Przez 4 godziny prokurator Ewa Kiec przesłuchiwała Roberta Kowalskiego z OKO.press jako "na razie świadka". Sprawdzała, czy nie użył "przemocy i groźby bezprawnej" próbując uzyskać wypowiedź sędzi Pawłowicz. Pracę dziennikarską potraktowano jak poważne przestępstwo - komentuje prawnik
17 marca 2021 warszawska Prokuratura Rejonowa przesłuchała dziennikarza i filmowca OKO.press Roberta Kowalskiego - jak to określiła prokurator Ewa Kiec - "na razie w charakterze świadka". Pokrzywdzoną jest Krystyna Pawłowicz. Prokuratura bada czy nie doszło do przestępstwa z art. 191 kk zagrożonego więzieniem do trzech lat.
Prokurator Kiec przez cztery godziny wypytywała Roberta o czterominutowy materiał wideo, który zrobił 22 października 2020 roku próbując zadać pytanie Krystynie Pawłowicz, sędzi tzw. Trybunału Konstytucyjnego, po wyroku zakazującym aborcji ze względu na ciężkie, nieuleczalne, a nawet śmiertelne choroby i uszkodzenia płodów.
Prokuratura poinformowała OKO.press, że prowadzi śledztwo od października 2020 roku. "Dochodzenie zostało wszczęte po przekazaniu przez Policję materiałów dotyczących zdarzenia (...) prowadzone jest w sprawie o czyn z art. 191 par. 1 k.k. a pokrzywdzoną jest Sędzia Trybunału Konstytucyjnego".
Art. 191 kodeksu karnego opisuje "stosowanie przemocy wobec osoby lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia". To przestępstwo zagrożone jest karą więzienia do trzech lat.
Konrad Siemaszko, prawnik z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, specjalista od praw mediów uważa, że postępowanie prokuratury jest bardzo problematyczne.
"Po pierwsze, rzecz dotyczy pracy dziennikarza.
Obejrzałem film nakręcony przez OKO.press i nie widzę niczego innego niż próby zadania pytania osobie publicznej, zasiadającej w ważnym organie państwa, jakim jest Trybunał Konstytucyjny.
Tymczasem prokuratura podejrzewa, że doszło do poważnego przestępstwa zagrożonego karą do trzech lat więzienia.
Praca dziennikarza została potraktowana jako forma przemocy czy groźby karalnej, bo tego dotyczy art. 191.
Został uruchomiony aparat państwa zmierzający do ukarania dziennikarza wykonującego swój zawód, co można potraktować jako szykanę prawną. Czterogodzinne przesłuchanie to niemała dolegliwość.
Działanie prokuratury jest też obliczone na wywołanie osławionego efektu mrożącego, tak, by inni dziennikarze i dziennikarki zrezygnowali z dociekliwości i uporu w zadawaniu pytań osobom publicznym, bo - jak widać - może to grozić nieprzyjemnościami, a nawet więzieniem.
Drugi problem to przesłuchanie jako świadka osoby faktycznie podejrzanej - bo przecież Robert Kowalski jest jedyną taką osobą. Ta praktyka jest niestety stosowana od lat przez organy ścigania, pomimo protestów RPO, środowisk adwokatów, a także naszych, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Jeśli prokuratura kogoś podejrzewa, to często najpierw przesłuchuje go jako świadka, dopiero potem stawia zarzuty. To nie powinno mieć miejsca, bo stanowi naruszenie prawa do obrony".
Piotr Pacewicz, OKO.press: Dlaczego?
Status świadka różni się od statusu podejrzanego czy oskarżonego; mówiąc w uproszczeniu świadkowi wolno mniej. Osoba, której postawiono zarzut, nie musi dowodzić swojej niewinności, nie musi dostarczać dowodów na swoją szkodę. Wolno jej zatajać informacje, a nawet podawać nieprawdę.
Inaczej świadek. Osoba w tej roli musi zasadniczo mówić wszystko, co wie, i może ponieść odpowiedzialność za podanie nieprawdy. Dlatego prokuratura czy policja to wykorzystują.
Czy nasz kolega wezwany na przesłuchanie mógł odmówić zeznań?
Tak, prawo dopuszcza odmowę udzielenia odpowiedzi na pytanie, jeśli świadek obawia się, że odpowiedź mogłaby spowodować postawienie mu zarzutów. Ale jeśli już zeznaje i powie nieprawdę, to może być oskarżony o przestępstwo składania fałszywych zeznań.
Mało kto wie, że świadek może ustanowić pełnomocnika, i adwokat lub radca prawny może brać udział w przesłuchaniu, ale w pouczeniu, jakie słyszy świadek, nie ma tej informacji. Inaczej w przypadku podejrzanego, który zostaje pouczony o prawie do obecności obrońcy w czasie przesłuchania.
Zajmuje się pan naruszaniem praw dziennikarzy. Czy kiedykolwiek zetknął się pan z zarzutem z art. 191 kk?
Nie, nigdy. Zdarzają się zarzuty karne stawiane dziennikarzom o zniesławienie (słynny art. 212 k.k.), a czasem nawet o znieważenie funkcjonariusza lub organu konstytucyjnego (art. 226 k.k.).
Antoni Macierewicz zawiadomił o popełnieniu przestępstwa przez Tomasza Piątka, autora książki "Macierewicz i jego tajemnice", wskazując na "wywieranie przemocą lub groźbą wpływu na czynności urzędowe organu administracji" (art. 224 k.k.).
Zdarzały się zarzuty dla dziennikarzy o naruszenia miru domowego (art. 193 kk; np. wobec dziennikarzy relacjonujących protest - okupację PKW po wyborach samorządowych w 2014 roku). Reporterce Agacie Grzybowskiej w listopadzie 2020 postawiono zarzut naruszenia nietykalności cielesnej policjanta (czytaj o tym w OKO.press). Ale takiego zarzutu chyba jeszcze nie było.
Całe zdarzenie zostało utrwalone na filmie, który opublikowaliśmy w OKO.press w artykule pt. "To my z OKO.press byliśmy menelami, którzy napadli na sędzię Pawłowicz". Można (i warto) je zobaczyć tutaj:
Robert Kowalski wyjaśnia, że oglądając 22 października 2020 transmisję z ogłoszenia wyroku tzw. TK postanowił uzyskać komentarz sędzi Krystyny Pawłowicz - jako kobiety, której decyzja ogranicza prawa kobiet. Obawiał się, że nie zdąży już pod TK, więc umówił się z operatorem pod domem sędzi w podwarszawskiej miejscowości.
Gdy Krystyna Pawłowicz podjechała limuzyną pod blok, przedstawił się i powiedział, że chciał porozmawiać o decyzji Trybunału.
"Pani sędzia mieszka w pierwszej klatce schodowej, tam, gdzie samochód się zatrzymał, ma do wejścia może 10 metrów, mogłaby po prostu iść do domu. My byliśmy 50-60 metrów od niej.
Zamiast iść do domu, pani profesor przytknęła jednak ręce do ust, zrobiła z nich taką tubę, podniosła głowę do góry i »panoramując« po oknach bloku bloku krzyczała: »Policja, ratunku, pomocy, policja!«.
Powtarzałem: »Pani sędzio, niech pani nie krzyczy, ja tylko chciałem pani zadać pytanie«. A ona krzycząc w kółko »Policja, pomocy«, odwróciła się tyłem do domu i zaczęła iść szybkim krokiem w stronę sklepiku osiedlowego. Mówiłem: »Pani sędzio, niech pani nie robi komedii, ja pani nie stoję na drodze, może pani iść do domu, tylko proszę mi odpowiedzieć na pytanie«".
Ze sklepiku Pawłowicz wezwała policję i czekała w środku na jej przyjazd. Robert też czekał, bo chciał od razu wyjaśnić całe zdarzenie, a nie odjeżdżać jak "nieznany sprawca".
Dwaj policjanci zapytali Kowalskiego, "dlaczego śledzi tutaj panią", ale gdy powiedział, że jest dziennikarzem, stwierdzili, że nie stanowi zagrożenia. "Nie wiemy, co robił pan chwilę wcześniej. Pani jest obywatelem naszego kraju i poczuła się zagrożona" - tłumaczyli.
Policjanci odwieźli Krystynę Pawłowicz pod blok.
"Nie zbliżyliśmy się do sędzi Pawłowicz na bliżej niż 10-20 metrów. Ani razy nie stanęliśmy jej na drodze. Niczym jej nie groziliśmy, ja tylko prosiłem o wypowiedź. Nie rozumiem prokuratury, nie wiem, czemu sędzia czuje się pokrzywdzona" - mówi Kowalski.
Prokuratura postępuje tak, jakby uwierzyła w histeryczną (tak to trzeba nazwać) wersję zdarzeń Krystyny Pawłowicz. Znamy tę wersję doskonale, bo sędzia tuż po całym wydarzeniu połączyła się z "Wiadomościami" TVP i na żywo nadawała, a prezenterka Danuta Holecka puszczała jej głos na antenę.
Oto pełny zapis materiału z "Wiadomości" TVP:
Krystyna Pawłowicz: „Samochód z Trybunału podwiózł mnie pod klatkę samą i kiedy odjechał, to
z głębi ciemnego podwórka z samochodu wyszło dwóch mężczyzn. Młodych! Takich meneli, można powiedzieć. Jeden stanął na przejściu do mojej klatki, a kiedy zaczęłam się zbliżać, zaczął zadawać mi pytania i kazał się tłumaczyć z wyroku w Trybunale Konstytucyjnym… A drugi filmował w tym czasie i świecił jakąś latarką w oczy.
Więc ja mówię, że proszę mnie wpuścić do domu, a on mówi, że ja tylko chcę wiedzieć, dlaczego coś tam…
Więc ja już wiedziałam, że nie wiem, czy on jest po narkotykach, czy nie, z kapturem jakimś na głowie,
więc odwróciłam się i zaczęłam iść szybkim krokiem do najbliższego sklepu, a oni szli za mną i filmowali, on zadawał pytania. Kiedy ja mówiłam »Proszę odejść!«, on filmował, pewnie za chwilę będzie to w internecie.
Więc ja weszłam do sklepu, oni stanęli pod sklepem, więc ja nie miałam możliwości wyjścia, bo się po prostu bałam. Więc zadzwoniłam na policję, radiowóz przyjechał, wylegitymował tych mężczyzn, a jeden chodził i filmował mnie w środku…
Oni są absolutnie bezkarni! Radiowóz odwiózł mnie do domu, ledwo dojechaliśmy, a policjant mówi »oni znowu już tu są«, wrócili…
Danuta Holecka (zdumiona): Jak to?! Wrócili pod pani dom z powrotem?!
Krystyna Pawłowicz: No wrócili, no tak. Milicja… Policja wylegitymowała…
Oni są bezkarni, ciągle mówią, że mają jakąś wolność, że im wolno chodzić, pytać, jakiś suweren, nie wiadomo co, no bandyterka zwykła, no.
Policjant poczekał, aż ja weszłam do domu, natomiast oni tam jeszcze stali przez jakiś czas… Od sąsiadów wiem, że oni potem odeszli, ale wcale nie mam pewności, że oni nie wrócą z powrotem. Muszę powiedzieć, że czuję się jak w grudniu 2016 roku po uchwaleniu ustawy dezubekizacyjnej, tak samo napadana.
Kobietę sędziego do domu nie wpuścić.
Oni są absolutnie bezkarni. Może powiem coś niepopularnego, ale uważam, że ludzie w Polsce powinni mieć broń, powinni się bronić”.
Prokuratura twierdzi, że prowadzi postępowanie z urzędu, "w sprawie", ale zarazem przesądza, że pokrzywdzona została sędzia Krystyna Pawłowicz, co mogłoby oznaczać, że "winny" jest dziennikarz OKO.press.
Prokuratura poświęca swój cenny czas na analizowanie obsesji pani profesor, które są w oczywisty sposób oderwane od rzeczywistości. Prokuratura tworzy tu trzeci bok trójkąta absurdu obok Krystyny Pawłowicz i Danuty Holeckiej z "Wiadomości" TVP. Nie dbając o ośmieszanie samej siebie, nadużywa prawa definiując pracę dziennikarską jako groźbę i przemoc.
Za tym wszystkim stoi oczywista intencja zastraszenia dziennikarza. Robert Kowalski wielokrotnie zaszedł władzy za skórę, m.in. regularnie "transmitując" miesięcznice smoleńskie, relacjonując społeczne protesty, tworząc filmowe portrety ich bohaterek i bohaterów.
Aby dopełnić obraz działań prokuratury jutro poinformujemy opinię publiczną o przebiegu czterogodzinnego przesłuchania. Było kuriozalne.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze