0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: źr. Facebook/pisorg.plźr. Facebook/pisorg....

Prawo i Sprawiedliwość zorganizowało w sobotę 15 kwietnia w miejscowości Łyse konferencję pod hasłem "Dla polskiej wsi". Głównym celem była odpowiedź na panujący od miesięcy kryzys zbożowy, który w ostatnich tygodniach zaostrza się z powodu masowych protestów polskich rolników.

Jako pierwszy wystąpił prezes partii Jarosław Kaczyński mówiąc na wstępie, że PiS od dawna "stara się reprezentować polską więc i że w dużym stopniu robi to z powodzeniem". Szybko przeszedł jednak zapowiedzi rozwiązania problemu zbożowego, który nasila się od kilku tygodni w związku z protestami rolników.

Kaczyński zastrzegł, że rząd stara się "odkręcić to, co stało błędem - niezawinionym, niezamierzonym, ale przynoszącym skutki". Dodawał też, że cała sytuacja jest "wynikiem decyzji, które zapadały w Unii Europejskiej, w ramach jej kompetencji".

Przeczytaj także:

Po pierwsze - dopłaty do skupu zboża i nawozów

"Po pierwsze, podjęty zostanie powszechny skup zboża, tego które dzisiaj jest w silosach, magazynach. Tak, żeby minimalna cena wynosiła co najmniej 1400 zł. To zapewnia, że rolnicy nie będą na tym tracić. Czyli skup i dopłata. Jaka będzie jej wysokość, w tej chwili trudno powiedzieć, bo rynek określa tę cenę do której trzeba będzie, ale chodzi o tę minimalną cenę, ostateczną" - zapowiedział Kaczyński. Obecnie cena skupu pszenicy konsympcyjnej w Polsce wynosi ok. 1000 zł za tonę, oznacza to, że rząd dokładał będzie drugie tyle do skupu.

Drugą obietnicą rządu są dopłaty do nawozów. Mateusz Morawiecki, występujący po prezesie PiS precyzował, że chodzi o przedłużenie wcześniejszego programu polegającego na dopłatach do nawozów w wysokości 500 zł. Rząd zamierza wystąpić z wnioskiem do Komisji Europejskiej o zgodę na dopłatę. Podobny wniosek przesłany ma być w kwestii zwiększenia dopłat do paliwa rolniczego. W tej chwili dopłaty te mogą wynosić 1 zł 46 groszy, premier obiecał zawnioskowanie o dopłaty w wysokości 2 zł.

Po drugie - blokada przywozu zbóż i produktów rolnych

Jarosław Kaczyński ogłosił podczas swojego wystąpienia także zakaz przywozu z Ukrainy zboża oraz innych produktów rolnych. Decyzję poprzedził zapewnieniami, że została ona podjęta w wyniku troski Polski, ale także Ukrainy. Stwierdził, że gdyby nie decyzja o blokadzie, to Polska pogrążyłaby się w kryzysie, a do władzy doszliby ludzie, którzy przestaną pomagać Ukrainie.

"Jesteśmy i pozostajemy bez najmniejszych zmian przyjaciółmi i sojusznikami Ukrainy. Będziemy ją wspierać i wspieramy ją. I są to coraz to nowe decyzje odnoszące się do spraw dzisiaj dla Ukrainy najważniejsze, związanych z wojną. Ale obowiązkiem każdego państwa, każdej władzy, dobrej władzy w każdym razie, jest także strzec interesów obywateli. W tym wypadku chodzi w gruncie rzeczy o wszystkich obywateli, bo kryzys polskiej wsi musiałby się przełożyć na szereg innych kryzysów (...) Wiedząc, że to jest w interesie polskiej wsi, że to jest w interesie Polski, ale także, że jest to w interesie Ukrainy, bo nie jest interesem naszych przyjaciół, by Polska pogrążała się w kryzysie, żeby doszli tutaj do władzy ludzie, którzy tę politykę wsparcia, radykalnego wsparcia dla Ukrainy zmienią" - mówił Kaczyński.

Dodawał, że decyzja jest "zdecydowana, twarda", "trudna politycznie i trudna moralnie", ale konieczna ze względu na nieusuwalną asymetrię między polskim, a ukraińskim rolnictwem, która objawia się w cenie pracy, jakości ziemi i fakcie, że działają tam międzynarodowe korporacje z rozbudowaną strukturą.

"Powiadomiliśmy już naszych przyjaciół ukraińskich o tych decyzjach i jesteśmy gotowi w każdej chwili, być może to będą wręcz najbliższe dni, podjąć rozmowy żeby te sprawę załatwić w postaci porozumienia międzypaństwowego. Mam nadzieję, że to się uda. Tu chodzi o rzeczy zupełnie fundamentalne. Ta asymetria to nie jest zjawisko przejściowe. Będzie trwała długo" - dodawał.

Nie tylko zboże

Zaraz po konferencji politycy opublikowali treść podpisanego już rozporządzenia, które wchodzi w życie z dniem ogłoszenia (czyli 15 kwietnia 2023 r.) i ma obowiązywać do 30 czerwca 2023 r. Zakaz wwozu obejmuje

zboża, cukier, susz paszowy, nasiona, chmiel, len i konopie, owoce i warzywa, produkty z przetworzonych owoców i warzyw, wina, wołowinę i cielęcinę, mleko i przetwory mleczne, wieprzowinę, baraninę i kozinę, jaja, mięso drobiowe, alkohol etylowy pochodzenia rolniczego, produkty pszczele.
View post on Twitter

Zgodnie kierunkową decyzją Rady Ministrów właśnie podpisałem Rozporządzenie w sprawie zakazu przywozu z Ukrainy produktów rolnych.@MorawieckiM @pisorgpl @MRiTGOVPL@MRiRW_GOV_PL @MF_GOV_PL pic.twitter.com/vHjhFCeOek

— Waldemar Buda (@waldemar_buda)

?ref_src=twsrc%5Etfw">April 15, 2023

KE może zareagować w sprawie dopłat

"To rozporządzenie niczego nie załatwia. Polską granicę być może uda się rządowi zamknąć. Ale to zboże i żywność z Ukrainy będzie mogło dopłynąć do nas przez inne kraje. Chyba że wyjdziemy ze strefy Schengen? Przecież mamy między sobą granice otwarte. Myślę, że rząd będzie udawał, że nie widzi, że żywność i zboże z Ukrainy nadal wjeżdża do Polski przez inne granice. I problemem nie jest to, żeby nas nie zalewała ukraińska żywność, ale to, żeby polskie rolnictwo było bardziej efektywne i było w stanie sprostać tej konkurencji" - komentuje w rozmowie z OKO.press Joanna Solska, dziennikarka tygodnika „Polityka” specjalizująca się w polityce rolnej.

"Dziś już nikt nie pyta, kto zarobił na ukraińskim zbożu, dlaczego rząd pozwolił na wwóz dziwacznego sformułowania "zboże techniczne", jakie kanty się za tym kryją. Teraz wszyscy się zastanawiają tylko, czy rząd da te pieniądze, czy ich nie da. Przecież cena rynkowa pszenicy na całym świecie jest niższa od tych 1400 złotych, które obiecano. I zostanie to pokryte z naszej kieszeni. To wielka radość dla każdego rolnika - dostać cenę wyższą niż obecna cena światowa.

Ale nie można być częścią wspólnej unijnej polityki rolnej, z której się korzysta i dostaje ciężkie pieniądze i prowadzić drugiej polityki rolnej prowadzonej z polskiego budżetu, by rolnik dostał jeszcze więcej. To nie do pogodzenia, polski rolnik staje się wtedy nieuczciwą konkurencją w stosunku do pozostałych rolników unijnych, bo czerpie z dwóch kieszeni.

Komisja Europejska z pewnością zareaguje na ten ruch".

Zapowiadana katastrofa

Członkowie Izby Zbożowo-Paszowej twierdzą, że kryzys zbożowy można było przewidzieć już w maju 2022 r. Przypomnijmy - z końcem maja UE zniosła na rok cła na towary z Ukrainy, żeby pomóc tamtejszej gospodarce. Zboże miało być przez Polskę jedynie transportowane drogą lądową do portów, a stamtąd trafiać do Afryki i na Bliski Wschód. Ale eksperci alarmowali, że zboża gotowego do wywozu tą drogą jest zbyt wiele i polskie porty nie dadzą rady przeprowadzić takiej operacji, w wyniku czego zboże i tak trafi na polski rynek. I tak się rzeczywiście stało.

W lipcu do Polski zaczęły przyjeżdżać ilości ukraińskiego zboża przekraczające polskie możliwości transferowe. Wkrótce potem zaczęły się żniwa, a ówczesny minister rolnictwa Henryk Kowalczyk apelował do polskich rolników, by nie sprzedawali swojego zboża, bo w kolejnym półroczu ceny pójdą w górę. Przez to na rynku utworzyła się luka zaopatrzeniowa, a polskie firmy tym chętniej zaczęły sięgać po ukraińskie zboże, które nie mogło doczekać się na transport za granicę.

Do tego, jak ujawniono, polskim producentom żywności sprzedawano jako tzw. "zboże techniczne" ziarna, które nie nadawały się do spożycia. Prokuratura wszczęła w tej sprawie śledztwo.

Przez te wszystkie miesiące rząd PiS w żaden sposób nie reagował na sytuację. Wszystko się zmieniło, gdy kilka tygodni temu rolnicy zaczęli w zdecydowany sposób protestować. W ich wyniku stanowisko stracił Henryk Kowalczyk, a tekę ministra rolnictwa przejął Robert Telus, który już kilka dni temu po negocjacjach z rolnikami zapowiadał, że polskie państwowe firmy będą skupowały zboże „po cenach wyższych od rynkowych”.

Niespodziewany ruch, ale nie precedens

Zamknięcie granicy dla ukraińskich produktów rolnych to ruch dość niespodziewany. W ostatnich dniach rząd zapowiadał raczej walkę o powrót do cła, o którym zdecydować może Komisja Europejska. To była jedna z obietnic porozumienia zawartego z rolnikami przez byłego już ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka. Ale niedawno UE przedłużyła o kolejny rok zgodę na bezcłowy import zboża. Tym razem ma obowiązywać aż do 5 czerwca 2024.

Komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski obiecywał z kolei, że Unia wdroży celną klauzulę ochronną, jeśli zwrócą się o nią państwa członkowskie dotknięte negatywnymi skutkami takiego importu. Ale, by UE wprowadziła klauzulę, wszystkie państwa członkowskie muszą mieć zawirowania na swoim rynku zbożowym. Tymczasem problem dotyczy przede wszystkim Polski, Rumunii, Węgier, Słowacji i Czech.

Sobotnia decyzja polskiego rządu nie jest jednak w Unii precedensem. W czwartek (13.04) swój rynek na zboże ze wschodu zamknęła Słowacja. Tamtejsze służby twierdzą, że zawiera ono niebezpieczne ilości niedozwolonych w UE pestycydów. "Na podstawie niezadowalających wyników analizy 1500 ton pszenicy z Ukrainy, którą kontrola wykryła w młynie w Kolárovie, departament wprowadza zakaz przetwarzania i wprowadzania do łańcucha paszowego i żywnościowego" - informuje słowacki resort rolnictwa.

Zmiany w tekście: w pierwszej wersji tekstu podano zbyt niską obecną cenę skupu pszenicy. W rzeczywistości nie wynosi ona 700 zł, a ok. 1000 zł.

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze