Publicyści wPolityce zmieszali z błotem legendy “Solidarności”. Przyczyną była sprawa aresztowania Józefa Piniora i to, że w obronę wziął go Władysław Frasyniuk. Z felietonów portalu wyłania się dziwna prawidłowość: im autor tekstu mniej znany, tym ostrzejszy jego atak
Efekt pracy redakcji wPolityce jest taki, że Józef Pinior, który wyszedł już z aresztu oraz Władysław Frasyniuk, który go bronił, mogliby dziś wprost cytować Antoniego Słonimskiego.
"Są tacy, co (...) konstatują, że ktoś się już skończył. Tak o mnie napisał niedawno ktoś, kto się nie skończył z tej prostej przyczyny, że się jeszcze nie zaczął" - drwił w "Alfabecie wspomnień". Jak ulał pasuje to dzisiejszej pracy spółki braci Karnowskich.
W opublikowanym przez "Zespół wPolityce" tekście redakcyjnym autor podpisujący się “WB” właściwie przesądza o winie Piniora, choć nie ma żadnych dowodów. A całość opatrzona jest sensacyjnym tytułem: TYLKO U NAS. Szemrani biznesmeni, urzędnicy i oszuści. Senator Józef P. miał swoje „księstwo dolnośląskie" - informuje wPolityce.
To tekst dziennikarsko nierzetelny - oparty na anonimowych źródłach i sformułowaniu “nie wyklucza”, po którym napisać można bezkarnie właściwie wszystko: "Wiele wskazuje na to, że wtorkowe zatrzymania nie zakończą sprawy senatora oraz jego „dworu”. Śledczy nie wykluczają, że Józef P. miał więcej przestępczych powiązań, a z dolnośląską ośmiornicą współpracować mogli także inni politycy oraz samorządowcy".
To literatura, nie dziennikarstwo. Nic nie trzeba robić, żeby pisać takie rzeczy “Anonimowe źródła nie wykluczają, że portal wPolityce finansują islamscy terroryści za pośrednictwem Władimira Putina i SKOK. Według nich nie da się wykluczyć możliwości, że bracia Karnowscy są kosmitami, którzy zmieniają czytelnikom mózgi w kisiel za pomocą agresywnej, głupiej propagandy”.
Prawdziwą kanonadę propagandową prowadzą jednak felietoniści portalu. Stanisław Januszewski Piniora nazywa "infantylnym", po czym atakuje innego legendarnego działacza opozycji, Władysława Frasyniuka, który wstawił się za zatrzymanym.
Szczytem bezczelności Januszewskiego jest przedstawienie jako “popularnego we Wrocławiu przedsiębiorcy o solidarnościowej proweniencji” człowieka, który w latach 80. był jednym z najważniejszych przywódców podziemnej “Solidarności”, a w stanie wojennym przez blisko rok ukrywał się przed SB.
Dziś Frasyniuk rzeczywiście prowadzi firmę transportową. Jeśli to epitet, to można przytoczyć opis, który pod artykułem zamieścił autor paszkwilu. Stanisław Januszewski przedstawia się jako “dawniej zagoniony wielkomiejski mieszczanin, dzisiaj spokojny emeryt z podwejherowskiej wsi. Trochę rozdarty pomiędzy ściśle ścisłym wykształceniem a mniej ścisłymi aspiracjami”.
Januszewskiemu wtóruje Andrzej Potocki, który jednak, podobnie jak Frasyniuk, był działaczem podziemia. Atakuje, nazywając Frasyniuka "kierowcą". Wyznaje, że “ma już dość tych legendarnych działaczy”, bo to “kumple”, “ferajna”, “święte krowy”.
“Gęby pełne frazesów, a w rzeczywistości drobne przekręty, donosy i permanentne kłamstwa" - pisze Potocki.
I ciągnie dalej: "Przypomnijmy: aresztowanym asystentem Piniora był zarejestrowany współpracownik bezpieki. Małe to i obrzydliwe. Tak rujnuje się legendę całego życia. Ale kolesie trwają na posterunku. Instynkt ferajny działa jak szwajcarski zegarek. Władysław Frasyniuk broni kumpla z wrocławskiej „Solidarności”.
Gdy sąd nie zostawia na materiale dowodowym suchej nitki, wypuszczając wszystkich zatrzymanych i nie ustanawiając nawet zabezpieczenia majątkowego, Potocki nie ma już nic do powiedzenia - zamiast przyznać, że powypisywał głupstwa, w kolejnym felietonie znęca się nad Dondalem Tuskiem.
Satyryk Ryszard Makowski (kolejny bohater walki z komunizmem tak zakonspirowany, że zupełnie dla historii niewidzialny) jest zdumiewająco dobrze poinformowany: "Już w kwietniu 2015 roku, gdy Józef P. był senatorem Platformy, otaczała go aura załatwiacza. Wiadomo było, że ma dojścia w urzędach na Dolnym Śląsku i Warszawie. Agenci CBA nie musieli się specjalnie wysilać, bo transakcje były omawiane przez telefon jako normalne i oczywiste.
Przypomnijmy, że za czasów Platformy kręcenie lodów należało do codziennego rytuału, a władze partii kontrolującej całe państwo gwarantowały bezkarność" - pisze twarz Studia Yayo.
Makowski bredzi. Choć Platforma Obywatelska miała swoje afery korupcyjne, to pozycja Polski w liczących się rankingach międzynarodowych rosła. W powszechnie uznawanym za wzorcowy rankingu Transparency International Polska zajmuje 30. miejsce na 168 badanych państw - wyprzedzając o dwadzieścia miejsc Węgry Victora Organa, w którego wpatrzona jest cała polska prawica.
"Wydawało się, że wolna Polska, po latach wstrętnego komunistycznego kłamstwa, musi być zdrojem prawdy" - pisze Makowski w niezamierzonej samokrytyce.
Najmniej jadu jest w wypowiedzi Bronisława Wildsteina. W odróżnieniu od Potockiego, Januszewskiego czy Makowskiego jest on zasłużonym działaczem opozycji, który jeszcze w latach siedemdziesiątych bił się z milicją. Może dlatego nie musi odreagowywać kompleksów ani nadrabiać brutalnością braku własnych zasług.
"To ponure, że człowiek o tak pięknej przeszłości uwikłany jest w sprawę korupcji. Nie chcę, broń Panie Boże, przesądzać o niczym" - pisze Wildstein.
Jego felieton pokazuje, że w prawicowych mediach liczy się już tylko efekt. Szkoda, że bracia Karnowscy nie potrafią tak pokierować redakcją swojego portalu, żeby skutkiem nie było przytłaczające wrażenie, że szczują na legendy polskiej historii ludzi bez historii i dorobku, którzy w podgryzaniu większych od siebie widzą jedyną szansę na przejście do historii.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze