc. głosów).

Pomimo zbliżonego profilu jego ugrupowania, nie zdecydował się dołączyć do tzw. Stołu Sześciu, czyli rozmów koalicyjnych, które doprowadziły do utworzenia Sojuszu Narodowego – składającego się w sumie z sześciu partii obozu zjednoczonej opozycji, która staje razem zarówno do wyborów prezydenckich, jak i parlamentarnych.

Samodzielny start Ince oznaczał uszczuplenie elektoratu Sojuszu Narodowego w szczytowym momencie nawet o 10 procent. Wraz z trwaniem kampanii, jego poparcie jednak malało i w ostatnich dniach wahało się w granicach 2,2 procent.

Ale te 2,2 procent w warunkach bardzo wyrównanego wyścigu Kemala Kılıçdaroğlu i Recepa Tayyipa Erdoğana jest na wagę złota. Przy ostatnim wyniku 49,3 procent poparcia dla Kılıçdaroğlu z 6-7 maja, kandydatowi opozycji brakuje właśnie około 2 procent, by wygrać w pierwszej turze. Nie ma jeszcze nowych sondaży, które przeliczałyby poparcie dla kandydatów po wycofaniu się Incego.

To dlatego Kılıçdaroğlu zaapelował do Incego o poparcie obozu Zjednoczonej Opozycji. „Pogrzebmy dawne resentymenty” – napisał na Twitterze i do wpisu dodał link do starej tureckiej ballady.

Stabilne wzrosty, pokojowy, jednoczący przekaz

Kılıçdaroğlu bardzo dobrze radzi sobie w kampanii.

Jeszcze w grudniu 2022 roku, gdy trwały rozmowy Stołu Sześciu (a także przed trzęsieniem ziemi, które bardzo wpłynęło na preferencje wyborcze Turków i Turczynek), oddanie głosu na niego deklarowało tylko 38,1 procent badanych.

W tej grupie było 7,6 proc. wyborców AKP (partii Erdoğana), niemal 65 proc. wyborców kurdyjskiej partii HDP (Demokratycznej Partii Ludowej), czy niemal 19 proc. wyborców koalicyjnej wobec Erdoğana nacjonalistycznej partii MHP (Partii Ruchu Narodowego).

To pokazuje, że już wówczas rozczarowanie obozem władzy (składającym się z AKP i MHP) było spore. Szczegółowe wyniki tego badania tutaj.

Już na początku kwietnia Kılıçdaroğlu w wyścigu prezydenckim wysunął się na prowadzenie. Na początku kampanii, która rozpoczęła się wraz z ogłoszeniem terminu wyborów prezydenckich w połowie marca, poparcie dla niego wynosiło ok. 43 proc. Teraz zbliża się do 50.

Łączyć, a nie dzielić

Zdaniem twórców jego kampanii wyborczej, rosnące poparcie to efekt pozytywnej, jednoczącej retoryki.

„Część społeczeństwa jest bardzo zmęczona jest bardzo zmęczona wzajemną wrogością i polaryzacją podsycaną nieustannie przez prezydenta Erdoğana. To dlatego pokojowa, jednocząca i łagodna retoryka Kemala Kılıçdaroğlu trafia na podatny grunt” – mówi OKO.press Selçuk Sarıyar, jeden z rzeczników kampanii zjednoczonej opozycji.

Kılıçdaroğlu zdecydowanie oparł swoją kampanię na pozytywnej nucie.

Nawet postulaty związane z demontażem systemu super prezydenckiego i likwidacją de facto jednowładztwa, które jest skutkiem zmian w konstytucji wprowadzonych przez Erdoğana po 2016 roku, są komunikowane jako wezwanie do odnowy demokracji, do budowy nowego, bardziej spójnego społeczeństwa, a nie straszeniem rozliczeniami czy zemstą.

To Erdoğan dwoi się i troi, by zdyskredytować Kılıçdaroğlu i obóz zjednoczonej opozycji przy okazji antagonizując około kilkunastu procent kurdyjskiego elektoratu.

Podczas wieców wyborczych pokazuje spreparowane spoty wyborcze, na których widać Kılıçdaroğlu oraz Murata Karayilana, jednego z założycieli kurdyjskiej organizacji terrorystycznej PKK. Video ma sugerować, że Kılıçdaroğlu jest popierany przez PKK.

Wideo zostało zweryfikowane jako fejkowe przez niemiecki i turecki oddział Deutsche Welle.

Coraz więcej komentatorów mówi o rosyjskiej kampanii dezinformacyjnej, która ma wesprzeć Erdoğana. Kılıçdaroğlu zaapelował dziś na Twitterze:

„Drodzy rosyjscy przyjaciele, to wy stoicie za tymi fotomontażami, spiskami, deep fejkami i taśmami, które zostały ujawnione wczoraj. Jeśli chcecie, by przyjaźń naszych narodów była kontynuowana po 15 maja, trzymajcie się z daleka od tureckiego państwa. My wciąż preferujemy przyjaźń i współpracę”.

View post on Twitter

To zresztą nie jedyny deep fake wykorzystany w tej kampanii. Muharrem İnce także twierdzi, że jego rzekoma sex taśma to spreparowane wideo.

„Jeszcze kilka lat temu Erdoğan prowadził proces pokojowy z Kurdami, a kurdyjska partia HDP była do niego pozytywnie nastawiona. Gdy tylko Kurdowie zaczęli wspierać opozycję, zaczęła się zmasowana nagonka i oskarżenia o terroryzm. Tak kampanię robi urzędujący prezydent” – podkreśla Sariyar.

Jak Obama w Białym Domu

Objęcie prezydentury przez Kemala Kılıçdaroğlu – jeśli dojdzie do skutku – będzie zmianą rewolucyjną z kilku powodów.

Po pierwsze obóz zjednoczonej opozycji stawia przed sobą ambitny plan demontażu stworzonego przez Erdoğana systemu superprezydenckiego. Do realizacji tego celu niezbędne będzie osłabienie kompetencji prezydenta, przywrócenie kontrolnej funkcji parlamentu, uniezależnienie od władzy wykonawczej banku centralnego oraz Trybunału Konstytucyjnego, a także rozwiązanie problemu kilkudziesięciu tysięcy więźniów politycznych – dziennikarzy, naukowców, intelektualistów, jak i zwykłych uczestników demonstracji, skazanych w efekcie czystek politycznych po nieudanym zamachu stanu z 2016 roku, częstokroć w byle jak przeprowadzonych procesach.

Nowy system ma sięgać do tradycji kemalistowskiej konstytucji z 1921 roku, w której rola prezydenta była reprezentacyjna, a faktyczną władzę sprawował rząd i parlament.

Obserwatorzy tureckiej sceny politycznej twierdzą, że to może się udać, nawet jeśli AKP utrzyma większość w tureckim parlamencie. W interesie tego ugrupowania będzie pozbawienie opozycyjnego prezydenta takiej ilości uprawnień, jakie zapewnił sobie Erdoğan.

Ale zdobycie przez Kılıçdaroğlu prezydentury miałoby też wielki wymiar kulturowy.

„To jak objęcie Białego Domu przez Baracka Obamę, pierwszego czarnoskórego prezydenta USA w 2008 roku” – mówi OKO.press Ozgur Ogret, były dziennikarz polityczny niegdyś niezależnego dziennika „Hürriyet”, a obecnie ekspert amerykańskiej organizacji Committee to Protect Journalists, który zajmuje się monitorowaniem przypadków prześladowań politycznych dziennikarzy i ludzi mediów w Turcji.

Kemal Kılıçdaroğlu, 74-letni lider założonej jeszcze przez Mustafę Kemala Ataturka Republikańskiej Partii Ludowej, jest bowiem alewitą – członkiem dość dyskryminowanego w Turcji mniejszościowego ruchu religijnego wywodzącego się z islamskiego szyizmu i turkmeńskiego szamanizmu.

Alewici są skłóceni z dominującymi w tym regionie muzułmanami sunnickimi, którzy stanowią większość w Turcji. Religijno-etniczna kompozycja tureckiego społeczeństwa wygląda bowiem mniej więcej tak:

  • 92 proc. muzułmanie w tym 80 proc. sunnici i ok. 12 proc. szyici (w tym alewici i Kurdowie, którzy częściowo też należą do grupy alewitów)
  • 6 proc. niereligijni
  • 2 proc. inne

Źródło: Konda

„Kemal Gandi”

Kılıçdaroğlu postrzegany jest jako absolutne przeciwieństwo Erdoğana – skromny, dobrotliwy, prostoduszny. W Turcji mówią o nim “Kemal Gandi” ze względu na dość uderzające fizyczne podobieństwo do Gandiego, hinduskiego przywódcy, który doprowadził Indie do odzyskania niepodległości.

W spotach wyborczych Kılıçdaroğlu nawołuje do uspokojenia nastrojów społecznych i pojednania wewnątrz Turcji. Obiecuje, że będzie prezydentem wszystkich Turków, nie tylko tych, którzy podzielają jego światopogląd. W ramach demontażu systemu zbudowanego przez Erdoğana zapowiada bardziej pluralistyczny i włączający przekaz ideologiczny oparty na tureckim nacjonalizmie, a nie na religii.

Chce odpolitycznienia i powrotu do dawnej funkcji utworzonego jeszcze przez administrację Ataturka Dyrektoriatu do Spraw Religijnych (Diyanet), z którego Erdoğan uczynił podległy sobie, wydający na zamówienie fatwy, angażujący się w kwestie polityczne i wspierający wszystkie decyzje rządzącej ekipy urząd.

Od 2010 roku Państwowa Dyrekcja do Spraw Religii zyskała na znaczeniu. Za rządów AKP budżet Diyanet wzrósł czterokrotnie. Urząd przeforsował zmiany w tureckim systemie edukacji i narzucenie znacznie większej liczby godzin nauki Koranu dla uczniów w każdym wieku.

Diyanet, pierwotnie utworzony przez państwo tureckie w celu sprawowania nadzoru nad sprawami religijnymi, znajduje się obecnie pod kontrolą prezydenta Erdoğana i przekształcił się w przerośniętą rządową biurokrację promującą islam sunnicki.

Czy Erdoğan będzie w stanie oddać władzę?

“Kemal Kilicdaroğlu jest wszystkim tym, czym prezydent Recep Tayyip Erdoğan nie jest. Erdoğan jest prawicowym populistą, który zniszczył turecką demokracją i zaprowadził rządy jednej ręki. Nie ma żadnego poszanowania dla polityki opartej na kwestiach merytorycznych. Podejmuje arbitralne , zupełnie nieprzejrzyste decyzje, za którymi nie wiadomo co stoi. Wystarczy spojrzeć na politykę ekonomiczną Turcji w ostatnich latach i decyzje podejmowane przez sterowany przez Erdoğana bank centralny. Erdoğan kieruje państwem, jakby to była jego własność, nie licząc się z nikim” – mówi OKO.press Emre Turkut, ekspert prawa międzynarodowego i obserwator tureckiej polityki.

Tymczasem Kılıçdaroğlu może brak charyzmy, jak nieustannie zarzucają mu komentatorzy, to jednak intencje ma jasne:

„Chce przywrócenia demokratycznych instytucji, wyposażenia systemu w niezbędne elementy kontroli i równowagi i rozdzielenia skupionej w urzędzie prezydenta władzy” – dodaje badacz.

Pytanie, które zadają sobie dziś wszyscy, jest takie: czy jeśli opozycja faktycznie wygra wybory, jeśli Kılıçdaroğlu w pierwszej lub drugiej turze pobije Erdoğana, czy ten będzie gotów na pokojowe przekazanie władzy. Ludzie z ekipy wyborczej Kılıçdaroğlu twierdzą, że się nie obawiają; że Erdoğan musi oddać władzę, bo konkurencja wyborcza odbywa się na stworzonych przez niego zasadach. Ale nie wszyscy mają taką pewność.

Sam Erdoğan podsyca te wątpliwości. We wpisie na Twitterze opublikowanym w piątek 12 maja, podkreślił:

„Nie ważne z jakimi atakami przyjdzie nam się zmierzyć, nie sprzeniewierzymy się woli naszego narodu i naszej demokracji. Jeśli będzie trzeba, to tak jak 15 lipca, sięgniemy po naszą niepodległość, nawet kosztem naszego życia. Bo istniejemy dla tego narodu, którego sługami i członkami przyszło nam być”.

View post on Twitter

„Erdoğan w tej kampanii stale powtarza, że Kılıçdaroğlu ma nie tylko kontakty z kurdyjskimi organizacjami terrorystycznymi, ale też, że jest sterowany przez Zachód. Że te wybory to walka o niezależność, walka z „najeźdźcą”. Już raz wyprowadził ludzi na ulice, by w jego imieniu przeciwstawili się wojskowym czołgom. W lipcu 2016 roku w wyniku nieudanego zamachu stanu na ulicach tureckich miast zginęło około 350 osób. To Erdoğan wysłał swoich zwolenników na ulice” – mówi Turkut.

Nieudany zamach stanu z 2016 roku to ostatnie zamieszki na taką skalę, które wybuchły w Turcji. W wyniku lipcowych wydarzeń śmierć poniosło 350 osób, a ponad 2 tysiące zostało rannych. Po zamachu aresztowano ponad 15 tysięcy osób oskarżanych o spiskowanie przeciwko Erdoğanowi (ponad 10 tysięcy to wojskowi z tureckiej armii oraz niemal 1,5 tys. pracowników wymiaru sprawiedliwości). Połowa do dziś przebywa w aresztach.

Poza tym zwolniono niemal 50 tysięcy pracowników sektora publicznego, zamknięto kilkadziesiąt tytułów medialnych i około 100 placówek edukacyjnych.

Trudno nie zastanawiać się, co wydarzy się tym razem, jeśli ryzyko utraty władzy się zmaterializuje.

;

Udostępnij:

Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze