0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: JOHNBOB & SOPHIE PRESSJOHNBOB & SOPHIE PRE...

Od połowy listopada policja konsekwentnie stosuje taktykę rozbijania strajków kobiet. Ustawia kordony na trasie przemarszu, blokując ulice. Zamyka ludzi w kotłach. Stara się wylegitymować jak największą liczbę osób. Wypisuje mandaty, kieruje do sądów i sanepidu wnioski o ukaranie.

Ich działaniom oficjalnie przyświeca przekonanie, że Prawo i Sprawiedliwość zdelegalizowało zgromadzenia spontaniczne na czas zagrożenia epidemicznego. Takie komunikaty zresztą nadaje policja przez megafony.

Kilka tygodni temu Obywatele RP zaczęli podczas demonstracji wydawać swoje kontrkomunikaty, informując, że „to zgromadzenie jest legalne”, a policja nie ma prawa wystawiać mandatów uczestnikom.

Sądowe orzeczenia w sprawach demonstrowania w epidemii, które zdążyły zapaść już w polskich sądach wskazują jasno, że to manifestujący mają rację.

OKO.press wyjaśnia krok po kroku, dlaczego demonstrowanie jest legalne, a policyjnych mandatów nie należy przyjmować.

Ogólne zasady ograniczania prawa do zgromadzeń

Pokojowe zgromadzenia pełnią niezwykle ważną funkcję w demokratycznym państwie, co nie oznacza, że prawo do ich organizacji oraz uczestnictwa w nich nie może podlegać ograniczeniom. Ustawodawca musi jednak stosować się do pewnych zasad.

Przede wszystkim:

  • zgodnie z art. 57 konstytucji prawo do zgromadzeń można ograniczać tylko w drodze ustawy;
  • ograniczenia muszą spełniać warunki określone w art. 31 ust. 3 Konstytucji RP, to znaczy, że mogą być one ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej albo wolności i praw innych osób; ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.

Konstytucja reguluje również w jakich stanach nadzwyczajnych można ograniczać różne prawa i wolności chronione konstytucyjnie. Określa to negatywnie i pozytywnie.

W wypadku stanu klęski żywiołowej wymienia szereg wolności, które można ograniczać, ale nie ma wśród nich wolności zgromadzeń. Oznacza to, że nawet wprowadzając ten stan takich ograniczeń wprowadzić nie wolno.

W przypadku stanu wyjątkowego i wojennego konstytucja wymienia, jakich wolności nie wolno ograniczać. Wśród nich nie ma wolności zgromadzeń, co znaczy, że można ją ograniczać. I taka możliwość przewidziana jest właśnie w ustawach o stanie wojennym i stanie wyjątkowym.

Przeczytaj także:

Jak wskazuje Mirosław Wróblewski, dyrektor Zespołu Prawa Konstytucyjnego, Międzynarodowego i Europejskiego Biura Rzecznika Praw Obywatelskich: „Z uwagi na wagę i rolę wolności pokojowych zgromadzeń w demokratycznym państwie wszelkie wprowadzane ograniczenia powinny być oceniane szczególnie surowo i restrykcyjnie (...).

W doktrynie wyrażane jest wręcz stanowisko, że ograniczenie wolności zgromadzeń powinno być traktowane »w charakterze absolutnego wyjątku«. Nie można w tym kontekście traktować jako konieczne w szczególności takich ograniczeń wolności zgromadzeń, które prowadzą do zamrożenia debaty społecznej i wymuszonego milczenia o nieujawnionych zjawiskach.

Co więcej, w opinii Europejskiego Trybunału Praw Człowieka państwa nie tylko mają powstrzymywać się od nadmiernej ingerencji w wolność zgromadzeń, lecz także ciąży na nich pozytywny obowiązek zapewnienia skutecznego korzystania z tej wolności".

Jak ograniczenia wprowadza PiS?

Prawo i Sprawiedliwość nie wprowadziło do tej pory żadnego ze stanów nadzwyczajnych. Ani stanu klęski żywiołowej, najbardziej odpowiadającego stanowi faktycznemu, ani stanu wyjątkowego, którego wprowadzenie pozwalałoby na wprowadzanie ograniczeń.

Zamiast stanu nadzwyczajnego PiS wykreował nieznany polskiej Konstytucji „stan epidemii” na podstawie przepisów ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi. Art. 46 ust 4. oraz 46b ustawy mówią o tym, że w razie wystąpienia zagrożenia epidemicznego władze mogą wprowadzić zakaz organizowania widowisk i innych zgromadzeń ludności.

Na podstawie tych przepisów rząd wprowadza rozporządzeniami zakazy dotyczące zgromadzeń.

Najpierw w marcu 2020 w rozporządzeniu Ministra Zdrowia znalazł się przepis zakazujący organizowania zgromadzeń, których liczba uczestników przekracza 50 osób. Dwa tygodnie później przepis ten zaostrzono, wprowadzając całkowity zakaz, który utrzymano w kolejnych rozporządzeniach wydawanych już przez Radę Ministrów.

Z końcem maja wprowadzono formułę zakazu zgromadzeń (czyli także spontanicznych) z wyjątkiem zgromadzeń rejestrowanych, których liczba uczestników nie przekracza 150 osób. Po 23 października, czyli po ogłoszeniu wyroku TK w sprawie aborcji, liczbę dozwolonych uczestników w rządowym rozporządzeniu okrojono do pięciu osób.

Za co ściga policja?

Legitymowane podczas demonstracji osoby policja karze mandatami, a w przypadku odmowy ich przyjęcia kieruje do sądów wnioski o ukaranie, powołując się na art. 54 kodeksu wykroczeń w związku z przepisami rozporządzenia zakazującymi zgromadzeń.

Art. 54 kw

Kto wykracza przeciwko wydanym z upoważnienia ustawy przepisom porządkowym o zachowaniu się w miejscach publicznych, podlega karze grzywny do 500 złotych albo karze nagany.

Osoby zatrzymane podczas proaborcyjnych manifestacji w ostatnich dwóch tygodniach usłyszały także zarzuty udziału w zbiegowisku.

Warto zwrócić uwagę także na fakt, że nawet gdyby zgromadzenia spontaniczne były nielegalne, to i tak zarzut „nielegalnego gromadzenia się” nie przystaje w ogóle do art. 254 kodeksu karnego, który brzmi:

Art. 254.

§ 1. Kto bierze czynny udział w zbiegowisku wiedząc, że jego uczestnicy wspólnymi siłami dopuszczają się gwałtownego zamachu na osobę lub mienie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

§ 2. Jeżeli następstwem gwałtownego zamachu jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu, uczestnik zbiegowiska określony w § 1, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

Nie ulega żadnej wątpliwości, że zgromadzenia strajkowe nie mają na celu zamachów na osobę ani mienie. Pomazanie kawałka parkanu takim zamachem nie jest.

Policja stosuje jednak także inny rodzaj represji wobec uczestników manifestacji - kieruje wnioski o ukaranie do Sanepidu. Ten środek omawiamy w innym tekście:

Na jakie uchybienia do tej pory zwracały uwagę sądy?

Obywatele RP, którzy regularnie od 2017 toczą przed polskimi sądami boje z policją o wolność zgromadzeń, przygotowali niedawno broszurę podsumowującą ich kilkuletnie zmagania.

Omówili orzeczenia dotyczące m.in. kontrmiesięcznic smoleńskich. Ale w ciągu ostatnich kilku miesięcy polskie sądy zdążyły już także orzec w szeregu spraw dotyczących wolności zgromadzeń w reżimie epidemicznym. Zdecydowana większość dotyczy stanu prawnego z wiosny 2020 roku, gdy w rozporządzeniu wprowadzono całkowity zakaz zgromadzeń.

Orzeczenia sądów całkowicie zdruzgocą rządowy przekaz o nielegalności spontanicznego gromadzenia się, który policja starała się egzekwować. Sprawy z wniosków o ukaranie są masowo umarzane.

Brak uregulowania ustawowego

W większości orzeczeń sądy przypominają, że Konstytucja w art. 57, który gwarantuje każdemu prawo do organizowania pokojowych zgromadzeń oraz uczestniczenia w nich, a także w art. 31 ust. 3 (zasada proporcjonalności) zastrzega, że ograniczenia praw i wolności mogą być stanowione jedynie w ustawie. Rozporządzenie epidemiczne po prostu nie spełnia tego wymogu.

Nie wprowadzono stanu nadzwyczajnego

„Nakładanie ograniczeń w zakresie podstawowych wolności i praw człowieka i obywatela musi odbywać się na postawie prawidłowo stanowionego prawa, w szczególności zgodnie z podstawowymi zasadami wyrażonymi w Konstytucji, a zatem wprowadzenie nakazów i zakazów podstawowych praw i wolności obywatelskich może zastąpić tylko w przypadku wprowadzenia jednego z trzech stanów nadzwyczajnych, co dotychczas nie miało miejsca (...) Brak wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, który to stan nadzwyczajny odpowiada obecnej sytuacji związanej z koronawirusem powoduje, że zakazy wyrażone w treści ww. rozporządzenia należy uznać za niekonstytucyjne, a w związku z tym pozbawione podstawy prawnej" (Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia, sygn akt V W 1847/20).

Nie można karać i administracyjnie i karnie za tę samą rzecz

Sądy podkreślają, że zgodnie z art. 48a 1 pkt 3 ustawy o zwalczaniu chorób zakaźnych naruszenie zakazu organizowania widowisk i innych zgromadzeń ludności zagrożone jest karą pieniężną od 10 do 30 tysięcy złotych.

„Nie do przyjęcia jest zatem możliwość uznania, że za takie samo zachowanie obwinieni mogliby również ponieść odpowiedzialność z art. 54 kw, bowiem oznaczałoby to wprowadzenie nowej, pozaustawowej sankcji karnej i w efekcie ukarania danej osoby za takie samo zachowanie zarówno na gruncie prawa karnego, jak i administracyjnego". (Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia, V W 1083/20).

To nie są przepisy porządkowe

Policja w swoich wnioskach o ukaranie używa błędnej kwalifikacji prawnej. Sądy podkreślają, że art. 54 kodeksu wykroczeń ma na celu ochronę porządku i spokoju w miejscach publicznych. Zawiera on odesłanie do przepisów porządkowych wydawanych w celu zapewnienia porządku i spokoju publicznego.

W konsekwencji w razie naruszenia przepisów, które mają inny przedmiot ochrony, nie jest możliwe zastosowanie wymienionego przepisu.

Ten przepis po prostu nie może odnosić do rozporządzenia epidemicznego, ponieważ ono ma inny przedmiot ochrony, czyli zdrowie i życie ludzi.

Teoretycznie policja powinna więc powoływać się na wykroczenia przeciwko zdrowiu (rozdział XIII kodeksy wykroczeń). Ale nie może, bo te wykroczenia polegają na nieprzestrzeganiu nakazów lub zakazów zawartych w ustawie o zapobieganiu chorobom zakaźnym, ale tylko przez osoby, które wiedzą, że są chore, są podejrzane o chorobę, nosicielstwo albo stykają się z osobami zakażonymi.

Podsumowując „art. 54 kw nie może być stosowany jako sankcjonujący naruszenie zakazu organizowania zgromadzeń i uczestniczenia w nich ze względu na odmienny przedmiot ochrony od przepisów zawartych w rozporządzeniach epidemicznych” (Sąd Rejonowy w Rzeszowie - sygn. II W 539/20).

Uczestnictwo, gromadzenie się to nie organizowanie zgromadzeń

Sądy zwracają uwagę, że rozporządzenie mówi o zakazie organizacji pewnego typu zgromadzeń. Policja zaś próbuje ukarać osoby, które po prostu się gromadziły w danym miejscu jako uczestnicy.

„Wszystkim obwinionym zarzucono naruszenie przepisów Rozporządzenia poprzez uczestnictwo w zgromadzeniu w sytuacji, w której ustawodawca zabronił organizowania zgromadzeń, a zatem rodzajowo zupełnie odmiennego zachowania. Na gruncie norm prawa karnego funkcjonuje zakaz stosowania analogii i wykładni rozszerzającej na niekorzyść osoby oskarżonej (...) Nie może budzić najmniejszych wątpliwości, że nie jest możliwa ocena stwierdzonego zachowania obwinionych, jako działań o charakterze organizacyjnym (...)

Żaden przepis Rozporządzenia nie zakazuje »gromadzenia się«, jak przyjęto to w treści zarzutu. Zarówno w odniesieniu do zgromadzeń, jak i w odniesieniu do imprez, spotkań i zebrań – zakazuje ich organizowania. Przepis Rozporządzenia nie zawiera znamienia „gromadzenia się”. (Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia, V W 1083/20)

Samo rozporządzenie odsyła również do art. 46 ust 4 ustawy o przeciwdziałaniu chorobom zakaźnym, gdzie również mowa jest o „zakazie organizowania widowisk i innych zgromadzeń ludności”, a nie uczestniczenia w zgromadzeniach.

Istotne jest zachowanie demonstrujących

Sądy podkreślają, że ograniczenia w wolnościach nie mają być ograniczeniami dla zasady, ale wynikać bezpośrednio z troski o zapobieganie rozprzestrzenianiu się wirusa.

Sąd w Rzeszowie odnotował, że obwinieni „zachowywali się spokojnie, znajdowali się od siebie w odległościach około 2 metrów oraz mieli założone na twarze maseczki ochronne. We wskazanych warunkach ryzyko zakażenia wirusem SARS-CoV-2 było zatem stosunkowo niewielkie. Ewentualna dopuszczalność organizacji tego typu zgromadzeń na podobnych warunkach nie miałaby w konsekwencji istotnego wpływu na zwiększenie liczby zachorowań”. (Sąd Rejonowy w Rzeszowie - sygn. II W 539/20).

„Sąd po wszechstronnym przeanalizowaniu wszystkich okoliczności, w jakich działali obwinieni, w ich zachowaniu nie stwierdził ujemnej społecznie treści. Obwinieni zachowali wszelkie konieczne i prawem wymagane środki bezpieczeństwa mające na celu zapewnienie bezpieczeństwa zdrowotnego ich samych, jak i innych osób, i w ocenie Sądu nie sposób uznać, by możliwe było uznanie, że taki rodzaj ich zachowania mógł naruszać ład lub porządek publiczny i uzasadniać ich ukaranie". (Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia, V W 1083/20)

Sąd Rejonowy dla Łodzi-Śródmieścia umorzył postępowanie przeciwko grupie obwinionych, powołując się tylko na ten jeden argument. Zdaniem sędzi zgromadzeni zachowywali się bezpiecznie, nie można więc mówić o społecznej szkodliwości czynu, a co za tym idzie nie doszło do wykroczenia. (Sygn. akt IV W 455/20).

Nie wolno zniechęcać do korzystania z praw

Sądy podkreślają także, że ustawodawca ma obowiązek wprowadzać ograniczenia proporcjonalnie do zagrożenia, stosować najłagodniejsze z możliwych środków. Sąd w Rzeszowie zwrócił uwagę, że coś się nie zgadza, jeśli próbujemy karać obwinionych za gromadzenie się w momencie, gdy rząd luzuje inne obostrzenia.

Jeszcze dobitniej sprawę przedstawił Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia: „Decyzja o prowadzeniu przeciwko protestującym postępowania karnego i kierowanie do sądów wniosków o ukaranie demonstrantów, zdaniem Sądu nie mają dostatecznego uzasadnienia i stanowią nieproporcjonalną reakcję państwa wobec okoliczności, w jakich działała obwiniona i skutków tych działań.

Takie działanie, nawet jeśli nie było to celem oskarżyciela publicznego, zniechęcać mogło innych do aktywnego publicznego prezentowania swoich poglądów i udziału w kontrmanifestacjach.

Pamiętać należy, że zgodnie z treścią art. 10 ust. 2 EKPC korzystanie z wolności wyrażania opinii może podlegać takim wymogom formalnym, warunkom, ograniczeniom i sankcjom, jakie są przewidziane przez ustawę i niezbędne w społeczeństwie demokratycznym w interesie bezpieczeństwa państwowego, integralności terytorialnej lub bezpieczeństwa publicznego”. (Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia, V W 2366/20)

A jeśli zakazano tylko spontanicznych?

Zgodnie z ustawą Prawo o zgromadzeniach (art. 3 pkt 2) „zgromadzeniem spontanicznym jest zgromadzenie, które odbywa się w związku z zaistniałym nagłym i niemożliwym do wcześniejszego przewidzenia wydarzeniem związanym ze sferą publiczną, którego odbycie w innym terminie byłoby niecelowe lub mało istotne z punktu widzenia debaty publicznej”.

Strajki kobiet spełniają tę definicję. Są bezpośrednim sprzeciwem wobec wyroku Trybunału Konstytucyjnego i trudno sobie wyobrazić, by miały być czyjąś decyzją przeniesione na czasy po pandemii.

Obowiązujące obecnie rozporządzenie Rady Ministrów z 9 października 2020 ich zakazuje.

§ 28. 1. Do odwołania zakazuje się organizowania zgromadzeń w rozumieniu art. 3 ustawy z dnia 24 lipca 2015 roku – Prawo o zgromadzeniach (Dz. U. z 2019 r. poz. 631), z wyłączeniem zgromadzeń organizowanych na podstawie zawiadomienia, o którym mowa w art. 7 ust. 1, art. 22 ust. 1 albo decyzji, o której mowa w art. 26b ust. 1 tej ustawy (…).

Przepis ten zatem przyzwala jedynie na organizowanie zgromadzeń rejestrowanych w urzędzie gminy oraz zgromadzeń cyklicznych pod warunkiem, że liczba ich uczestników nie przekracza pięciu osób (przed 23 października limit ten wynosił 150 osób), a wszystkie osoby stosują się do reżimu sanitarnego (odstępy 1,5 metra, maseczki).

Tym samym rząd uznał, że zgromadzenia spontaniczne są zakazane. Takie komunikaty wydaje również czasem policja zabezpieczająca zgromadzenia. Funkcjonariusze informują, że „zgromadzenia spontaniczne są w epidemii zakazane” (obecnie rzadziej), „wasze zgromadzenie nie zostało nigdzie zgłoszone, wzywamy do rozejścia się”, „wzywamy do zachowania się w zgodzie z prawem".

Na podstawie tego przekonania policja przyznaje mandaty z art. 54 kodeksu wykroczeń i stawia zarzuty udziału w zbiegowisku.

Sądy potraktują te sprawy tak samo

Ale zdaniem ekspertów nieco odmienny stan prawny nie zmieni nastawienia sądów w kwestii wolności zgromadzeń.

Przekonany o tym jest mecenas Radosław Baszuk, który był pełnomocnikiem aktywistów w większości tych spraw, oraz redagował broszurę Obywateli RP. „Myślę, że sądy będą trzymać tę linię orzeczniczą. Ona wynika z samego uregulowania kwestii wolności zgromadzeń w rozporządzeniu. Nie ma znaczenia, czy zakaz jest bezwzględny, jak miało to miejsce wiosną, czy zgromadzeń większych niż pięć osób, tak jak miejsce ma to teraz, a co faktycznie jest przecież także zakazem zgromadzeń.

Tak długo, jak długo nie wprowadzono stanu nadzwyczajnego w postaci co najmniej stanu wyjątkowego, nie można ograniczać wolności zgromadzeń. Robić to można też jedynie ustawą"

- wyjaśnia w rozmowie z OKO.press.

Same limity dla zgromadzeń rejestrowanych uderzają jednak również w samą istotę tej wolności. Od 23 października w zgromadzeniach takich może uczestniczyć maksymalnie pięć osób, co sprawia, że trudno jest je w ogóle nazwać zgromadzeniami. Część prawników, między innymi dr hab. Mikołaj Małecki z UJ, zwraca uwagę również na fakt, że takie ograniczenia są przede wszystkim nieproporcjonalne:

„Przecież w sklepie czy w tramwaju styka się ze sobą o wiele więcej osób. A społeczny protest ma sens właśnie wtedy, gdy może zebrać się w danym miejscu większa grupa osób. Czyli jadąc tramwajem na »zgromadzenie« możemy przebywać w grupie np. 20 osób (w zamkniętym pomieszczeniu), a po wyjściu z tramwaju nie moglibyśmy w tej samej grupie 20 osób odbyć legalnego zgromadzenia na świeżym powietrzu. To po prostu absurd sprzeczny z celem omawianego rozporządzenia, które przecież ma nas chronić przed zagrożeniem zarażenia koronawirusem, a jest ono mniejsze na zewnątrz niż wewnątrz tramwaju".

Sprawy z 10 czerwca

Takie orzeczenia zresztą zaczynają się już pojawiać. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia zdążył już umorzyć kilka spraw, w których obwinionym policja zarzucała naruszenie zakazu zgromadzeń 10 czerwca 2020.

W tym czasie obowiązywało już rozporządzenie Rady Ministrów z 29 maja, które zakazywało zgromadzeń z wyjątkiem zgromadzeń rejestrowanych o maksymalnej licznie uczestników wynoszącej 150 osób.

W orzeczeniu z 16 października Sąd Rejonowy dla Warszawy - Śródmieścia przywołał te same argumenty, na podstawie których umarzano postępowania w poprzednim reżimie epidemicznym:

  • brak unormowania ustawowego,
  • brak wprowadzenia stanu nadzwyczajnego,
  • nieproporcjonalna ingerencja w prawa i wolności.

W orzeczeniu z 23 września Sąd Rejonowy umorzył sprawę ze względu na brak odpowiedzialności karnej za naruszanie ustawy o chorobach zakaźnych oraz rozróżnienie na organizowanie i uczestniczenie w zgromadzeniu.

Dlaczego policja ignoruje orzecznictwo?

Czy zatem policja daje mandaty, kieruje wnioski o ukaranie, zdając sobie sprawę, że to ma niewielkie szanse powodzenia w sądzie?

„Nie mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem, że policja o tym wie. Nie wiemy, czy w ogóle istnieje system wymiany informacji. Czy Ministerstwo Sprawiedliwości prowadzi statystyki wykroczeniowe i czy dzieli się takimi statystykami z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych. Wreszcie, czy spływają one do komend.

Mam jedną obserwację. Kiedy zaczynaliśmy batalie sądowe o wolność zgromadzeń w 2017 roku, to policjanci, jako oskarżyciele publiczni w sprawach o wykroczenia, przychodzili na rozprawy. Składane były przez nich środki odwoławcze od niekorzystnych dla policji, a korzystnych dla obywateli wyroków. Regularnie biorę udział w tych rozprawach. Mniej więcej od połowy 2018 roku nie widziałem już na sali policjanta w roli oskarżyciela publicznego” - wyjaśnia mecenas Baszuk.

„Może być tak, że mają po prostu z góry polecenie, by kierować wnioski. Ale systemowo nie interesuje ich już, co się z nimi dalej dzieje. Bliska jest mi teza, że to po prostu element represji, który polega na zatrzymaniach, kierowaniu do sądów wniosków o ukaranie, bez śledzenia dalszego toku wydarzeń, na utrudnianiu życia, absorbowaniu czasu i energii uczestników zgromadzeń postępowaniami sądowymi. Przecież jeżeli policja nie wie, że w dniu X zapadł wyrok i nie złoży wniosku o uzasadnienie, to nawet nie wie, czy i dlaczego przegrała".

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze