Za wypuszczenie na rynek tony tworzyw sztucznych producent płaci w Polsce zaledwie 5 euro. Tymczasem np. w Austrii musi zapłacić 630 euro. Koszty gospodarki odpadami rosną, coraz mocniej ciążą samorządom i mieszkańcom, a ustawa, która mogłaby to zmienić, wciąż nie jest gotowa
W Poznaniu mieszkańcy bloków muszą płacić 25 zł od osoby za wywóz śmieci, czyli o 11 zł więcej niż jeszcze w ubiegłym roku. Mieszkańcy domków jednorodzinnych– 28 zł, czyli o 12 zł więcej.
W Krakowie ostatnią podwyżką była ta z listopada. Teraz płaci się 23 zł od osoby, niezależnie, czy w bloku czy w domu. Przed podwyżką dwuosobowe gospodarstwo domowe płaciło 36 zł. Po podwyżce: 46 zł. W Opolu płaci się 28 zł od osoby. To o 9 zł drożej niż do tej pory.
Warszawa i Łódź zdecydowały się naliczać opłaty na podstawie średniego zużycia wody. Przy założeniu, że średnie zużycie wody na jedną osobę to 2,5 m³, miesięczne opłata wyniesie od 31,80 zł w gospodarstwie jednoosobowym do 159,10 zł w gospodarstwie pięcioosobowym – wyliczają urzędnicy z warszawskiego ratusza.
Łódź decyzję o nowym sposobie naliczania stawek tłumaczy tak: „Od momentu, gdy to gminy przejęły obowiązek rozliczania wszelkich kosztów związanych z odbiorem i zagospodarowaniem śmieci, co roku z systemu ubywało po kilkanaście tysięcy mieszkańców, rosła natomiast ilość odpadów.” W 2016 roku w systemie było 675 tysięcy łodzian, a w 2020 roku tylko 615 000. Przeliczanie zużycia wody na stawkę za wywóz łódzcy urzędnicy uważają za najbardziej sprawiedliwą.
To kolejne podwyżki cen wywozu odpadów. Warszawscy urzędnicy tłumaczyli: to przez Prawo i Sprawiedliwość, które zakazuje gminom dopłacania do systemu gospodarki odpadami komunalnymi. Muszą więc dopłacać mieszkańcy.
Jak pisaliśmy w OKO.press, to tłumaczenie nie jest zgodne z prawdą. Przepisy się nie zmieniły. System - według założeń – powinien się bilansować. To znaczy, że pieniądze pobrane od mieszkańców powinny wystarczyć na gospodarkę odpadami. W praktyce jednak się to nie udaje, a samorządy muszą dokładać z własnej kieszeni, co, według rekomendacji resortu środowiska powinno być dopuszczalne „jedynie w sytuacji wyjątkowej, przejściowej”.
Wiceminister klimatu i środowiska Jacek Ozdoba odpowiedział jednak na zarzuty stolicy i zaproponował zmianę artykułu 6r ustawy o utrzymaniu porządku i czystości w gminach. Tak, żeby samorządy mogły bez przeszkód dopłacać do systemu gospodarki odpadami.
Co to oznacza w praktyce? Przede wszystkim przeniesienie pełnej odpowiedzialności za zbiórkę i recykling odpadów na samorządy, a także dalsze odwlekanie koniecznych z punktu widzenia samorządów poprawek.
„Moglibyśmy zastanowić się nad dopłacaniem do gospodarki odpadami, jeśli cały system działał sprawiedliwie i był w całości transparentny. Obecnie w ustawie są dwa zapisy, o których zmianę apelujemy od dawna i przez które mieszkańcy dopłacają do grupy niepłacących lub płacących zbyt mało” – komentuje Andrzej Porawski, dyrektor biura Związku Miast Polskich.
Pierwszy z tych zapisów dotyczy nieruchomości niezamieszkałych – czyli sklepów, biur, fabryk itp. Nowelizacja ustawy o utrzymaniu porządku i czystości w gminach wprowadziła maksymalną stawkę za wywóz odpadów z przedsiębiorstw czy instytucji. Oblicza się go na podstawie przeciętnego miesięcznego dochodu na jedną osobę. Za pojemnik o pojemności 1100 litrów trzeba zapłacić „3,2 proc. przeciętnego miesięcznego dochodu rozporządzalnego na 1 osobę ogółem”. Za worek 120 litrów – 1 proc.
Na przykład w Krakowie za taki worek trzeba zapłacić 6,20 zł. Za kosz 1100 litrów – 58,20 zł.
„To są kilkukrotnie mniejsze kwoty niż koszty zagospodarowania odpadów. W efekcie mieszkańcy dopłacają do firm i sklepów, gminy muszą łatać dziurę w budżecie, a system, który miał się bilansować, nie działa dobrze. Opłaty, którymi dziś obciążeni są mieszkańcy, byłyby niższe, gdyby ustawa określiła sprawiedliwą stawkę dla nieruchomości niezamieszkałych” – tłumaczy Andrzej Porawski.
Kolejnym punktem w ustawie, który zdaniem Związku Miast Polskich trzeba zmienić, jest zapis dotyczący wywozu odpadów z nieruchomości rekreacyjnych. Stawka jest zryczałtowana i nakładana na każdego właściciela takiej nieruchomości.
„Ale jako nieruchomość rozumie się działkę rekreacyjną. Osoba, która ma na niej jeden domek, płaci tyle samo za wywóz, co osoba, która ma tam 100 domków” – wyjaśnia Porawski.
Jak dodaje, kolejnym problemem są mieszkańcy, którzy uchylają się od opłat. W jaki sposób? Na przykład deklarując mniejszą liczbę domowników niż rzeczywista. A wiele gmin nalicza opłatę właśnie od osoby.
Zdaniem Andrzeja Porawskiego, ceny za wywóz rosną z jeszcze jednego powodu: na rynku firm zajmujących się gospodarką odpadami brakuje konkurencji. „Kilka lat temu wprowadzono obowiązek przeprowadzania przetargów, więc te firmy, które wtedy je wygrały, utrzymały się na rynku. Inne nie. Dlatego dziś w przetargach startuje jedna firma i to ona dyktuje warunki. Podaje coraz wyższe ceny, tłumacząc, że wzrosły koszty energii czy utrzymania pracownika” – tłumaczy.
Samorządy podnoszą także, że to przecież producenci powinni odpowiadać za wyprodukowane przez siebie odpady. Obowiązek wprowadzenia rozszerzonej odpowiedzialności producentów (ROP) narzuciła Unia Europejska. Mimo tego wciąż nie ma w Polsce odpowiednich przepisów.
Na początku maja resort środowiska wpisał do rządowego centrum legislacji projekt nowelizacji w ustawie, jednak do wejścia przepisów w życie jeszcze długa droga. Rząd planuje, żeby ROP zaczął obowiązywać w 2023 roku.
„Mieścimy się w unijnych terminach. Jednak z punktu widzenia mieszkańców i gmin to za późno. Przez dwa lata będziemy ponosić koszty, które powinny zostać jak najszybciej przerzucone na producentów” – ocenia Piotr Barczak, ekspert ds. gospodarki odpadami w European Environmental Bureau.
„W ostatnim raporcieu Eunomii, [brytyjska grupa konsultantów specjalizujących się w kwestiach środowiskowych, w tym m.in. recyklingu] szacuje się, że obecnie producenci pokrywają w Polsce około 5 proc. kosztów zbiórki i poddawania recyklingowi. A powinni pokrywać 100 proc. kosztów. W przeciwnym wypadku dzieje się to, co widzimy przez ostatnie lata, czyli wzrost cen gospodarki odpadami dla mieszkańców. To niesprawiedliwe, bo nie każdy mieszkaniec jest konsumentem. Oczywiście, konsumuje, ale niekoniecznie w takim samym stopniu korzysta z produktów w plastikowych opakowaniach czy z jednorazówek.
Wprowadzenie opłat dla producentów, a co za tym idzie, wzrost cen produktów, to motywacja dla konsumentów, żeby przerzucili się na zakupy bardziej przyjazne środowisku. Jednocześnie produkty bez opakowań lub w ekologicznych opakowaniach miałyby szansę być tańsze” – tłumaczy i dodaje, że producenci będą starali się zmniejszyć koszty, a więc mogą postawić na redukcję opakowań.
Opłata nałożona na producentów ma wynosić 5 groszy za każdy kilogram wypuszczonych w obieg opakowań. To daje około 110-120 euro za tonę. Obecnie za tonę tworzyw sztucznych producenci płacą… 5 euro.
„A na przykład w Austrii za tonę tworzyw sztucznych trzeba zapłacić 630 euro. Już dziś wiadomo, że Czesi podniosą swoje stawki, a wzrost może wynieść nawet 700 proc. Najważniejsze jest to, że opłata ROP musi pokrywać realne koszty netto utrzymania systemu oraz być na tyle elastyczna, aby dostosować się w kolejnych latach, kiedy cele zbiórki i recyklingu wzrosną. To oznacza, ze stawki w Polsce powinny być nawet siedem razy wyższe niż te zaproponowane w projekcie ustawy. Ta kwota jest potrzebna, aby odciążyć samorządy, a więc i kieszeń mieszkańców"– mówi Piotr Barczak.
[caption id="" align="alignnone" width="1494"]
Źródło: Polskie Stowarzyszenie Zero Waste[/caption]
Polskie Stowarzyszenie Zero Waste w swojej ocenie zaproponowanej przez resort środowiska noweli proponuje pójście o krok dalej. „Postulujemy wprowadzenie ograniczenie konsumpcji jednorazowych kubków oraz pojemników na żywność w wys. 50 proc. w 2025 r. oraz 80 proc. w 2030 r. w odniesieniu do roku bazowego. Uważamy również za niezbędne wprowadzenie zakazu stosowania jednorazowych kubków i pojemników na żywność w sektorze administracji publicznej” – czytamy w dokumencie przesłanym do ministerstwa.
Stowarzyszenie podkreśla również, że niezbędne jest wprowadzenie systemu kaucyjnego.
„Ustawa wprowadzająca system kaucyjny ma być procedowana osobno, ale to nie jest dobre rozwiązanie. Kaucje są elementem ROP, więc powinny być brane pod uwagę już teraz. Myślę, że odłożenie na bok systemu kaucyjnego jest efektem silnego lobbingu producentów, którzy zabiegali, żeby nie zostały objęte nim puszki czy butelki szklane po mocnych alkoholach. A przecież to jest najczęstszy śmieć, jaki możemy znaleźć w lesie albo nad rzeką” – mówi Piotr Barczak.
Andrzej Porawski uważa, że to wcale nie jest pewne. „Przede wszystkim producenci powinni uprościć swoje opakowania, tak, żeby można było je łatwo recyklingować. Dziś, jeśli mamy karton złożony z papieru, folii i kawałków metalu, to on się od odzysku zupełnie nie nadaje. Inną sprawą jest kwestia dysponowania pieniędzmi z ROP” – zaznacza.
Jego zdaniem tylko ścisła kontrola dysponujących środkami z ROP tzw. organizacji odzysku może odciążyć mieszkańców.
„Jeszcze nie wiemy, jak ma to wyglądać po wprowadzeniu nowelizacji” – mówi Piotr Barczak. „Na pewno dystrybucja tych środków do samorządów powinna być przejrzysta i kontrolowana – na przykład przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska. Te pieniądze muszą wracać do systemu i wspierać zarówno prewencję, jak i ponowne użycie oraz recykling” – podkreśla.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze