Za protest przeciwko nominacji nacjonalisty, dr. Greniucha na ważne stanowisko w IPN Zbigniew Komosa został zatrzymany przez policję. Aktywista pomalował elewację siedziby IPN czerwoną farbą. Po jego proteście IPN w absurdalnym oświadczeniu poinformował o dymisji Greniucha
Zbigniew Komosa przyszedł pod siedzibę IPN na placu Krasińskich w Warszawie w poniedziałek 22 lutego po 09:00 rano. Czerwoną farbą pomalował logo IPN i napisy „Główna Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu” i „Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie”. Obok namalował znak Polski Walczącej i stanął z napisem „Precz z faszyzmem”.
Był to jego protest „przeciwko faszyzacji życia publicznego w Polsce”.
Dlaczego farbą oblał akurat budynek IPN? Od 9 lutego obowiązki szefa wrocławskiego oddziału instytutu objął dr Tomasz Greniuch. Za tytułem doktora kryje się w tym przypadku przeszłość w skrajnie prawicowym ONR, publikacja chwaląca nazistę Leona Degrelle'a i zdjęcia na których widać, jak wykonuje nazistowski gest. IPN przez dwa tygodnie nie reagował, chociaż nominację krytykowała nawet część prawicy oraz polityków PiS.
Demonstracja Komosy nie trwała długo. Chwilę później zatrzymała go policja. Formalnie został zatrzymany na 48 godzin, jego prawnik – mecenas Jerzy Jurek – oceniał w rozmowie z OKO.press, że zostanie wypuszczony po przesłuchaniu. Przesłuchanie rozpoczęło się przed godziną 19:00.
Komosa został zatrzymany na podstawie podejrzenia popełnienia przestępstwa, którym miało być umyślne uszkodzenie mienia w postaci elewacji budynku Instytutu Pamięci Narodowej przy placu Krasińskich 2/4/6.
Niedługo po zatrzymaniu, pod komendą na ulicy Wilczej zawiązała się demonstracja solidarnościowa, którą na żywo relacjonował nasz dziennikarz Maciek Piasecki:
Kwalifikacja czynu zależy od wartości zniszczeń. Poniżej 500 złotych jest to wykroczenie, powyżej – przestępstwo. Po przesłuchaniu, Komosie postawiono zarzut z artykułu 288 Kodeksu Karnego:
"Art. 288
§1. Kto cudzą rzecz niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
§ 2. W wypadku mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku".
Wartość szkód określono na 2500 złotych. Komosa nie przyznał się do zarzutów.
"Spod budynku IPN zaprowadzono mnie do radiowozu, kazano wyjąć wszystko z kieszeni" - opowiedział OKO.press aktywista po wyjściu z aresztu. "Miałem tego niewiele - pieniądze i puszka spreju. Na Wilczej trafiłem do celi przejściowej. Kazano mi się rozebrać w celu pełnego przeszukania, ale nie kazano zdejmować bielizny. Pobrano ślady z ubrań, próbkę farby z butów, kurtka została zatrzymana jako dowód rzeczowy".
Rano 23 lutego Komosa opublikował oświadczenie na Facebooku:
"W nawiązaniu do wczorajszej sytuacji pod IPN kilka słów na szybko. Wypadł mi z kalendarza jeden dzień, więc dziś mam zamiar go nadrobić. Na początku chcę podziękować wszystkim za wsparcie. Dostałem mnóstwo wiadomości. Nie jestem w stanie na wszystkie odpowiedzieć, dlatego robię to tutaj. Dziękuję ludziom, którzy rano i wieczorem wspierali mnie na Wilczej. Dziękuję tym, którzy pojechali czyścić elewację IPNu.
Decyzję o proteście podjąłem ze względu na ignorancję i opieszałość IPNu w zajęciu ostatecznego stanowiska co do dymisji dyrektora wrocławskiego oddziału. Farby, które wybrałem były w swej naturze łatwo zmywalne, bo nie chodziło tu o dewastację czegokolwiek tylko o gest. Farba, którą oblałem logo IPNu wyrażała niezgodę na faszyzację instytucji państwowych. Dotyczyła nie tylko zarządu samego IPN, ale również rządzących, którzy w tym procederze uczestniczą.
Farba w sprayu posłużyła mi do narysowania znaku Polski Walczącej. To był hołd dla wszystkich tych, którzy w czasie okupacji i Powstania przelali krew za walkę z tą ideologią i jej pochodnymi.
Jest to jednocześnie sygnał do nich, że wartości, za które wtedy ginęli, w dzisiejszej Polsce są równie ważne i że obecne pokolenie nie zamierza biernie patrzeć, jak profaszystowskie hybrydy obwieszone symbolami narodowymi próbują opanować nasze państwo. Na to zgody nigdy nie było i nie będzie! Czas zdać sobie wreszcie z tego sprawę.
Czołem Wolnej Polsce.
Zamieszczam tu mój wczorajszy apel spod IPN:
»Wzywam wszystkich Polaków i patriotów, w kraju i za granicą do potępienia działań IPN i do potępienia rządzących, którzy pozwalają na faszyzację instytucji państwowych. Nie pozwolimy ideologii profaszystowskiej grzebać w historii naszej Ojczyzny. Co by powiedzieli na to nasi przodkowie, którzy na własnej skórze tej ideologii doświadczyli? Co by powiedzieli nasi przodkowie, którzy za walkę z nią przelali krew?! Żądamy dymisji zarządu IPN!«".
Aby udowodnić, że chodziło tylko i wyłącznie o demonstrację i sprzeciw wobec polityki PiS i IPN, już po zatrzymaniu Komosy pod IPN w ramach solidarności z zatrzymanym zjawiło się kilkoro aktywistów i aktywistek ulicznej opozycji. Postanowili samodzielnie zmyć farbę z budynku IPN.
"Policja na początku usiłowała przeszkodzić sprzątaniu, ale się poddali i poczekali na posiłki, bo funkcjonariuszy było tylko dwóch” – relacjonuje dla OKO.press Katarzyna Pierzchała, która obserwowała przebieg akcji. Stanisława Skłodowska, jedna z aktywistek, powiedziała OKO.press: „Posiłki przyjechały po jakimś czasie, ale tylko się przyglądali całej akcji. To była akcja obywatelska, oddolna, spontaniczna. Aktywiści chcieli pokazać dwie rzeczy: po pierwsze, że zarzuty dla Zbyszka są dęte. A po drugie, że zabrudzenia da się usunąć, ale tych prawdziwych plam na honorze IPN nie da się ot tak zmyć mopem".
Już po demonstracji Komosy, po godzinie 13:00 prezes IPN Jarosław Szarek opublikował oświadczenie
„W związku z zaistniałymi okolicznościami dotyczącymi nominacji dr. Tomasza Greniucha na stanowisko p.o. Dyrektora Oddziału IPN we Wrocławiu, dalsze pełnienie przez Niego tej funkcji jest niemożliwe. Dr Tomasz Greniuch złożył na moje ręce rezygnację. Z dniem 22 lutego br. została ona przyjęta przeze mnie”.
Nie wyjaśnił jednak o jakie „okoliczności” chodzi. A okoliczności są takie, że Greniuch prezentował poglądy skrajnie nacjonalistyczne, a na kilku zdjęciach z różnych okresów w jego życiu pokazywał nazistowski gest. Jego poglądy były w Instytucie znane, a jednak otrzymał nominację na wysokie stanowisko, a następnie kierownictwo go broniło.
Prezes IPN Jarosław Szarek powołał na stanowisko pełniącego obowiązki dyrektora wrocławskiego oddziału dr. Tomasza Greniucha – byłego lidera opolskich struktur ONR, znanego z wykonania w przeszłości gestu hitlerowskiego pozdrowienia i związków ze skrajną, neofaszystowską prawicą.
16 lat temu Greniuch współorganizował najazd na Myślenice, którego celem było „upamiętnienie” pogromu Żydów, do jakiego doszło w 1936 roku z inspiracji działacza nacjonalistycznego Adama Doboszyńskiego. Jest także autorem wydanej w 2013 roku książki „Droga nacjonalisty”. Głosi w niej rasizm, antysemityzm, homofobię i odwołuje się m.in. do myśli Leona Degrelle'a – walońskiego nacjonalisty, hitlerowskiego kolaboranta, ultrakatolika, nazisty i pułkownika Waffen SS.
Sprawa Greniucha zyskała międzynarodowy rozgłos. Protestowali naukowcy, m.in. z Uniwersytetu Wrocławskiego. Zareagowała Ambasada Izraela i europejski oddział American Jewish Committee.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze