0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Otwarte Klatki/Flickrfot. Otwarte Klatki/...

„Siły polityczne koalicji 15 października są za tymi rozwiązaniami, niektórzy posłowie PiS również je popierają. To jest projekt sprawiedliwej umowy społecznej” – mówi w rozmowie z OKO.press Małgorzata Tracz, posłanka Zielonych, która przygotowała ustawę zakazującą hodowli zwierząt na futra.

Od 2011 roku zakaz chowu zwierząt futerkowych – norek, lisów i jenotów – pojawił się w sześciu różnych projektach ustaw. W tym – w słynnej „piątce dla zwierząt”. rządu PiS.

Do tej pory nie udało się go przegłosować.

Zakaz hodowli zwierząt na futra „to nie piątka dla zwierząt”

Co zakłada projekt Małgorzaty Tracz?

  • Pięcioletni okres przejściowy. Podmioty i rolnicy prowadzący hodowle zwierząt futerkowych, będą mogli prowadzić je do 1 stycznia 2029 r.;
  • odszkodowania dla hodowców;
  • odprawy dla pracowników hodowli.

„To nie jest »piątka dla zwierząt«, gdzie zakładano rok okresu przejściowego i nie zaplanowano żadnych odszkodowań. Te trzy elementy, które znalazły się w projekcie ustawy mogą spowodować, że znajdzie się dla niej poparcie” – mówi Tracz.

Projekt został przedstawiony 5 lutego 2024 na posiedzeniu parlamentarnego zespołu na rzecz zakazu hodowli zwierząt na futro, któremu przewodniczy Małgorzata Tracz.

„Dwie trzecie Polaków opowiada się za tym zakazem, a 90 procent polskich futer trafia na eksport. Przygotowane są szczodre odszkodowania, które pomogą się przebranżowić hodowcom, którzy musieliby zamknąć hodowlę. To jest projekt, który nie powinien budzić kontrowersji, najwyższy czas go wprowadzić w Polsce” – mówiła w poniedziałek posłanka Razem Dorota Olko, członkini zespołu. Dodała również, że mowa „o naprawdę wąskiej branży, z której prawie nikt w Polsce nie korzysta”.

W sumie w Polsce działają 363 fermy zwierząt futerkowych, w tym kilkanaście w stanie likwidacji. Rocznie zabija się kilka milionów norek, jenotów i lisów.

„Nasi wszyscy południowi, północni i zachodni sąsiedzi mają wprowadzone zakazy lub ograniczenia skutkujące likwidacją przemysłu futerkowego. Niestety, w tej sprawie Polska znajduje się w bloku państw razem z m.in. Białorusią i Rosją” – mówił prezes Fundacji Viva Cezary Wyszyński. Zakaz przyjęto m.in. w Czechach, Estonii, Francji, Włoszech, a także na Słowacji i na Litwie. W Niemczech nie ma zakazu hodowli, jednak nałożono tak restrykcyjne zasady dobrostanowe, że prowadzenie takiej działaności przestało się opłacać. Nie działa tam już ani jedna ferma futerkowa.

Przeczytaj także:

Zakaz hodowli zwierząt na futra

W posiedzeniu zespołu ds. zakazu hodowli zwierząt na futra brały udział zarówno organizacje prozwierzęce, mieszkańcy terenów, na których działają fermy, jak i hodowcy zwierząt futerkowych. W Sejmie pojawił się Szczepan Wójcik, prezes Instytutu Gospodarki Rolnej, hodowca zwierząt futerkowych, który był jednym z najzagorzalszych przeciwników „piątki dla zwierząt”.

„Nie może być zgody na to, żeby grupka posłów, która ma swój określony światopogląd, razem z organizacjami antyhodowlanymi próbowała niszczyć branżę zwierząt futerkowych w Polsce” – mówił w rozmowie z PAP. Dodawał, że hodowcy nie chcą odszkodowań, a chcą „pracować zgodnie z prawem”.

Małgorzata Tracz w rozmowie z OKO.press podkreśla, że sama zapraszała hodowców do udziału w dyskusji. „Chcę rozmawiać z każdą stroną” – deklaruje. „Cieszę się, że hodowcy przyszli na posiedzenie zespołu, bo to jaskółka nadziei, że uda się wypracować rozwiązanie” – dodaje.

Wójcik usiłował jednak zakłócać posiedzenie, wchodząc i wychodząc z sali. W pewnym momencie zwróciła się do niego neurobiolożka Katarzyna Mitros.

„Ja się na tym nie znam”

„Mózg pana i mózg zwierząt, które pan hoduje, są zbudowano bardzo podobnie. Zwierzęta, jak wykazują najnowsze badania, uczą się, czują”- mówiła do Wójcika. „Mogą przeżywać przerażenie, smutek, radość, zależnie od warunków. W mózgach zwierząt, hodowanych w środowisku ubogim w bodźce, zachodzą zmiany. Hodowanie zwierząt w izolacji powoduje spadek serotoniny i depresję” – tłumaczyła. Wójcik jednak tego nie przyjmował do wiadomości. „Ja się na tym nie znam, ja jestem hodowcą” – odpowiedział.

„Mówimy o trzymaniu drapieżników, gatunków zwierząt nieudomowionych, w małych klatkach i jałowym środowisku. Rozporządzenie Ministra Rolnictwa, które określa minimalne warunki utrzymywania zwierząt na fermach futrzarskich, nie chroni ich przed cierpieniem, nie zapewnia dobrostanu oraz nie umożliwia im realizacji podstawowych potrzeb gatunkowych” – zwracała uwagę Bogna Wiltowska z Otwartych Klatek.

Cierpienie zwierząt

Hodowla zwierząt futerkowych wiąże się z ogromnym cierpieniem norek, lisów i jenotów. Zwierzęta przetrzymuje się w ciasnych klatkach. Norki zabijane są przez zagazowanie, a lisy i jenoty – przez rażenie prądem. „Często dostajemy zgłoszenia dotyczące ferm, gdzie zwierzęta są źle traktowane. Po śledztwie okazuje się, że prawo nie jest łamane. Prawo jest po prostu dla zwierząt tak okrutne” – mówiła Martyna Kozłowska z Vivy w 2021 roku, kiedy opisywaliśmy śledztwa na fermach norek.

Przykłady? W 2020 roku w Góreczkach w Wielkopolsce aktywista Stowarzyszenia Otwarte Klatki zatrudnił się na trzy miesiące w ogromnej fermie prowadzonej przez Wojciecha Wójcika, brata Szczepana. Ukrytą kamerą nagrywał to, w jakich warunkach żyją zwierzęta. Na filmie widać norki z otwartymi ranami i podgryzionymi kończynami. Jednej z nich toczy się piana z ust. Jak relacjonował później, najsłabsze zwierzęta trafiały do „szpitaliku”. Na miejscu brakowało jednak przeszkolonych pracowników i środków medycznych. Sprawa trafiła do prokuratury.

Śledztwo na Pomorzu

Na początku 2024 roku, Fundacja Viva opublikowała śledztwo z ferm norek w województwie Pomorskim. Od 4 do 20 listopada aktywiści obserwowali fermy w miejscowościach Bożepole Królewskie i Buszkowy. Zarejestrowali m.in. wyciąganie zwierząt z klatek i przenoszenie za ogony, rzucanie z impetem do skrzyń ubojowych czy kręcenie w powietrzu norkami, trzymanymi za ogony. Dodatkowo na jednej z ferm zwierzęta były uderzane ręką i upychane siłowo w przepełnionej skrzyni ubojowej.

„Zarejestrowane sytuacje noszenia za ogony i rzucania nie były pojedynczymi zachowaniami, tylko standardową praktyką na tych fermach. Kolejny raz pokazujemy, że w takich miejscach nie ma żadnych prób zminimalizowania bólu i stresu tych zwierząt. Kolejny raz pokazujemy, że kontrole na fermach nie działają” – mówi Łukasz Musiał koordynator kampanii Stopklatka w Vivie.

Podczas posiedzenia zespołu, na którym debatowano o zakazie hodowli zwierząt na futra, Wojciech Wojtyra z resortu rolnictwa przyznał: „Zdaję sobie sprawę, że Inspekcja Weterynaryjna nie jest w stanie wyłapać wszystkich przypadków naruszeń na fermach”.

„Pracownicy ferm są znieczuleni na krzywdę zwierząt. To pewnie sposób psychicznego radzenia sobie z miejscem, w którym się pracuje. Najprościej jest wyprzeć, że zwierzęta mają emocje i cierpią. To widać na nagraniach” – mówiła w OKO.press Martyna Kozłowska. „Uderzanie zwierzętami o klatki, szarpanie nimi, deptanie ich, niedomykanie klatek, co ułatwia ucieczkę i agresja, kiedy norka próbuje się wydostać z hodowli – to scenariusz, który powtarza się bardzo często na fermach, które obserwujemy. Pracownicy ferm traktują zwierzęta przedmiotowo, nie widzą tych emocji, które my widzimy, oglądając filmy ze śledztw” – dodaje.

Zakaz hodowli zwierząt na futra w konsultacjach

Małgorzata Tracz podkreśla, że projekt ustawy zakazującej hodowli zwierząt na futra będzie dokładnie konsultowany. „Mimo że jest to projekt poselski, to podchodzę do niego jak do projektu rządowego. Trafi do zainteresowanych stron, instytucji, które zajmują się zwierzętami, w tym do Inspekcji Weterynaryjnej. Wyślę go z pełnym uzasadnieniem i tabelą, w której będzie można wpisywać proponowane zmiany”- mówi.

Uwagi już zapowiedziało Ministerstwo Rolnictwa. „To są jednak drobniejsze, legislacyjne sprawy. Ministerstwo zauważyło, że w projekcie zakładamy pięć lat okresu przejściowego, a jednocześnie mamy zapis, że nie można zwiększać obsady w fermach. To się, w opinii resortu, wyklucza” – wyjaśnia posłanka Zielonych.

Jak zapowiada, prace nad ustawą mogą potrwać jeszcze kilka miesięcy. Projekt musi być również notyfikowany przez Komisję Europejską.

„Jestem dobrej myśli” – mówi Tracz i dodaje: „Wielu posłów i wiele posłanek podchodzi do mnie, mówi, że trzyma kciuki i będzie wspierać. To jest projekt, który wbrew pozorom połączy różne siły polityczne”.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze