0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Cezary Aszkielowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Cezary Aszkielo...

Groźna nowelizacja uderzająca w obywateli czy zmiana potrzebna w czasie zagrożenia bezpieczeństwa państwa? Zdania w sprawie nowego, „antyszpiegowskiego” prawa są podzielone. Bardzo prawdopodobne jest jednak, że w ciągu kilku tygodni do Polski wrócą powszechne kiedyś tabliczki „zakaz fotografowania”. Były częstym widokiem w PRL-u, można było się na nie natknąć aż do 1999 roku.

Dziś takie oznaczenia, nawet jeśli są widoczne w przestrzeni publicznej, nie mają żadnej mocy prawnej. Możliwe, że o wejściu regulacji w życie zdecyduje Sejm na posiedzeniu w połowie sierpnia. Szansa na przegłosowanie nowego prawa jest duża – w poprzednich głosowaniach posłowie Zjednoczonej Prawicy byli za, opozycja się wstrzymywała.

Długa lista ważnych obiektów

Tabliczki mają powrócić między innymi na polskie lotniska, dworce i autostrady. Tak zakłada rozporządzenie towarzyszące nowelizacji kodeksu karnego, która wprowadza zakaz fotografowania. Co dokładnie w nim wyczytamy? Wymieniona w nim lista obiektów „szczególnie ważnych dla obronności” jest długa i obejmuje między innymi:

  • magazyny broni i sprzętu wojskowego, jak również obiekty, w których produkuje się lub pracuje nad nową bronią,
  • magazyny surowców, takich jak węgiel, ropa i gaz, magazyny energii czy stacje transformatorowe,
  • mosty, wiadukty i tunele kolejowe i drogowe w ciągu dróg i linii kolejowych o znaczeniu obronnym. Chodzi między innymi o autostrady, wzdłuż których widać pomarańcze oznaczenia z ikoną czołgu,
  • lotniska międzynarodowe,
  • porty o znaczeniu obronnym – morskie i śródlądowe,
  • obiekty pocztowe i telekomunikacyjne „przeznaczone do realizacji zadań na rzecz bezpieczeństwa lub obronności państwa”,
  • zapory, których awaria może spowodować zatopienie terenów o powierzchni powyżej 500 km kwadratowych,
  • obiektów kopalni i rafinerii, elektrowni i elektrociepłowni,
  • siedziby licznych instytucji, jak Agencji Wywiadu, NBP, BGK, Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych czy CBA.

Trudno wskazać w tym zestawie obiekty, które nie mają znaczenia dla obronności kraju. Wszystkie będą mogły wejść na listę miejsc, w których i których fotografować nie można. Szansa na stuprocentowe wyegzekwowanie takiego przepisu wprowadzającego zakaz fotografowania wydaje się jednak niewielka. Wymagałoby to mocnego zaangażowania służb. Grzywna, zarekwirowanie sprzętu lub nawet areszt za popełnione wykroczenie (zwykle pewnie nieintencjonalnie) mogłyby grozić naprawdę znacznej liczbie osób.

Rejestratory w samochodach, komórki do selfie. Co obejmie zakaz fotografowania?

Wyobraźmy sobie, że na listę sporządzoną przez MON weszłaby Elektrownia Turów w Bogatyni. To miejscowość położona w kotlinie. Droga prowadząca do miasta od strony Zgorzelca schodzi w dół, gdzie wyraźnie widać budynki elektrowni i jej kominy. By dostać się do centrum Bogatyni, trzeba przejechać bezpośrednio obok nich. Policjanci, chcąc sumiennie wypełniać swoje obowiązki, musieliby zatrzymywać każdy samochód jadący w jej kierunku, sprawdzać, czy nie ma w nich wideorejestratorów jazdy. Jeśli kierowca posługuje się takim urządzeniem, może stać się podejrzewanym o popełnienie wykroczenia – i to potencjalnie surowo karanego.

MON na swojej listę umieści zapewne również lotnisko w podkrakowskich Balicach. Nie dość, że jest międzynarodowe, to jeszcze w dużej części wojskowe. Jest też bardzo popularne wśród spotterów, czyli osób pasjonujących się lotnictwem i fotografujących lądujące i startujące samoloty. Bardzo popularna „górka spotterska” znajdująca się po drugiej niż port lotniczy stronie autostrady A4 po wprowadzeniu nowego prawa powinna być non-stop obstawiona więc przez służby. Na lotniskach z problemami będą też funkcjonować kibice, chętnie robiący sobie zdjęcia z powracającymi z zagranicznych zawodów reprezentantami Polski. Wykroczeniem stanie się również selfie na tle samolotu, którym niedługo wylatujemy na wakacje.

Zakaz fotografowania uprzykrzy życie miłośnikom kolei i lotniskowym spotterom

Na problemy w pierwszej kolejności zwrócili jednak uwagę miłośnicy kolei. Już teraz bywają na cenzurowanym. W czerwcu zatrzymano mężczyznę fotografującego pociągi na linii do portu w Gdańsku. Pan Daniel Detkowski opisał sytuację na jednej z otwartych, facebookowych grup dla osób zainteresowanych fotografią kolejową. „Nie było to moje pierwsze spotkanie z policją. Zawsze przebiegało bez większych konsekwencji i na zwykłym wylegitymowaniu. Tak więc zostałem zaproszony do policyjnego vana. Pan z drogówki skrupulatnie tłumaczył mi, w czym problem. Myślałem, że na tym koniec i każdy pójdzie w swoją stronę. Jednak nie. Policjant po rozmowie przez telefon poinformował mnie, że zabierają mnie na I Komisariat Policji na ulicy Platynowej 6F w Gdańsku. Przyjechał po mnie kolejny radiowóz, który mnie zabrał na komendę. Na komisariacie dowiedziałem się, że pofatygują się do mnie agenci ABW” – opisywał pan Daniel. Według relacji zakończyło się na przesłuchaniu, pytaniach o powiązania z Rosją i Białorusią, oględzinami sprzętu i mandatem w wysokości 50 złotych... za stanie na poboczu drogi ekspresowej. Wszystko trwało około trzech godzin.

Miłośnicy kolejowej fotografii obawiają się, że takie sytuacje w przyszłości staną się codziennością, a rozmowa z funkcjonariuszem kończyć się będzie zarekwirowaniem sprzętu lub nawet aresztem.

Na tym wątpliwości wokół nowych regulacji się nie kończą. Zasadne jest pytanie o ich sens w sytuacji, gdy wiele z ważnych obiektów – w tym autostrady, elektrownie, porty lotnicze i linie kolejowe – jest dokładnie widocznych na tysiącach zdjęć, które bez problemu można znaleźć w sieci. Ich dokładne rzuty z lotu ptaka można znaleźć z kolei na Google Maps. Jeśli ktoś chce zaplanować atak na lotnisko w Balicach na podstawie zdjęć z sieci, to znajdzie potrzebne materiały. O usuwaniu ogólnodostępnych zdjęć z internetu nowelizacja milczy.

Zakaz mimo wszystko może działać na naszą korzyść?

Nie chodzi jednak o sam wygląd dworców czy lotnisk, ale to, co z nich odjeżdża i wylatuje – wyjaśnia OKO.press Marcin Samsel, ekspert ds. bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego.

„Mówimy nie tylko o samych obiektach infrastrukturalnych – na przykład o kształcie budowy dworca, rozmieszczeniu peronów, torów. To widać przecież z dozoru elektronicznego, choćby satelitarnego, i to z olbrzymią dokładnością. Ustawa dotyczy bardziej ruchu, tego, co się dzieje na takim dworcu, na przykład transportów, w tym na przykład sprzętu wojskowego. Dzięki zdjęciom można wywnioskować, w którym kierunku porusza się dany transport, co przewozi i w jakim celu. Satelita nie pokaże również na przykład położenia kamer czy systemów bezpieczeństwa. Zadbanie o bezpieczeństwo takich informacji jest intencją ustawodawców” – mówi nam Samsel.

Problem w tym, że najwięcej o ruchu transportów sprzętu wojskowego wiadomo dzięki drogowcom – zauważa w rozmowie z OKO.press Zbigniew Stanisławiak, autor bloga Służby i Obywatel, obserwujący działania państwowych służb.

„To przy pomocy umieszczonych przy autostradach kamer GDDKiA można było liczyć transportowane na Ukrainę Kraby. Alarmowali o tym sami internauci. Żeby z tym skończyć, władza nie potrzebowała żadnej nowej ustawy” – komentuje Stanisławiak.

Grzywną szpiega nie odstraszymy

Nasz rozmówca twierdzi, że groźba grzywny czy nawet aresztu nie odstraszy prawdziwych szpiegów, którym za łamanie prawa i tak grozi 25 lat więzienia.

Szpiedzy z rozbitej niedawno siatki, ukrywali kamery wzdłuż linii kolejowych, przy lotniskach i portach. Urządzenia tygodniami transmitowały obraz do sieci. Wiemy o tym, bo początkiem śledztwa ABW było właśnie przypadkowe odkrycie kamery ukrytej przy linii kolejowej pod Rzeszowem. Wartość dla analityków przeciwnika ma obraz przekazywany na żywo, a nie przypadkowe selfie z dawno obfotografowanego dworca” – mówi nam Stanisławiak. Jak dodaje, obawy dotyczące nadużywania nowego prawa mogą być uzasadnione. Bardzo trudno przypuszczać, jak funkcjonariusze będą podchodzić do nowych obowiązków. Jeśli postanowią być skrupulatni, każde zdjęcie zrobione na wpisanym na ministerialną listę lotnisku może skończyć się zarekwirowaniem sprzętu i przekazaniu biegłym

„Moim zdaniem policji nie pozostanie nic innego niż rekwirować sprzęt podróżnym złapanym na robieniu zdjęć. Następnie sprzęt ocenią biegli i to od ich decyzji będzie zależało, czy sprawa trafi do sądu. Niestety czasem będzie wystarczyło samo podejrzenie. Można mieć nadzieję, że wystarczy pokazanie zawartości telefonu na miejscu. Odkrycie zdjęcia obiektu z pewnością skończy się grzywną i przepadkiem sprzętu. Jeśli zobaczymy zakaz, sięgajmy po telefon tylko w ostateczności” – ostrzega bloger.

Zakaz fotografowania: kluczowe jest zaufanie do państwa

Nowe prawo może też utrudnić pracę dziennikarzom i organizacjom pozarządowym. Na listę miejsc objętych zakazem można wciągnąć na przykład zanieczyszczające środowisko zakłady przemysłowe lub, jak wskazuje Stanisławiak, magazyn Poczty Polskiej, gdzie składowano nigdy niewykorzystane karty wyborcze.

Niektóre z obaw związanych z propozycją rządzących podziela Marcin Samsel. Autorzy nowelizacji mogą tłumaczyć się dobrymi intencjami, jednak praktyka może od nich odbiegać. „Niestety straciliśmy przez ostatnie lata zaufanie do instytucji państwa i służb. W czasie pandemii nie wprowadziliśmy stanu wyjątkowego – nie wiadomo dlaczego. Z drugiej strony stan wyjątkowy wprowadzono na trzykilometrowym pasie granicznym, w gruncie rzeczy po to, by uniemożliwić dziennikarzom dokumentowania działań służb. To było typowe ograniczenie wolności prasy. Można zadać sobie pytanie, czy rządzący nie wpiszą na listę obiektów strategicznych tych, do których będą chcieli utrudnić dostęp dziennikarzom”.

Jak mówi Samsel, sprawnie działające organy państwa – w tym te kontrolne – mogłyby pomóc przeciwdziałać szykanom, które wynikać mogą z nadużywania mimo wszystko potrzebnego prawa.

„Bo z drugiej strony trzeba pamiętać, że coraz częściej służby różnych państw, również tych wrogich, korzystają z tak zwanego białego wywiadu, czyli OSINT-u. Opiera się on na przeszukiwaniu ogólnodostępnych internetowych baz obrazów i wyciąganiu wniosków z ich analizy. To również materiały prasowe” – ocenia ekspert.

O to, jak mogą działać nowe regulacje, zapytaliśmy w ministerstwie obrony narodowej. Chcieliśmy doprecyzować, jakie intencje stoją za wprowadzeniem zakazu robienia zdjęć oraz dowiedzieć się, czy będzie on dotyczył całych obiektów, czy tylko wydzielonych ich obszarów czylub elementów. Resort odpowiedział, że za projekt odpowiedzialni są posłowie. Szczegóły listy obiektów objętych dodatkową ochroną nie są na razie znane, rozporządzenie wymienia jedynie ich rodzaje.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze