0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Krzysztof Cwik / Agencja Wyborcza.plKrzysztof Cwik / Age...

Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie przychylił się do opinii organizacji ekologicznych, że decyzja środowiskowa dla kopalni Turów nie powinna dostać rygoru natychmiastowej wykonalności.

"Podkreślaliśmy to od samego początku: polskie organy naruszyły prawo pozwalając na dalsze wydobycie. I dziś ponoszą tego konsekwencje" - komentuje Hubert Smoliński, prawnik z Fundacji Frank Bold.

Cała ta sprawa nie ma niestety wpływu na kary, jakie płacimy za obecne wydobycie w Turowie. Pokazuje jednak, że działaniom wokół Turowa brakowało minimalnej choć administracyjnej fachowości.

Kopanie na skróty

Wyjaśnijmy: w 2020 roku Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska (RDOŚ) we Wrocławiu wydał decyzję środowiskową pierwszej instancji, pozwalającą na dalsze wydobycie węgla brunatnego pod Bogatynią. Tej decyzji nadano rygor natychmiastowej wykonalności, ignorując fakt, że decyzja może być jeszcze zaskarżona i zmieniona. I w ten sposób Ministerstwo Klimatu i Środowiska miało skróconą drogę do wydania koncesji dla kopalni.

Przeskoczyło więc kilka kroków i wydało zgodę na wydobycie do 2044 roku.

To data niezgodna z unijną polityką klimatyczną. Polska powinna wycofać się z kopania i spalania węgla do 2030 roku. Koncesja dla Turowa może pozbawić cały region zgorzelecki pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji.

Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Przeczytaj także:

Organizacje Greenepeace, Frank Bold i EKO-UNIA odwołały się od wydanej w pierwszej instancji decyzji środowiskowej oraz koncesji. WSA w wyroku z 1 lutego 2022 przychylił się do ich opinii.

Koncesja dla Turowa nie może być zatwierdzona

"Sąd stanął po stronie organizacji ekologicznych, potwierdzając, że natychmiastowa wykonalność decyzji środowiskowej dla kopalni Turów uniemożliwiła rzetelne przeprowadzenie oceny oddziaływania na środowisko oraz służy bezprawnemu przyśpieszeniu procesu inwestycyjnego, co jest sprzeczne z Konwencją z Aarhus i Dyrektywą o ocenach oddziaływania na środowisko. Także Komisja Europejska w ubiegłym roku wskazała w swojej uzasadnionej opinii, że natychmiastowa wykonalność była niezgodna z unijnym prawem" - czytamy w komunikacie organizacji.

Mówiąc prościej: koncesja do 2044 na razie nie może zostać zatwierdzona. Nadal jesteśmy w granicach polityk unijnych.

"Dzisiejszy wyrok sądu oznacza, że ministra Moskwa nie może wydać ostatecznej decyzji pozwalającej na wydobycie ze złoża Turów do 2044 roku. Musi wstrzymać się z udzieleniem koncesji do czasu rozpatrzenia przez Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska (GDOŚ) uwag i zastrzeżeń społeczeństwa w zakresie oddziaływania kopalni na środowisko" - wyjaśnia prawnik Hubert Smoliński.

Co zrobi GDOŚ?

Wszystko więc w rękach Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Może on

  1. wydać decyzję środowiskową, na podstawie której będzie można zatwierdzić koncesję do 2044 roku;
  2. uchylić decyzję, a sprawa wróci o stopień niżej, do dyrekcji regionalnej (RDOŚ);
  3. uchylić decyzję pierwszej instancji i zamknąć postępowanie, przez co koncesja nie będzie mogła zostać wydana.

„Teraz, dzięki wyrokowi, postępowanie u Generalnego Dyrektora może nabrać tempa. Toczy się już od dwóch lat” - mówi Hubert Smoliński. „Cieszymy się z tego rozstrzygnięcia. Nadając rygor natychmiastowej wykonalności władza próbowała ominąć obowiązek prawny. A tymczasem powinna mieć ostateczną decyzję środowiskową przed wydaniem zezwolenia na inwestycję” – wyjaśnia prawnik.

Dwie koncesje

Trzeba jednak zaznaczyć, że Turów wciąż ma ważną koncesję. Były już minister klimatu Michał Kurtyka w 2020 roku przedłużył życie Turowa o sześć lat. Ta decyzja również budzi prawne wątpliwości, a jej ocenę jeszcze w tym tygodniu ma przestawić rzecznik generalny Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Co ciekawe, obie koncesje - do 2026 i 2044 - zostały wydane już w momencie zaognionej sytuacji z Czechami, którzy oskarżają Turów o wysychanie studni po ich stronie granicy. Nasi południowi sąsiedzi zwracają również uwagę na to, że ich zarzuty nie zostały wzięte pod uwagę w postępowaniu koncesyjnym.

Chronologia wydarzeń wyglądała więc tak:

  • W marcu 2020 Kurtyka wydaje sześcioletnią koncesję, mimo że już trwają rozmowy z Czechami, protestują również organizacje społeczne.
  • Negocjacje polsko-czeskie nie przynoszą skutków.
  • W lutym 2021 roku Czesi składają pozew w tej sprawie do TSUE.
  • Pomimo tego w kwietniu minister Kurtyka ogłasza, że Turów może kopać do 2044 roku.

"Polska jest częścią UE, więc obowiązuje ją unijne prawo. Ale rządzący to zignorowali, jak zauważyli, że w 12 miesięcy nie zdążą przygotować wszystkich formalności potrzebnych dla nowej koncesji, to wydali sobie po prostu zastępczą, sześcioletnią. Tak po prostu, ignorując zupełnie przepisy UE" - mówił w rozmowie z OKO.press Milan Starec, mieszkaniec przygranicznej Uhelnej, który angażuje się w sprawę Turowa. "Myślę, że to był największy błąd, jaki popełniła polska strona. Potem okazało się, że to jeszcze nie koniec. Już po złożeniu czeskiej skargi do TSUE, Polska wydała nową koncesję, do 2044 roku" - dodał.

500 tysięcy euro dziennej kary

Kary za Turów, jakie Polska powinna płacić Komisji Europejskiej, wynoszą już 67,5 mln euro. Na razie jednak nasz rząd odmawia uregulowania należności, dlatego KE rozpoczęła procedurę potrącania ich ze środków unijnych.

We wrześniu TSUE zdecydował o nałożeniu na Polskę kary dziennej 500 tys. euro za niezastosowanie się do środka tymczasowego. Miało być nim tymczasowe zawieszenie działalności kopalni, do czasu zakończenia sporu z Czechami. Polska nie chce zamykać zakładu. Rząd przekonuje, że bez węgla z kopalni Turów nie będzie możliwe działanie elektrowni o tej samej nazwie. Ich zdaniem byłoby to zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego kraju.

Jednocześnie toczą się negocjacje ze stroną czeską w sprawie wycofania pozwu. Po 19 turach wciąż nie ma porozumienia. Mimo że premier Morawiecki już w maju przekonywał, że rozmowy z sąsiadami kończą się sukcesem. Pod koniec stycznia 2022 nowy czeski rząd (zaprzysiężony po wyborach w październiku 2021) poinformował, że nie może podpisać umowy. Zostały dwie duże kwestie sporne: czas obowiązywania umowy i kwota, jaką Polska zapłaci Czechom w ramach rekompensaty. Polska chce zapłacić 40 mln euro i podpisać umowę na dwa lata. Czesi chcą 50 mln euro i dziesięcioletniej umowy.

"PGE oraz rząd, nie podejmując transformacji bogatyńsko-zgorzeleckiego regionu węglowego szykują katastrofę społeczną dla pracowników kopalni i elektrowni, samorządów i mieszkańców" - komentuje Radosław Gawlik, prezes Stowarzyszenia Ekologicznego EKO-UNIA.

"Nieumiejętność odważnego zaplanowania wyłączenia kompleksu najpóźniej do 2030 roku oraz nieudolność postępowania wobec Czechów i TSUE doprowadziła już do ponad 310 mln złotych kary oraz możliwych odszkodowań dla strony czeskiej w wysokości ok. 50 mln Euro. Zamiast korzystać na starcie z ponad 1 mld zł z UE na sprawiedliwą transformację, mamy obciążanie polskich podatników najdroższym prądem. To efekt obrony »węglowej twierdzy« Turów. Apeluję do rządu o zmianę tej polityki i wykorzystanie szans jakie daje Europejski Zielony Ład" - dodaje.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze