0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Maciek Jazwiecki / Agencja Wyborcza.plFot. Maciek Jazwieck...

Ktoś w policji postanowił się wykazać gorliwością w ściganiu kobiet. Może liczył na pochwałę albo nie znał przepisów. Albo lubi wyżywać się na słabszych.

Policjanci naruszyli więc intymność pani Joanny, kazali się jej rozbierać i kucać, przeszukali jej osobiste rzeczy, bo dowiedzieli się od lekarza, że pacjentka jest po aborcji.

Kobieta została potraktowana gorzej od postrzelonego przestępcy – bo tego najpierw się opatruje, a potem przesłuchuje.

Co powinno było się stać po ujawnieniu tej sprawy?

Jest ona bardzo dobrze udokumentowana: są nagrania, relacje świadków i postanowienie sądu. Minęły już trzy miesiące. Struktury kontrolne w lub obok policji powinny były już sprawę zbadać, ustalić, jak mogło dojść do naruszenia praw obywatelki i wyciągnąć wnioski: czyli wskazać, co zrobić, by to się nigdy nie powtórzyło.

A co mamy?

Szok. Policja dopiero po ujawnieniu sprawy przez panią Joannę na oczach opinii publicznej próbuje ustalić wersję wydarzeń. Ujawnia dane chronione, potem je wygumkowuje. Szef policji, minister spraw wewnętrznych, a potem minister sprawiedliwości rzucają się na pomoc. Mimo że o sprawie ewidentnie niewiele wiedzą. Ale policji bronią – bo muszą.

To policja upolityczniona, sprywatyzowana, broniąca tej władzy.

Więc władza zna swe obowiązki.

Na skrzywdzoną obywatelkę wylewa się fala hejtu z rządowych mediów i z sieci. Nie jest to akcja spontaniczna, ale skoordynowana obrona władzy. Szef KRRiT wszczyna śledztwo przeciwko mediom, w tym telewizji, z którą władza ma na pieńku (tak bardzo, że atakuje ją osobiście sam premier).

To nie pierwszy raz

Nie jest to wcale incydent. Kiedy w czasie protestów kobiet przeciwko orzeczeniu TK Przyłębskiej Policja używała przemocy, jej szefowie oraz ministrowie nadzorujący policję natychmiast ogłaszali, że w pełni popierają interwencję.

Policja dała się wmontować w system nacisku władzy na obywateli – wytwarza fikcyjne i dęte sprawy, potem zeznaje w sądzie, że nic nie pamięta, ale że to dowódca kazał (wszystko to dokumentujemy w cyklu “Na celowniku”).

A teraz skarży się, że przecież ona nic nie może. I że zrobiono z niej chłopca do bicia.

Liczba skarg na działania policji rośnie

Statystyki są bezlitosne: liczba skarg na działania policji w Polsce rośnie. Skargi dotyczą nadużywania środków przymusu bezpośredniego przez funkcjonariuszy, nieuzasadnionych zatrzymań oraz wątpliwości czy policjanci działają w granicach uprawnień. Dosyć często sądy uznają racje skarżących się, a nawet przyznają odszkodowania.

Przeczytaj także:

Nie zmienia to jednak rosnącego przekonania, że policjanci nie ponoszą odpowiedzialności za swoje działania, nawet jeśli ich błędy są potwierdzane przez sądy.

Przykładem wydarzenia z nocy z 7 na 8 sierpnia 2020 roku, kiedy to policja, po protestach w obronie Margot, wyłapywała na ulicach Warszawy przypadkowe osoby z tęczowymi emblematami. Sądom, Krajowemu Mechanizmowi Prewencji przy RPO i komisji senackiej udało się udokumentować skalę naruszeń – i nic, absolutnie nic z tego nie wynikło.

Co z tego mamy? Że policja kogoś zaatakuje, że możesz to być Ty, Czytelniku, albo ktoś z Twoich bliskich. To się nie zmieni bez przywrócenia od nowa cywilnej kontroli nad policją. Niezależnej instytucji, która będzie w stanie wyłapywać błędy i doprowadzać do ich naprawy.

Bez tego nie da się odbudować zaufania do policji. A to powinno być priorytetem nowych władz, bo zaufanie do policji wzmacnia zaufanie do innych instytucji państwa prawa

Policja zawsze może skrzywdzić i zabić

3 lipca w sali seminaryjnej Uniwersytetu SWPS w Warszawie zbierają się ludzie symboliczni dla niezależnej, przedpisowskiej policji, sędziowie, parlamentarzyści adwokaci, działacze na rzecz praw człowieka, naukowcy.

Wygląda to, jak niegdysiejsza narada w Biurze RPO nad rozwiązaniami systemowymi, które mogą lepiej chronić prawa człowieka. Tyle że tym razem odbywa się to na otwartej konferencji, z udziałem studentów.

Organizator seminarium, były RPO a teraz dziekan Wydziału Prawa SWPS Adam Bodnar, ściąga na spotkanie przedstawicieli wzorcowej instytucji kontrolującej policję – belgijskiego Stałego Komitetu Nadzoru nad Służbami Policyjnymi w Królestwie Belgii (Comité P): jego szefową Kathleen Stinckens oraz Jana Van Liera, zastępcę Biura Dochodzeniowo-Śledczego w Komitecie Stałym P.

Belgowie powołali Komitet w 1991 roku nie dlatego, że są tacy mądrzy, ale dlatego, że mieli i nadal mają poważne problemy z policją. W latach 80. kraj wstrząsnęła seria 28 brutalnych morderstw – tzw. morderstw brabanckich. Policja nie była sobie w stanie z tym poradzić. Opinia publiczna wymusiła jednak niezależne śledztwo, a to wykazało ogromną skalę nieudolności, korupcji i braku koordynacji działań.

“Śledztwo w 1988 wykazało brak funkcjonalności policji, łapówkarstwo, brak koordynacji i solidarności”

– opowiadała na konferencji na SWPS Kathleen Stinckens.

Ten skandal doprowadził do powołania niezależnej instytucji cywilnej, nadzorowanej ponadpartyjnie. Jej uprawnienia stale są rozszerzane – od 2023 roku. Belgia na zalecenie Komitetu wprowadziła też nowe przepisy chroniące sygnalistów w policji.

Bo jest prawda dosyć oczywistą, że ludzie, których państwo upoważnia do stosowania przemocy w swoim imieniu, mogą tej przemocy nadużyć.

W 28. roku działania Komitetu Belgią wstrząsnął niesłychany skandal: śmierć Słowaka Józefa Chovanca w areszcie na lotnisku Charleroi. Trzech policjantów przyduszało go przed kwadrans, a czwarty w tym czasie hajlował.

Powiecie, że to nic, bo w Polsce od tego czasu takich śmierci było więcej? Ale my nie mamy Komitetu P.

Jak PiS rozmontował system kontroli nad policją

Polska miała nie idealny, ale działający system kontroli nad policją. Zajmowało się tym kilkanaście instytucji, specjalne struktury były stworzone w ramach samej policji.

Niestety, PiS tym instytucjom przetrącił kark – pozbawił je niezależności. Dziś sygnał o nieprawidłowościach rozpoznają one jak atak na władzę, a nie informację, że coś należałoby poprawić.

Przywrócenie ich do poprzedniego stanu może być raczej trudne.

Na system ten składały się:

  • Komórki kontroli wewnętrznej w policji oraz – równolegle – takie, które zajmują się tam respektowaniem praw człowieka;
  • w Komendzie Głównej Policji jest Biuro Spraw Wewnętrznych zajmujące się nadużyciami policjantów;
  • w MSWiA jest departament nadzoru i kontroli;
  • Jest też Biuro Nadzoru Wewnętrznego powołane niedawno – ma uprawnienia wobec funkcjonariuszy różnych służb;
  • jest teoretycznie nadzór parlamentarny: komisja spraw wewnętrznych, która kontroluje budżet i ma wpływ na legislację;
  • NIK może kontrolować finanse, choć nie może wejść w materiały operacyjno-śledcze w zakresie indywidualnych spraw;
  • interwencje może zgłaszać Rzecznik Praw Obywatelskich, ma prawo domagać się wyjaśnień;
  • prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych ma prawo sprawdzać, jak policja traktuje nasze dane (co w przypadku pani Joanny bardzo by się przydało: przecież ujawnili całej Polsce dane dotyczące jej stanu zdrowia);
  • Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur działający przy RPO może prowadzić działania prewencyjne;
  • W końcu ingerować w działania policji może prokuratura.

Tylko że większość tych instytucji jest już całkowicie upartyjniona, więc nie działa.

Cały system został w Polsce wymyślony z założeniem, że instytucje publiczne są niezależne i nie są podporządkowane jednej sile politycznej.

Opierał się on na założeniu, że dokumentowanie problemów i zadawanie pytań Policji jest dostatecznie skuteczne. Zebrane informacje (i imienne odpowiedzi) mogą być materiałem pozwalającym na pociąganie do odpowiedzialności. Więc zadziała to prewencyjnie – a jeśli coś złego się wydarzy, to cały system będzie próbował się samo naprawić.

Dziś to po prostu nie działa – bo nieuchronność kary jest żadna, zaś władza nagradza swoich szybko i bez skrupułów. Ale za obronę interesów władzy.

Jak wylicza prof. Stanisław Pieprzny z Uniwersytetu Rzeszowskiego (na seminarium w SWPS), większość skarg na policję rozpatruje sama policja. I potwierdza... 12 procent z tego.

88 proc. skarg na siebie policja po prostu odrzuca jako niezasadne. Co by oznaczało, że obywatele są niegrzeczni, a policja – święta. A to po prostu niemożliwe.

Jeszcze kilka lat temu RPO był w stanie skutecznie przekazywać zalecenia i uwagi krytyczne. “Teraz jest to, co jest. 75 proc. spraw ze znikomej liczby podjętych do rozpatrzenia, jest załatwiona niezgodnie z oczekiwaniami wnioskodawców” – mówiła pełnomocniczka RPO w Katowicach prof. Aleksandra Wentkowska, która jako prawniczka specjalizuje się w nadzorze nad policją.

“Sposób wyjaśnienia skarg nie jest taki jak w demokratycznym państwie prawa. Stąd efekt, że są one wyjaśniane tak, żeby niczego nie wyjaśnić” – mówi generał Adam Rapacki (prezes Stowarzyszenia Generałów Policji Rzeczypospolitej Polskiej, były wiceminister spraw wewnętrznych i były zastępca komendanta głównego policji).

Dobrym przykładem jest historia z Katowic: Annie Domańskiej w czasie demonstracji policjant wyłamał rękę w łokciu. Sprawa trafiła do prokuratury, ale ta – a jest przecież podporządkowana tej samej władzy, która wysyła policję do pacyfikowania demonstracji – przyjęła wersję policji. Po czym Anna Domańska została oskarżona... o składanie nieprawdziwych zeznań.

W czasie niedawnego posiedzenia sejmowej komisji spraw wewnętrznych mowa była o praktyce wymieniania się kartą Krajowego Systemu Informacyjnego Policji (KSIP), które pozwalają dostać się do danych personalnych obywateli. Otóż policjant, który ma coś za paznokciami, stara się poznać dane świadków i poszkodowanych wchodząc do systemu na kartę innego policjanta, tak że nie zostawia śladów.

I policja ani prokuratura nic z tym nie robi, choć proceder jest powszechnie znany.

Jest o co się bić. Jak działa Komitet P

Państwo demokratyczne musi mieć niezależny system kontroli policji. Czy da się do Polski zaimportować belgijskie rozwiązanie?

Komitet Stały P to niezależna, działająca pod nadzorem parlamentu od 30 lat instytucja.

  • W skład jej wchodzi 12 członków wybieranych przez parlament na sześcioletnią kadencję (“nie zdarzyło się, by większość rządowa zaburzyła funkcjonowanie Komitetu i skróciła kadencję członka" – podkreśla Kathleen Stinckens).
  • Mają zespół śledczy złożony z 42 osób z doświadczeniem pracy w policji.
  • Na czas pracy w Komitecie P ich związki z policją są przecinane, ale potem mogą wrócić do służby.
  • Analizują oni skargi i przedstawiają rekomendacje. Ale decyzje podejmują już członkowie Komitetu P., a nie byli/przyszli policjanci.
  • Komitet P ma na etacie 35 osób obsługi administracyjnej i około 10 mln euro rocznego budżetu.

Komitet P doprowadził do tego, że wszystkie skargi na działania policji znajdują się w jednej policyjnej bazie danych, do której Komitet P ma dostęp. W zasadzie połowa z tych skarg jest uznawana za zasadne.

Jednak Komitet P nie zajmuje się karaniem policjantów, ale systemowym poprawianiem działania policji. Komitet doprowadził np. do zmiany wytycznych w sprawie zatrzymywania samochodów (wcześniej przepisy pozwalały na strzelanie w opony).

Swoje śledztwa Komitet prowadzi za wiedzą szefostwa policji. Pierwszym krokiem jest sprawdzanie wiedzy o wydarzeniu na szczeblu kierowniczym.

W przypadku sprawy pani Joanny już 3 miesiące temu ponadpartyjny cywilny Komitet P zapytałby Policję o tę sprawę – a dysponowałby już pełnymi materiałami. A potem prowadziłby własne śledztwo.

W 2022 roku takich śledztw kryminalnych w Belgii Komitet P prowadził 97, samych zaś skarg dostał 2690. “Skargi to informacje służące poprawie działania policji” – podkreśla kolejny raz Jan Van Lier. „Kontrola to jedna rzecz. Ważne jest wyszkolenie i to, że średni szczebel bierze odpowiedzialnych”.

Kathleen Stinckens pochwaliła się np. pomysłem, by absolwentom belgijskich szkół policyjnych robić egzaminy z przepisów o stosowaniu środków przymusu bezpośredniego. I wyszło na to, że młodzi policjanci nie umieją zastosować przepisów w praktyce (egzamin polegał na pytaniu, jak policjant ma się zachować w konkretnej sytuacji).

Biuro Monitorowania Interwencji Policji? Dlaczego nikt o tym nie pomyślał?

Ależ pomyślał. Projekt dla podobnej polskiej, niezależnej instytucji już jest. I leży w Sejmie od dwóch lat – przygotował go poseł Wiesław Szczepański z Lewicy. Z projektem nic się z nim nie dzieje. Jak mówi Szczepański, większość sejmowa jest zdania, że Biuro Monitorowania Interwencji Policji dubluje działania innych instytucji.

Czy w Belgii też padają takie zarzuty? – jeden z posłów poseł zapytał Kathleen Stinckens.

“Od lat 80., bo zabójstwach brabanckich jest jasne, że policja, żeby działać, musi mieć cywilną kontrolę. A my naprawdę jesteśmy niezależni: ludzie nam zarzucają się, że jesteśmy zbyt blisko policji, a policja oskarża nas o nadmierną ostrość. Lepszego dowodu się nie znajdzie” – mówią Stinckens i Van Lier.

Raporty roczne Komitetu P są żmudną lekturą: krok po kroku wyliczane są tam różne systemowe problemy, często wynikające ze złego wyszkolenia, uprzedzeń, barku wiedzy policjantów o przemocy domowej itd.

W przeciwieństwie do tego doroczne, przedstawiane Sejmowi raporty ministra Kamińskiego o działalności Policji nie zawierają żadnych problemów. Zdaniem ministra z PiS jest z policją PiS świetnie.

To wszystko jest – jak widać – bardzo żmudne. Ale jeśli się tego nie zrobi, to policja znowu wkroczy do gabinetu lekarskiego i kolejnej osobie każe zdjąć majtki. Bo tak.

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze