Minister spraw zagranicznych wystąpił w telewizji Trwam. Wnioskiem z dwudziestu minut rozmowy z Witoldem Waszczykowskim jest stwierdzenie, że Beata Szydło w Brukseli zawetowała swój własny sukces, a szefem dyplomacji w Polsce jest człowiek, który nie zna podstawowych zapisów Traktatu o Unii Europejskiej
W programie "Polski punkt widzenia" minister ogłosił: "Unia Europejska to nie jest klub altruistów. To instytucja, w której trzeba mieć wiedzę o instrumentach, o prawie europejskim, jak ta instytucja funkcjonuje. Trzeba zabiegać o realizację własnych interesów i o to będziemy się dobijać". Minister mógłby zacząć od siebie i m.in. nauczyć się zapisów Traktatu o Unii Europejskiej.
Przede wszystkim wygląda na to, że Witold Waszczykowski sam nie jest pewien, czy weto pani premier było skuteczne, czy nie. W jednej części wywiadu minister informuje o zgłoszeniu przez Szydło weta jako o fakcie. Chwilę później jednak - dziennikarz TV Trwam pyta "czy gdyby był sprzeciw pani premier wobec tych konkluzji Rady, czy Donald Tusk nie mógłby objąć urzędu na kolejną kadencję?" - Waszczykowski odpowiada tak, jakby polskie weto nie było skuteczne.
Na to pytanie teraz nie odpowiemy. Gdyby te konkluzje nie zostały przyjęte, to formalnie nawet to kulawe głosowanie nad Donaldem Tuskiem nie powinno być uznane. To jest przykład, że w Unii Europejskiej nie ma sprecyzowanych reguł.
Wyjaśniamy ministrowi:
W kolejnej części wywiadu staje się jasne, że minister spraw zagranicznych jednak nie wie, że konkluzje zostały przez Polskę skutecznie zawetowane. Waszczykowski powołuje się tu na zapisy konkluzji tak, jakby obowiązywały one wszystkie państwa-członków Unii Europejskiej:
Mały sukces odnieśliśmy. W tym raporcie przewodniczącego, tych nieistniejących konkluzjach, jest na końcu zapis, że trzeba opracować jasne reguły wybierania najwyższych urzędników. To wszystko będzie trzeba wymusić, wypracować, Rada Europejska ma mandat.
Problem w tym, że polskie weto było skuteczne i dotyczyło także wspomnianego przez Waszczykowskiego punktu 17, w którym Rada Europejska zapowiedziała, że "powróci, później w tym roku, do procesu, kryteriów i równowag odnoszących się do powoływania urzędników wysokiego szczebla w kolejnym cyklu instytucjonalnym".
Ten zapis był rzeczywiście ukłonem w stronę polskiego rządu, który domagał się weryfikacji mechanizmów powoływania przewodniczącego Rady Europejskiej. W tym sensie punkt 17 konkluzji mógłby zostać nazwany "małym sukcesem" Polski, ale tylko wówczas, gdyby konkluzje zostały przyjęte - bo tylko wówczas byłyby zobowiązaniem Rady Europejskiej, działającej jako instytucja.
Tymczasem ten "mały sukces Polski" zawetowała Beata Szydło - bo właśnie w efekcie polskiego weta państwa członkowskie Unii Europejskiej mogą, jeśli będą chciały, zupełnie zignorować ten zapis konkluzji, a Rada Europejska wcale nie ma mandatu, aby tą sprawą się zajmować.
Zastosowano podwójne standardy. Myśmy zgłosili kandydata, który nie został dopuszczony do rozpatrywania przez Radę Europejską, ponieważ uznano, że żeby został, wszyscy członkowie musieli się zgłosić. Drugi kandydat mógł zostać wybrany większością głosów.
Przedłużenie kadencji Donalda Tuska odbywało się w głosowaniu większościowym, ponieważ taki wyjątek wprowadza art. 15 ust. 5 Traktatu o Unii Europejskiej stanowi: "Rada Europejska wybiera swojego przewodniczącego większością kwalifikowaną na okres dwóch i pół roku; mandat przewodniczącego jest jednokrotnie odnawialny".
Formą głosowania większościowego - rzadko stosowaną w Polsce, ale popularną w państwach zachodnich - jest głosowanie, w którym "milczenie oznacza zgodę", czyli przez wyrażenie sprzeciwu.
Natomiast poddanie pod głosowanie innego kandydata rzeczywiście wymaga zgody wszystkich państw. Jest tak nie dlatego, że stosowane są podwójne standardy, ale dlatego, że procedura zgłaszania kandydatów w ogóle nie jest opisana w traktatach, wobec czego stosuje się wobec niej art. 15 ust. 4 Traktatu o UE, który stanowi, że "O ile Traktaty nie stanowią inaczej, Rada Europejska podejmuje decyzje w drodze konsensusu".
Kandydatura Donalda Tuska w 2014 roku zapewne również mogłaby zostać zawetowana, ale pozycja Polski i poziom dyskusji w UE były wówczas zupełnie inne, czego najlepszym świadectwem jest to, że na pierwszą kadencję Tuska wybrano jednomyślnie.
W 2017 roku prezydencja maltańska poinformowała, że skonsultowała z państwami członkowskimi pomysł, by kontrkandydatem Donalda Tuska był Jacek Saryusz-Wolski i został on zawetowany. Z wypowiedzi ministra Waszczykowskiego wynika więc, że nie ma on pojęcia o przebiegu tych procedur i przyczynach różnej organizacji głosowań.
Tutaj minister Waszczykowski znowu nie ma więc racji, a jedyne, czego dowodzi, to brak znajomości zapisów Traktatu o Unii Europejskiej.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze