0:000:00

0:00

Protest pracowników sądownictwa rozpoczął się 9 grudnia i objął cała Polskę. Podobnie jak wcześniej policjanci — pracownicy zaczęli masowo przechodzić na zwolnienia L4. W niektórych sądach absencje sięgały niemal 100 proc., skutecznie paraliżując pracę jednostek.

Dyrektorzy sądów rejonowych i apelacyjnych radzili sobie z sytuacją, jak mogli - strasząc pracowników kontrolami, czy odwrotnie - oferując dodatkowo płatną pracę na zastępstwo.

Przeczytaj także:

Pracownicy domagają się tysiąca złotych podwyżki, a w dłuższej perspektywie — uregulowania kwestii wynagrodzeń ustawowo, ponieważ w poszczególnych zawodach są ogromne rozbieżności finansowe.

W listopadzie Ministerstwo Sprawiedliwości proponowało pracownikom podwyżki w wysokości 150 zł od stycznia oraz 800 zł nagrody dla każdego jeszcze przed świętami. Propozycji nie uznano za satysfakcjonującą i zdecydowano o proteście.

Nie wszystkie związki jednak wsparły akcję. Wyłamała się Międzyzakładowa Organizacja Związkowa (MOZ) NSZZ „Solidarność”, tłumacząc, że nie chce, by protest zaszkodził prowadzonym z ministerstwem pracom nad ustawą.

W poniedziałek 17 grudnia 2018 zawiązał się Komitet Protestacyjny Pracowników Polskich Sądów, w skład którego weszły: Związek Zawodowy Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości RP, Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Ad Rem” oraz Niezależny Związek Zawodowy Pracowników Sądów Okręgu Piotrkowskiego.

We wtorek 18 grudnia w Ministerstwie Sprawiedliwości odbyły się negocjacje pomiędzy resortem i przedstawicielami związków zawodowych. W rozmowach, oprócz członków zawiązanego dzień wcześniej Komitetu Protestacyjnego, wzięli udział reprezentanci: Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości RP z siedzibą w Poznaniu, Niezależnego Związku Zawodowego Pracowników Sądów Rejonowych w Łodzi, a także... MOZ NSZZ „Solidarność”, która protestu nie popierała.

Podpisano porozumienie, ale ustępstwa resortu nie powalają: od stycznia podwyżki o ok. 200 zł brutto i nagrody w wysokości 1000 zł.

Ukarać protestujących, skłócić sędziów

Ministerstwo Sprawiedliwości określiło spotkanie „bardzo udanym” i nie podzieliło się w żadnym komunikacie szczegółami spotkania. Z notatki z negocjacji zamieszczonej na stronie MOZ NSZZ „Solidarność” wynika, że rozmowy przebiegały z konfliktami.

Maksymalna nagroda dla każdego pracownika (ma być wypłacona do 21 grudnia) ma wynieść 1534 zł, z czego tylko część jest gwarantowana, a reszta jest uznaniowa.

Wiceminister Michał Wójcik, który w imieniu resortu prowadził negocjacje, proponował, że z tej kwoty 800 zł jest gwarantowane, a 734 zł - uznaniowe. Ta część ma być znacznie mniejsza - 350 zł - dla pracownika, który wziął w grudniu zwolnienie lekarskie do pięciu dni. Powyżej pięciu dni na zwolnieniu nagroda nie przysługuje w ogóle. Byłby to sposób ukarania protestujących pracowników, którzy masowo brali L4 w ramach protestu.

Na to nie chcieli się zgodzić przedstawiciele związków. Ostatecznie stanęło na tym, że wszyscy pracownicy otrzymają po 1000 zł, a 534 zł będzie nagrodą uznaniową. Zaznaczono również, żeby ministerstwo nie sugerowało dyrektorom sądów brania pod uwagę grudniowej frekwencji przy rozdzielaniu tych środków.

Na tym jednak wybiegi ministerstwa się nie skończyły. Wiceminister Wójcik miał stwierdzić, że „w związku z tym, że sędziowie ubolewają nad sytuacją płacową pracowników i solidaryzują się z pracownikami”, resort postanowił zamrozić im kilometrówki (zwrot wydatków na dojazdy) oraz fundusz pożyczek mieszkaniowych.

Zaoszczędzone pieniądze ministerstwo miałoby przeznaczyć na wzrost wynagrodzeń pracowników sądów. Pojawiły się także propozycje zamrożenia części wskaźnika wzrostu wynagrodzeń sędziów na 2020 roku.

Komitet protestacyjny nie zgodził się na te pomysły. Trudno się dziwić - podpisanie podobnego porozumienia byłoby symbolicznym ukaraniem sędziów za poparcie strajku. A poparcie było szerokie - sędziowie Sądu Okręgowego w Krakowie wydali nawet specjalną uchwałę w jego sprawie.

Słowa wiceministra Wójcika skomentował już sędzia Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Iustitia: "Będziemy z pracownikami cały czas. Żadne pogróżki ministra Wójcika, czy innych jego ministerialnych padawanów, że zabiorą sędziom takie, czy inne pieniądze, nie zmienią tego, że będziemy razem z Wami, pracownicy, solidarni".

Wina Tuska

Atak na sędziów i protestujących nie był jedynym politycznym zabiegiem ze strony Ministerstwa. W komunikatach prasowych resort z cała mocą podkreślał, że "związki zawodowe zauważają, że przyczyną niskich wynagrodzeń w sądach powszechnych była polityka zamrażania wynagrodzeń w latach 2010-2015 i popierają obecnie podejmowane przez Ministra Sprawiedliwości Prokuratora Generalnego działania na rzecz systemowego zwiększenia wynagrodzeń pracowników sądów i prokuratury".

"Zdaję sobie sprawę, że wynagrodzenia pracowników sądów nie są satysfakcjonujące, rozumiem rozgoryczenie. Ale po wieloletnich zaniedbaniach, do których doszło za rządów PO-PSL, nie da się załatwić tego problemu w krótkim czasie. W tym roku Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zrobił wszystko, co było możliwe w tej sprawie" – opowiadał podczas spotkania wiceminister Michał Wójcik.

Co na to pracownicy?

"Jesteśmy wściekli" - opowiada OKO.press pracowniczka jednego z krakowskich sądów. "Czujemy się oszukani przez związkowców. Pojechali napić się herbatki. Nie załatwili niczego, co nie byłoby nam już obiecane w listopadzie".

Związki zawodowe, które wzięły udział w rozmowach i podpisały porozumienie, próbują łagodzić sytuację. Przede wszystkim — podkreślają, że to dopiero początek negocjacji, i że tylko tyle udało się wywalczyć, ze względu na etap prac nad budżetem. Kolejne spotkanie w Ministerstwie zaplanowane jest na 25 stycznia.

MOZ NSZZ "Solidarność" również nie jest zadowolony z porozumienia. W komunikacie opublikowanym na swojej stronie związkowcy twierdzą, że warunki, które ustalono 18 grudnia z ministerstwem, były już wcześniej wynegocjowane przez "S". Winą za to, że nie udało się ugrać nic więcej, obarczają "nieroztropne działania", czyli właśnie akcję protestacyjną.

Sygnały o tym, że protest będzie kontynuowany, dochodzą z całego kraju. Od tego tygodnia zaczynają się także kontrole zwolnień L4.

Do pracowników sądów po świętach dołączą także pracownicy prokuratur. Właściwy protest mają rozpocząć 27 grudnia, ale już w czwartek 20 grudnia w wielu miastach, m.in. Olsztynie, Katowicach, Poznaniu i Krakowie, wyszli przed siedziby, by zamanifestować. Podobnie jak pracownicy sądów domagają się tysiąca złotych podwyżki oraz poprawy warunków pracy.

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze