0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Zbliża się kolejna, już ósma, rocznica katastrofy smoleńskiej. Antoni Macierewicz, główny śledczy smoleński PiS, kilka miesięcy temu obiecywał, że na wiosnę 2018 roku będziemy w końcu wiedzieli, co "naprawdę" wydarzyło się w Smoleńsku. Wygląda jednak na to, że kolejny raz nie uda się mu udowodnić ingerencji tajemniczych sił w rozbicie prezydenckiego tupolewa.

W programie "Warto rozmawiać" w TVP (15 lutego 2018) powiedział, że owszem, raport komisji smoleńskiej powstanie. Ale jest jedno "ale".

Nie mówię, że to będzie raport końcowy i ostateczny.

"Warto rozmawiać",15 lutego 2018

Sprawdziliśmy

Ostateczny raport miał być gotowy na 8. rocznicę katastrofy

W dodatku sytuacja polityczna Antoniego Macierewicza jest coraz trudniejsza. W styczniu Jarosław Kaczyński zdecydował o odwołaniu go z ministra obrony. Pozostał mu gabinet i nadzór na komisją smoleńską. I coraz bardziej sensacyjne obietnice, że już za chwilę udowodni zamach, wybuch i itd.

Milknące echo zamachu

Ale tych zapowiedzi było już tyle, że PiS stopniowo wygasza tematykę smoleńską w przekazie politycznym. "Lepiej powiedzieć, że pewnych rzeczy się nie da ustalić, niż ustalać je z ryzykiem błędu. Być może trzeba będzie nawet jeszcze lat, żeby być zupełnie pewnym, co się stało" - powiedział niedawno zniechęcony Jarosław Kaczyński.

A na dodatek cios teoriom zamachowym zadała grupa biegłych, do których zwróciła się przejęta przez PiS Prokuratura Krajowa. Opinia biegłych jest gotowa od maja 2017 roku. Ale jest utajniona. Nieoficjalnie dotarła do niej "Wyborcza". Zespół biegłych – na czele z płk. pilotem dr. inż. Antonim Milkiewiczem – na paru tysiącach stron precyzyjnie opisuje, jak doszło do katastrofy i kto ponosi za nią winę.

"Nasi rozmówcy, którzy znają tę opinię - pisze Agnieszka Kublik w "Wyborczej" - twierdzą, że wnioski są jednoznaczne: do tragedii 10 kwietnia 2010 roku doszło, bo w gęstej mgle samolot leciał za nisko, za szybko się zniżał, a załoga nie przestrzegała podstawowych zasad bezpieczeństwa. Dlatego na wysokości poniżej 7 metrów maszyna zahaczyła lewym skrzydłem o drzewo, obróciła się kołami do góry i uderzyła w ziemię". Czyli są całkowicie zgodne z ustaleniami rządowej Komisji Millera z 2011 roku.

W tej tragicznej dla siebie i dla komisji smoleńskiej sytuacji Macierewicz jednak się nie poddaje. To pomysł z cyfrową rekonstrukcję katastrofy smoleńskiej.

Przeczytaj także:

Cyfrowy samolot, wirtualna katastrofa

O tym, że zostanie to zrobione podkomisja smoleńska informowała jeszcze w 2017 roku. Według MON, ma to kosztować 3,5 mln zł, a więc sporo. Do Warszawy przybyło pięciu naukowców z National Institute For Aviation Research, jednostki badawczej uniwersytetu stanowego w Wichita w Kansas. Skanują w 23. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim samolot Tu-154M nr 102. To "bliźniak" tego Tupolewa, który rozbił się 10 kwietnia 2010 roku.

Prace zaczęły się w poniedziałek (12 lutego) i mają potrwać ok. dwa tygodnie. Na miejsce dopuszczono tylko kilku dziennikarzy mediów prorządowych.

"Naukowcy przywieźli ze sobą pół tony profesjonalnego sprzętu, m.in. specjalne skanery, dzięki którym zostanie stworzony trójwymiarowy, wirtualny model samolotu. [...] Praca naukowców pozwoli na pełną rekonstrukcję procesu rozpadu samolotu, w tym przemieszczenia się jego poszczególnych części" - napisała niezalezna.pl.

Nie do końca jasny jest podział kompetencji między amerykańskimi naukowcami a podkomisją smoleńską. Najprawdopodobniej Amerykanie stworzą cyfrowy model samolotu. Ale za przygotowanie i przeprowadzenie symulacji katastrofy będzie już odpowiedzialny zespół Macierewicza.

"To zupełnie bez sensu"

"Próba wyjaśnienia katastrofy w Smoleńsku za pomocą jej cyfrowej symulacji z udziałem komputerowego modelu samolotu to postawienie sprawy na głowie" - ocenia w rozmowie z OKO.press Michał Setlak, publicysta lotniczy i redaktor „Przeglądu Lotniczego”.

Model matematyczny katastrofy jest pewnego rodzaju przybliżeniem rzeczywistości. Zanim się go zacznie używać, wpierw należy go zweryfikować. A to się robi przez odniesienie modelu do rzeczywistej sytuacji katastrofy lotniczej.

"To znaczy, że to nie symulacja katastrofy i model Tupolewa wyjaśniają realną katastrofę w Smoleńsku, ale to rzeczywista katastrofa stanowi punkt odniesienia i test dla wiarygodności symulacji i modelu" - mówi.

Na podstawie danych pochodzących z rejestratorów i komputera pokładowego Tupolewa wiemy praktycznie wszystko o przebiegu tego wypadku.

"Dlatego próba wyjaśnienia wypadku przez stworzenie jego cyfrowej reprezentacji jest po prostu bez sensu" - dodaje Setlak.

Katastrofa w komputerze

Wątpliwości ma również dr Maciej Lasek, były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Zajmował się wyjaśnianiem katastrofy smoleńskiej w tzw. Komisji Millera.

"Jeśli parametry tej symulacji zostaną określone na podstawie danych z rejestratorów – a więc np. tego, gdzie w danym momencie samolot się znajdował, kiedy uderzył w brzozę i że nie było żadnego wybuchu – to jest szansa, że uzyskamy obraz jakoś zbliżony do rzeczywistego wypadku" - mówi OKO.press dr Lasek.

Podkreśla jednak, że "i tak będzie szalenie trudne i skomplikowane". Wynika to z tego, że w takim modelu jest ogromna ilość zmiennych liczbowych. A wartość niektórych – np. grubości drzew, w które uderzał samolot – może zostać określona tylko w sposób przybliżony.

"Dlatego taka symulacja dostarczy nam nie tyle obrazu rzeczywistych zdarzeń, co hipotez odnośnie tego, jak mogły one wyglądać" - wyjaśnia dr Lasek.

"Sklejanie" cyfrowego modelu

Zresztą wątpliwości budzi sam proces skanowania. Ma odwzorować wszystkie części samolotu. Ścianki, pokrycia i inne elementy, wraz z ich długością, szerokością i grubością. Do każdej z nich – już na etapie tworzenia całościowej reprezentacji samolotu, czyli jego cyfrowego modelu – przyporządkuje się określone liczbowo inne cechy, np. wytrzymałość pokrycia, która wynika z rodzaju zastosowanego stopu.

"Jestem jednak sceptyczny co do możliwości całkowitego odwzorowania tego samolotu. By to zrobić, należałoby włożyć głowicę skanującą w każdy zakamarek samolotu. Również w te przestrzenie, które są zamknięte. By zrobić taki pełny skan, należałoby ten samolot po prostu roznitować i rozłożyć na najdrobniejsze części".

Dlatego wydaje mi się, że sensowniej byłoby budować taki cyfrowy model nie w oparciu o rzeczywisty samolot, ale o jego plany konstrukcyjne, o które przecież można było wystąpić do producenta" - dodaje dr Lasek.

Tak czy inaczej, bez wielkiego ryzyka można przewidzieć jaki będzie komunikat Macierewicza 10 kwietnia 2018 roku: "Na pewno był wybuch. Już niedługo zdobędziemy dowody, dowiemy się czego jeszcze nie wiemy, a co już wiemy". Kto ma cierpliwość, niech czeka.

;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze