Członkowie koalicji znów mówią o wprowadzeniu kar za „zabójstwo drogowe”, choć szanse na użycie takiego sformułowania w prawie są nikłe. Nic nie zapowiada też sankcji do dożywocia za spowodowanie śmiertelnego wypadku
Pojęcie „zabójstwa drogowego” zadomowiło się w języku debaty publicznej. Nic nie wskazuje jednak na to, by weszło do polskiego prawa. Nie przeszkadza to jednak politykom we wplataniu go w swoje wystąpienia, co może wprowadzać wyborców w błąd. Tak jest też na początku stycznia, gdy przez media przetacza się dyskusja o bulwersującym przypadku śmiertelnego potrącenia 14-latka przez kierowcę dostawczego busa w Warszawie.
Wydarzenie wywołało wzburzenie, bo sprawca miał odebrane uprawnienia do prowadzenia pojazdów, uciekł z miejsca wypadku, a dodatkowo był pod wpływem alkoholu. Prokuratura potwierdziła, że pracował jako kierowca jednej z firm kurierskiej i był już znany policji. 43-latek usłyszał dwa zarzuty – spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym i ucieczki z miejsca zdarzenia, za co grozi kara od 5 do 20 lat pozbawienia wolności oraz naruszenia sądowego zakazu prowadzenia pojazdów. Kara może skumulować się do 25 lat więzienia.
Sąd zdecydował o areszcie, by nie dopuścić do ucieczki sprawcy za granicę. W ostatnich miesiącach do takich przypadków dochodziło dwukrotnie. Ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich do tej pory nie udało się sprowadzić Sebastiana M., który na autostradzie A1 wjechał większym volkswagenem arteonem w osobową kię z prędkością 253 km/h. Jadąca kią trzyosobowa rodzina w wyniku zderzenia zginęła w płonącym aucie.
Między innymi ten wypadek skłonił polityków do dyskusji nad zmianą przepisów. Dołożyły się do tego i inne tragedie. W Niemczech złapano Łukasza Ż., sprawcę wypadku na warszawskiej Trasie Łazienkowskiej. W czasie nocnego rajdu po stolicy kierowca najechał na tył innego auta, którym podróżowała czteroosobowa rodzina. 37-letni kierowca samochodu zginął, w ciężkim stanie znalazła się partnerka Łukasza Ż., co nie przeszkodziło mu w błyskawicznej ucieczce.
W lipcu zeszłego roku na kamienno-betonowym murze skończył się rajd pijanego Patryka P. po krakowskich Alejach Trzech Wieszczów. Żółte, usportowione renault pędziło po zwężonej ulicy z prędkością 162 km/h, wszyscy pasażerowie zginęli.
Śmiertelne wypadki spowodowane przez kierowców pod wpływem, z zatrzymanym prawem jazdy czy ucieczki sprawców z miejsca zdarzenia są niemal polską codziennością. W 2024 roku drogowi przestępcy zbierali śmiertelne żniwo w Lublinie, Tomaszowie Mazowieckim, pod Ciechanowem, w Prudniku, w Starych Grabiach, Płońsku i wielu innych miejscowościach. Sprawca tragedii w ostatnim z miast tłumaczył policjantom, że nie zatrzymał się, by pomóc poszkodowanym, bo nie wiedział, czy skończył mu się sądowy zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych.
Nie można więc dziwić się, że politycy sięgnęli po pomysł zaostrzenia kar dla sprawców drogowych tragedii. Na jesieni zeszłego roku zaczęło być głośno o możliwości wprowadzenia pojęcia zabójstwa drogowego do kodeksu karnego. Swój projekt ustawy w tej sprawie złożyli posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Zakładał on nawet dożywocie dla osób, które spowodują śmiertelny wypadek pod wpływem lub bez ważnego prawa jazdy.
Propozycja przepadła, ale koalicja rządząca obiecała zająć się stworzeniem regulacji, które przybliżą nas do traktowania takich kierowców jak zabójców.
Słuchając wypowiedzi polityków, można odnieść wrażenie, że ustawa o zabójstwie drogowym jest na najlepszej ścieżce do uchwalenia. Tak odczytać można na przykład treść wtorkowego (7 stycznia) wystąpienia Arkadiusza Myrchy, wiceministra sprawiedliwości. W omówieniu propozycji zmiany przepisów firmowanej między innymi przez Myrchę znajdziemy podpunkt „Zabójstwo drogowe”. Odnajdujemy też tam zapewnienie, że „drastyczne przestępstwa drogowe po wejściu w życie nowych przepisów mogą zostać potraktowane jako tzw. zabójstwo drogowe”.
Plany rządzących „to między innymi implementacja przepisów, które w innych ustawodawstwach nazywane są »zabójstwem drogowym«, a więc na przykład zdecydowane zaostrzenie przepisów dla osób jadących pomimo sądowego zakazu” – stwierdził Myrcha.
Problem w tym, że według zapowiedzi ministerstw sprawiedliwości i infrastruktury (odpowiedzialnego za kodeks ruchu drogowego) kary za spowodowanie śmierci na drodze nie zbliżą się do sankcji za zabójstwo. Kodeks karny mówi w tym przypadku o pozbawieniu wolności na okres od ośmiu lat do nawet dożywocia (w zależności od szczegółowej kwalifikacji czynu). Rządowa propozycja, która ma szansę znaleźć się w pakiecie zmian prawnych dotyczących przypadku nazwanego przez Myrchę „zabójstwem drogowym”, zakłada o wiele niższą dolegliwość kary.
Resorty sprawiedliwości, infrastruktury i spraw wewnętrznych zaproponowały karę od roku do 10 lat pozbawienia wolności i przepadek pojazdu za spowodowanie śmiertelnego wypadku w przypadku wyjątkowo ryzykownej jazdy. Chodzi na przykład o prowadzenie po alkoholu lub z przekroczeniem prędkości o 50 km/h w terenie zabudowanym.
Kolejne wypowiedzi ministerialnych urzędników nie wskazują na to, by przedstawiona w połowie listopada propozycja miała w jakikolwiek sposób się zmienić. Zapytaliśmy ministerstwo sprawiedliwości o to, czy autorzy nowych regulacji mimo to zastanawiają się nad umieszczeniem pojęcia „zabójstwa drogowego” w Kodeksie Karnym. W odpowiedzi odesłano nas jedynie do komunikatu zawierającego wypowiedź Myrchy.
Można jedynie przypuszczać, dlaczego ministerstwo sprawiedliwości próbuje wylansować pojęcie „zabójstwa drogowego”, które najpewniej wciąż będzie nieobecne w polskim porządku prawnym. Wiele wskazuje na to, że po kolejnej tragedii urzędnicy resortu chcieli w mocny sposób odpowiedzieć na oczekiwania wyborców domagających się surowszego karania drogowych bandytów.
Sondaże pokazują, że chce tego większość z nas, a wśród respondentów widać szczególny brak wyrozumiałości wobec nietrzeźwych kierowców. Możliwość nazwania sprawcy śmiertelnego wypadku „zabójcą” może dawać niektórym satysfakcję, choć zapewne nie znajdzie żadnego pokrycia w sądowych orzeczeniach.
Proponowane zmiany w kodeksie karnym i kodeksie ruchu drogowego mimo to mogą wpłynąć na szczególnie niebezpiecznych kierowców. Co znajdziemy wśród propozycji, które według zapowiedzi Myrchy niebawem mają trafić na forum rady ministrów? Oprócz surowszych kar dla sprawców śmiertelnych wypadków mówią one między innymi o:
„Chcemy, żeby ten projekt trafił do Sejmu jeszcze w pierwszym kwartale i został przedłożony prezydentowi do podpisu w pierwszym półroczu 2025 roku” – mówił o pakiecie „Stop bandytom drogowym” Myrcha.
Propozycje kar na pewno będę więc surowe, jednak szanse na wprowadzenie do ich wykazu sankcji za zabójstwo drogowe są bardzo niewielkie. Pójścia w tę stronę odradzają karniści.
Prawnicy z Uniwersytetu Jagiellońskiego stwierdzili, że projekt ustawy o zabójstwie drogowym autorstwa posłów PiS „nie spełnia podstawowych standardów prawidłowo stworzonych przepisów prawa karnego. Jego naprawienie w procesie legislacyjnym nie jest racjonalnie możliwe. Z tego powodu projektowi nie należy nadawać dalszego biegu w procesie legislacyjnym”.
O traktowaniu drogowych kryminalistów na równi z zabójcami sceptycznie wypowiedział się między innymi dr Grzegorz Bogdana z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.
„Może się zdarzyć sytuacja – i zdarza się – że ktoś posłuży się intencjonalnie samochodem do pozbawienia kogoś życia. Bo tak jak można zabić kogoś nożem, tak można zrobić to samochodem. Wówczas bezsprzecznie mamy do czynienia z zabójstwem” – przyznał ekspert. Jak twierdzi, problemem jest jednak wykazanie zamiaru lub zamiaru ewentualnego zabójstwa (pogodzenia się z możliwością doprowadzenia do śmierci). Zgadzają się z tym również inni prawnicy.
„Zacząłbym od tego, że w polskim prawie zabójstwo kojarzy się z przestępstwem umyślnym. Myślę, że jeśli chcielibyśmy trzymać się tej nomenklatury, to udowodnienie komuś jadącemu z dużą prędkością, czy pod wpływem alkoholu, narkotyków, że ma zamiar pozbawienia życia, po prostu byłoby niemożliwe. Podstawową motywacją takich osób jest co innego. Przyjemność z szybkiej jazdy, chęć szybkiego dojechania w jakieś miejsce. To wszystko nie mieści się w zamiarze pozbawienia życia. A ten zamiar jest konieczny w przypadku zabójstwa, jeśli mamy traktować to przestępstwo tak, jak do tej pory” – stwierdził w rozmowie z OKO.press dr Piotr Kładoczny, karnista, wiceprezes i dyrektor działu prawnego Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Dlatego wypowiedzi polityków warto w tym przypadku odbierać krytycznie. Być może nowe regulacje pójdą w kierunku ustanowienia „zabójstwa drogowego”, jednak najpewniej zatrzymają się najdalej w ćwierć drogi.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze