Żubr jest w Polsce tylko teoretycznie gatunkiem objętym ścisłą ochroną. W praktyce - za wiedzą i zgodą Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska organizuje się na niego komercyjne polowania. Takie wnioski płyną z raportu Greenpeace "Polowanie, czyli ochrona żubra po polsku". Symbol ochrony przyrody w Polsce może stać się gatunkiem łownym
Blisko miesiąc temu Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska (GDOŚ) zezwoliła na odstrzał 40 żubrów. Dwudziestu w Puszczy Boreckiej i takiej samej liczby w Puszczy Knyszyńskiej. Starały się o to Nadleśnictwo Borki i Nadleśnictwo Krynki, które zarządzają wolno żyjącymi stadami tych zwierząt w wymienionych lasach.
We wnioskach nadleśnictw (znajdziesz je tu i tu) można przeczytać, że liczebność żubrów na ich obszarze przekroczyła "pojemność środowiska". A jeśli tak, to "nadwyżkę" zwierząt można odstrzelić, by nie doszło do przegęszczenia.
"Konieczność eliminacji wynika z potrzeby ochrony zdrowia żubra oraz utrzymania optymalnej wielkości populacji i właściwej struktury wiekowo płciowej" - czytamy. Czyli - jakkolwiek absurdalnie by to nie zabrzmiało - strzelanie będzie "dla dobra żubrów" jako gatunku.
Jednak opublikowany właśnie raport Greenpeace pt. "Polowanie, czyli ochrona żubra po polsku" pokazuje odstrzał żubrów w zupełnie innym świetle. "Lektura tego raportu jest porażająca" - mówi OKO.press dr hab. Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków w Białowieży.
"Pokazuje, że w Polsce mamy do czynienia z procederem komercyjnych polowań na gatunek ściśle chroniony. To jest absolutnie nieakceptowalne”.
Jest bardzo prosty. Stosuje się go w Puszczy Boreckiej. Z jednego z Ośrodków Hodowli Żubrów (OHŻ) w Polsce - na przykład w Nadleśnictwie Kobiór - wybiera się kilka żubrów, które mają zasilić boreckie stado. Wyboru dokonuje tzw. komisja hodowlana stada z Nadleśnictwa Borki. Takie komisje działają przy żubrzych populacjach w Polsce zarządzanych przez Lasy Państwowe.
W Puszczy Boreckiej nowe żubry trafiają do zagrody i przez kilka miesięcy cieszą oczy turystów. Potem ta sama komisja hodowlana uznaje, że... nowe żubry są jednak za stare, by przyjęło je boreckie stado.
Stwierdza się, że w wyniku pojawienia się nowych zwierząt jest ich już za dużo i rzekomo pojawia się ryzyko "przegęszczenia populacji" (to kluczowy termin, o którym szczegółowo potem).
Nadleśnictwo wnioskuje do GDOŚ o odstrzał i go otrzymuje. Przyjeżdżają myśliwi - również z zagranicy - strzelają, płacą i wszyscy są zadowoleni. No może poza żubrami.
Jest jeszcze prostszy, bo nie wymaga nawet dowożenia nowych zwierząt. W Puszczy Boreckiej żubry dostają zimą nawet kilkanaście razy więcej paszy niż ich pobratymcy ze stad z Puszczy Białowieskiej, czy województwa zachodniopomorskiego.
W wyniku takiej - sztucznie wygenerowanej - obfitości pokarmu rodzi się więcej żubrów. Zmniejsza się też ich naturalna śmiertelność. Znów pojawia się ryzyko "przegęszczenia populacji".
I scenariusz się powtarza: nadleśnictwo dostaje zgodę z GDOŚ na odstrzał "nadliczbowych" żubrów, przyjeżdżają myśliwi, strzelają, zabierają trofea, zadowoleni jadą do domu. A nadleśnictwo ma zastrzyk gotówki, którą może wykorzystać na zakup dużych ilości nowej karmy. I cykl się powtarza. Takie myśliwskie "perpetuum mobile".
Bez wątpienia dla Lasów Państwowych jest to lukratywny interes. Według cennika obowiązującego od 2014 roku za samo postrzelenie byka lub krowy żubra myśliwy musi zapłacić 12,2 tys. zł. Spreparowanie trofeum (głowa z porożem) jest dodatkowo płatne i waha się od 12,8 tys. do nawet 36 tys. zł. A opłata może jeszcze skoczyć w przypadku trofeów medalowych.
Polowania nie są też przesadnie trudne. Żubr jest wielki, więc dość łatwo w niego trafić. Poza tym do zwierząt ze stad strzela się rzadko, więc niespecjalnie boją się ludzi.
Jak to wygląda można obejrzeć na poniższym filmie nakręconym przez amatora myśliwskich wrażeń z zagranicy. Uwaga: Drastyczne sceny!
"Fundamentem tego całego systemu jest "Strategia ochrony żubra w Polsce" z 2007 roku. Ten dokument w sposób arbitralny ustala maksymalną liczebność wolno żyjących populacji żubrów w Polsce" - mówi OKO.press Magda Gołębiewska z Greenpeace, autorka raportu "Polowanie, czyli ochrona żubra po polsku".
"To daje podstawę zarządzającym częścią stad nadleśnictwom, by wnioskować o odstrzał redukcyjny, jeśli zostanie przekroczona założona liczba osobników" - dodaje.
Dokument stworzyła prof. Wanda Olech-Piasecka, dziś szefowa Państwowej Rady Ochrony Przyrody (PROP) i osoba z najbliższego otoczenia ministra środowiska Jana Szyszki. Dokument ustala graniczne liczebności poszczególnych stad. Na przykład, w Puszczy Białowieskiej powinno być ok. 450 żubrów, a w Boreckiej ok. 85. W innym przypadku dojdzie do wspomnianego wcześniej "przegęszczenia" i przekroczenia "pojemności środowiska", co może skutkować np. większą zapadalnością na choroby, czy wzrostem strat w uprawach leśnych i rolnych.
„Liczby podane w strategii oparte są na subiektywnych opiniach jej autorów. Nie wynikają z żadnej ewidencji naukowej, poziomu szkód, czy poziomu akceptacji społecznej" - mówi dr hab. Kowalczyk.
Naukowiec przypomina, że pod adresem strategii padło już wiele uwag krytycznych ze strony środowiska naukowego. Również z jego Instytutu Biologii Ssaków PAN. To właśnie był powód, dla którego ten dokument przeleżał przez jakiś czas w szufladzie w Ministerstwie Środowiska. Póki ostatecznie nie podpisał go minister Jan Szyszko w 2007 roku.
„Ministerstwo Środowiska, obecna Państwowa Rada Ochrony Przyrody i Lasy Państwowe próbują nas przekonać, że żubrów jest rzekomo za dużo w Puszczach Boreckiej i Knyszyńskiej" - mówi dr hab. Kowalczyk.
"Jednak z dziwnych powodów ten rzekomy problem występuje tylko w populacjach zarządzanych przez Lasy. Tam, gdzie żubrami nie opiekują się Lasy, np. w Puszczy Białowieskiej czy w woj. zachodniopomorskim - nikt nie mówi o żadnym przegęszczeniu" - dodaje.
Zaś Gołębiewska wskazuje, że to właśnie ten hodowlany sposób myślenia umożliwił traktowanie żubra jako zwierzęcia łownego. Choć jest to gatunek ściśle chroniony i nie znajduje się oczywiście na liście gatunków, na które można polować.
Zresztą zachęca do tego sama Strategia. Czytamy w niej bowiem, że "źródłem finansowania hodowli mogłyby być również przychody z [...] komercyjnej sprzedaży licencji na odstrzał". Ale też ze "sprzedaży skór, trofeów czy mięsa pochodzącego ze sztuk nadliczbowych ".
Tymczasem, przekonuje Greenpeace, jest to całkowicie niezgodne z polskim i europejskim prawem.
Odpowiedź brzmi: zgodnie z prawem - prawie nigdy. W Polsce (jak i w Europie) żubr objęty jest ścisłą ochroną gatunkową. Mówi o tym ratyfikowana przez Polskę Konwencja Berneńska, a także załącznik IV Dyrektywy Siedliskowej UE. Zapisy tego ostatniego dokumentu - konkretnie artykułu 16 - zostały implementowane do ustawy o ochronie przyrody.
W efekcie - w odniesieniu tak do żubrów z hodowli, jak i stanu wolnego - polskie przepisy, czytamy w raporcie Greenepeace , "zakazują umyślnego zabijania, transportu oraz wwożenia z zagranicy lub wywożenia poza granicę państwa okazów".
Pewną furtką jest art. 56 ust. 4 ustawy, który zezwala na zabicie żubra w bardzo nielicznych przypadkach. Na przykład gdy zwierzę jest śmiertelnie chore czy agresywne. I można je zabić tylko wtedy - i tylko za zgodą GDOŚ - gdy nie można zastosować rozwiązania alternatywnego, np. przesiedlić żubra. Jednak - i to jest rzecz kluczowa -
"ustanowiony w Polsce system ochrony żubrów w praktyce wyklucza traktowanie osobników tego gatunku jak „zwierząt hodowlanych”, odnośnie do których z góry zakłada się, że część osobników [...] zostanie przeznaczona do zabicia".
A właśnie to dzieje się w Polsce w przypadku żubra.
Jest w tym całym procederze wyjątkowo ponura. "Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska łamie prawo wydając zezwolenia na odstrzał redukcyjny , który według nadleśnictw jest niezbędny, by zarządzać populacją zwierzęcia objętego ścisłą ochroną gatunkową" - mówi Gołębiewska.
Dr hab. Kowalczyk w rozmowie z OKO.press przypomina, że podczas poprzedniej kadencji Państwowej Rady Ochrony Przyrody, w latach 2014-2016, Rada zwracała uwagę na nieprawidłowości związane z zarządzaniem populacjami żubra w Polsce. Wydała nawet w tej sprawie opinię i zadawała GDOŚ niewygodne pytania. Negatywnie oceniła też kilka wniosków nadleśnictw o odstrzał żubrów.
"Efekt był taki, że GDOŚ przestał nam przesyłać wnioski do opiniowania, choć była to długoletnia praktyka. I zaczął wydawać zgody na odstrzał bez aprobaty PROP" - mówi uczony. - "Ale obecna Rada, której przewodniczy prof. Olech, ponownie pozytywnie opiniuje wszystkie wnioski na zabijanie żubrów".
Na razie na żubry poluje się tylko w Puszczach Boreckiej i Knyszyńskiej, ale taka wydaje się być logiczna konsekwencja obowiązujących wytycznych strategicznych. "Kolejne stada żubrów będą powstawały w miejscach, gdzie miejscowe programy, przygotowywane w duchu "Strategii" określą z góry pojemność środowiska i limity liczebności, powyżej których prowadzony będzie regularny odstrzał żubrów w postaci komercyjnych polowań"- czytamy w raporcie Greenpeace.
Gołębiewska przewiduje też, że Lasy Państwowe i Polski Związek Łowiecki będą w coraz większym stopniu zarządzać populacją żubrów w Polsce. W końcu żubr trafi na listę gatunków łownych.
"Symbol polskiej ochrony przyrody stanie się symbolem bezlitosnej eksploatacji zagrożonych wyginięciem gatunków" - konkluduje smutno autorka.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze