PSL chce, by pijani kierowcy pokrywali koszt leczenia ofiar. To pomysł raczej efektowny niż skuteczny. Kontroli jest dużo, a na liczbę śmiertelnych wypadków nie ma to wpływu. By unikać tragedii, potrzeba zmian w infrastrukturze, sposobie karania i myśleniu o samochodach. Spójrzmy na Szwecję, gdzie liczba zabitych spadła trzykrotnie, ale też na Jaworzno
31 października 2019 roku, pośród narastającego oczekiwania społecznego, aby zająć się problemem śmiertelnych wypadków na drogach, Polskie Stronnictwo Ludowe zaprezentowało rozwiązanie. W dramatycznym, przywodzącym na myśl akcje antyterrorystyczne tonie, partia zaproponowała zaostrzenie kar dla nietrzeźwych kierowców.
Według propozycji ustawy, osoby odpowiedzialne za spowodowanie wypadku pod wpływem środków odurzających, w tym alkoholu, będą zobowiązane pokryć koszty leczenia ofiar, a także akcji ratunkowej. Chodzi więc o to, aby zwiększyć powiązanie sprawcy z konsekwencjami popełnionego czynu oraz dodatkowo napiętnować prowadzenie po spożyciu substancji, po których prowadzić się nie powinno.
Chociaż sondaże poparcia dla zwiększenia kar finansowych oraz zdrowy rozsądek wskazują, że mandaty za wykroczenia i przestępstwa drogowe są w Polsce zbyt niskie (maksymalna kwota wynosi 500 zł, mniej niż kara za brak biletu w pociągach Pendolino) i konieczne jest ich dostosowanie do zarobków, to pomysł wiązania sprawcy wypadku z pełnymi kosztami związanymi z pomocą medyczną wydaje się mało możliwy do wprowadzenia, a co gorsza – może okazać się nieskuteczny w rozwiązaniu problemu, któremu ma zaradzić.
PSL wybrał łatwy cel – nikt przecież nie będzie twierdził, że pijanym sprawcom wypadków należy się pobłażliwość. Tym bardziej jednak należy do tej propozycji podejść z podejrzliwością:
Przede wszystkim jednak PSL nie przywołuje analiz, które wskazywałyby na to, że kierowcy wstrzymają się od wsiadania za kierownicę pod wpływem. Nie ma też przykładów z krajów europejskich, które tego rodzaju odpowiedzialność finansową by stosowały.
Metodą stosowaną przez część państw jest powiązanie wysokości kary za poszczególne przewinienia z wysokością zarobków kierowcy i jest to rozwiązanie sprawiedliwe, ukrócające wrzucanie mandatów w koszty jazdy samochodem przez osoby bardziej majętne.
Od lat 90. XX wieku Szwecja wprowadza politykę projektowania infrastruktury w stronę eliminacji śmiertelnych wypadków drogowych, nazwaną Wizja Zero – według niej, jedna ofiara na drodze to już za dużo. Jednym z jej podstawowych założeń jest to, że prowadzący pojazdy popełniają błędy – niekiedy tak godne potępienia, jak jazda po pijanemu – które prowadzą do tragedii.
W związku z tym
należy projektować auta oraz ulice w ten sposób, aby nawet w przypadku kolizji ograniczyć szkody.
Jest to znacząca zmiana optyki patrzenia na bezpieczeństwo ruchu, zakładająca szereg zmian w przestrzeniach miejskich i przenosząca część odpowiedzialności na zarządców dróg. Od 1990 roku liczba śmiertelnych ofiar wypadków na drogach spadła ponadtrzykrotnie, przy ograniczeniu liczby rannych o 1/3. Ze szwedzkich rozwiązań korzystają miasta m.in. w USA, Wlk. Brytanii, Kanadzie czy Holandii.
Polska w latach 2010-2015 była krajem, w którym najbardziej wzrosła liczba kontroli drogowych nakierowanych na pijanych kierowców (o 39 proc. rocznie) i już w 2015 roku miała, zaraz za Estonią, jedną z najwyższych liczb takich kontroli na 1000 mieszkańców.
Problem był więc obecny nie tylko w medialnych doniesieniach, ale też służby państwowe podjęły wyraźne próby jego rozwiązania. Jak jednak podaje to samo źródło, w obejmującym powyższe lata okresie,
liczba ofiar śmiertelnych w wypadkach spowodowanych po pijanemu tylko nieznacznie spadła względem ogólnej liczby ofiar na drogach (o 0,5 proc. w latach 2006-2016).
Być może powinien to być sygnał, że polityka kontroli i restrykcji nie jest najskuteczniejszą metodą radzenia sobie z problemem?
W rekomendacjach Rady znajdują się rzeczy, które zapewne miałyby mniej popularny wydźwięk, niż propozycja kar dla przestępców powodujących wypadki po pijanemu.
Są to na przykład zmiany limitu alkoholu do 0 promili (rozważany jako regulacja europejska), edukacja i długofalowe działania w przypadku osób przyłapanych na prowadzeniu po pijanemu więcej, niż jeden raz. Proponuje się także wprowadzenie dokładnych wskaźników kontroli trzeźwości przez policję, tak, aby zwiększyć prawdopodobieństwo wykrycia przestępstwa.
Rada podaje też wiele przykładów działań informacyjnych dotyczących możliwych kar za jazdę pod wpływem, a także kampanii społecznych, takich, jak belgijska „BOB”. „Bob” to osoba, która podczas towarzyskich spotkań nie pije alkoholu po to, aby móc odwieźć do domu inne osoby. Chodzi tutaj o zmniejszenie społecznej presji na wspólne picie oraz stworzenie społecznie użytecznej funkcji – znajome osoby umawiają się, kto danego dnia „jest Bobem” i to załatwia sprawę.
Sankcje są oczywiście również przewidziane, ale podkreślana jest ich stopniowalność, jak w przypadku Danii – od kar finansowych powiązanych z dochodami do konfiskaty samochodu w przypadku wielokrotnych przewinień. Oczywiście nie należy rezygnować z kontroli, muszą być one jednak powszechne. Do pomysłów kontroli należy choćby proponowane obligatoryjne wyposażenie aut w alkomaty, uniemożliwiające jazdę w przypadku wykrycia alkoholu w oddechu kierowcy.
Przewiduje się tu zatem błąd ludzki, a wysiłki skierowane są w stronę jego wykrycia i eliminacji.
Wprowadzenie Wizji Zero jest bardziej radykalne niż najbardziej surowe kary dla indywidualnych osób. Wymaga też wiele wysiłku i koordynacji różnych części administracji, a także zmiany myślenia o używaniu aut w codziennym życiu. Jest też znacznie trudniejsza w realizacji niż nowe sankcje. Można wyobrazić sobie, że w wielu przypadkach spotkałaby się ze sprzeciwem kierowców, których komfort jazdy byłby znacząco zmniejszony.
Wizja Zero oznaczałaby, że zmienić zachowanie muszą nie tylko pijani – których łatwo potępiać – ale też wszyscy inni, nawet ci, którzy jeżdżą „szybko, ale bezpiecznie”.
Zrozumieć można zamysł PSL-u – chodzi o nastraszenie kierowców takimi karami, aby dodatkowo zastanowili się nad jazdą pod wpływem substancji odurzających, w tym alkoholu. Być może do jakiejś części z nich to przemówi.
Obecnie kary za prowadzenie po pijanemu są jednak już dosyć znaczące (areszt do 30 dni lub grzywna do 5 tys. zł), a i tak nie powoduje to refleksji u dużej liczby kierujących, którzy nawet w okresach wzmożonych kontroli policji przy okazji świąt przyłapywani są masowo.
Przykład byłego posła Artura Zawiszy wskazuje, że nie liczenie się z konsekwencjami jest w Polsce dość rozpowszechnione.
Poza jazdą po pijanemu kierowcy mają na sumieniu wiele innych lekkomyślnych zachowań, mogących doprowadzać do tragedii. Rozwijając pomysł PSL-u, być może kosztami leczenia powinny być obciążone również te osoby, które spowodowały wypadek rozmawiając przez telefon?
Kiedy mowa o bezpieczeństwie ruchu drogowego oraz zapobieganiu śmierci na drogach, nie może zabraknąć przykładu Jaworzna (woj. śląskie). W tym mieście konsekwentnie i celowo prowadzona polityka doprowadziła do prawie całkowitej eliminacji śmiertelnych wypadków. Domniemywać jednak można, że nadal zdarzają się tam osoby poruszające się pod wpływem alkoholu czy narkotyków, objęte tym samym systemem sankcji, co kierowcy w całym kraju. Mimo to nie powodują one tam fatalnych w skutkach kolizji. Dlaczego? Zapewne dlatego, że
Jaworzno postawiło na całościowe rozwiązania infrastrukturalne, które chronią zarówno potencjalnych sprawców i ich ofiary przed poważnymi konsekwencjami.
Ograniczenie szkód jest więc wbudowane w sposób poruszania się autem, choćby poprzez zmniejszenie prędkości czy lepszą widoczność na skrzyżowaniach. Działa, bez względu na to, czy kierowca jest pijany, czy nie.
Dr Karol Kurnicki pracuje w University of Warwick (Wlk. Brytania), gdzie zajmuje się badaniem mobilności i infrastruktury na przykładzie parkowania w miastach.
Komentarze