Dr Łukasz Buczyński: „Najbardziej szkoda świetnie wyszkolonego, zgranego zespołu chirurgów, pielęgniarek, instrumentariuszek i pozostałej kadry. Taki zespół szkoli się przez lata. Co ważne, szkolenie odbywa się na koszt podatnika, ale teraz zostanie to zmarnowane”
Oddziały chirurgii ogólnej oraz urazowo-ortopedycznej znikną z Wojewódzkiego Szpitala Chirurgii Urazowej św. Anny przy ul. Barskiej na warszawskiej Ochocie. Mają zostać przeniesione do Szpitala Bródnowskiego oraz placówki w Konstancinie-Jeziornie. Zarząd szpitala tłumaczy zmiany potrzebą przeprowadzenia pilnego remontu. Ale już dziś wiadomo, że oddziały po remoncie nie będą reaktywowane. Pozostałe po nich miejsce ma zająć Zakład Opiekuńczo-Leczniczy.
„Zarząd Spółki Mazowieckie Centrum Rehabilitacji STOCER sp. z o.o. po dogłębnej analizie ekonomiczno-finansowej sytuacji jednostek organizacyjnych podjął decyzję o zmianach organizacyjnych. Ich celem jest zapewnienie dostosowania się spółki do potrzeb pacjentów zdefiniowanych w mapie potrzeb zdrowotnych woj. mazowieckiego”.
Tak brzmi początek pisma, które pracownicy otrzymali od właściciela szpitala 23 września 2024.
Polska Agencja Prasowa spytała Jolantę Wiśniewską, członkinię zarządu Mazowieckiego Centrum Rehabilitacji STOCER, właściciela szpitala (jedynym wspólnikiem spółki jest województwo mazowieckie), czy po remoncie oddziały chirurgii ogólnej i urazowo-ortopedycznej wrócą do starej lokalizacji.
„Żaden temat nie jest zamknięty” – padła odpowiedź.
Na kolejne pytanie, czy możliwe jest, że Zakład Opiekuńczo-Leczniczy zajmie miejsce chirurgii, Wiśniewska odparła, że „szpital też musi zarabiać jakieś pieniądze z NFZ-u”.
Dodała, iż rozumie obawy pracowników szpitala, gdyż „nikt nie lubi zmian”.
Kapitalny remont szpitala na Barskiej obejmie dwa budynki: A i C. Prace mają kosztować ok. 100 mln zł.
„Remont pozwoli poszerzyć ofertę o niezwykle potrzebną w Warszawie opiekę długoterminową, czyli nowoczesny Zakład Opiekuńczo-Leczniczy – odpowiada na pytanie „Gazety Wyborczej” rzeczniczka marszałka Mazowsza.
„W samej Warszawie brakuje aż 2 tys. łóżek dla pacjentów wymagających takiej opieki” – przekonuje rzeczniczka. „To obok leczenia onkologicznego jedna z dwóch najpilniejszych potrzeb pacjentów” – dodaje.
„Nie obędzie się bez zwolnień” – pisze dziennik. „Władze spółki Stocer informują o »zmianie struktury zatrudnienia«. Zapowiedziały, że rezygnują z umów cywilnoprawnych na rzecz pracowników, którzy mają umowy o pracę. Część osób będzie przesunięta do kilku placówek w strukturach Stocera. Nie wszystkim jednak spółka zaproponuje alternatywę – szacuje, że pracę straci ok. 20 osób”.
Spytaliśmy dr. Łukasza Buczyńskiego, ordynatora oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej szpitala przy ul. Barskiej o kulisy sprawy.
Dr Łukasz Buczyński: Pracuję na tym oddziale od wielu lat, praktycznie przez całą moją karierę ortopedyczno-urazową. Od kwartału kieruję oddziałem po odejściu poprzedniego ordynatora.
W ubiegły poniedziałek, 23 września, zarząd spółki Stocer, która zarządza szpitalem, poinformował pracowników o restrukturyzacji placówki polegającej na przeniesieniu oddziału chirurgii ogólnej, ale przede wszystkim oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej, do innych szpitali. Jednocześnie zostanie zamknięta urazowa izba przyjęć, która nie może istnieć bez oddziału.
I taka jest oficjalna wersja: „przeniesienie”. Natomiast w praktyce oznacza to likwidację oddziałów i urazowej izby przyjęć.
Pracowników poinformowano o powodach tej decyzji?
Nieoficjalnie usłyszeliśmy, że uzasadnienie jest ekonomiczne i strukturalno-ekonomiczne. Szpital ma zadłużenie ok. 30 mln zł i marszałek województwa, który jest organem nadrzędnym wobec spółki Stocer, nie chce dofinansowywać dalej tej placówki.
Zarazem pada informacja o konieczności remontu pomieszczeń szpitalnych, z tym że nie informuje się ludzi, że po tym remoncie nie przewiduje się ponownego uruchomienia oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej, a wyremontowane sale zostaną przeznaczone na Zakład Opiekuńczo-Leczniczy.
Szpitale w Polsce trzeba reformować. W dyskutowanym obecnie planie reformy mowa jest o zamykaniu oddziałów chirurgicznych, w których więcej niż 60 proc. pacjentów leczonych jest w sposób zachowawczy. Rozumiem, że to nie jest państwa przypadek?
Zupełnie nie. Znakomita większość naszych pacjentów, tj. 90-95 proc., ma robione zabiegi operacyjne. Najczęściej są to zabiegi po urazach, złamaniach.
Wasz oddział przynosi wyjątkowo duże straty finansowe?
Każdy z oddziałów przynosi straty i nasz podobno też. Mimo że wyrabiamy stosunkowo duży kontrakt z NFZ. Nie wiemy, na ile rzetelnie przeprowadzone są przedstawiane nam analizy spółki. Niemniej straty są, ponieważ dość duże kwoty idą na wynagrodzenia.
Ale trzeba też mieć świadomość, że wyceny NFZ-owskie od lat nie ulegają podwyżkom, a wynagrodzenia w różnych sektorach w całym kraju idą w górę. Ciekawe jest natomiast, że inny podmiot prowadzony przez tę samą spółkę, czyli szpital w Konstancinie, nie wykazuje strat upoważniających do zamknięcia tamtej placówki. Wszak to ten sam nadzór i zarząd...
Jaką rolę pełni szpital przy ul. Barskiej dla mieszkańców stolicy? Jaki wpływ będzie miało zamknięcie oddziału na pacjentów?
W Warszawie i pod Warszawą jest jeszcze kilka oddziałów urazowo-ortopedycznych i jest też kilka placówek pełniących dyżury. Ale prawdą jest, że pacjenci z urazem najczęściej trafiali na dyżur właśnie na Barską.
Pracownicy chyba bez trudu znajdą pracę? Smutne jest jednak to, że rozbija się zespół. A to w chirurgii chyba podstawa?
Oczywiście, człowiek zżywa się z miejscem. Mnie osobiście będzie bardzo żal.
Lekarze zapewne znajdą pracę. Jedni w szpitalu, inni może w przychodni.
Natomiast argument, który pan podał, jest bardzo istotny.
Szkolenie takiego zespołu jak nasz trwa naprawdę długo. Szkolenie chirurgów to proces wręcz pokoleniowy.
Co więcej, takie szkolenie odbywa się za państwowe pieniądze, na koszt podatnika, tymczasem ten zespół zniknie. Zniknie bezpowrotnie. Oczywiście ci lekarze gdzieś trafią. Będą udzielali pomocy pacjentom, ale merytoryczna strata likwidacji zespołu składającego się nie tylko z lekarzy, ale również pielęgniarek, instrumentariuszek i szerokiego personelu pomocniczego, jest niepodważalna.
Ile osób obejmie zwolnienie? To będzie zwolnienie grupowe?
Nie. To będzie też inaczej załatwione. Zarząd spółki informuje o przeniesieniu wydzielonej części przedsiębiorstwa do innego pracodawcy. W tym wypadku będzie to szpital na Bródnie. I to daje możliwość niezwalniania nikogo z pracy.
Z tym że to jest powiedziane bardzo ogólnie i raczej dla publiczności. Przecież pielęgniarki pracują przeważnie na etatach i muszą gdzieś mieć zagwarantowaną pracę. Szpital Bródnowski jest parę ładnych kilometrów dalej od nas i dojazd dla osób, które przyjeżdżają z tej części z Warszawy i miejscowości podwarszawskich, np. Żyrardowa czy Skierniewic, jest dużo gorszy. Nowy pracodawca może też zaproponować inne stawki.
Lekarze w większości są na kontraktach i nie mają żadnych gwarancji zatrudnienia. Na Bródnie jest mały, 30-łóżkowy oddział. Jest dużo lekarzy. Z tego, co wiem, oni nie potrzebują dodatkowego wsparcia.
Nikt przynajmniej z zarządu szpitala na Bródnie nie przedstawił nam żadnych propozycji, tym bardziej propozycji pracy na oddziale.
A wasz oddział, ile liczy łóżek?
60. Więc ciężko sobie wyobrazić ich przeniesienie. Tym bardziej, że na razie nieoficjalne deklaracje z tego szpitala są takie, że nie przewiduje się tam żadnego dodatkowego łóżka.
Robiliście u siebie jakieś planowe zabiegi czy to była tylko urazówka?
Robiliśmy. Mamy kolejkę zapisanych pacjentów. Kolejka opiewa na półtora roku – dwa lata naprzód.
Te planowe zabiegi to m.in. endoprotezoplastyki stawu biodrowego – ok. 300-350 zabiegów rocznie. W kolejce są pacjenci, którzy akurat u nas chcieli te zabiegi wykonać. Teraz będą musieli gdzieś trafić, czekać na swoją kolej. Pewnie staną w nowej kolejce. To się pewnie wkrótce wyjaśni.
Są też osoby, które mogą wymagać kolejnych etapów leczenia operacyjnego po wcześniejszych operacjach w naszym oddziale. Obawiam się, że ci pacjenci zostaną całkowicie osamotnieni i żaden szpital nie przyjmie ich pod swoje skrzydła.
A czy w tej sprawie nie ma kwestii personalnych? Np. takich, że pan podpadł dyrekcji szpitala?
Nie.
Kieruję oddziałem chirurgii urazowo-ortopedycznej – jak mówiłem – od kwartału. Tak naprawdę jestem wmanewrowany w sytuację, która była zaplanowana. Gdybym wiedział, że oddział będzie do zamknięcia, a spółka wiedziała o tym wcześniej, tylko nie mówiła pracownikom, to bym się tej funkcji nie podjął. Bo bardzo dużo kosztowało mnie układanie pracy na nowo, a teraz wiem, że to wszystko było niepotrzebne.
Skoro nie kwestie personalne, to wracamy do zadłużenia szpitala. Ale im lepszy szpital, tym zwykle większy dług.
Nie znam się na finansach szpitali, ale wiem, że są placówki, które mają dużo większe długi niż nasz. I ktoś te długi kompensuje, spłaca, umarza. 30 mln to nie jest jakaś powalająca kwota w dziedzinie, o której mówimy, czyli w szpitalnictwie.
Myśli pan, że konkurencja z Bródna przysłużyła się w tej sprawie?
Nie chcę nikogo posądzać.
Ile osób łącznie pracuje na pana oddziale?
Ok. 15 lekarzy, w tym lekarze rezydenci. Plus pielęgniarki i instrumentariuszki.
Co będzie z rezydentami? Przeniosą się na Bródno kończyć specjalizację?
Podobno mają przejść do Konstancina, gdzie mieści się inna placówka Stoceru. Co nie znaczy, że muszą tam być. Rezydent ma prawo wyboru i może zmienić miejsce specjalizacji.
Skoro nie ma zwolnień, nie należą się wam pewnie żadne odprawy?
To znaczy, są zwolnienia, bo są osoby w wieku emerytalnym i nie ma problemu z rozwiązaniem z nimi umowy o pracę. Ale to nie jest duża grupa, chociaż to duża strata. Te doświadczone osoby są cenną częścią zespołu. Mówię o oficjalnych manewrach dyrekcji.
I są też pojedyncze osoby, które nie są w wieku emerytalnym, a dyrekcja nie wymyśliła co im zaproponować.
Te propozycje przejścia na Bródno będą ciężkie do przełknięcia dla niektórych osób i pewnie zostaną odrzucone.
Ów remont, który ponoć jest powodem całej zmiany, fizycznie się rozpoczął?
Nie. Tzn. on trwa. W innych budynkach szpitala.
Ale remont też ma ciekawe kulisy. Słyszałem, że w tej chwili zmieniono plany toczącego się remontu oddziału chirurgii ogólnej. Zrezygnowano z budowy bloku operacyjnego.
Wracając do kwestii Zakładów Opiekuńczo-Leczniczych – one są w Polsce bardzo potrzebne. Społeczeństwo się starzeje.
Tak.
Ale można zadać pytanie, czy w centrum Warszawy bardziej potrzebna jest urazowa izba przyjęć, czy ZOL?
Może ZOL mógłby być pod miastem?
Próbowaliście gdzieś interweniować?
Dzwoniłem do pana prof. Jarosława Czubaka, konsultanta krajowego w dziedzinie ortopedii. Jest bardzo zaniepokojony sytuacją. Na razie nie wiemy jakie działania może podjąć.
A myślał pan o odezwaniu się bezpośrednio do pani minister zdrowia?
Na razie nie. Z tego, co wiem, personel różnego szczebla przygotowuje list otwarty.
Próbowałem rozmawiać z burmistrzem Ochoty, ale burmistrz do mnie nie oddzwonił.
Usiłowałem dostać się też na rozmowę do pana marszałka. Ale otrzymałem tylko nieoficjalną informację, że decyzja jest podjęta, przemyślana. I że jest pewnie niewygodna dla niektórych, ale nieodwołalna.
Jakiś czas temu warszawski Instytut Psychiatrii i Neurologii zdecydował o zamknięciu oddziału dziennego przy ul. Grottgera. Pacjenci i ich rodziny zaczęli protestować. I Izabela Leszczyna, powołując się na to, że „pacjenci są najważniejsi”, sprawiła, że oddział uratowano. Wasz oddział jest potrzebny warszawskim pacjentom.
Zgadzam się, ale wszędzie czuję ścianę.
Chwilami wydaje mi się, że porozumienie co zrobić z naszym oddziałem zawarto dawno temu i wszystko zostało już poukładane. Spółka STOCER jest pewna swego, że decyzja jest dobrze zaplanowana i że zostanie wcielona w życie.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Komentarze