0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Autor Moses. CC 2.0Autor Moses. CC 2.0

Nie wiemy dokładnie, ile ludzi jest na naszej planecie, bo nie ma ogólnoświatowego systemu rejestracji urodzeń i zgonów. W swoich wyliczeniach ONZ opiera się na danych statystycznych z poszczególnych krajów. Napływają one z dużym opóźnieniem, więc nie ma czegoś takiego jak “aktualne dane” dotyczące światowej populacji.

Dane na bieżący rok, miesiąc, czy tydzień, są tak naprawdę prognozą wyliczoną na podstawie danych z lat ubiegłych.

Są jednak dość dobrym szacunkiem. Z dużym prawdopodobieństwem, graniczącym ze statystyczną pewnością, można twierdzić, że w połowie listopada gdzieś na świecie urodził się jej ośmiomiliardowy mieszkaniec. Co teraz?

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Trzy razy więcej w 100 lat

W początkach XX wieku było nas dwa miliardy. Przez nieco ponad stulecie przybyło nas trzy razy tyle. Ta demograficzna eksplozja już się skończyła. Liczba ludzi na świecie będzie jeszcze jakiś czas rosnąć - nadal co roku rodzi się 140 milionów ludzi, a 58 milionów umiera, więc przybywają 82 miliony ludzi. Jednak tych milionów z roku na rok będzie coraz mniej.

W większości krajów od lat 80. ubiegłego wieku liczba urodzeń stale spada. Osiągnęła szczyt w 1968 roku, gdy globalny przyrost wyniósł 2,1 procent w stali roku. W ciągu ostatniego pół wieku tempo rocznego przyrostu światowej populacji zmniejszyło się o połowę, do 1 procenta rocznie.

Ten wzrost najpewniej nie utrzyma się nawet do końca stulecia. Według prognozy ONZ, zakładającej średni wariant tempa przyrostu populacji, szczyt nastąpi około 2080 roku. Wtedy Ziemię będzie zamieszkiwać 10,4 miliarda ludzi.

Szacunki europejskiego Wspólnego Centrum Badawczego oraz badaczy z amerykańskiego Institute for Health Metrics and Evaluation prognozują, że ludzi przestanie przybywać wcześniej około 2070 roku, gdy będzie nas około 9,5 miliarda.

Komu przybędzie, komu ubędzie i dlaczego

Przyrost światowej ludności nie będzie wcale równomierny. Już dziś w wielu krajach ubywa mieszkańców i dzieje się tak w całej Europie. Po 2030 roku ubywać będzie też ludności w Stanach Zjednoczonych, o ile nie zwiększą imigracji.

Najszybciej mieszkańców ubywa zaś w Chinach, które poluzowały politykę jednego dziecka w rodzinie zbyt późno. To właśnie Chiny czeka największy spadek liczby ludności, bo aż o połowę do końca wieku. Liczba ludności w Indiach 1,6 miliarda osiągnie w połowie wieku, na jego koniec spadnie do 1,1 miliarda.

Dzieje się tak, bowiem wraz ze wzrostem zamożności społeczeństwa współczynnik dzietności nieuchronnie spada. U podłoża tego leży fakt, że w społecznościach rolniczych (i rzemieślniczych) do pracy przydaje się każda para rąk - pomóc może nawet kilkuletnie dziecko, a koszt jego utrzymania jest niewysoki.

W wysoko uprzemysłowionych społeczeństwach praca dzieci jest małowartościowa, koszt wychowania wysoki - i ponosi się go bardzo długo.

Naukowcy jednak nadal spierają się, czy to spadająca dzietność wywołała rozwój technologiczny i gospodarczy, czy może odwrotnie - rozwój spowodował spadek dzietności. Może być to spór jałowy, jeśli oba zjawiska wpływały na siebie wzajemnie.

Nie jest to jedyne wyjaśnienie. Dzietność kobiet spada wraz ze wzrostem poziomu ich edukacji także w społecznościach, gdzie większość nadal pracuje na roli.

Kobiety, jeśli mają możliwość wyboru (a edukacja znacznie się do tego przyczynia), po prostu wolą mieć mniej dzieci. Spadek dzietności kobiet zaczął się zresztą znacznie wcześniej niż dostępność farmakologicznych środków antykoncepcyjnych.

Przeczytaj także:

Dziś dwie trzecie ludzkości mieszka w krajach, w których rodzi się za mało dzieci, by liczba ludności utrzymała się na stałym poziomie. Przybywać będzie tylko mieszkańców krajów Afryki, Bliskiego Wschodu i niektórych krajów Azji. Według ONZ większość z tego wzrostu populacji przypadnie zaledwie na osiem krajów: Egipt, Etiopię, Demokratyczną Republikę Konga, Nigerię, Pakistan, Filipiny i Tanzanię.

Co wytrzyma planeta?

Ale wróćmy do tego,

czy Ziemia wytrzyma osiem, dziewięć, a być może dziesięć miliardów ludzi.

Jak wyliczali naukowcy w pracy opublikowanej w “Nature” w 2020 roku, nasza planeta może wyżywić jedynie 3,4 miliarda ludzi w sposób zrównoważony, czyli taki, który nie narusza jej odnawialnych zasobów.

Oznacza to, ni mniej, ni więcej, że z ośmiu miliardów ludzi większość (4,6 miliarda) żyje na koszt przyszłych pokoleń. To zła wiadomość. Dobra jest taka, że nie trzeba rewolucji, by Ziemia mogła wyżywić w zrównoważony sposób nawet 10 miliardów ludzi. Trochę jednak trzeba zmienić.

  • Trzeba zaprzestać rolniczych upraw na obszarach, gdzie zagrożonych wyginięciem jest ponad 5 procent gatunków.
  • Zalesić tereny, z których wycięto więcej niż 85 procent lasów tropikalnych.
  • Ograniczyć nawadnianie upraw tam, gdzie narusza to stosunki wodne.
  • Wreszcie ograniczyć nawożenie związkami azotu tam, gdzie zanieczyszczenie nimi przekracza normy.
  • Należy za to zwiększyć powierzchnię upraw tam, gdzie takie granice bezpieczeństwa nie są naruszane, sugerują badacze.

Oznaczałoby to na przykład, że w środkowej Europie i na wschodzie Chin należy zmniejszyć nawożenie, można je za to zwiększyć w Afryce subsaharyjskiej oraz na zachodzie Stanów Zjednoczonych. Takie zmiany pozwoliłyby wyżywić 7,8 miliarda ludzi.

To nadal mniej niż prognozowane 10 miliardów. Resztę zapewnić mogą dwie rzeczy. Jedną jest ograniczenie marnotrawstwa (dziś marnuje się ponad jedna szósta, bo aż 17 procent, całej światowej produkcji żywności).

Drugą nie mniej ważną rzeczą jest ograniczenie spożycia mięsa. Uprawy pod pasze dla hodowli zwierząt marnują wiele hektarów ziemi i hektolitry wody, które można by przeznaczyć na uprawy dla ludzi.

Czy to prawda?

Pod koniec wieku będzie blisko 9,5 mld ludzi. Ziemia nie będzie w stanie ich wyżywić, zaczną się wojny o żywność

Sprawdziliśmy

Ziemia może wyżywić w zrównoważony sposób nawet 10 miliardów ludzi. Trochę jednak trzeba zmienić w uprawach, zalesianiu, nawożeniu i w tym, co jemy.

Co, jeśli nie wdrożymy tych wskazówek naukowców?

Pozostaną nam inne sposoby, by wyżywić świat. Pisałem o nich w tekście:

Na całym świecie wycinane są tropikalne lasy pod uprawę soi, lecz jej większość trafia do paszy dla zwierząt. Tymczasem białko, wydajniej niż rośliny, mogłyby produkować bakterie. Zapewniłoby to ludzkości tyle samo białka zwierzęcego, ale zajęło tylko dziesiątą część powierzchni potrzebnej dziś na uprawę soi, wyliczali naukowcy na łamach „Proceedings of the National Academy of Sciences” (PNAS).

Można też poprawić mechanizm fotosyntezy. Tego, że będzie to niezbędne, by wyżywić świat, dowodził jeszcze w 2015 roku na łamach czasopisma "Cell" profesor Stephen P. Long. Nie minęło kilka lat i oto jego zespół tego dokonał. Dzięki poprawieniu jej własnych genów (bez wszczepiania obcych) soja przynosi o 25 proc. większe plony bez jakichkolwiek nawozów.

Można też poprawić naturę inaczej, czyli hodować rośliny na pożywce produkowanej z pomocą słonecznej energii, omijając część procesu fotosyntezy. Ten sposób daje kilka razy większe plony niż tradycyjne uprawy.

Można wreszcie - co udało się niedawno - syntetyzować skrobię z dwutlenku węgla i wody. Jak wyliczali badacze, może to zaoszczędzić do 90 proc. ziemi zajętej dziś pod uprawy oraz podobną ilość wody wykorzystywanej do podlewania upraw.

Jedno jest pewne - wszystkie te sposoby dadzą naturze odetchnąć. Bo przy 9 czy 10 miliardach ludzi na Ziemi bardzo jej się to przyda.

Jak przygotować się na starzejący się świat

Skoro dzieci w krajach rozwiniętych rodzi się coraz mniej, przybywać będzie ludzi starszych. To spore wyzwanie dla krajów, których populacje się kurczą. A Polska ma najniższy współczynniki dzietności w Europie - 1,32 na każdą kobietę (dane za 2021 rok). Szybciej ubywać będzie tylko Portugalczyków, Greków, Włochów i Hiszpanów.

Według opracowanej przez GUS w 2014 roku “Prognozy ludności na lata 2014-2050” na koniec tego półwiecza w Polsce będzie żyć niespełna 34 miliony ludzi. Z tego niemal jedną trzecią (32,7 proc.), dwukrotnie więcej niż dzisiaj, stanowić będą osoby powyżej 65. roku życia.

Nie ma szans, by ten trend demograficzny zmienić. Przede wszystkim jest na to za późno. Nawet gdyby Polki zaczęły rodzić dziś więcej dzieci, odwrócenie spadkowego trendu nastąpiłoby w kolejnym pokoleniu, czyli za 20-30 lat. Trudno jednak spodziewać się, że Polacy zaczną mieć więcej dzieci.

Największymi przeszkodami w powiększeniu rodziny według ankietowanych Polaków są niepewność zatrudnienia (41 proc.) i wysokość wydatków na utrzymanie dziecka (39 procent). Ale według połowy kobiet przed 40. - zajście w ciążę to zbyt duże ryzyko.

Jedyne co możemy zrobić, to przygotować się na rosnącą liczbę seniorów lub zwiększyć saldo migracji do Polski. Czy jesteśmy na to gotowi? Jeśli będą to Ukraińcy - tak. W sondażu Ipsos dla OKO.press większość ankietowanych (bez względu na miejsce zamieszkania czy dochody) odpowiada “to dobrze dla Polski, że tu są”.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Michał Rolecki
Michał Rolecki

Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press

Komentarze