„Ukraińcy giną, ich kraj płonie, trwa wojna, która, poza śmiercią i wszelkimi zniszczeniami oznacza też GIGANTYCZNĄ emisję CO2, a idiotka szefowa KE jedzie tam promować energooszczędne żarówki,” oburzył się na Twitterze prawicowy publicysta Rafał Ziemkiewicz. Czy słusznie? Zaraz, co ma jedno do drugiego?
Słowa Ziemkiewicza trudno uznać za coś innego niż manipulację. Zestawił ze sobą dwie prawdziwe informacje, żeby zasugerować nieprawdziwy związek jednego faktu z drugim.
To prawda, że wojna oznacza gigantyczne emisje dwutlenku węgla. Ten cieplarniany gaz powstaje w wyniku spalania paliw kopalnych, a pojazdy wojskowe zużywają bardzo dużo paliwa. [Z tego powodu amerykański Departament Obrony jest największym pojedynczym konsumentem paliw na świecie.]
Ukraiński czołg T-84 ma bak o pojemności 1200 litrów i zasięg do 450 kilometrów na utwardzonej drodze lub 350 km w terenie – twierdzi Wikipedia. Wynikałoby więc, że na utwardzonej drodze spala drodze około 267 litrów paliwa, a w warunkach terenowych nieco ponad 342 litry na każde sto kilometrów.
W pierwszych dniach wojny, w marcu ubiegłego roku major rezerwy dr inż. Michał Fiszer (były pilot wojskowy i instruktor, uczestnik misji pokojowych ONZ i wykładowca Collegium Civitas) pisał w „Polityce” że „T-72BM czy T-90 spala na szosie 600 litrów na 100 km, a w terenie – nawet 800”.
I wyjaśniał też, że czołg spala, nawet gdy nie jedzie. „Dodatkowa kwestia – ile paliwa zużywa czołg, który stoi? Odpowiadam: ok. 20–30 litrów na godzinę. Bo jeśli stoi w strefie działań bojowych, to musi w nim chodzić agregat zasilający elektrykę i hydraulikę, by funkcjonował i strzelał w razie potrzeby, i aby działał licznik balistyczny, mechanizm obrotu wieży i automat ładowania armaty”.
Mniej zużywają pojazdy opancerzone, ale to nadal naprawdę olbrzymie ilości paliwa. Mniejszym źródłem emisji dwutlenku węgla jest spalanie materiałów wybuchowych w pociskach (jest za to znaczącym źródłem innych cieplarnianych gazów - tlenków azotu).
Źródłem emisji dwutlenku węgla są też pożary wybuchające w budynkach uderzonych przez pociski, w uprawach rolnych czy lasach.
Tak, wojna to olbrzymie emisje dwutlenku węgla i wszyscy doskonale zdają sobie z tego sprawę. Dyskutowano o tym także na szczycie klimatycznym COP-27 w Egipcie w listopadzie 2022 roku.
Szacowano, że rosyjska inwazja spowoduje tyle emisji CO2, ile 16 milionów dodatkowych samochodów na drogach
- około 33 milionów ton tego gazu (dane podaję za BBC News).
Powstaje pytanie, czemu służyć ma podnoszenie tego argumentu przez Ziemkiewicza. Czy te olbrzymie emisje oznaczają, że Ukraina ma się poddać z troski o planetę i środowisko?
Drugą kwestią są energooszczędne żarówki. Unia Europejska finansuje program wymiany żarówek żarowych na żarówki LED. Mieszkańcy Ukrainy będą mogli to zrobić za darmo na każdej poczcie. Za pięć żarówek starego typu dostaną pięć nowych, energooszczędnych. Za te energooszczędne żarówki zapłaci Unia. Ma ich dostarczyć 50 milionów.
Wskutek rosyjskich ostrzałów w ubiegłym roku ucierpiało wiele elementów infrastruktury energetycznej na Ukrainie. (Wyczerpująco informowały o tym media, więc mało prawdopodobne jest, by publicysta o tym nie wiedział).
Energooszczędne żarówki pozwolą odciążyć ukraińską sieć energetyczną, bo zmniejszą zapotrzebowanie na moc – docelowo o jedną czwartą.
Gdy zapotrzebowanie będzie mniejsze, będzie można rzadziej ograniczać dostawy energii lub przerywać jej dostawy.
Ta wymiana żarówek nie ma żadnego związku z emisjami dwutlenku węgla wywołanymi wojną. Chodzi o to, by zwykli ludzie częściej mieli prąd.
O czym zapewne Ziemkiewicz dobrze wie, bo informowały o tym media (na przykład ta depesza Reutersa).
Ukraińcy giną, ich kraj płonie, trwa wojna, która, poza śmiercią i wszelkimi zniszczeniami oznacza też GIGANTYCZNĄ emisję CO2, a idiotka szefowa KE jedzie tam promować energooszczędne żarówki
No dobrze, skoro emisje wywołane wojną są prawdą, prawdą jest wymiana żarówek (oraz prawdą jest wizyta Ursuli von den Leyen 3 lutego w Kijowie), co tu jest fałszem? Sugerowany przez zestawienie tych dwóch faktów wniosek.
Manipulacją jest przestawienie tych dwóch rzeczy (wzrostu emisji i wymiany żarówek) w taki sposób, jakby miały ze sobą związek. Jedno nie ma związku z drugim.
W jednym wpisie Ziemkiewicz zestawia jeden fakt z drugim, po czym komentuje kondycję umysłową Ursuli von den Leyen, jakby był to wniosek płynący ze związku dwóch faktów, choć związku nie ma.
Zestawianie prawdziwych faktów i wyciąganie z nich nieprawdziwych wniosków to jedna z technik manipulacji. Wiele osób daje się na ten chwyt nabrać. Poćwiczmy więc może.
„Środowiska i organizacje LGBT domagają się równości małżeńskiej” - prawda. „Polska konstytucja definiuje małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety” – załóżmy, że prawda. „Środowiska i organizacje LGBT chcą niszczyć rodziny” – nieprawda, a do tego ten wniosek w żaden sposób z dwóch poprzednich stwierdzeń nie wynika.
To klasyczny przykład zestawienia w jednej wypowiedzi dwóch prawd, by późniejszy wniosek wyglądał na logicznie uzasadniony.
Spróbujmy raz jeszcze.
„Klimat się sam zmienia” – prawda. „Spadł śnieg” - prawda. „Globalne ocieplenie spowodowane przez człowieka to bzdura” - nieprawda. I znów wniosek nie ma związku z poprzednimi dwoma prawdziwymi stwierdzeniami.
[Klimat owszem, sam się zmieniał, ale na przestrzeni dziesiątek tysięcy lat. Człowiek sprawił, że ociepla się z dekady na dekadę. To, że spadł śnieg, nie ma związku z tym, że klimat się zmienia.]
To chyba ulubiony chwyt retoryczny prawicy.
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Komentarze