0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.plAgnieszka Sadowska /...

To jeden z dwóch najważniejszych tekstów, które napisałam w 2021 r. (Drugi znajdziecie tutaj).

2 września o 24:00 wszedł w życie stan wyjątkowy na granicy polsko-białoruskiej. Byłam wtedy w Usnarzu Górnym razem z fotografką OKO.press Agatą Kubis. Długo nie wiadomo było, czy stan będzie, nie wiadomo było, co się wydarzy, pozostawało jedynie czekanie na polu pod granicą. Nie wiedziałyśmy, jak zareagują aktywiści, czy nie będzie nocnego wynoszenia z pola.

Ok. 22:00 aktywiści Fundacji "Ocalenie" zwinęli obóz, a potem usiedli na krzesłach przy swojej strażnicy i tak siedzieli prawie do 24:00. Niektórzy płakali. Odbyli też ostatnią rozmowę z uwięzionymi Afgańczykami, powiedzieli im, że zostają sami. Było ciemno i bardzo zimno (tak nam się wtedy zdawało, ale oczywiście był dopiero początek września, zimno to jest teraz). Chciałyśmy z Agatą jak najszybciej wysłać tekst (pisany w aucie na górce) i zdjęcia, ale zasięgu nie było. Uznałyśmy, że zatrzymamy się na najbliższej stacji.

Chcemy odjechać, ale okazuje się, że rozładował się akumulator w naszym samochodzie. Taka więc sytuacja: zimno, całkowicie ciemno (bo pole i las), płaczący aktywiści, ostatnia rozmowa z grupą afgańską coraz więcej policji i wojska.

I to poczucie niesprawiedliwości - jak to zamykają przed nami jakiś kawałek kraju? A my nie mamy ani internetu, ani sprawnego auta. Uratowała nas (i mnie) Agata - ruszaj z trójki, mówi do mnie. Pytam płaczliwie - ale jak to z trójki? Dobra, nie rycz, tylko wysiadaj i pchaj, mówi Agata. Pomogła nam jeszcze jedna z aktywistek oraz afgański tłumacz, którego wiozłyśmy do Warszawy. Ruszyliśmy, a po drodze - nie wyłączając auta - zatrzymywaliśmy się kilka razy, żeby zmienić się za kierownicą - jedna prowadzi, druga wysyła materiały, łapiąc internet.

Wyjeżdżamy przed północą, uchodźcy zostają sami – relacja z granicy

We wtorek wieczorem w obozie aktywistów, którzy próbowali pomóc migrantom blokowanym przy granicy było już zdecydowanie mniej ludzi niż w weekend, mniej też ludzi z zewnątrz go odwiedzało. Było mniej mediów. Panował schyłkowy nastrój, było zimno i padało. Kuchnia została chwilowo zlikwidowana, bo utonęła w błocie i trzeba ją było przenieść. Stałą był punkt obserwacyjny, gdzie aktywiści wartowali dzień i noc z lornetką, wypatrując znaków od uchodźców.

W środę ustawiono nową kuchnię i obóz odzyskał nieco życia. Wieczorem aktywiści ponowili próbę przejścia przez kordon strażników, by lekarki mogły zbadać chorych Afgańczyków. Bezskutecznie. Sytuację opisywałam w tekście poniżej:

Przeczytaj także:

Wprowadzą?

Wszyscy w obozie rozmawiają tylko o jednym: myślicie, że wprowadzą? Wielu aktywistów specjalnie mówiło „stan wojenny” - tak, jak przejęzyczył się min. Kamiński. Myślicie, że wprowadzą? Kiedy? Myślicie, że jutro? Nie, nie zrobią tego 1 września. Tak rozmawialiśmy przez dwa dni. I co zrobimy, jak już ten stan będzie.

Dochodziły do nas informacje, że stan wyjątkowy będzie dopiero w poniedziałek, potem, że jednak ok. 11:00 w czwartek. I znowu rozmowy: zrobią to w nocy, żeby nie było mediów. Albo właśnie w dzień, żeby było bardziej dramatycznie.

W końcu zapowiedziano konferencję prasową rzecznika prezydenta. Ok. 14:40 wszyscy naraz powtórzyli: wprowadzili, zrobili to. Kilka osób zaczęło płakać.

[video width="1920" height="1080" mp4="https://oko.press/images/2021/09/20210902_204719.mp4"][/video]

O zasięg było bardzo trudno, a ciągle nie wiedzieliśmy jeszcze, co konkretnie ten stan oznacza. wszyscy zaczęli szukać kontaktu ze światem zewnętrznym. Poseł Lewicy Maciej Konieczny czytał smsy, które dostawał od kolegów i koleżanek. Wyliczał po kolei obostrzenia, które wprowadzał rząd. Próbowaliśmy je interpretować, roztrząsaliśmy, co który oznacza dla obozu.

Tłumacze podjęli próbę kontaktu z uchodźcami, żeby przedstawić im sytuację. Nie wiedziałam, czy odpowiedzieli i jak.

Fundacja Ocalenie już dawno postanowiła, że gdyby wprowadzono stan wyjątkowy i kazano im się wynosić, dostosują się do rozporządzeń.

Dostaliśmy informację, że czas na dostosowanie się do nowych wytycznych mamy do 24:00. Tylko co wtedy?

Fundacja Ocalenie zapowiedziała, że podejmie jeszcze jedną próbę pozostania - legalnego - na miejscu. Jeżeli to nie da rezultatu, zwijają się.

Nagle zrobiło się bardzo smutno, a jednocześnie nerwy puściły. Może dlatego, że już wiadomo było, co się stanie. Gdy pytałam obozowiczów, jak się czują, najczęściej odpowiadali: jest mi strasznie smutno, ale ja wracam do ciepłego domu, a oni zostają bez nas. Wiele osób płakało. Ale ok. 19:00 pakowanie obozu ruszyło pełna parą.

Wszyscy ciągle pytali: „Co z nimi [Afgańczykami] teraz?”, „Przecież teraz nikt policji i straży nie patrzy na ręce”.

Atif Khan, tłumacz z języka paszto, który jest w Usnarzu od kilku dni: „Jest mi bardzo smutno. Myślę, że dla nich to bardzo trudne, bo jednak dawaliśmy im jakieś poczucie bezpieczeństwa. Widzieli, że chcieliśmy im pomóc.

Gdy im powiedzieliśmy, że musimy opuścić obóz, pytali, co z nimi dalej będzie. Bardzo się denerwują”.

Sonia Tencer, młoda lekarka, która próbowała dostać się do chorych Afgańczyków dzień wcześniej: „To jest bardzo trudne. Ja ciągle myślę o tym, że nie pozwolili mi udzielić pomocy medycznej. I strach, co się stanie z tymi ludźmi teraz. To przytłaczające, że nasze państwo tak działa. Cały rok pracowałam na oddziałach covidowych i to, że ten stan wyjątkowy wprowadzają akurat teraz jest dla mnie niezrozumiałe. Po prostu boję się o tych ludzi

Dorota Przygucka z Fundacji Ocalenie: „To jest bardzo smutne, rozczarowujące. Ale też mam poczucie, że zrobiliśmy to, co mogliśmy. I dobrze wykorzystaliśmy ten czas, chociaż wydawać by się mogło, że niewiele zdziałaliśmy. Wstyd natomiast mogą odczuwać co strażnicy i policjanci, którzy tu stoją. Co dalej? Na pewno będziemy starali się jakoś uzyskać kontakt z uwięzionymi osobami i zapewnić im pomoc prawną."

[video width="1920" height="1080" mp4="https://oko.press/images/2021/09/20210902_161356.mp4"][/video]

Agata Kubis, fotografka OKO.press, która spędziła w obozie w sumie 5 dni (i jedną noc): „Po czasie spędzonym tutaj przyszedł najgorszy moment. Zostaje lęk, co dalej się z nimi stanie. Mam nadzieję, może irracjonalną, że poza kamerami przynajmniej teraz pogranicznicy dostarczą do obozu niezbędna pomoc”.

Ok. 20:45 obóz już jest spakowany. Wszyscy pytają: I co dalej? To już koniec? Postanawiamy zejść jeszcze raz na dół, czyli na łąkę gdzie stał obóz. Jest już całkiem ciemno. Przy punkcie obserwacyjnym siedzi jeszcze kilka osób z Fundacji Ocalenie - „Posiedzimy tu jeszcze do 23:00”.

Aktywistów, którzy przez 3 tygodnie na odległość opiekowali się uwięzionymi na granicy już za chwilę nie będzie w Usnarzu Górnym. Zostanie wojsko, policja, i Straż Graniczna. Oraz wóz TVP, który przyjechał, gdy my wyjeżdżaliśmy.

Fot. Agnieszka Suszko

Zdjęcia Agaty Kubis:

Kalina Czwarnóg
Fundacja Ocalenie w Usnarzu Górnym
Fundacja Ocalenie w Usnarzu Górnym
Usnarz Górny
Usnarz Górny

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Przeczytaj także:

Komentarze