0:00
0:00

0:00

Reżim chwyta się desperackich sposobów na odstraszenie Białorusinów od powrotu na ulice. Jeszcze niedawno wydawało się, że po przygnębiającej zimie niewiele potrzeba, by ostatecznie zgasić płomyk nadziei Białorusinów na szybkie przemiany w kraju.

Jednak ostatnie akcje kanału Nexta i Swiatłany Cichanouskiej (więcej o nich dalej w tekście) jednak coś w Białorusinach poruszyli. 25 marca będzie więc sprawdzianem antyreżimowych nastrojów, być może najważniejszym od sierpnia 2020 roku.

Dlaczego 25 marca? To Dzień Woli, nieuznawane przez reżim święto niepodległości, upamiętniające utworzenie Białoruskiej Republiki Ludowej w 1918 roku mocą traktatu brzeskiego. Co roku obchody tego święta otwierają wiosenny kalendarz polityczny w Białorusi.

Opozycja wyznaczyła więc dzień 103-rocznicy powstania współczesnej Białorusi na powrót masowych protestów oraz aktywnego sprzeciwu wobec reżimu.

„Złote dno”

Mobilizację Białorusinów rozpoczęła publikacja filmu telegramowego kanału Nexta „Łukaszenka: Złote dno”. W tydzień miała na Youtubie ponad 6 milionów wyświetleń, co stanowi absolutny rekord jak na białoruskie realia.

Poruszenie wywołane przez film w Białorusi można porównać do tego przy publikacji „Tylko nie mów nikomu” braci Sekielskich w Polsce (obecnie niemal 8 milionów wyświetleń).

Film został zapowiedziany niedługo po sukcesie „Pałacu Putina. Największej łapówki” śledztwa opublikowanego przez Aleksieja Nawalnego i jego Fundacje Walki z Korupcją (prawie 116 mln wyświetleń na YouTube).

"Złote Dno. Łukaszenka" opowiada o mafijnej strukturze otoczenia dyktatora, przyjmuje analogiczną formę i nawet podobny, sarkastyczny ton do tego nakręconego przez antykorupcyjnych działaczy Aleksieja Nawalnego.

Łukaszenka, podobnie jak Putin, w ciągu 27 lat rządów zgromadził 18 luksusowych nieruchomości, m.in. zbudował dla siebie pałac Wostok (Wschód) w najbardziej prestiżowej lokalizacji w kraju i - podobnie jak „jego starszy brat” - w ukrywaniu tego przedsięwzięcia korzystał z pomocy najbardziej zaufanych ludzi, towarzyszących mu właściwie od początku jego politycznej kariery.

Barokowy przepych odsłaniają zdjęcia wnętrz i z terenu rezydencji dyktatora. Ujęcia satelitarne przedstawiają rozmach, czy może bezczelność Łukaszenki.

Ekipa Sciapana Puciły z kanału Nexta, zgromadziła informacje znane od dłuższego czasu, nie prowadzi też śledztwa tak ugruntowanego i szczegółowego jak drużyna Nawalnego, ale opakowuje wszystko w przystępną formę.

Co ważniejsze, naświetla fakt istnienia pałacu Wostok w kluczowym momencie, kiedy Białorusini potrzebowali bodźca, który na nowo przebudzi w nich frustrację i przekonanie o konieczności natychmiastowych zmian.

Fioletowa od sińców żona dyktatora

Wielu widzów najbardziej wstrząsnął obecny w filmie wątek przemocy fizycznej, stosowanej przez Łukaszenkę względem Iryny Abielskiej, matki Mikałaja Łukaszenki, ukochanego syna dyktatora popularnie nazywanego Kolą.

Były nadworny projektant mody, Sasza Warlamou, opowiedział Nexcie, a później nieco dokładniej Biełsatowi, o spotkaniu z Abielską w elitarnym mińskim szpitalu, w którym widok fioletowej od sińców ciężarnej kobiety mocno kłuł w oczy każdego z przebywających tam pacjentów. Łukaszenka miał bez opamiętania bić matkę Koli, gdy ta zakomunikowała mu, że jest już za późno na aborcję.

Obecnie trudno potwierdzić historię Warlamoua. Sama Abielska została odcięta od dostępu do opinii publicznej od razu po urodzeniu Koli, kiedy zaczęła się upominać o prawo do jego wychowania. W konsekwencji została nawet uwięziona w szpitalu psychiatrycznym. Dzisiaj zawiaduje szpitalem dla białoruskich vipów.

Nexta ciągnie dalej wątek patologicznej relacji dyktatora z synem i jego matką publikując kolejne niedostępne wcześniej materiały. W tydzień po publikacji filmu ten najpopularniejszy telegramowy kanał w Białorusi przesłał również zdjęcia z pałacowych komnat nastolatka.

Upublicznienie kulis działania światka Łukaszenki musi mocno uwierać dyktatora, a najbardziej fakt, że w jego najbliższym otoczeniu są ludzie gotowi wysyłać materiały do Nexty.

W międzyczasie czołowe niezależne redakcje podchwyciły nastroje panujące w kraju i publikują własne śledztwa dotyczące kluczowych postaci z otoczenia Łukaszenki.

Na celownik śledztwa Biełsatu trafił Wiktar Szejman, były prokurator generalny, główny podejrzany o zlecanie porwań i zabójstw przeciwników politycznych Łukaszenki.

Prowadzący kanał Nexta Sciapan Puciła też zapowiada następne produkcje. Deklaruje, że pokaże i wytłumaczy jak działa kontrabandowe imperium Łukaszenki (papierosy, ropa i towary z UE), a jednocześnie zapewnia, że wiosną będzie unikał na kanale Nexta jakichkolwiek działań związanych z koordynacją protestów, „bo protesty koordynują się same”.

Demonstracje podwórkowe

Rewolucyjne nastroje próbuje rozbudzić także Pawieł Łatuszka, były minister kultury, a obecnie członek Rady Koordynacyjnej opozycji i lider obywatelskiego Narodowego Urzędu Antykryzysowego (NAU).

Wystąpił z otwartym wezwaniem do „powtórnego przejęcia ulic przez naród 25 marca”. Prosi Białorusinów o pokonanie strachu i tłumne wyjście na podwórka własnych osiedli. Sugeruje, że najskuteczniej zadziała lokalny sprzeciw, bo zapewnia względne bezpieczeństwie uczestnikom zdecentralizowanych demonstracji (nieosiągalne w przypadku scentralizowanych marszy), a jednocześnie pokazuje powszechność niechęci wobec Łukaszenki.

Pomysłową metodę mobilizacji wybrała przebywająca na emigracji liderka protestów Swiatłana Cichanouska. W uroczystym oświadczeniu wezwała Białorusinów do powszechnego głosowania, którego efektem ma być wezwanie do rozpoczęcia negocjacji w sprawie pokojowego rozwiązania konfliktu i przekazania władzy.

W dobę udało się jej zebrać 500 tysięcy głosów na platformie Golos używanej wcześniej do weryfikacji wyników wyborów prezydenckich. Mimo blokad witryny wprowadzanych przez państwowych dostawców sieci głosowanie trwa i przebiło już granicę 700 tysięcy potwierdzonych użytkowników.

Aktywiści z różnych grup społecznych jednomyślnie przekonują, że jedno zdecydowane uderzenie, duży marsz połączony ze strajkiem w kilku większych przedsiębiorstwach, efektywnie doprowadzi do zwycięskiego końca rewolucji.

Przeczytaj także:

Czy jest w narodzie jeszcze siła?

Ale opozycja nie jest jednak pewna czy jest w stanie takie uderzenie zorganizować, albo czy Białorusini są gotowi na podjęcie takiego ryzyka. Trudno oprzeć się wrażeniu, że przedstawiciele opozycji badają raczej nastroje w białoruskim społeczeństwie i zastanawiają się jakie możliwości pozostały im po druzgocącej dla rewolucji zimie.

Białorusini też się nad tym zastanawiają, dlatego głosowanie zorganizowane przez Cichanouską może okazać się świetnym posunięciem. Może przekonać samych Białorusinów, że wciąż przeciwko reżimowi Łukaszenki jest ich przytłaczająca większość.

Nawet jeśli 700 tysięcy to niedużo w porównaniu z 9 milionami mieszkańców Białorusi, to oddanie głosu przez 10 proc. uprawnionych do głosowania obywateli na internetowej platformie, dostęp do której blokują wszyscy najwięksi dostarczyciele internetu w kraju, stanowi wystarczające potwierdzenie o powszechnie żyjącym wśród Białorusinów oporze.

Golos weryfikuje swoich użytkowników albo przez fakt posiadania białoruskiego numeru, albo przez przesłanie zdjęcia paszportu – obie informacje są szyfrowane i nie są dostępne nawet dla moderatorów platformy.

System się rozsypuje ekonomicznie

Z drugiej strony zapewnienia liderów opozycji o nieuchronnym końcu reżimu Łukaszenki mogą przekonać Białorusinów do tego, że ich obecne metody oporu są wystarczające, że do końca panowania Łukaszenki wystarczy jeszcze chwilę pocierpieć. Kryzys gospodarczy zaczyna być widoczny gołym okiem w każdym zakątku kraju.

Dwa pierwsze miesiące 2021 roku przyniosły Białorusinom 3 proc. wzrost cen. Koszty opłat skoczyły w tym czasie o 2 proc. Roczna inflacja już teraz osiągnęła prawie 10 proc. Rozpędza się teraz właściwie z tygodnia na tydzień.

Tylko miesiąc wytrzymała decyzja o sztucznym utrzymywaniu cen kluczowych produktów, podobnie zresztą jak zamrażanie cen walut. Cena ziemniaków skoczyła o 26 proc., a ryb o 16 proc. Skutkiem są puste półki w sklepach.

Sytuację najlepiej podsumowuje statystyka opublikowana ostatnio przez białoruskie ministerstwo finansów; 45 proc. Białorusinów żyje za mniej niż 500 rubli miesięcznie (niecałe 750 zł miesięcznie), a 5 proc. populacji żyje poniżej granicy ubóstwa.

Pojawia się coraz więcej problemów z jakością dostarczanych usług komunalnych. Coraz częstsze są przerwy w dostawie ciepłej wody i elektryczności. Nie tylko na represjonowanych osiedlach, których mieszkańcy pozbawiani są podstawowych wygód celowo.

Z roku na rok o 1000 miejsc zwiększyła się liczba wakatów lekarzy, braki stanowią już ponad 10 proc. personelu medycznego w kraju, ale władze nie ogłaszają nowych naborów, tylko dalej zwalniają niewygodnych politycznie lekarzy.

Pracownicy niektórych zawodów budżetówki, takich jak obsługa spółdzielni, opowiadają mediom o cięciach pensji o kilkadziesiąt procent. Blok siłowików wcale nie ma się lepiej, do przestrzeni publicznej wypłynęła informacja o powołaniu do służby ponad 100 oficerów rezerwy.

W Białorusi dzieje się to, co opozycyjni ekonomiści zapowiadali już kilka miesięcy temu – system przekroczył granicę odporności i zaczął się rozpadać. Za zacietrzewienie władzy zapłacą zwykli Białorusini, ale jakby z ulgą mówią w ulicznych wywiadach o tym, że ich zdaniem kraj nie uniknie już gospodarczej katastrofy.

Czy Putin odmówił wsparcia?

Sytuacja gospodarcza Białorusi to bez wątpienia jeden z powodów, dla których Łukaszenka na początku marca znowu wybrał się na spotkanie z Putinem do Soczi. W odróżnieniu od poprzednich spotkań liczne zdjęcia ze wspólnych rozrywek dyktatorów nie wiązały się z ogłoszeniem umów o kolejnych transzach kolejnych kredytów, nie mówiąc już o ich wypłacaniu. Cisza, jaka zaległa na kanałach prezydenckich oficjeli po tej wizycie jest bardzo wymowna.

Są dwa wyjaśnienia – albo Łukaszenka nie dostał od Putina nic, albo sprzedał mu tak dużo, że żaden z nich nie chce tego publicznie ogłaszać. Informacje spływające z państwowych zakładów wskazują na pierwszą interpretację.

Przedstawiciele robotników są w kontakcie z rosyjskimi oligarchami czyhającymi na białoruskie przedsiębiorstwa państwowe i jednoznacznie sygnalizują im dlaczego ewentualny zakup tych przedsiębiorstw by się im nie opłacił. Przedsiębiorstwa są w opłakanym stanie, a robotnicy w bojowych nastrojach.

Mimo braku informacji o podpisaniu umów o kolejnych pożyczkach, 14 marca w Białorusi wylądowali rosyjscy żołnierze z jednostek desantowych. Oficjalnym powodem są jak zwykle wspólne ćwiczenia, ale Białorusini obawiają się, że przyjechali pacyfikować protesty z okazji Dnia Woli.

Podobnie niepokoi ich podpisane niedawno porozumienie o utworzeniu trzech nowych białorusko-rosyjskich wojskowych ośrodków szkoleniowych.

Najwyraźniej Putin i Łukaszenka się jednak nie porozumieli. Tarcia stały się ewidentne po aresztowaniu Jurija Czyża, białoruskiego oligarchy, którego reżim pozbawił wolności bezpośrednio na mińskim lotnisku, kiedy ten wracał ze spotkania z Putinem w Moskwie.

Białoruś nie ma oligarchów na tyle potężnych, by mogli realnie przeciwstawiać się Łukaszence, ale sam fakt, że niektórzy z nich próbują się uniezależniać i prowadzić własną grę dowodzi, że wszyscy wyczuwają słabość Łukaszenki.

Koniec jest bliski?

Sam Łukaszenka zaczyna coraz częściej publicznie mówić o „przekazaniu władzy”; „[Białorusini] będą mieli innego prezydenta, tylko muszą się uzbroić w cierpliwość”. Dyktator sugeruje, że jego zastępcami mogą zostać jego najbliżsi obecnie współpracownicy – Władimir Karanik albo Juryj Karajeu. „Młodzi, nowe pokolenie, rozumni”, jak dyktator określa pracujących obecnie w obwodzie grodzieńskim aparatczyków.

Trudno powiedzieć na ile poważne są te zapowiedzi, ale sam fakt, że publicznie mówi o możliwości oficjalnego odejścia od władzy, dowodzi, że nawet on nie widzi już innego wyjścia. Kilka tygodni wcześniej stwierdził również, że „żaden z jego synów nie zostanie prezydentem”.

Propozycja konstytucji przedstawiona przez jego otoczenie w trakcie pokazowego Wszechbiałoruskiego Zgromadzenia Ludowego sugeruje, że dyktator marzy raczej o pozycji analogicznej do Nursułtana Nazarbajewa. Wieloletni prezydent Kazachstanu oficjalnie oddał prezydenturę już dwa lata temu, ale w praktyce wciąż sprawuje władzę w kraju. O podobnym rozwiązaniu fantazjuje dzisiaj Łukaszenka.

Dzień Woli

Cichanouska i jej sztab te fantazje odrzucają. W odpowiedzi na propozycje reżimu mówią o projekcie konstytucji przywracającej biało-czerwono-białą flagę, wprowadzającą system parlamentarny i zakazującej kary śmierci.

Reżim chce to kontrować polityką strachu, zatrzymuje kolejne dziesiątki Białorusinów, skazuje na 8 lat więzienia o zaostrzonym rygorze za internetowy trolling. Wlepia grzywny za krzyki „Żywie Biełaruś” z okien pustych mieszkań.

Wprowadza wreszcie coraz to nowe paragrafy dające możliwość oskarżania o ekstremizm kolejnych grup społecznych. Łukaszenka grozi przy tym użyciem ostrej amunicji w przypadku kolejnych protestów. I mimo to władza ucieka się jeszcze do prostackiej propagandy.

View post on Twitter

Władze zaczynają silniej represjonować mieszkających w Białorusi Polaków, pogarszają relacje dyplomatyczne z Polską wydalając jej dyplomatów. Próbują rozkręcić temat „ludobójstw dokonywanych przez Polaków na Białorusinach”, planują oskarżenie AK o ludobójstwo.

Zatrzymują m.in. Annę Paniszewą, dyrektorkę polskiej szkoły w Brześciu. Bez podania przyczyny wywożą do aresztu śledczego Angelikę Borys kilka dni po wybraniu jej na przewodniczącą przez Związek Polaków na Białorusi. Obie kobiety przebywają obecnie w areszcie.

View post on Twitter
;
Na zdjęciu Nikita Grekowicz
Nikita Grekowicz

Niezależny dziennikarz specjalizujący się w tematach Białorusi i Europy Wschodniej. Od 2022 pracuje w Dziale Edukacji Międzynarodowej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2009 roku związany ze Stowarzyszeniem Inicjatywa Wolna Białoruś, członek Zarządu Stowarzyszenia w latach 2019-2021. Absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW z dyplomem zrealizowanym na kierunku Artes Liberales. Grafik i ilustrator. Z pochodzenia Białorusin.

Komentarze