W IV kwartale 2022 roku polska gospodarka w stosunku do poprzedniego kwartału skurczyła się o 2,4 proc. Politycy i zwolennicy PO mówią o czerwonej wyspie, nawiązując do "zielonej wyspy" wzrostu za czasów Donalda Tuska. Czy to dobre porównanie?
"Zielona wyspa" to jedno z najtrwalszych haseł w polskiej polityce. Bywa wypowiadane z dumą lub cierpką ironią, w zależności od okoliczności i - przede wszystkim - tego, kto go używa. Niedawno wróciło, gdy Eurostat opublikował dane dotyczące PKB w czwartym kwartale 2022 roku.
"Była zielona wyspa, jest czerwona", napisał europoseł PO Radosław Sikorski.
Czy to porównanie ma sens? I co właściwie mówią nam dane, które je sprowokowały?
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Najpierw trochę historii. Sformułowanie „zielona wyspa” weszło do polskiej polityki po światowym kryzysie finansowym, który zaczął się w 2007 roku. W Europie jego bezpośrednie skutki były najsilniej odczuwane w latach 2008-2009. Ale Polska jako jedyny kraj na kontynencie nie zaliczył wówczas spadku PKB w całym roku. I stąd ta zielona wyspa – Donald Tusk występował na konferencji na tle mapy Europy, gdzie Polska jako jedyna świeciła się na zielono w morzu czerwieni.
Początek kariery sformułowania „zielona wyspa” to 2009 rok. Wówczas premier Donald Tusk i minister finansów Jacek Rostowski prezentowali na konferencjach prasowych w budynku warszawskiej giełdy dane o wzroście PKB za ostatnie kwartały:
„Przez to najbardziej wzburzone morze przepłynęliśmy dość bezpiecznie” – mówił w grudniu 2009 premier, gdy przedstawiał dane za trzeci kwartał.
Na tej samej konferencji minister Rostowski mówił z dumą, że to dobrze, że rząd nie posłuchał opozycji, by stymulować gospodarkę ogromnymi kwotami.
Tą opozycją był wówczas m.in. PiS. Ponad dekadę później, w kryzysie 2020 roku rząd PiS wydał znaczące kwoty, by uniknąć dramatycznego spadku. Porównanie jest więc kuszące i mogłoby świadczyć o żelaznej konsekwencji w tym, jak PiS wyobraża sobie antykryzysową politykę gospodarczą. Byłoby to jednak nadmierne uproszczenie.
Po pierwsze, pakiet antykryzysowy proponowany w 2009 roku przez PiS nie był wcale szczególnie hojny. Partia Jarosława Kaczyńskiego mówiła głównie o lepszym wykorzystaniu środków UE, deregulacji i niewielkich obniżkach podatków.
Po drugie, oba rządy (PO-PSL w latach 2008-2009 i PiS w latach 2020-2021) działały zgodnie z europejskimi i światowymi trendami. 15 lat temu dominował fiskalny konserwatyzm i polityka oszczędności w kryzysie była normą - choć były istotne wyjątki (np. USA, czy Wielka Brytania, która dopiero później - po objęciu władzy przez Torysów - zaczęła wdrażać morderczy program oszczędnościowy).
Ex post ta polityka, która jeszcze nasiliła się w początkach drugiej dekady XXI wieku, najczęściej oceniana jest źle. Poza wysokim kosztem społecznym doprowadziła m.in. do wzrostu znaczenia prawicowych populistów.
Bardzo możliwe jednak, że gdyby rządził wówczas PiS, zachowałby się dokładnie tak samo, lub byłby bardzo blisko tego podejścia. I analogicznie – najprawdopodobniej, gdyby w trakcie pandemii rządziła koalicja PO-PSL, pieniądze do firm płynęłyby równie wartkim strumieniem. Tak jak popłynęły w całej Europie, bo rządy europejskie wyciągnęły wnioski z błędów sprzed dekady.
A skąd wzięła się polska "zielona wyspa", czyli względny sukces?
„O sukcesie polskiej gospodarki zadecydowało utrzymanie akcji kredytowej na stosunkowo wysokim poziomie oraz sprzyjające otoczenie międzynarodowe. Ekonomiści wskazują również obniżenie składki rentowej jako czynnik, który wsparł wzrost produktu krajowego brutto. Trzeba jednak pamiętać, że był to sukces w kategorii produktu krajowego brutto. Zgodnie z innymi wskaźnikami nasz kraj przechodził recesję” – pisał w portalu Bankier Piotr Lonczak w sierpniu 2010.
To też ważny wniosek – recesja jest złożonym pojęciem. Mamy definicje opierające się na PKB – spadek PKB w całym roku lub recesja techniczna, gdy PKB spada dwa kwartały z rzędu, w ujęciu kwartał do kwartału. Ale gospodarka jest złożona, a utrzymanie wzrostu gospodarczego nie oznacza jeszcze, że wszystko jest w porządku. Mówiliśmy już, że ówczesna polityka mogła nie dość przeciwdziałać wysokiemu bezrobociu. W najgorszych miesiącach bezrobocie rejestrowane dochodziło do 14 proc. w urzędach pracy. Erozji uległa również ochrona socjalna obywateli, nasiliła się plaga śmieciówek.
Jedną z konsekwencji przejścia lat 2008-2009 względnie suchą stopą był też wolniejszy wzrost w dłuższym okresie i kiepskie wyniki gospodarcze w latach 2012-2013. Ale później polska gospodarka się odbiła i pod koniec rządów PO-PSL wyniki były już przyzwoite, a bezrobocie spadało od dłuższego czasu. To nie PiS odwrócił trend w bezrobociu.
Wróćmy do teraźniejszości. "Zielona wyspa" z 2009 roku jest przeciwstawiana "czerwonej wyspie" dziś.
Chodzi o najnowsze dane dotyczące PKB w czwartym kwartale 2022 roku. Podał je już GUS, podaje je też Eurostat w swoim najnowszym opracowaniu. Dane te podchwycili zwolennicy dzisiejszej opozycji. Wspomnieliśmy na początku tweet Radosława Sikorskiego, podobne wpisy zamieścili inni członkowie dawnego rządu PO-PSL: Janusz Piechociński i Jan Rostowski, a także wielu zwolenników opozycji.
Czy porównywanie zielonej wyspy z 2009 roku do opublikowanych właśnie danych z 2022 roku ma sens?
Rzeczywiście, nie wygląda to najlepiej – w stosunku do trzeciego kwartału 2022 polska gospodarka skurczyła się w czwartym kwartale o 2,4 proc. I jest to najgorszy wynik w Unii Europejskiej. Z jednym zastrzeżeniem – Eurostat podaje obecnie dane dla 22 krajów. Brakuje liczb dla Estonii, Grecji, Chorwacji, Luksemburga i Malty. Nie wiemy więc, czy na pewno jesteśmy na dnie. Ale bardzo prawdopodobne, że tak.
Analogiczną sytuację mieliśmy w drugim kwartale 2022 roku. Polska też miała najgorszy wynik, choć przy pierwszej publikacji brakowało danych z kilku krajów. Ostatecznie i tak to Polska była na końcu stawki.
Szybko jednak okazuje się, że porównanie obu sytuacji jest nieuprawnione. W przypadku najnowszych danych mówimy o liczbach kwartał do kwartału, wyrównanych sezonowo.
Liczby wyświetlane niegdyś za plecami Donalda Tuska jako zielona wyspa odnosiły się do tego samego kwartału rok wcześniej (rok do roku) i były niewyrównane sezonowo. To zatem dane, które różnią się podwójnie.
Dziś w przypadku PKB kwartalnego rok do roku, niewyrównanego sezonowo, mamy wzrost o 2 proc. Czyli więcej niż w jakimkolwiek momencie „zielonej wyspy”. To nie znaczy, że takie porównanie będzie dużo lepsze – GUS mówi tutaj o „cenach stałych średniorocznych roku poprzedniego”. Nie da się więc tych danych łatwo porównać do 2009 roku przy tak różnych poziomach inflacji.
W wyrównywaniu sezonowym chodzi o to, by w przypadku danych nieobejmujących całego roku (takich, jak dane kwartalne) eliminować wpływ różnego kalendarza (więcej lub mniej dni wolnych) i innych sezonowych efektów (takich, jak prace sezonowe w rolnictwie latem).
Dodajmy jeszcze, że w przypadku zielonej wyspy Tuska Polska była rzeczywiście jedynym krajem Europy z dodatnim kwartalnym (a potem, jak się okazało – rocznym) wzrostem gospodarczym. W przypadku czerwonej wyspy kilka innych krajów też jest pod kreską. To również różni te sytuacje.
Czego natomiast dowiadujemy się o polskiej gospodarce z najnowszych liczb?
Oczywiście nie są to dobre wiadomości. W ujęciu rocznym (odsezonowanym) mamy wzrost o jedynie 0,3 proc. To znacznie poniżej unijnej średniej (1,9 proc.) i jeden ze słabszych wyników w Unii. Choć nie najgorszy, w gorszej sytuacji są Litwa, Łotwa, Finlandia i Szwecja.
Skąd gorsze wyniki? Przyczyn jest kilka. To między innymi wyższa niż na zachodzie kontynentu inflacja. To też większe uzależnienie Polski od sektora produkcyjnego. A ostatnie miesiące 2022 roku to wyraźne zwolnienie w produkcji.
Jak już pisaliśmy, to już drugi spadek PKB kwartał do kwartału w 2022 roku. Nie spełniamy definicji recesji technicznej – bo w trzecim kwartale był wzrost o 1 proc. Ale według ekonomistów mBanku jeden lepszy kwartał nie zmienia faktu, że dynamika ta oznacza lekką recesję.
Nie ma tu jednak wśród ekonomistów konsensusu. Główny ekonomista PKO BP Piotr Bujak twierdzi, że:
„W trakcie 4 kwartału 2022 miesięczne dane zaskakiwały w dużej mierze pozytywnie (za październik i listopad), wzbudzając opinie o relatywnie dużej sile i odporności polskiej gospodarki. Jedna liczba (być może obciążona problemami z wyrównywaniem sezonowym) niekoniecznie to przekreśla” – napisał Bujak na Twitterze.
I dodawał: jest za wcześnie, by rewidować prognozy na 2023 rok.
Z kolei eksperci Santandera piszą, że dane sezonowe bywają zdradliwe.
„Prawdopodobieństwo istotnych rewizji poprzednich odczytów wydaje się wysokie. Jednak łączne spojrzenie na wyniki ostatnich kwartałów pozwala wyciągnąć tylko jeden wniosek: gospodarka weszła w poważne spowolnienie lub nawet recesję. Nawet jeśli nie możemy nazwać tego techniczną recesją (dwa kwartały spadku PKB były oddzielone kwartałem wzrostu), to 2022 był rokiem poważnego kurczenia się realnej aktywności”.
Wiele wskazuje jednak, że możemy być w tym momencie na dnie, a dalej będzie już tylko lepiej.
Przypomnijmy jeszcze dla porządku, że w danych rocznych polska gospodarka była w 2022 solidnie na plusie. Według szacunku GUS produkt krajowy brutto był realnie wyższy o 4,9 proc. w porównaniu z 2021 rokiem.
A jak będzie dalej?
Mamy świeżą – opublikowaną 13 lutego – prognozę Komisji Europejskiej. KE publikuje je co kwartał. Prognoza dla Polski na 2023 rok jest tam słabsza niż trzy miesiące wcześniej. Ale to wciąż wzrost, choć niski – o 0,4 proc. I niższy niż prognozowana średnia dla wspólnoty – 0,8 proc. Ale według tej samej prognozy w 2024 roku Polska ma już 2,5 proc. wzrostu, zauważalnie więcej niż średnia – 1,6 proc.
Wzrost dla Polski w dół zrewidował też Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju – z 1 proc. do 0,5 proc. Ale ostatnia prognoza pochodziła z września, a pół roku w przewidywaniach gospodarczych to bardzo dużo.
Podstawowa lekcja z tych liczb jest taka: pojedyncze dane kwartalne są ważne, ale nie zastępują dłuższego obrazu. Mogą być mylące w obie strony. Polityka zaciskania pasa 15 lat temu miała swoje koszty społeczne. Dzisiejsze dane są niepokojące, ale nie muszą oznaczać, że się staczamy, a Polską gospodarkę czekają bardzo poważne problemy.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze