Jechaliśmy któregoś dnia w okolice Jerozolimy. Mój palestyński znajomy opowiedział mi wtedy o cmentarzu liczb, numerów, przeznaczonym dla palestyńskich bojowników o niepodległość. Jest zamknięty, niedostępny także dla rodzin. W zbiorowych grobach leżą bezimienni ludzie
„Kiedy nasze dzieci płakały w cieniu szubienic, nie usłyszeliśmy gniewu świata"
Natan Alterman, poeta żydowski, z ekspozycji w Muzeum Yad Vashem
70% ofiar ludobójstwa w Gazie to kobiety i dzieci
(Dane z raportu OZN)
Czy projektant muzeum Yad Vashem wiedział, na jakim terenie położony będzie stworzony przez niego obiekt? Trudno powiedzieć. Fakt, że udało mu się doskonale wkomponować nowoczesny, betonowy obiekt w jedno ze zboczy zielonej doliny. Z tarasów podziwiać zatem można gaje oliwne z liniami sterczących w niebo cyprysów. Pomiędzy drzewami kwitnie rozmaryn. Sielski krajobraz.
Muzeum zbudowano w 1953 roku, następnie rozbudowano i unowocześniono. Sama koncepcja i założenia zostały jednak niezmienione. Wędrujemy meandrującą ścieżką historii, w bocznych zakamarkach odnajdując poszczególne etapy historii, artefakty, postaci i opowieści. Większość z obiektów i historii jest nam, osobom z Polski, dobrze znana. Oto symbole codzienności i tradycji polskich Żydów, zdjęcia, dokumenty, znaki narastającej przemocy i niechęci, tory pociągu do Auschwitz, buty i wiele, wiele osobistych relacji.
Droga wije się jak rzeka. Czasem w poprzek jej biegu stają muzealne gabloty ukryte w podłodze, zupełnie tak, jakby czas nie mógł przez nie swobodnie płynąć, jakby się w tych szczególnych miejscach zatrzymywał, jak zatamowana rzeka i szukał drogi, zakręcał i w końcu ruszał dalej. Zakręcamy więc w boczne zakamarki, zaułki, meandry czasu, krypty pełne opowieści, dokumentów, postaci. Wzdłuż głównej linii czasu, nad głowami zwiedzających jest świetlik. Przez szklany dach spływa na nasze głowy światło. Gnosis. Wędrujemy ku poznaniu, rozpoznaniu, świadomości.
Odbudowa Muzeum Historii Holokaustu w Yad Vashem objęła m.in. stworzenie nowej przestrzeni dla zwiedzających – Sali Imion, której celem jest spersonalizowanie śmierci, która w czasie Holokaustu była masowa. Nie liczby, a ludzie – to jedno z istotniejszych wyzwań wynikające z refleksji nad dramatem Holokaustu, które powinno stanowić przestrogę dla wszystkich, zapobiegać w przyszłości dehumanizacji także w obliczu wojny. Jest też galeria sztuki Holokaustu oraz przestrzeń edukacyjna. W przestrzeni muzeum powstała także synagoga – to rzadko spotykany przykład nie tylko sakralizacji przestrzeni upamiętniania, ale sprowadzania misterium pamięci do jednej religii. Tak, oczywiście, w judaizmie pamięć ma specjalne miejsce. Zachor! – pamiętaj, to wezwanie, które zobowiązuje. Realizuje się na różne sposoby w praktykach pamiętania, choćby przez tikkun olam – obowiązek naprawiania świata.
Yad Vashem to nie tylko muzeum, nie tylko ekspozycja, ale także być może pod wieloma względami emanacja mitu założycielskiego współczesnego Izraela.
W sercu państwowych założeń jest zraniona pamięć, cierpienie, ból, doświadczone w czasie Holokaustu zło. Z tym, że te wszystkie rzeczy zdarzyły się w XX wieku w Europie nikt oczywiście nie powinien dyskutować. Ale historia, jak ścieżka w muzeum pamięci, biegnie dalej, czas daje sobie radę z każdą przeszkodą, zakręca i płynie ku przyszłości, a tam – może się okazać – natrafiamy na nowe przeszkody, nad którymi także należałoby się pochylić, nadać imiona ofiarom, wysłuchać ich historii.
Pytanie, czy Muzeum Yad Vashem i sposób w jaki podjęta została praca pamięci, praca z pamięcią przez straumatyzowaną społeczność, jest drogą do dialogu i słuchania także innych opowieści i odnajdowania wspólnoty w bólu i radości, w życiu i umieraniu, czy też, zgodnie z mechanizmem pamięci zranionej, jedynie powoduje zamknięcie, skoncentrowanie na własnym doświadczeniu i niezdolność do zdrowego pamiętania (por. P. Ricoeur, „Pamięć, historia, zapomnienie”). Nie chcę tu rozstrzygać o indywidualnych ścieżkach pamięci. Jestem pewna, że wiele osób opłakało, odżałowało, może pamiętać, ale także tworzyć wolną od zła przyszłość.
Pytanie – czy udało się przejść tę żałobę w skali całej społeczności, czy pamięć zbiorowa została uwolniona i uzdrowiona, szczególnie, że ranę, traumę wprzęgnięto w politykę, na której właśnie zbudowano i uformowało nowy kraj – Izrael, wykreowano tożsamość, spajano od dekad społeczność traumatyzującą opowieścią, powracaniem wciąż do punktu zero, do bólu, do doświadczonego zła, pielęgnując nie tylko samą traumę, ale także poczucie krzywdy, zatem budując pewien wyższościowy i godnościowy mit o nadludzkim cierpieniu, jedynym takim narodzie (por. M. Bilewicz, „Traumaland”). Na tę świecką, opartą na historii narrację nałożono narrację religijnego mitu o narodzie wybranym przez Boga. Jest to częstą przyczyną drwin, że oto świeckie państwo używa religii do polityki, by nie tylko wzmacniać swoją tożsamość, ale także uzasadniać czynione innym zło. Skoro realizuje się boski plan, to chyba można wszystko, czy nie tak?
Pamiętający tylko o sobie, egocentryczny i agresywny Izrael przypomina osobę, która cierpi na PTSD
- zaburzenie powstające w wyniku nieprzepracowanej traumy, w której się utknęło zamykając sobie drogę do wolnej od nieszczęścia przyszłości. Symptomy PTSD to między innymi: obwinianie, drażliwość, ale w konsekwencji także zamknięcie na relacje z innymi, zdrowe relacje. Jedyny mechanizm, który wyzwala się naturalnie to agresja. Świat czytany jest jako źródło potencjalnego zagrożenia. Wszędzie tropi się niebezpieczeństwo, emocje są wciąż napięte, przedłużony stan czujności może wyczerpać. Trzeba mobilizować kolejne zasoby, wszystko po to, by wciąż walczyć z nieistniejącym już, widmowym zagrożeniem. Jednym z interesujących efektów zranienia i uwięźnięcia pamięci w traumie jest potrzeba rekonstrukcji – odgrywania wciąż na nowo mitycznej historii o ranie.
Tę potrzebę widać także w polskiej tradycji rekonstrukcyjnej, widać ją w niektórych realizacjach artystycznych, które nie szukają tego co uniwersalne i nie wiodą ku poszerzeniu poznania poprzez ujęcie doświadczenia w metaforę, ale odgrywają mit, chcą jeszcze raz doświadczyć tego samego. Inny mechanizm wynikających ze zranionej pamięci – unikanie, powoduje niezdolność do głębokiego wglądu w siebie i konfrontację z tym, jacy jesteśmy. Jedyną rolą jaką PTSD daje nam do odegrania jest rola ofiary. Nawet jeśli obiektywnie nie ma to już nic wspólnego z tu i teraz.
Wzmacnianie resentymentów buduje pozycję, tym bardziej, że innych można wprowadzać w głębokie poczucie winy. Pewien mesjanizm i spirytualny, czy nawet ezoteryczny charakter dziejowej misji – pamiętania o Holokauście – sprawia, że można umniejszać cierpienie innych i nie widzieć własnych błędów, bo przecież to my jesteśmy ofiarami. Nie jest to jakiś bardzo skomplikowany mechanizm. Patrząc z dystansu dość prosta koncepcja. Trzeba jednak pamiętać, że ta siatka pojęciowa zostaje przez państwo świadomie nałożona na bardzo wrażliwą materię, na realną ranę, której absolutnie nie należy umniejszać, czy dyskredytować. Kiedy ból przejmuje kontrolę, trudno o dystans i krytyczny stosunek do samych siebie. Cali stajemy się znów bólem.
To, co piszę, nie ma służyć wytłumaczeniu i zdjęciu odpowiedzialności z kogokolwiek. To próba zrozumienia. Dla mnie wciąż opowieść o Izraelu jest też pisana Levinasem, a nie tylko syjonistyczną agitką. Wynika z moich własnych poszukiwań w lokalnych żydowskich historiach, w Grodzisku, w Dukli, w wielu miejscach, gdzie z młodzieżą odnajdowaliśmy imiona właśnie i życie, całe wieki zwykłego ludzkiego życia. Piszę te słowa z miłością do dukielskiego rabina, który ukryty na strychu jednego z domów zachwycał się dostrzeganym przez szparę między deskami pięknem świata i przez szacunek dla 10 letniej Andzi, która przynosiła mu wieczorami jedzenie, a czasem grała ze starszym panem w domino. Niczego nie skreślam, chcę tylko poszerzyć perspektywę.
Po raz pierwszy na te inne możliwości otworzył mi oczy Kalman Segal, żydowski pisarz z Sanoka, moja bratnia dusza, który przyjechawszy do Izraela (nigdy nie było to jego celem, ale z ukochanego Miasteczka, a potem z Polski wygnał go brutalny i prymitywny polski antysemityzm) przeraził się widząc przemoc wobec rdzennej arabskiej ludności. To on napisał, także do mnie, to rozpoznanie: jak blisko jest od bycia ofiarą, do bycia katem (por. K. Segal, „Jeszcze żyjemy”).
Kiedy zaczęła się izraelska odpowiedź na atak Hamasu 7.10 spotkałam się z koleżanką, z którą razem pracowałyśmy w edukacyjnym programie dotyczącym historii polskich Żydów, w tym także Holokaustu. Chciało nam się milczeć.
Obie miałyśmy poczucie, że coś się w tej opowieści właśnie ostatecznie wyczerpało. Coś się skończyło.
Wcześniej z przekonaniem edukowałyśmy nie tyle o przeszłości, przede wszystkim – min. poprzez trening antydyskryminacyjny – starałyśmy się zrobić co się da dla owego fundamentalnego wezwania: nigdy więcej! Rozumieliśmy je wszyscy nie tylko w jedynym kontekście historycznym, etnicznym, czy narodowym. Nigdy więcej między ludźmi dehumanizacji, przemocy, nigdy więcej masowej zbrodni, ludobójstwa, które zaczyna się od rzeczy drobnych, małych przekroczeń, agresywnych słów, traktowania gorzej, potem wykluczania, a dalej... każdy dobrze wie i zna to także z mechanizmów społecznych, których częścią bywał prawdopodobnie już w szkolnej społeczności.
W makroskali też jesteśmy zawsze jako grupa nie tylko świadomymi jednostkami, ale uczestnikami procesów społecznych i wciąż takimi samymi uczniakami, którzy nie radzą sobie z zatrzymaniem przemocy na czas. Bo kto się wyłamie, ten zwykle dostaje po uszach. Dzieciństwo świata społecznego zdaje się nie mieć końca. Rozmawiałyśmy o końcu tego wielkiego projektu pamiętania.
Nie ma już możliwości, by powrócić do wyjątkowości doświadczonego przez Izrael zła. Ten kraj i jego okrutna, bezwzględna polityka, prowadzona wobec Palestyńczyków nie od dziś, od zarania dziejów tego kraju, ale doprowadzona do ostateczności w ostatecznym rozwiązaniu kwestii palestyńskiej w Gazie, unieważniła wyjątkowość Holokaustu. To dramatyczna sytuacja dla tej społeczności. Zaślepieni władzą i militarną potęgą izraelscy kaci w Gazie nie wiedzą, że dokonując aktu ludobójstwa, właśnie zabijają własny naród, jego fundamenty, pamięć. Ale pamiętajmy, żal i współczucie należy się przede wszystkim ofiarom. (Bardzo ważną dyskusję na ten temat rozpoczął wywiad Hanki Grupińskiej z prof. Jackiem Leociakiem:
Sala Imion, znajdująca się pod koniec muzeum Yad Vashem. Jest stożkową strukturą rozciągającą się w górę na 9 metrów (30 stóp) i mieszczącą osobiste zapisy wszystkich znanych ofiar Holokaustu. Stożek dwustronny, sięgający głęboko w podłoże skalne Jerozolimy, nawiązuje do górnej komnaty i upamiętnia tych, których imiona nigdy nie zostaną ujawnione.
Jechaliśmy któregoś dnia w okolice Jerozolimy. Mój palestyński znajomy opowiedział mi wtedy o cmentarzu liczb, numerów, przeznaczonym dla palestyńskich bojowników o niepodległość. Jest zamknięty, niedostępny także dla rodzin. W zbiorowych grobach leżą bezimienni ludzie. Nie mogłam uwierzyć, że to prawda, że ta historyczna rekonstrukcja dzieje się tu i teraz, tylko ofiara staje się katem, niegdyś dehumanizowani, dehumanizują innych. Mechanizm przeniesiony z Europy, sprawdza się także tu, w Azji.
"Remember only that I was innocent and, just like you, mortal on that day, I, too, had a face marked by rage, by joy and pity, quite simply, a human face!” (Benjamin Fondane, Exodus, Murdered at Auschwitz, 1944).
(Cytat z ekspozycji w muzeum Yad Vashem)
Czy twórca znakomitej budowli jaką z pewnością jest muzeum Yad Vashem, wiedział...?
Kiedy dotrze się do końca wijącej się drogi czasu, wychodzi się na taras. A tam rozciąga się piękny i kojący widok na zieloną dolinę. Do 1948 roku była tu całkiem spora palestyńska wioska Der Ysin – Sheikh. Liczyła wówczas około 3000 ludzi. Mieszkali tu głównie rolnicy. Swoje plony sprzedawali w Jerozolimie. Pewnie tak, jak dziś robią to ubrane w tradycyjne suknie, starsze panie z siatkami mięty i szałwii, z pęczkami rzodkiewek i dymki. 9 kwietnia 1948 roku, syjonistyczna milicja, Hagana, dokonała we wsi jednej z bardziej krwawych masakr XX wieku. Ludziom obcinano kończyny, rozcinano brzuchy ciężarnym, gwałcono i palono ludzi żywcem. Większość tych, którzy przeżyli uwięziono, ale zanim trafili do więzienia, kazano im nagim maszerować przez wsie. Dziwnie znajomy obraz. Większość osób na koniec zabito. Dziś to ciche miejsce porastają drzewa. Kwitnie rozmaryn. Cyprysy prężą się w niebo. Na wzgórzu wiodą swoje ukradzione życie osadnicy. Za plecami płynie rzeka nie-pamięci.
Czy projektant muzeum pamięci wiedział?
Na zdjęciu: Izraelscy żołnierze podczas obchodów Narodowego Dnia Pamięci o Holokauście w Yad Vashem w Jerozolimie, 6 maja 2024 .
Antropolożka kultury/etnografka (UW), artystka działająca w obszarze sztuki opowiadania. Współpracuje z siecią Badacze i Badaczki na Granicy www.bbng.org. Aktywistka na granicy.
Antropolożka kultury/etnografka (UW), artystka działająca w obszarze sztuki opowiadania. Współpracuje z siecią Badacze i Badaczki na Granicy www.bbng.org. Aktywistka na granicy.
Komentarze