Drogowi przestępcy będą dotkliwiej karani, ale w nowych regulacjach nie znajdziemy pojęcia „zabójstwa drogowego”. Przepisy ruchu drogowego mogą być skuteczniejsze wobec tych, którzy na drogach zagrażają innym – mówi nam ekspert
Resorty sprawiedliwości, infrastruktury i spraw wewnętrznych przedstawiły plan zmian w prawie, które mają opanować sytuację na drogach. Nowe przepisy ruchu drogowego uderzą przede wszystkim w kierowców jeżdżących z ekstremalną prędkością, niestosujących się do sądowych zakazów prowadzenia pojazdów, a także prowadzących pod wpływem alkoholu. Ministrowie mają też nadzieje na większą skuteczność walki z nielegalnymi, ulicznymi wyścigami.
W prawie nie znajdzie się jednak nowe pojęcie „zabójstwa drogowego”. Dyskusja nad jego wprowadzeniem do kodeksu karnego trwa od kilku miesięcy. Karniści zwracają jednak uwagę na trudności w wykazaniu zamiaru zabicia innych osób przez kierowcę, który porusza się po drodze pijany lub z nadmierną prędkością.
Propozycje zmian w prawie przedstawione zostały w dzień doprowadzenia Łukasza Ż. do prokuratury. To sprawca śmiertelnego wypadku na warszawskiej Trasie Łazienkowskiej, w wyniku którego zginęła jedna z pasażerek prowadzonego przez niego samochodu. Na drodze z ograniczeniem do 80 jechał z prędkością ponad 220 km/h. W wypadku zginął kierowca forda, na którego najechał prowadzący volkswagena arteona Łukasz Ż. Sprawca prowadził mimo sądowego zakazu, uciekł z miejsca wypadku i próbował się ukrywać w Niemczech, gdzie został zatrzymany. W piątek w Warszawie przyznał się do winy.
Przepisy ruchu drogowego zmienią się w znacząco, a nowości będzie dużo. Co w nich znajdziemy?
O tym, jak zmienią się przepisy ruchu drogowego, porozmawialiśmy z dr. Piotrem Kładocznym, prawnikiem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Czy jest pan rozczarowany tym, że w propozycji Ministerstwa Sprawiedliwości nie ma pojęcia zabójstwa lub morderstwa drogowego?
Jestem zbudowanym postawą wszystkich zaangażowanych ministerstw, a przede wszystkim Ministerstwa Sprawiedliwości. Jego urzędnicy nie ulegli pewnego rodzaj panice moralnej i nie działali wyłącznie pod wpływem presji wypadków, od których rozpoczęła się w Polsce dyskusja o morderstwie drogowym. Chciałbym przy tym podkreślić, że nikt nie jest w stanie samymi przepisami prawa, nawet prawa karnego, zmienić kultury jazdy i obyczajów w Polsce. To musi trwać, ważne są w tym przypadku również zadania edukacyjne.
Widzę w zapowiedziach ministerstw kilka wartościowych nowości. Po pierwsze stworzenie przestępstwa organizacji nielegalnych wyścigów ulicznych. Do tej pory były wątpliwości co do tego, jak takie wydarzenia kwalifikować. Myślę, że to dobry pomysł.
Kolejną propozycją jest czyn radykalnego przekroczenia prędkości traktowany jako przestępstwo, zagrożone karą od roku do lat dziesięciu lat pozbawienia wolności.
Politycy skupiają się na tragicznych wydarzeniach z udziałem kierowców, którzy dopuszczają się znacznego przekroczenia prędkości. W takich sytuacjach mówią o surowym ukaraniu sprawcy, potrzebie zmiany w przepisach. Musimy jednak pamiętać, że są one pokłosiem wcześniejszej, niebezpiecznej jazdy.
Do tej pory to wyglądało to trochę tak, że osoba jeżdżąca 230 km/h po autostradzie wielu osobom wydawała się dobrym kierowcą, potrafiącym panować nad autem w takiej sytuacji.
Jeśli taki kierowca miał szczęście, nic na drodze się nie stało, nie został złapany, to nie było problemu. W przeciwnym przypadku, gdy taki kierowca powodował wypadek, niektórzy mówili o morderstwie drogowym. To, czy dojdzie do wydarzenia, które można tak ocenić przy takiej prędkości, jest właściwie kwestią losową. Trudno przecież opanować pędzący tak szybko samochód, kiedy ktoś zajedzie nam drogę, najedzie się na jakiś przedmiot.
Czy uważa pan, że te przepisy będą wystarczająco odstraszające, wpłyną na postrzeganie bardzo szybkiej jazdy? W tym momencie przekroczenie prędkości powyżej 50 km/h ponad limit na drodze szybkiego ruchu to częste zdarzenie.
Przepisy nie będą działały na wszystkich. W każdym przypadku będą osoby, które je zignorują, stwierdzając, że może jakoś im się uda. I być może rzeczywiście się uda – raz, drugi, dziesiąty. Mam jednak wrażenie, że kierowcy po wejściu przepisu o zatrzymaniu prawa jazdy po przekroczeniu prędkości o 50 km/h w terenie zabudowanym, zaczęli uważać. Rozmawiałem wtedy z wieloma osobami, które obawiały się tej sankcji, stwierdzały, że OK, 30-40 km/h ponad ograniczenie to mandat, trudno, ale nie chcę przecież stracić prawa jazdy.
To taka grupa, która w jakimś stopniu przejmuje się przepisami o ruchu drogowym. Niestety są też tacy, którzy w ogóle ich nie respektują.
Nie mamy na nich sposobu innego, niż bardzo surowe karanie, być może izolowanie od społeczeństwa, choć na takie ryzyko też nie każdy zareaguje.
Od wielu lat powtarzam, że jeśli człowiek nie obawia się, że sam zginie, że będzie poruszał się na wózku, że może stworzyć niebezpieczeństwo dla pasażera – członka rodziny, to nie przejmie się też ewentualnym mandatem, a nawet karą więzienia. Bo przecież co może być większą sankcją, niż utrata zdrowia lub życia?
Tuż po wypadku na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie zdarzył się wypadek z udziałem pijanego kierowcy, z którym jechała partnerka w ciąży. Przez to, że kierowca był nietrzeźwy, straciła życie. Trudno powiedzieć, jaki przepis mógłby zdyscyplinować takiego kierowcę. Być może jedynym wyjściem jest izolowanie takiej osoby.
Minister Bodnar wspomniał również, że powinniśmy iść w takim kierunku, by kierowcy pod wpływem alkoholu nie mogli uniknąć więzienia. Da się to zrobić? “W przypadku tych kierowców, którzy kierują pojazdami pod wpływem alkoholu powyżej 1,5 promila we krwi, chcemy także ustawowo wprowadzić w Kodeksie karnym ograniczenie możliwości zawieszenia kary pozbawienia wolności” – mówił Bodnar.
Trudno powiedzieć, w jaki sposób przepisami prawa wyegzekwować bezwzględne więzienie dla osób prowadzących pod wpływem alkoholu. Mamy w tej chwili przepis, który określa taki czyn jako przestępstwo i możliwość zasądzenia kary pozbawienia wolności do trzech lat. Praktyka sądowa jest jednak taka, by te kary – orzeczone za pierwsze takie przestępstwo popełnione przez sprawcę zawieszać. Jednocześnie zasądzając środek karny w postaci świadczenia pieniężnego na co najmniej 5000 tys. złotych. Ograniczanie możliwości zawieszenia kary wymagałoby bardzo dużej elastyczności, by jednocześnie nie było ingerencją w uprawnienia sędziów do wymierzania adekwatnej kary.
Postępowanie sędziów przecież nie może się zmienić jedynie ze względu na wypowiedź ministra sprawiedliwości, to byłby cios w niezależność sądu.
Nie wiem, czy możemy to załatwić skutecznie przepisami prawa, bo te, które mamy, nie gwarantują pozbawienia wolności dla takich osób. Sytuacje, w których prowadzący decyduje się na jazdę pod wpływem, są też zróżnicowane. Inaczej sąd potraktuje kogoś, kto wsiadł za kierownicę, by przejechać kilkaset metrów do domu po pustej drodze, inaczej kogoś, kto wyjeżdża w tym stanie na autostradę lub jeździ po mieście.
Z jednej strony podwyższamy kary, z drugiej obniżamy wiek, w którym można będzie uzyskać prawo jazdy. Czy to jest wewnętrznie sprzeczne?
Myślę, że nie ma przeszkód, by osoby po skończeniu 17 lat prowadziły samochód pod planowanymi obostrzeniami. Nie jestem pedagogiem, ale przypuszczam, że taki 17-latek może nabierać pod okiem starszego kierowcy dobrych nawyków.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze