Prognoza pogody na najbliższych kilka dni przewiduje stopniowy spadek temperatury nawet do ok. -20°C w pakiecie z opadami śniegu i wiatrem. Słowem – zima. Skoro “jest zima, więc musi być zimno„ (jak pamiętamy z ”Misia" Barei)? Niestety, wcale nie
Tak, ale “prawdziwa zima” – a więc taka, jaką pamiętamy z dzieciństwa lub opowieści rodziców czy dziadków – powoli ustępuje miejsca porze chłodnej, z coraz rzadszymi epizodami mrozu i śniegu, z lubością opisywanymi teraz na portalach jako “załamanie pogody!”, a przez domorosłych ekspertów od klimatu i pogody jako kolejny dowód na “spisek klimatystów”, bo przecież mróz w styczniu oznacza, że żadnego globalnego ocieplenia po prostu nie ma.
W erze kryzysu klimatycznego i pogodowego rozchwiania, jakie ów powoduje, nic już nie jest takie jak dawniej. Dwa lata przed kinową premierą “Misia”, na przełomie 1978 i 1979 roku, Polska doświadczyła “zimy stulecia”. Według danych zebranych przez Piotra Djakówa na stronie meteomodel.pl grudzień 1978 roku, a potem styczeń i luty roku 1979 były bardzo zimne, ze średnimi temperaturami w zakresie od 3,49°C to 4,61°C poniżej średniej wieloletniej oraz wielkimi opadami śniegu.
Im bliżej naszych czasów, tym wyższe średnie temperatury w Polsce. Licząc dekadę wstecz od 2022 roku – nowszych danych jeszcze nie ma – mieliśmy do czynienia tylko z jednym grudniem z ujemną anomalią temperatury, a w latach 2011-2022 – zaledwie z dwoma. Było to w roku 2012, kiedy odchylenie wyniosło -2,5°C i w roku 2021, z anomalią na poziomie -0,87°C.
Przykładowo w latach 1961-1970 chłodnych grudni było aż osiem (w tym prawdziwie syberyjski grudzień roku 1969 z odchyleniem -7,8°C!). W kolejnej dekadzie – pięć, podobnie jak w latach 90. ubiegłego wieku.
Tak więc zimne zimy przydarzają się coraz rzadziej, ale konstrukcja naszego umysłu powoduje, że rejestrujemy to z trudem, albo wcale – mówi OKO.Press Piotr Florek, polski klimatolog pracujący z brytyjskim MetOffice.
“Jako ludzie nie jesteśmy mentalnie przygotowani do rejestracji zjawisk zachodzących powoli, w skali dekadowej i dłuższej. Przejawiamy też tendencję do selektywnego wyboru i interpretacji tego, co widzimy, słuchamy w wiadomościach, albo czytamy w internecie. To nam zaburza percepcję tego, co dzieje się z klimatem. Słowem – pamiętamy pogodowe anegdotki” – mówi Florek.
Globalne ocieplenie nie oznacza, że wszędzie będzie ciepło przez cały rok, a zimowy epizod pierwszych tygodni stycznia nad Polską nie unieważnia długoterminowego trendu wzrostu temperatur.
“Tempo ocieplenia w Polsce wynosi obecnie ok. pół stopnia na dekadę, czyli od początku lat 80. XX wieku klimat Polski ocieplił się o ok. 2°C. To oznacza, że zimy pamiętane przez starsze pokolenia już nie wrócą. Klimat Polski i Europy Środkowej zmienił się zauważalnie w skali jednego pokolenia” – mówi Florek.
Średnio coraz cieplejsze zimy sprawiają, że to, co jeszcze pokolenie wstecz było normą, staje się medialną sensacją.
Nadchodząca właśnie nad Polskę fala mrozu ma swoje źródło w zjawisku zwanym rozpadem wiru polarnego – mówi OKO.press Krzysztof Drozdowski, dziennikarz i popularyzator wiedzy o pogodzie.
Co to jest wir polarny? To prąd strumieniowy, czyli bardzo silny wiatr wiejący wokół bieguna północnego, mniej więcej między 60. a 80. stopniem szerokości geograficznej północnej, a więc w Europie na obszarze obejmującym Półwysep Skandynawski, Morze Barentsa i dalej w stronę bieguna. Jest efektem znaczącej różnicy temperatur między obszarem polarnym a szerokościami poniżej 60 stopnia szerokości geograficznej (przykładowo Polska leży mniej więcej pomiędzy 54 a 49 stopniem).
Z reguły wir polarny zamknięty jest w okolicach bieguna, ale raz na jakiś czas zdarza się jednak, że jego cyrkulacja ulega zaburzeniu na skutek tzw. ocieplenia stratosferycznego – mówi Drozdowski.
Stratosfera to warstwa atmosfery na wysokości od ok. 10 km do ok. 50 km nad powierzchnią Ziemi, w zależności od szerokości geograficznej. Leży nad troposferą, a więc pierwszą warstwą atmosfery znajdującą się bezpośrednio nad powierzchnią Ziemi.
“Ostatnio każdej zimy zapowiadano nagłe ocieplenie stratosferyczne i będący jego skutkiem rozpad wiru polarnego. Wbrew zapowiedziom nie dochodziło do pełnego rozwinięcia zjawiska, które poprzednio zaobserwowano w styczniu 2021 roku. Jednak na przełomie 2023 i 2024 roku mamy już na pewno nagłe ocieplenie stratosferyczne, czyli przekazanie do stratosfery wielkiej porcji energii. W efekcie w ciągu kilku dni w niektórych rejonach stratosfery temperatura wzrosła o ponad 70°C, z -80°C do -7°C” – wyjaśnia Drozdowski.
“Spowodowało to rozpad stratosferycznego wiru polarnego na dwa wiry, co w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin doprowadzi do wyhamowania wiru w troposferze, który nad Europą i Atlantykiem utworzy głębokie zakola. Efektem będzie spłynięcie do Europy powietrza arktycznego i silne ochłodzenie około 9 stycznia, kiedy pojawią się w Polsce dwucyfrowe mrozy w dzień, a nocami temperatura spadnie do -20°C” – dodaje Drozdowski.
Do kiedy wir się utrzyma? Według Drozdowskiego zjawisko jest długotrwałe i może potrwać nawet do końca zimy. “Ale nie musi to oznaczać, że fala mrozów potrwa tak długo. Pogoda będzie raczej niestabilna – raz fala mrozów, raz ciepła anomalia. Ilość zimnego powietrza nad biegunem jest ograniczona i gdy spływa ono »jęzorem« z północy, w innym miejscu zasysane jest ciepłe powietrze z południa.
Falujący charakter osłabionego wiru polarnego będzie też mieć wpływ na rodzaj opadów.
“To jest sprawa przypadku, czy znajdziemy się po ciepłej, czy po chłodnej stornie falowania wiru. Opady nie muszą być intensywne, bo same w sobie nie wynikają z rozpadu wiru polarnego, który powoduje przede wszystkim skrajności w temperaturach. Niemniej czasem zdarza się, że bardzo zimne powietrze wedrze się aż nad Morze Śródziemne. Wtedy powstają tam tzw. niże genueńskie, które następnie wędrują nad Europę Środkową, przynosząc bardzo intensywne opady śniegu lub deszczu” – mówi Drozdowski.
Niektórzy naukowcy sądzą, że rozpad wiru polarnego to efekt globalnego ocieplenia, które zaburza długotrwałe układy ziemskich temperatur. Na definitywne wnioski trzeba jednak poczekać.
Drozdowski: “Trudno jeszcze ocenić, jaki jest wpływ zmian klimatu na częstotliwość nagłego ocieplenia stratosferycznego i następującego w jego efekcie rozpadu wiru polarnego, bo zjawisko odkryto dopiero w 1952 roku i wtedy obserwowano je z balonów stratosferycznych, a dokładniejsze satelitarne pomiary zjawisk w stratosferze są prowadzone dopiero od 1979 roku”.
Jedno jest raczej pewne: temperatury minimalne w rodzaju tych, które już w ten weekend skują Polskę – niezależnie od tego, czy spowodował je rozpad wiru polarnego, czy cokolwiek innego – powoli odchodzą w przeszłość i będą dawać się we znaki już nie jako regularne zimy, a krótkie epizody.
“Temperatury minimalne rzędu -20°C będą występować coraz rzadziej, aż w końcu praktycznie ich nie będzie. Oczywiście jest niezerowe prawdopodobieństwo, że ich kiedyś doświadczymy, ale jest to prawdopodobieństwo coraz mniejsze, aż silne mrozy staną się zjawiskiem pogodowym występującym raz na 100 czy 200 lat – może nie w Suwałkach czy Zakopanem, ale w środkowej Polsce” – mówi Florek.
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
Komentarze