0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Krzysztof Cwik / Agencja GazetaKrzysztof Cwik / Age...

"Z żalem zauważamy fakt, że NIK uczestniczy w kampanii wyborczej. 22 maja o 6 rano zawieszono raport bez naszej opinii i bez komentarza"- tak minister Anna Zalewska 23 maja 2019 komentowała najnowszy raport Najwyższej Izby Kontroli, który na reformie edukacji PiS nie zostawił suchej nitki.

Szkoły pracują jak fabryki (średnio 11 godzin), w ponad 1/3 placówek oświatowych warunki pogorszyły się, a w ponad 50 proc. nie widać śladu obiecywanej "dobrej zmiany". Podstawy programowe na kolanie przygotowali eksperci wybrani kluczem minister Zalewskiej (80 proc. autorów nie było rekomendowanych przez żadną instytucję edukacyjną). Zwiększył się odsetek nauczycieli wędrujących, a o ponad połowę spadła dostępność zajęć pozalekcyjnych. A do tego: reforma stworzyła zjawisko bez precedensu - podwójny rocznik, a MEN nie zabezpieczył pieniędzy na wprowadzenie zmian administracyjnych. Szczegółowo pisaliśmy o tym tutaj:

Przeczytaj także:

Kilka zdań złapanych przez reporterkę Radia Zet to jedyny komentarz szefowej MEN do raportu. Samo ministerstwo przygotowało kwiecisty komunikat, w którym odpiera zarzuty postawione przez NIK. W skrócie, wbrew wnioskom płynącym z kontroli prowadzonej w MEN, 48 jednostkach oświatowych, 48 jednostkach samorządowych i wśród 6846 dyrektorów szkół oraz 1935 samorządowców, wszystko zostało dobrze przygotowane, wdrożone i policzone.

Odpowiedź to w zasadzie sklejka komunikatów MEN z ostatnich trzech lat. Szczególnie rzucają się w oczy dwie narracje:

  • o "bezkosztowej" lub "dobrze policzonej" reformie;
  • i kumulacji roczników, której miało nie być.

Miasta domagają się zwrotu pieniędzy za reformę

"Nie ma takiego zarzutu, że coś zostało źle policzone. Wszystko zostało policzone i pokazywaliśmy to izbie"

Radio Zet,23 maja 2019

Sprawdziliśmy

Nie tylko jest taki zarzut, ale są na to szczegółowe wyliczenia Związku Miast Polskich, Unii Metropolii Polskich i NIK

Uważasz inaczej?

Wcześniej minister wielokrotnie mówiła, że reforma będzie "bezkosztowa". W praktyce okazało się, że ciężar finansowy zmian organizacyjnych: dostosowania budynków, wyposażenia pracowni przedmiotowych i bibliotek, spadł na samorządy.

Najmocniej odczuły to duże miasta, dlatego 21 maja, 10 z nich (lista niżej) złożyło w Ministerstwie Finansów przedsądowe wezwanie do zapłaty za "deformę edukacji".

Suma widniejąca na wezwaniu to dokładnie: 103 366 305, 85 zł.

Najwięcej na do reformy dołożyła Warszawa, w ciągu dwóch lat to ponad 56,5 mln zł. Reszta miast domaga się zwrotu:

  • Wrocław - 10,78 mln zł;
  • Poznań - 9,5 mln zł;
  • Rzeszów - 8,4 mln zł;
  • Kraków - 4,3 mln zł;
  • Bydgoszcz - 3,48 mln zł;
  • Lublin - 2,75 mln zł;
  • Łódź - 2,34 mln zł;
  • Białystok - 2,1 mln zł.

Rachunek może być wyższy, bo nie zawiera jeszcze wszystkich kosztów związanych z przyjęciem podwójnego rocznika do szkół ponadgimnazjalnych. A do dwukrotnie wyższej liczby uczniów (a w niektórych miastach jak w Warszawie nawet trzykrotnie wyższej) trzeba m.in. zatrudnić więcej nauczycieli. Część samorządów będzie musiała też podnajmować przestrzenie do prowadzenia zajęć oraz lokale, które można przekształcić w bursy.

A to oznacza, że PiS może za fatalną reformę edukacji może zapłacić nie tylko przy urnach.

ZMP: do edukacji dokładamy 23 mld zł

Rachunek wystawiony przez miasta to wierzchołek góry lodowej. Z wyliczeń Związku Miast Polskich wynika, że w 2018 roku różnica pomiędzy wydatkami na edukację (70,5 mld zł), a wysokością subwencji (47 mld zł) sięgnęła aż 23 mld zł. O tzw. "luce edukacyjnej" pisaliśmy więcej tutaj:

Argumentów dostarcza nam wreszcie sam raport NIK. „Subwencja oświatowa, z której miały być sfinansowane zmiany, wzrosła o 6 proc, a wydatki samorządów na szkoły powiększyły się o 12 proc.” – pisze NIK.

Podwójny rocznik, którego miało nie być

Równie kuriozalnie MEN i członkowie rządu tłumaczą się z "podwójnego rocznika". Przypomnijmy, że minister Anna Zalewska wielokrotnie podkreślała, że czegoś takiego po prostu nie będzie. Dziś minister Jarosław Gowin broni koleżanki mówiąc, że "wiadomo było o tym już od trzech lat", a MEN pisze, że tu też wszystko dobrze policzono.

Raport NIK pokazał, że komunikatami MEN rządziło i wciąż rządzi myślenie życzeniowe. Gdy minister w końcu przyznała, że podwójny rocznik - jako zjawisko - będzie, to uspokajała opinię publiczną mówiąc, że "miejsce znajdzie się dla każdego", a "szkoły są przygotowane na przyjęcie uczniów".

NIK, w oparciu o dane z kuratoriów oświaty, przygotował zestawienie liczby kandydatów i miejsc w szkołach. Dane pochodzą ze stycznia 2019 roku.

Okazuje się, że mimo zapewnień szefowej MEN, zaledwie cztery miesiące przed rekrutacją miejsc brakowało aż w ośmiu województwach.

Raport NIK obnażył wszystkie patologie pośpiesznych i nieprzemyślanych zmian, ale o większości z nich opinia publiczna - w tym OKO.press - pisało regularnie od września 2017 roku.

Jeśli chcesz prześledzić tę historię kliknij w tag: reforma edukacji.
;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze