„Ci ludzie stracili nogi i ręce nie z głupoty, ale po to, żebyśmy żyli” – mówi Ołeh. Każdego dnia wojny dziesiątki Ukraińców zostaje poważnie rannych, a wielu wojskowych i cywilów traci kończyny. Ukraina poznaje tajniki życia z protezą. Uczy się godnego traktowania ludzi z niepełnosprawnościami
"Wojna zawsze była barbarzyńską metodą rozwiązywania konfliktów. Zmieniły się tylko metody walki i liczba uczestników. Stosunek do tych, którzy opuszczali pole walki okaleczeni, zawsze był barbarzyński. Aby rzucić okiem na starożytne rzeźby, ustawiają się długie kolejki. Wiele nie ma już rąk, nie mówiąc o nogach, nosie czy innych częściach marmurowego ciała. Nikomu to nie przeszkadza, a wręcz dodaje wartości. Ale z jakiegoś powodu ludzie często odwracają wzrok na widok świadków wojny. Gdy nie ma rąk, a tym bardziej nóg, nosa czy innych części ciała, nie widzą już piękna. Ludzie starają się unikać takich wystaw" – pisze Ołeksandr Bud`ko, pseudonim "Teren", ukraiński żołnierz, który na tej wojnie stracił dwie nogi.
Miałam podobne odczucia, kiedy zobaczyłam zdjęcia Ołeksandra wykonane przez ukraińską fotografkę Martę Syrko.
Co się dzieje z żołnierzem po tym, jak mu amputują kończyny?
Ołeksandr ma 26 lat. Pochodzi z Równego. Do inwazji zajmował się projektowaniem graficznym i pracował jako barista w kijowskiej kawiarni. Po najeździe Rosjan zgłosił się do wojska i po szkoleniach walczył na Charkowszczyźnie. Był dowódcą drużyny moździerzowej.
24 sierpnia w Dniu Niepodległości Ukrainy w rezultacie ataków rosyjskich Ołeksandra zasypało w okopie.
– Leżąc na brzuchu, nie słyszałem nawet gwizdu, czułem piekielny ból, tępy zapach i ziemię w nosie – to wszystko, co pamietam – opowiada na Instagramie. – Szybko zabrano mnie z punktu zero [z frontu] i przewieziono do pierwszego szpitala, gdzie byłem operowany. Nie było stóp. Jedną nogę próbowali uratować, ale po pięciu dniach w Charkowie, wysłano mnie do Połtawy, gdzie trzeba było amputować obie.
– Nie wiem na ile program państwowy zapewni protezę, bo podobno był przypadek, że obiecali i nie zrealizowali – mówi Teren. – Jeśli wszystko pójdzie dobrze z państwowym programem, to kupimy protezy sportowe.
Państwo ukraińskie może zabezpieczyć tylko zwykłe protezy.
– Chłopaki są aktywni, młodzi, część z nich chce biegać, część uprawiała kiedyś sport, a z takimi klasycznymi protezami nie da się tego robić. Protezy sportowe są dla nich ograniczone ilościowo lub może ich wcale nie być – mówi Ołeh Sawczuk, dyrektor Wołyńskiego Obwodowego Szpitala Klinicznego w Ukrainie. Od 2014 roku opiekuje się ukraińskimi żołnierzami, którzy stracili nogi na rosyjsko-ukraińskiej wojnie. W ciągu ostatnich lat zorganizował wyjazdy na protezowanie do Polski dziesięciu wojskowym.
Media podają, że w Ukrainie w pełnym trybie działa ponad 50 przedsiębiorstw protetycznych w różnych regionach państwa.
Kończyny protetyczne są dostarczane potrzebującym na koszt publiczny, niezależnie od tego, czy przedsiębiorstwo protetyczne jest prywatne, publiczne czy półprywatne. Przydzielone przez państwo fundusze trafiają tam bezpośrednio. Mimo to ukraińscy żołnierze i cywile, którzy również tracą kończyny przez wojnę, szukają możliwości protezowania za granicą.
Jednym z powodów jest to, że w Ukrainie nie ma szerokiego wyboru komponentów, które wojskowy mógłby wybrać dla siebie. Przedsiębiorstwa robią protezy z tego, co jest dostępne.
"Chłopcy, którym załatwiliśmy protezowanie w Polsce, są bardziej zadowoleni. To jest fakt".
Polski mechanik ortopeda daje do wyboru dwie, trzy, cztery stopy lub dwa albo trzy różne kolana. W Ukrainie dostaje się po prostu protezę i tyle. Wybrać innej stopy czy kolana nie można. A kiedy żołnierz mówi, że mu ta proteza nie pasuje, że jest niewygodnie, to odpowiedź jest prosta: "przyzwyczajaj się".
Rozumiem, że wysokość dofinansowania jest taka sama. Przeróbki i wymiana to dodatkowe koszty. To jest nieopłacalne dla firmy – tłumaczy Ołeh.
– Zorientowali się, że państwowe peniądze na protezowanie nie są właściwie kontrolowane. Nie da się zweryfikować, ile pieniędzy wydano na daną protezę. Pojawiło się też więcej firm, co nie znaczy, że świadczą usługi wysokiej jakości. Zazwyczaj ich pracownicy gdzieś przeszli kursy i wydaje im się, że robią dobre protezy. A w rzeczywistości tak nie jest – mówi lekarz.
Firmy protetyczne zdobywają informacje o żołnierzach, którzy mieli amputacje, nie wiadomo skąd (lekarze nie mają prawa ujawniać takich informacji). Odwiedzają ich w szpitalach, podają swoje kontakty, opowiadają o protezach, podpisują z rannymi umowę, a potem oni trafiają do nich na protezowanie.
„Odwiedzanie” może być częścią korupcyjnego systemu. W październiku 2021 roku ukraińska gazeta „Ekonomiczna Prawda” opisywała typy korupcyjnych schematów w dziedzinie protezowania.
Z jednym schematem zetknęła się Witalija Iwaszczenko. Jej mąż Sława 24 lutego zgłosił się do szeregów SZU (armii ukraińskiej). Latem pod Bachmutem został ranny. Stracił lewą nogę. Witalija pół roku nie może udowodnić Medyczno-Socjalnej Komisji Ekspertów (MSEK-owi), że mąż stracił nogę broniąc ojczyzny. Sława nie może otrzymać orzeczenia o stopniu niepełnosprawności, choć ma potrzebne dokumenty.
Okazało się, że problemem jest łapówka, a raczej jej brak.
– Może czas przyznać, że w Ukrainie są nowi weterani wojny. Że nie są to ci starcy, którym w czasach szkolnych nosiliśmy goździki na 9 maja i myśleliśmy, że to wystarczy! Może czas usunąć korupcję z placówek medycznych i wytłumaczyć członkom komisji, że wzięcie 6 tys. dolarów łapówki od obrońcy Ukrainy za pierwszą grupę inwalidzką to trochę za dużo? – skarży się Witalija w mediach społecznościowych.
Nagłośnienie sprawy w internecie pomogło: do rodziny zadzwonili z ministerstwa zdrowia, żeby wyjaśnić sytuację. Witalija zaznacza, że historia jej męża nie jest odosobniona. Postanowiła dzielić się doświadczeniem i pomagać żołnierzom i żołnierkom, które mają kłopoty z biurokracją. Wierzy, że poprzez społeczny nacisk system zmieni się na lepsze.
Zalecenia są takie, że protezę trzeba zakładać najwcześniej, jak się da. Jak tylko się rana zabliźni. Najpierw pacjent otrzymuje protezę tymczasową, która pozwala nauczyć się chodzić na protezie. Chodzi o to, żeby mózg zrozumiał, że to jest jego noga, tylko nie taka sama jak zdrowa.
– Przed protezowaniem trzeba przygotować kikut. Nogę trzeba bandażować specjalnym bandażem, wykonywać określone ćwiczenia, żeby zahartować nogę, by była odporna na obciążenia, które powoduje noszenie protezy. Obciążenie w takim klasycznym protezowaniu będzie iść na miękkie tkanki, które pozostają w nodze. Ta tkanka miękka z czasem chudnie.
"Сzęsto zdarza się tak, że gdy człowiek nosi tymczasową protezę i jest aktywny, to noga staje się cieńsza. Wtedy trzeba protezę zmienić lub założyć specjalne skarpety. Ale im więcej takich skarpetek, tym bardziej niewygodnie, bo noga się poci. A wtedy może zrobić się rana. To oznacza dodatkowe dwa-trzy tygodnie, w czasie których pacjent korzysta z kuli" – tłumaczy lekarz. – "Kikut kształtuje się od miesiąca do trzech. Wtedy już robią stałą protezę, która może być lepsza pod względem funkcjonalności".
W grudniu Ołeh zorganizował wyjazd do Polski żołnierza Wołodymyra, który na wojnie rosyjsko-ukraińskiej stracił lewą nogę na poziomie uda. Specjaliści z Rzeszowskich Zakładów Ortopedycznych wykonali dla niego tymczasową protezę. Jednak na stałe potrzebny jest specjalny implant.
Polscy specjaliści proponują zrobienie operacji bezpłatnie, trzeba tylko zapłacić za materiały. Problem z pieniędzmi na implanty, ponieważ metody osseointegracji w Ukrainie nie są znane, a wszystkie zbiórki pieniężne idą na potrzeby frontu.
– Odpowiedź będzie prosta: państwo może zrekompensować lub sfinansować leczenie za granicą, jeśli nie można takiego leczenia zapewnić w Ukrainie.
Jeśli żołnierz powie, że chce protezę w Polsce, usłyszy: "W Ukrainie robią cudowne protezy, po co do Polski jechać". Pieniądze na protezy, które już chłopcy dostali w poprzednich latach, były zbierane po ludziach, fundacjach. Nie było tam ani jednego państwowego grosza – mówi Ołeh.
Pomóc Wołodymyrowi zebrać pieniądze na protezę można pod tym linkiem na zrzutce.pl.
Proteza wymaga obsługi. Zwolennicy ukraińskich protez wmawiają, że zagraniczna proteza będzie źródłem problemów. Ale serwisowanie w Polsce jest możliwe.
Żołnierze, którzy mieli protezowanie w Polsce pod opieką Ołeha, jeździli na serwis do polskiego mechanika ortopedy. Albo, jeśli obecność właściciela protezy nie była niezbędna, przekazywali protezę do wyregulowania przez wolontariuszy. W niektórych przypadkach konsultowali się z mechanikiem na Skype i sami sobie regulowali protezę.
Każda proteza jest indywidualnie dobierana dla konkretnego żołnierza, bo zależy od średnicy, długości kikuta, wzrostu i wagi pacjenta. Według Sawczuka w Ukrainie brakuje wykwalifikowanego personelu oraz dobrych komponentów, żeby robić dobre protezy na takim poziomie, jak chociażby w Europie.
"Wydawało się nam, że ta dziedzina medycyny jest dobrze rozwinięta. Pełni optymizmu obiecaliśmy więc córeczce, że tata wkrótce stanie się robotem i zaczęliśmy zbierać niezbędne dokumenty" – mówi Witalija.
"Bezpłatna protetyka na Ukrainie istnieje i to jest dobra wiadomość (nawet jeśli system nie jest doskonały). Natomiast jeśli chodzi o same protezy... Palce sztucznych rąk łamią się jak suche gałązki, a kolana nie nadają się do wchodzenia po schodach. O kontakcie protezy z wodą nie ma co mówić".
Witalija nie poddaje się: sprawdza, jakie są typy protez i szuka dla męża najlepszego kolana.
Takiego, z którym można jeździć na rowerze i nie bać się wody.
Nie tak dawno temu w Ukrainie nie było takiej specjalizacji jak lekarz rehabilitolog. Byli lekarze, którzy zajmowali się rehabilitacją sportowców po urazach sportowych, ale to nie jest to samo.
– Dla pacjentów, którzy nie mają rąk, nóg, najlepszą rehabilitacją jest dobra proteza – mówi Ołeh. – Kiedy człowiek zakłada protezę po raz pierwszy, myśli: będę chodzić, czuję się dobrze. Ale to euforia. Dopiero na następny dzień odczuwa, że gdzieś piecze, gdzieś jest niewygodnie, tu uciska. Protetyk powinien wszystko dopasować. Musi nauczyć chodzić z protezą, przynajmniej dać człowiekowi podstawy.
Potem z reguły, jeśli pacjenci są stabilni psychicznie, wracają do rodziny. W domu najlepszą rehabilitacją jest przebywanie z dziećmi, psem, kotem, możliwość chodzenia i biegania.
Rehabilitacja jest nastawiona na to, że człowiek ma się nauczyć chodzić. Tak pierwsze kroki stawia Ołeksandr Teren.
– Zacząłem na nowo uczyć się chodzić, prawidłowo stawiać stopę, obciążać kolano, przetaczać się z pięty na palce. Nie było to tak łatwe, jak sobie wyobrażałem – opisuje swoje emocje.
Stanął na nowych nogach po trzech miesiącach od zranienia.
Do łuckiego szpitala tydzień w tydzień przywożą 100-150 rannych na różne oddziały. Na oddziale Ołeha przeprowadza się od dwóch do siedmiu amputacji tygodniowo. Rany z wojny są zabrudzone, zakażone. Żeby zacząć robić protezę, część nogi lub ręki, która została, musi być oczyszczona i leczona.
– Największym problemem jest protezowanie rąk. Elektroniczne protezy ramion, kosztują ponad 100 tysięcy dolarów. Nie są doskonałe. Nocą trzeba je ładować, często się psują, a jak się zepsują w Ukrainie, to najprawdopodobniej tam nikt tego nie naprawi.
Według danych lwowskiego centrum rehabilitacji Unbroken od początku inwazji leczono tu ponad 11 tys. rannych Ukraińców, w tym 350 dzieci. Centrum specjalizuje się w chirurgii rekonstrukcyjnej, ortopedii i protezowaniu.
Na zdjęciu u góry: Żołnierz Andrij Askerow zakłada protezę w Centrum Unbroken, 27 stycznia 2023. Fot. Yuryi Dyachyshyn / AFP
Żołnierz pochodzi z obwodu chmelnickiego. W wieku 26 lat Mychajło zdecydował, że chce zostać profesjonalnym wojskowym, ostatnie lata służył w brygadzie desantowej. Wojna zastała go na Doniecczyźnie, potem brygada broniła Charkowszczyznę. Wiosną pod Iziumem został ciężko ranny.
"Myślałem wtedy, że śmierć jest lepsza niż brak kończyn.
Wyjąłem granat, chciałem się wysadzić, powiedziałem towarzyszom, żeby się odsunęli, ale oni powiedzieli: "Nie, jak chcesz, to dawaj z nami". Towarzysze mnie uratowali, ciągnęli przez piekło – żołnierz wspomina najtrudniejsze chwile.
W Ukrainie w takich przypadkach pacjentom często zakłada się metalowe zaczepy lub protezy kosmetyczne, które pozwalają w możliwie największym stopniu na odtworzenie wyglądu kończyny.
Mychajło był pierwszym pacjentem, któremu we Lwowie w centrum rehabilitacji Unbroken zrobiono bioniczną protezę ramienia. Dzięki specjalnym czujnikom potrafi ona odtworzyć normalne ruchy. Osoba napina mięsień w amputowanej kończynie, a ręka reaguje.
Protezy dają szansę na podróżowanie, uprawianie sportu i założenie rodziny, o czym marzy bohater.
– W pierwszych sekundach po stłumieniu bólu (kiedy wstrzyknęli mi środek znieczulający), zdałem sobie sprawę, że tak, jak kiedyś, już nie będzie. Nie będę miał nóg, ale nie czułem wielkiego smutku. Po każdej z dziewięciu operacji starałem się wspierać rodzinę. Wiedziałem, że to dla nich bardzo bolesne. Może dlatego nie miałem czasu na użalanie się nad sobą – mówi Ołeksandr.
Teraz swoim przykładem motywuje innych, pomaga żołnierzom w podobnej sytuacji. Pisze książkę i nazywa siebie upartym mężczyzną. Swoją przyszłość wiąże z centrum protezowania i chirurgii rekonstrukcyjnej SuperHumans we Lwowie, projektem pod nadzorem ministerstwa zdrowia Ukrainy oraz pierwszej damy Ołeny Zełenskiej.
Ołeksandr całe życie uprawiał sport, protezy nie będą dla niego przeszkodą. Marzy, że w SuperHumans dostanie sportowe protezy i weźmie udział w Igrzyskach Niezwyciężonych (ang. Invictus Games).
– Nie myślę, że jestem inny. Społeczeństwo powoli dostosowuje się do nowych realiów. Mam nadzieję, że zrobimy w tym dalszy postęp i normą stanie się spotykanie takich osób na ulicy – mówi Teren w wywiadzie dla Suspilne.media.
Witalija zwraca się do osób, które straciły kończyny na wojnie, do osób z niepełnosprawnością: "Dajcie nam szansę na częstsze spotkania!!! Wychodźcie na ulice, abyśmy mogli was zobaczyć!!! Dajcie naszym dzieciom szansę na naukę tolerancji! Budujemy tu #nowąUkrainę, ale wciąż nie wiemy, jak się przy was zachować!
Ta wstydliwa lista nie ma końca, niestety. Zredukuj ją razem z nami!
Wychodźcie z domu, jeśli jest to możliwe. Jestem pewna, że z każdym wyjściem zmniejszy się liczba zdziwionych spojrzeń przechodniów. Pomóżcie nam być bliżej was!
Lekarz Ołeh Sawczuk ma inne zdanie:
– Nie mogę powiedzieć, żeby ci chłopcy po amputacji nie urządzili sobie życia. Stosunek do nich w społeczeństwie jest pozytywny. Oni są jeszcze większymi bohaterami, są jeszcze bardziej szanowani po powrocie z wojny.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze