0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Niechęć Zbigniewa Ziobry do Mateusza Morawieckiego (i odwrotnie) jest już legendarna. Jednak wciąż zdarzają się sytuacje, kiedy politycy potrafią wznieść się ponad polityczne podziały i wzajemne animozje.

Na przykład teraz, kiedy Najwyższa Izba Kontroli skierowała do prokuratury zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa m.in. przez premiera Morawieckiego przy organizacji wyborów kopertowych 10 maja 2020 roku.

Ziobro pytany o zawiadomienia stwierdził, że "nie chce przesądzać", ale "jest przekonany", że prokuratura nie będzie prowadziła postępowań.

Przy okazji powtórzył fałsz o anarchii, która rzekomo miałaby opanować Polskę, gdyby wybory się nie odbyły.

"Stawianie zarzutów, że premier, zapobiegając anarchizacji, do której doszło za sprawą opozycji, podjął działanie, to mówimy o nieporozumieniu" – mówił w piątek 4 czerwca w telewizji wPolsce.pl

Ziobro nie przesądza, ale...

Przypomnijmy, 25 maja Najwyższa Izba Kontroli poinformowała, że zawiadomi prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez premiera Mateusza Morawieckiego, szefa KPRM Michała Dworczyka, szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego oraz ministra aktywów państwowych Jacka Sasina.

Chodzi o art. 231 par. 1. kodeksu karnego, czyli przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariusza publicznego.

Jak ustalił NIK, Mateusz Morawiecki 16 kwietnia 2020 roku wydał dwie decyzje, w których nakazał PWPW i Poczcie Polskiej druk i przygotowanie dystrybucji pakietów do głosowania korespondencyjnego. Zrobił to bezprawnie, bo nie było jeszcze wówczas specustawy o wyborach korespondencyjnych, a wyłączne prawo zlecania druku kart wyborczych i ich dystrybucji miała PKW. W przygotowaniach tych pomagał mu szef KPRM Michał Dworczyk.

Z kolei Sasin i Kamiński mieli zająć się dalszą organizacją wyborów, w ramach czego zobowiązani byli do podpisania umów z Pocztą Polską i PWPW. Nigdy tego nie zrobili.

Sprawę zawiadomień skomentował w czwartek Zbigniew Ziobro. W radiowej Trójce przekonywał:

"W tej sprawie prokuratura, po wpłynięciu zawiadomienia, będzie prowadziła stosowane czynności procesowe, natomiast nie przesądzając oczywiście działań prokuratury, jestem przekonany, że nie będzie wynik tych działań odmienny od tego, jaki już w tej sprawie prokuratura wyraziła

[chodzi o ponad setkę zawiadomień wysłanych do Prokuratury Okręgowej w Warszawie o możliwości popełnienia przestępstwa przez premiera i ministrów przy organizacji wyborów kopertowych 30 września 2020 roku. Prokuratura wszystkie zawiadomienia odrzuciła - red.] – przekonywał Ziobro.

O komentarz do słów Ziobry poprosiliśmy byłego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego.

"To niefortunna wypowiedź.

Prokurator generalny powinien w ogóle unikać komentarzy na ten temat, dlatego, że to jest sugestia dla jego podwładnych, co mają zrobić ze sprawą. Tym bardziej, że w tej chwili prokurator generalny ma olbrzymią władzę” – mówi OKO.press prof. Ćwiąkalski.

„Jak wiemy z doświadczenia, żadna sprawa w sytuacji, kiedy ewentualnie podejrzanym miałby być ktoś z funkcjonariuszy PiS, nie została przez prokuraturę podjęta, myślę więc, że ta sprawa również podjęta nie zostanie” – dodaje.

Przeczytaj także:

Anarchia, dramat, paraliż, ofiary

Ziobro snuł także dramatyczną wizję tego, co by się stało, gdyby wybory się nie odbyły.

"[Wybory] musiały się odbyć, po to aby państwo mogło w sposób skuteczny bronić, na tyle, na ile jest to możliwe polskiej gospodarki i polskich obywateli przed skutkami pandemii i skutkami gospodarczymi ogólnoświatowymi (...). Działanie państwa w warunkach anarchii, bez prezydenta oznaczałoby ogromny dramat, ogromne straty dla państwa, dla gospodarki, też liczone w ofiarach ludzkich" – wieszczył Ziobro na antenie Trójki.

Przekonywał, że polskie władze nie miały innego wyboru, jak wybory przeprowadzić.

"Ja odwołuję się do faktów i prokuratura musi brać pod uwagę fakty. A fakty są takie, że najwyższy rangą akt prawny w Polsce jakim jest konstytucja, stanowi, że wybory prezydenckie muszą odbywać się co pięć lat.

Jeśli [wybory] nie doszłyby do skutku, oznaczałoby to, że państwo przestaje funkcjonować, parlament nie może uchwalać prawa, nie można prowadzić polityki zagranicznej (...), obronnej (...). Wszystko się rozpada, jest totalna anarchizacja
Konstytucja przewiduje dwa rozwiązania, które mają zapobiec sytuacji, że urząd prezydenta zostanie nieobsadzony. W najgorszym razie obowiązki Dudy przejęłaby na krótki czas marszałkini Sejmu.
Radiowa Trójka,04 czerwca 2021

Tymczasem, jak wielokrotnie pisaliśmy, wizje anarchii w przypadku nieodbycia się wyborów są nieprawdziwe.

Jednym z dostępnych rozwiązań było ogłoszenie stanu nadzwyczajnego. Mówi o tym art. 228 ust. 7 Konstytucji.

„W czasie stanu nadzwyczajnego oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu nie może być skrócona kadencja Sejmu, przeprowadzane referendum ogólnokrajowe, nie mogą być przeprowadzane wybory do Sejmu, Senatu, organów samorządu terytorialnego oraz wybory Prezydenta Rzeczypospolitej, a kadencje tych organów ulegają odpowiedniemu przedłużeniu. Wybory do organów samorządu terytorialnego są możliwe tylko tam, gdzie nie został wprowadzony stan nadzwyczajny”.

Wybory nie mogą odbyć się w stanie nadzwyczajnym ani 90 dni po jego zakończeniu. Więc na tak długo przedłużane są kadencje organów władzy.

Polski rząd nie postępował jednak logicznie i za wszelką cenę nie chciał wprowadzić w Polsce stanu klęski żywiołowej. Wszystko dla celów politycznych, bo im wcześniej wybory, tym większa była szansa na wygraną Dudy.

Co natomiast w sytuacji, gdy stan nadzwyczajny razem z 90-dniowym okresem przejściowym wykraczałyby poza koniec kadencji urzędującego prezydenta?

Tutaj pojawia się art. 131 w ust. 1 i 2 Konstytucji, który precyzuje, w jakich sytuacjach prezydenta może zastąpić marszałek Sejmu. To m.in. śmierć prezydenta lub zrzeczenie się przez niego urzędu.

„Z art. 126 Konstytucji wynika, że to on jest gwarantem ciągłości państwa polskiego i jego instytucji. Jako gwarant ciągłości państwa i jego instytucji, jeśli miałby obawę, że jego urząd zostanie nieobsadzony, powinien zrzec się urzędu, żeby zastąpił go Marszałek Sejmu” – mówił OKO.press prof. Piotr Tuleja, kierownik Katedry Prawa Konstytucyjnego UJ oraz sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku.

W opinii profesora Tulei nawet jeśli prezydent nie zachowałby się tak odpowiedzialnie, możliwa jest interpretacja alternatywna, w ramach której uznaje się, że nastąpiło ono de facto.

„Jest też inna możliwość. W art. 228 ust. 7 napisane jest, że kadencje organów władzy ulegają »odpowiedniemu przedłużeniu«. To odpowiednie przedłużenie można interpretować tak, że kadencja prezydenta trwa tak długo, aż nie zostanie wybrany nowy prezydent” – mówił Tuleja.

;

Udostępnij:

Sebastian Klauziński

Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.

Komentarze