Jeśli Victor Orbán atakuje społeczność LGBT+, to znaczy, że ma polityczne kłopoty lub zbliżają się wybory. W tym wypadku obie tezy są prawdziwe. Partia węgierskiego premiera chce zakazać parad równości, a na uczestników manifestacji nałożyć drakońskie kary. Ale organizatorzy Budapest Pride nie zamierzają rezygnować z organizacji wydarzenia
W 2025 roku Parada Równości miała przejść ulicami Budapesztu po raz 30. w historii. Ale już w lutym Viktor Orbán zapowiedział, że wydarzenie powinno odbyć się nie w centrum miasta, ale „w zamkniętym obiekcie”. W poniedziałek 17 marca rządząca na Węgrzech koalicja złożyła projekt nowelizacji ustawy o zgromadzeniach. Zakazane ma być organizowanie publicznych wydarzeń, które są sprzeczne z ustawą o ochronie dzieci.
Przepisy ustawy przyjętej na Węgrzech w 2021 roku pod płaszczykiem walki z pedofilią, są wymierzone w społeczność LGBT+. W myśl ustawy o ochronie nieletnich, penalizacji podlega bowiem – podobnie jak w putinowskiej Rosji – „przedstawianie lub promowanie” homoseksualności w szkołach i mediach. W 2022 roku Komisja Europejska zaskarżyła represyjną ustawę do Trybunału w Luksemburgu, wskazując, że przepisy są dyskryminujące, a także zagrażają wolności i pluralizmowi w całej UE.
Teraz Victor Orbán chce rozciągnąć zakaz „homoseksualnej propagandy” na ulice. Za udział w Budapest Pride ma grozić grzywna w wysokości 200 tys. forintów (ok. 2,1 tys. zł).
W celu namierzenia uczestników służby będą mogły korzystać z oprogramowania do identyfikacji twarzy.
Dwa dni przed pokazaniem projektu ustawy w tej sprawie Orbán mówił, że organizatorzy wydarzenia nie powinni zawracać sobie głowy przygotowaniami, bo będzie to tylko strata czasu i pieniędzy. Ale ci nie składają broni. W krótkiej odpowiedzi dla mediów przekazali, że Budapest Pride w tym roku się odbędzie.
Wsparcia społeczności LGBT+ udzielił burmistrz stolicy Gergely Karácsony z liberalnego Dialogu na rzecz Węgier: „Budapeszt nie zostawi was samych, ochroni wszystkich, którzy mieli i nadal mają odwagę stanąć w obronie poczucia własnej wartości, swojej społeczności, wolności i w imię potęgi miłości” – napisał w poście na Facebooku.
Dlaczego Orbán znów atakuje społeczność LGBT+?
Po pierwsze, stara się odzyskać wiarygodność w temacie ochrony dzieci. W lutym 2024 węgierską opinią publiczną wstrząsnęła afera dotycząca ułaskawienia mężczyzny oskarżonego o tuszowanie przestępstw seksualnych wobec nieletnich. Szczegóły sprawy były jednoznaczne: Endre K., pracownik domu opieki, nie tylko krył przełożonego, który wykorzystywał seksualnie wychowanków, ale odwodził dzieci od składania zeznań. Jedno z nich popełniło samobójstwo.
Decyzję o ułaskawieniu wydała prezydent Katalin Novák, była minister rodziny w rządzie Fideszu. Po wybuchu afery została zmuszona do dymisji. Rezygnację złożyła też ministra sprawiedliwości Judit Varga, która w 2024 roku kontrasygnowała ułaskawienie. Sam Orbán deklarował, że nie ma taryfy ulgowej dla pedofilii i wprowadzi zakaz ułaskawień w sprawach dotyczących przestępstw seksualnych wobec dzieci. Ale mimo kosmetycznych zmian jego obóz polityczny i tak pogrążył się w głębokim kryzysie.
Temat ochrony dzieci jest jednym najważniejszych motywów propagandy „nieliberalnej demokracji” Orbána. W ten sposób Fideszowi udało się przepchnąć wiele ustaw, które ograniczają wolności obywateli, szczególnie społeczności LGBT+. Jak cała populistyczna prawica, Orbán umyślnie skleja homoseksualność i wykorzystywanie seksualne dzieci. Mówił np., że jego kraj jest tolerancyjny i cierpliwy, jeśli chodzi o homoseksualność. „Ale jest czerwona linia: oni mają zostawić nasze dzieci w spokoju” – mówił węgierski premier.
Afera wokół ułaskawienia obnażyła podwójne standardy rządzącej koalicji i samego premiera. Stąd do dziś pojawiają się pytania, kto naciskał na prezydentkę i ministrę sprawiedliwości w tej sprawie, czyje interesy reprezentuje rząd, a także czy aparatem władzy rządzi korupcja.
Po drugie, Orbán szuka politycznego paliwa przed zbliżającymi się wyborami. W 2026 roku będzie musiał się zmierzyć z nowym liderem opozycji Péterem Magyarem. Jego partia TISZA, czyli Szacunek i Wolność, ma być alternatywą dla podzielonego społeczeństwa. Odwołuje się do ludzi rozczarowanych rządzącym Fideszem oraz opozycją, która spektakularnie przegrała wybory w 2022 roku.
Magyar, który na początku lat zerowych zaczynał swoją przygodę polityczną jako entuzjasta walki z korupcją rozwijającą się za czasów rządów socjaldemokratów, przez lata działał na zapleczu Fideszu. Samodzielną karierę polityczną rozpoczął jako sygnalista w sprawie tuszowania pedofilii. Prywatnie Magyar jest bowiem byłym mężem Judit Vargi. Po wybuchu afery wokół ułaskawienia opublikował w sieci film, który miał pokazywać, że Varga wiedziała o korupcji na najwyższych szczeblach Fideszu. W wywiadach, które zebrały milionowe odsłony, opowiadał o wypaczeniach aparatu władzy i uwłaszczeniu kilku rodzin za rządów Orbána.
Dziś Magyar jest największą nadzieją opozycji, politykiem, który przedstawia się jako trzecia droga i szansa Węgier na bardziej europejskie i sprawiedliwe życie.
W odpowiedzi na wzrost popularności partii TISZA Orbán poszukuje więc tematów, które pozwolą mu utrzymać mobilizację elektoratu.
I dlatego rusza z kolejną krucjatą wobec społeczności LGBT+.
Z ankiety Agencji Praw Podstawowych nt. sytuacji osób LGBT+ na Węgrzech wynika, że sytuacja polityczno-prawna pogarsza standard życia tej społeczności. Aż 75 proc. badanych uważa, że poziom nietolerancji i uprzedzeń w kraju wzrósł w przeciągu ostatnich 5 lat. 63 proc. twierdzi, że w tym okresie wzrosła też liczba aktów przemocy wobec osób LGBT+.
„Nie można już rozmawiać o kwestiach LGBT+ w szkołach, takie książki są zawijane w folię i chowane, a kto wie, co będzie dalej? Bycie LGBTQ tutaj nie jest szczególnie niebezpieczne, jest po prostu smutne” – mówiła jedna z badanych, 18-latka. Inna osoba, dwudziestoletnia lesbijka, zwracała uwagę, że na Węgrzech coraz trudniej jest publicznie pokazywać przynależność do społeczności LGBT+. „Coraz mniej ufam ludziom i często nie czuję się bezpiecznie. Nie mam odwagi wyrazić swojej przynależności i wsparcia, na przykład nosząc tęczową torbę, ponieważ boję się negatywnych komentarzy i przemocy” – komentowała. Inni ankietowani wprost zwracali uwagę na stan debaty publicznej. „Ciągła negatywna propaganda i podżeganie do nienawiści w mediach publicznych jest bardzo niepokojące i skłania wielu do autocenzury” – relacjonowała 36-letnia lesbijka.
71 proc. badanych osób LGBT+ przyznało, że unika trzymania się za ręce lub okazywania sobie czułości w miejscach publicznych. Ponad 1/3 unika też miejsc, w których mogliby zostać zaatakowani. Tylko 40 proc. badanych osób LGBT+ na Węgrzech żyje otwarcie ze swoją tożsamością i seksualnością.
Badanie przeprowadzono w 2024 roku, a od pierwszej edycji – 2013 – wiele wskaźników pogorszyło się dramatycznie.
Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.
Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.
Komentarze