0:000:00

0:00

W zeszłym roku, posłowie wyjeżdżali w delegacje zagraniczne 582 razy. To prawie o 100 mniej niż w 2016 roku. Ale wydatki, które poniosła w związku z podróżami Kancelaria Sejmu, zmalały nieznacznie. W sumie wyniosły 2,8 mln złotych.

Podróż kosmiczna

Najwięcej, bo prawie 90 tys. złotych, Sejm zapłacił za ośmiodniową podróż trzech posłów do Sydney i Adelaide w Australii. We wrześniu 2017 roku Jerzy Materna i Kazimierz Matuszny z PiS oraz Paweł Pudłowski z Nowoczesnej polecieli tam na Ósmy Dzień Parlamentarny, organizowany w ramach Międzynarodowego Kongresu Astronautycznego.

"Nie wyobrażam sobie nieobecności na Kongresie przedstawicieli 40-milionowego państwa. Jeździmy na Kongres co roku. Dwa lata temu byliśmy w Meksyku. Brak uczestnictwa w takich strukturach to tak, jakbyśmy nie istnieli" - tłumaczy Jerzy Materna, obecnie wiceminister Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Od 12 lat Materna działa w grupie parlamentarnej ds. przestrzeni kosmicznej i pomstuje na znikome zainteresowanie ze strony kolejnych rządów (również PiS) i parlamentarzystów tematyką związaną z podbojem kosmosu.

Sam Kongres trwał 3 dni, posłowie uczestniczyli w dwudniowych obradach zespołów parlamentarnych. Co robili później, gdy kongres dobiegł końca? "Spotykaliśmy się z Polonią" - mówi Materna.

O pożytki płynące z udziału w astronautycznej imprezie chcieliśmy zapytać również posła Pawła Pudłowskiego z Nowoczesnej. Ale usłyszeliśmy jedynie: "Jeśli pan w sprawie plotek, to nie będę mówił o żadnych plotkach". Po czym poseł zakończył rozmowę. O jakie plotki chodzi? W Sejmie krążą nieoficjalne informacje, że Pudłowski ma wystąpić z klubu i objąć stery Ministerstwa Cyfryzacji. Poseł dementował w mediach te doniesienia, ale faktem jest, że ubiegał się - bezskutecznie - o stanowisko szefa Polskiej Agencji Kosmicznej, co zostało źle przyjęte przez jego kolegów z klubu.

Przeczytaj także:

Reprezentacja parlamentu w piłce nożnej

Dużo - bo łącznie ponad 76 tys. złotych - kosztowała też podróż polskich parlamentarzystów do tureckiego kurortu Antalya. 13 posłów z PiS, PO i Nowoczesnej w listopadzie 2017 roku, uczestniczyło tam w trzydniowym Parlamentarnym Turnieju Piłki Nożnej. Polski Sejm zapłacił tylko za ich transport, resztę kosztów pokryli gospodarze.

Turniej odbywa się co roku i organizowany jest przez Komisję Sportu Wielkiego Zgromadzenia Narodowego Turcji. Mecze transmitowane są w pierwszym kanale tureckiej, publicznej telewizji. "Dla Turków ten turniej to świętość. Oprawa meczów jak na mundial. Kilka lat temu, jak pokonaliśmy Turcję, to kapitan drużyny przepraszał za przegraną naród turecki w pierwszym programie telewizji" - wspomina poseł Grzegorz Janik z PiS.

W ubiegłym roku Janik strzelił jedną z bramek w zwycięskim meczu na otwarcie rozgrywek. PiS wystawił jeszcze m.in. ministra Patryka Jakiego, reprezentacyjnego wyjadacza. Najmocniejszym zawodnikiem z PO był Roman Kosecki. A Nowoczesną reprezentował Piotr Misiło. W turnieju brali udział również parlamentarzyści m.in. z Rumunii, Kazachstanu i Ukrainy.

  1. Iwona Arent (PiS)
  2. Marek Ast (PiS)
  3. Partyk Jaki (Solidarna Polska; klub parlamentarny PiS)
  4. Grzegorz Janik (PiS)
  5. Adam Korol (PO)
  6. Roman Kosecki (PO)
  7. Tomasz Kucharski (PO)
  8. Grzegorz Matusiak (PiS)
  9. Marek Matuszewski (PiS)
  10. Piotr Misiło (.Nowoczesna)
  11. Piotr Olszówka (PiS)
  12. Grzegorz Raniewicz (PO)
  13. Ireneusz Raś (PO)

Jakie uzasadnienie poseł Grzegorz Janik widzi dla corocznego udziału posłów w tureckim turnieju piłkarskim? "Takie pytanie można zadać do każdego wyjazdu. Z takim podejściem nigdzie nie moglibyśmy jeździć. Sport łączy. Współpraca międzyparlamentarna to nie tylko ustawy. Mecz trwa niespełna dwie godziny, a wieczorem jest wspólna kolacja. Wtedy ze wszystkimi delegacjami rozmawiamy, wymieniamy poglądy, np. na temat problemów Unii Europejskiej. Nie widzę w tym nic złego. Uważam, że takie nieformalne spotkania grup są potrzebne" - tłumaczy poseł.

Dla niektórych zawodników sejmowej drużyny (Jakiego, Korola, Koseckiego, Misiło i Olszówki) zacieśnianie międzynarodowych relacji zakończyło się jednak na podróży do Turcji. Poseł Kucharski wyjeżdżał jeszcze tylko na Międzynarodowe Targi Turystyczne do Londynu, a Raniewicz - na obchody 40-lecia Szkoły Polskiej w Wiedniu.

Pawłowicz w biznes klasie

Najdroższą podróżą w przeliczeniu na osobę, był wspomniany już wyjazd na kongres astronautyczny w Australii. Za każdego uczestniczącego w nim posła Kancelaria Sejmu zapłaciła po ponad 29 tys. złotych. Kolejne na najkosztowniejszych wojaży (na osobę) były wyjazdy:

  • Krystyny Pawłowicz do USA i Kanady na zaproszenie Prezesa Rady Dziedzictwa Narodowego Polonii Amerykańskiej (27,4 tys. złotych),
  • Jana Łopaty i Sławomira Nitrasa do Mongolii i Chin w charakterze obserwatorów wyborów prezydenckich (po 27 tys. złotych za osobę),
  • Piotra Apela do Filadelfii w USA, na posiedzenie komisji ZP NATO - (26,2 tys. złotych),
  • Marka Opioły do Waszyngtonu w USA, także na posiedzenie komisji ZP NATO - (26,1 tys. złotych),
  • oraz kolejna podróż Krystyny Pawłowicz - na Światowy Szczyt Kobiet w Tokio (za 23,3 tys. złotych).

O tej ostatniej podróży Pawłowicz było głośno w mediach. Bo choć do Tokio poleciały jeszcze trzy inne posłanki, tylko ona wybrała klasę biznes i zapłaciła za nią o wiele więcej niż koleżanki z innych klubów: Katarzyna Lubnauer (13,7 tys. złotych), Andżelika Możdżanowska (16,5 tys. złotych), Bożena Szydłowska (15,2 tys. złotych) i Barbara Chrobak (15,2 tys. złotych).

Na Facebooku Pawłowicz przekonywała wówczas, że koleżanki "zdecydowały lecieć klasą ekonomiczną premium" bo były "wystraszone tym, co napiszą potem gazety". Relacjonowała również że po przylocie posłanki nie czuły się dobrze i czekały aż im zejdzie z nóg opuchlizna. "Ja (65 lat) NIE dałam się sterroryzować (...) Skorzystałam z PRZYSŁUGUJĄCEGO mi prawa do zdrowia" - pisała.

Dziennikarze natemat.pl usiłowali ustalić wówczas, po co właściwie Pawłowicz "znana przeciwniczka równości płci pojechała na najważniejszy kobiecy zlot ekonomiczny, jakim jest Światowy Szczyt Kobiet". Ale nie znaleźli odpowiedzi.

Najczęściej podróżowali Munyama, Janik i Mularczyk...

Najwięcej zagranicznych podróży odbył poseł Killion Munyama z PO - wyjeżdżał 22 razy. Bywał przede wszystkim we Francji i Belgii.

W sumie jego podróże w 2017 roku kosztowały Sejm 66,7 tys. złotych. Ale za jego wyjazd do Brukseli, na posiedzenie Komisji ds. Równości i Niedyskryminacji, kancelaria Sejmu nie musiała wykładać ani grosza, a za kilka innych np. do Waszyngtonu, Tibilisi, Strasburga i Berlina płaciła bardzo mało (po kilkanaście - kilkadziesiąt złotych). "Jestem członkiem Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, które ma sprawozdawców różnych raportów. Jestem odpowiedzialny za dwa z nich, w tym o pomocy humanitarnej dla osób przesiedlonych. Właśnie w związku z obowiązkami sprawozdawcy, uczestniczyłem w konferencjach, za które płaciła Rada Europy" - tłumaczy poseł Munyama.

Poseł reprezentował też polsko-afrykańską grupę parlamentarną w Katarze na konferencji Doha Forum Conference. "Obrady dotyczyły m.in. współpracy gospodarczej pomiędzy krajami Bliskiego Wschodu a Afryką. Moja obecność była też ważna ze względu na ścisłe stosunki gospodarcze pomiędzy Polską a Katarem" - mówi.

Poseł Grzegorz Janik odbył w ubiegłym roku 14 podróży. Kancelaria Sejmu zapłaciła za nie ponad 64,4 tys. złotych. Uczestniczył m.in. w trzech z czterech sesji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Wyjeżdżał również do Czech i na Słowację - ze względu na bliskość regionu, z którego kandydował do Sejmu, czyli Śląska. Był też jednym z trzech polskich parlamentarzystów, którzy reprezentowali polski Sejm w Delhi podczas V. Sesji Komisji Wspólnej ds. Ekonomicznych. O czym dyskutowano podczas sesji i jaką korzyść poseł Janik widzi z udziału w obradach? "W sesji uczestniczyli przedstawiciele spółek górniczych, m.in. Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Obrady dotyczyły sprzedaży węgla. Brali w nich udział: indyjski minister górnictwa, i minister energii. Były też rozmowy z firmami z udziałem kapitału prywatnego. JSW leży w moim okręgu wyborczym i dlatego chciałem wesprzeć tę spółkę w negocjacjach" - tłumaczy poseł i przekonuje, że w Indiach, obecność parlamentarzystów bardzo pomaga, ponieważ podnosi rangę spotkania.

Trzeci na podium wśród najczęściej podróżujących posłów był w 2017 roku Arkadiusz Mularczyk. Wyjeżdżał za granicę 13 razy, a podatnicy zapłacili za to bliski 70,3 tys. złotych. Poseł brał udział w sesjach ZPRE. Ponadto, w Kirgistanie i Turcji obserwował wybory prezydenckie i referendum konstytucyjne. A w Atenach, w grudniu 2017 roku, uczestniczył w dwudniowych spotkaniach konsultacyjnych w sprawie reparacji wojennych.

... ale najwięcej wydał łącznie Piotr Apel

Najwięcej ze wszystkich posłów - łącznie 96 tys. złotych - wydał jednak w 2017 roku na podróże zagraniczne Piotr Apel z klubu Kukiz'15. Co ważne - żaden z jego 11 wyjazdów nie miał jednak charakteru rozrywkowego czy turystyczno-krajoznawczego.

Apel był rekordzistą również w 2016 roku - wówczas odbył 18 podróży, które kosztowały łącznie bliski 81 tys. złotych.

W ubiegłym roku poseł latał m.in. do USA na współne posiedzenie Komisji Politycznej oraz Komisji Obywatelskiego Wymiaru Bezpieczeństwa Zgromadzenia Parlamentarnego NATO, do Chin na zaproszenie Komisji Spraw Zagranicznych Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych, do Kuwejtu na posiedzenie Komisji Obywatelskiego Wymiaru Bezpieczeństwa ZP NATO itd.

Udostępnij:

Konrad Szczygieł

Dziennikarz FRONTSTORY.PL. Wcześniej w OKO.press i Superwizjerze TVN. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Czterokrotnie nominowany do nagrody Grand Press.

Przeczytaj także:

Komentarze