0:00
0:00

0:00

To nie ja jestem stroną w tym sporze, tylko dyrektorzy szkół

konferencja prasowa,27 marca 2017

Sprawdziliśmy

Formalnie nie jest stroną. Ale każde dziecko wie, że chodzi o reformę

Faktycznie min. Zalewska ma rację, ale dla wszystkich strajkujących 31 marca 2017, a także dla kuratorów, którzy próbują pacyfikować nastroje i dla samej ministry, jest oczywiste, że strajk wymierzony jest w nią i firmowaną przez nią reformę.

Protestują też rodzice pod hasłem "Rodzice przeciw reformie edukacji". 10 lutego i 10 marca wielu z nich, w proteście przeciwko szkodliwym zmianom i chaosowi, który spowodują one w szkołach, nie posłało dzieci do szkół. Następny strajk 10 kwietnia.

"W wyniku reformy"

Związek Nauczycielstwa Polskiego w postulatach strajkowych wprost odnosi się do reformy edukacji, którą wielokrotnie krytykował. Prezes ZNP Sławomir Broniarz określał ją jako "wadliwą i szkodliwą", powiedział też, że "boleśnie uderzy w dzieci, rodziców i pracowników oświaty".

Rzecz jednak w tym, że zgodnie z prawem nauczyciele nie mogli ogłosić strajku powszechnego przeciwko rządowej reformie. Ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych (z 1991 roku) do pracodawców nie zalicza bowiem rządu. Stroną są więc - i muszą być - dyrektorzy szkół i zatrudniające ich samorządy. Strajk w formule 31 marca był jedynym dostępnym nauczycielom sposobem wyrażenia sprzeciwu wobec reformy firmowanej przez ministrę edukacji Annę Zalewską

Swoich motywacji nauczyciele jednak nie ukrywają. ZNP wylicza na stronie internetowej, o co walczą nauczyciele:

  • o podwyższenie statusu zawodowego! Domagamy się 10 proc. podwyżki oraz wzrostu udziału płacy zasadniczej w ogólnym wynagrodzeniu
  • o miejsca pracy! Żądamy nie dokonywania wypowiedzeń stosunków pracy nauczycieli i pracowników niepedagogicznych do 31 sierpnia 2022 r. DLACZEGO? Bo w ciągu następnych pięciu lat reforma edukacji może spowodować ogromne zwolnienia w oświacie!
  • o utrzymanie warunków pracy i płacy! Żądamy niedokonywania na niekorzyść zmian warunków pracy do 31 sierpnia 2022 r. DLACZEGO? Bo w wyniku reformy edukacji każdy może stracić zatrudnienie na dotychczasowych zasadach!

W dwóch ostatnich postulatach autorzy wprost odnoszą się do reformy edukacji, w wyniku której zlikwidowanych zostanie ponad sześć tysięcy gimnazjów. To zaś oznacza przesunięcie dyrektorek i dyrektorów tych placówek na stanowiska wiceszefów podstawówek i brak pewności zatrudnienia dla ponad stu tysięcy nauczycielek i nauczycieli szkół gimnazjalnych. Będą musieli szukać pracy w szkołach podstawowych lub liceach. Dyrektorzy tych placówek, mając do wyboru zwiększenie cząstki etatu swojemu pracownikowi lub zatrudnienie kogoś nowego, postawią na swoich pracowników.

Zalewska wylicza, że etatów przybędzie, ZNP szacuje, że prace straci co najmniej 20 tys. nauczycieli.

Przeczytaj także:

"To tylko pretekst"

Dobrze ujęła to posłanka Nowoczesnej Joanna Schmidt:

Podwyżki, których domagają się nauczyciele, to tylko pretekst do strajku, który w rzeczywistości wymierzony jest w reformę edukacji i sposób, w jaki minister Zalewska potraktowała nauczycieli

Popołudniowa rozmowa w RMF FM,28 marca 2017

Sprawdziliśmy

Taki strajk to jedyna dostępna forma protestu przeciw reformie

Posłanka dodała, że "postulaty, na które wskazuje ZNP, to tylko pretekst, by był protest. Nauczyciele nie mogą prowadzić strajku jako sprzeciwu wobec rządu, więc te podwyżki to pośrednio sprzeciw wobec rządu".

Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka ZNP, powiedziała OKO.press, że strajk jest zgodny z ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Spodziewanej skali strajku nie ujawnia, bo, jak mówi, na nauczycieli "wywierane są naciski", by nie brali w nim udziału. Dlatego informacje o szkołach uczestniczących w strajku i liczbie protestujących nauczycieli zostaną podane dopiero na konferencji prasowej w piątek 31 marca o godz. 11.

Kaszulanis mówi: "Dwa ostatnie postulaty wymierzone są w negatywne skutki reformy edukacji". I zaznacza, że - jak stanowi ustawa - ministra Zalewska formalnie stroną w sporze nie jest, bo być nie może.

Kiedy więc Zalewska mówi, że to nie ona, tylko dyrektorzy szkół są stroną sporu, formalnie ma rację. Ale zasłaniając się ustawą, zrzuca odpowiedzialność za swoją reformę na dyrektorów, którzy także będą jej ofiarami.

;

Komentarze