Prezydent Duda w ostatnich 5 latach nie raz naruszał Konstytucję, ale teraz udaje, że kurczowo się jej trzyma. Zapomina, że Konstytucja w sytuacji pandemii dopuszcza wprowadzenie stanu klęski żywiołowej i fałszywie używa art. 131, twierdząc, że opóźnienie wyborów oznaczałoby zerwanie ciągłości władzy. Przy okazji robi sobie kampanię. Publiczne radio pomaga
Andrzej Duda w czwartek 9 kwietnia 2020 rano był gościem "Sygnałów Dnia" radiowej Jedynki. Dla prezydenta, który formalnie nie prowadzi kampanii, audycja była okazją, by przypomnieć rodakom zasługi własne i całego rządu PiS. A także, aby bronić pomysłu wyborów korespondencyjnych, zasłaniając się... Konstytucją. Wszystko w miłej, bezkonfliktowej atmosferze, którą zapewnił prowadzący rozmowę Krzysztof Świątek.
Usłyszeliśmy, że Duda współdziała z kolegami z rządu w walce z epidemią koronawirusa. Współpracę z "panem premierem, Ministrem Zdrowia, Głównym Inspektorem Sanitarnym i panią Minister Rozwoju" ocenia "bardzo wysoko". Polska zareagowała na wirusa szybciej niż Włochy, Hiszpania czy Niemcy - przypomniał Duda.
"Najpierw był to zakaz zgromadzeń, ale jeszcze dzień wcześniej ja oświadczyłem, że kończę ze swoimi spotkaniami wyborczymi, na które przychodziły setki, czasem nawet ponad tysiąc ludzi. Powiedziałem, że odchodzę od formuły tych spotkań, ponieważ obawiam się, że może poprzez nie dojść do zakażenia" - dodał prezydent.
Dowiedzieliśmy się także, że to dzięki sprawnej dyplomacji Dudy i "serdecznym relacjom" z prezydentem Korei Południowej, Polska będzie mogła zakupić nowoczesne testy białkowe, wykrywające koronawirusa.
A co z wyborami prezydenckimi?
"Tak jak ogłosiła to Marszałek Sejmu, zgodnie z art. 128 Konstytucji [...] wybory mają się odbyć 10 maja bieżącego roku. Taki mamy na dzisiaj stan" - stwierdził Duda.
"Na pierwszym miejscu jest kwestia bezpieczeństwa, zdrowia i życia obywateli. Dla mnie, jako prezydenta Rzeczypospolitej, to jest bezsprzecznie rzecz najważniejsza. Jestem reprezentantem narodu, suwerenem. Ludzie powierzyli mi funkcję prezydenta po to, żebym dbał o ich bezpieczeństwo. Ale bardzo ważny jest również konstytucyjny porządek państwa" - tłumaczył.
Konstytucja tutaj stwarza niestety bardzo twarde ramy. Patrząc na art. 131 ust. 1 i 2 można powiedzieć, że nie stwarza miejsca do tego, by wybory prezydenckie mogły się nie odbyć.
"Mamy dziś problem, sytuację epidemiczną, która ma charakter wyjątkowy. Ale z drugiej strony mamy ramy konstytucyjne, ustrój państwa i jego funkcjonowanie" - stwierdził Duda.
O tym, że Konstytucja wymusza przesunięcie wyborów, jeżeli w Polsce ogłoszony jest stan nadzwyczajny, np. stan klęski żywiołowej, pisaliśmy już kilkakrotnie w OKO.press. Powtórzmy zapis art. 228 ust. 7:
"W czasie stanu nadzwyczajnego oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu nie może być skrócona kadencja Sejmu, przeprowadzane referendum ogólnokrajowe, nie mogą być przeprowadzane wybory do Sejmu, Senatu, organów samorządu terytorialnego oraz wybory Prezydenta Rzeczypospolitej, a kadencje tych organów ulegają odpowiedniemu przedłużeniu. Wybory do organów samorządu terytorialnego są możliwe tylko tam, gdzie nie został wprowadzony stan nadzwyczajny".
Duda manipuluje więc, twierdząc, że Konstytucja nie daje możliwości przełożenia wyborów prezydenckich. Pozwala na to jednoznacznie. Wybory nie mogą odbyć się w stanie nadzwyczajnym ani 90 dni po jego zakończeniu. Więc na tak długo przedłużane są kadencje organów władzy.
Inna sprawa, że polski rząd nie postępuje logicznie i za wszelką cenę nie chce wprowadzić w Polsce stanu klęski żywiołowej. Zamiast niego forsuje ograniczenia w poruszaniu się poprzez ustawy i rozporządzenia, łamiąc przepisy ustawy zasadniczej. Wszystko dla celów politycznych, bo im wcześniej wybory, tym większe szanse na wygraną Dudy.
Co natomiast w sytuacji, gdy stan nadzwyczajny razem z 90-dniowym okresem przejściowym wykraczają poza koniec kadencji urzędującego prezydenta, czyli w tym przypadku 6 sierpnia 2020?
Duda wmawia słuchaczom, że fotel prezydenta po stanie wyjątkowym zostałby pusty, bo Marszałek Sejmu nie mogłaby przejąć jego obowiązków. Ciągłość władzy państwowej zostałaby zerwana.
Art. 131 w ust. 1 i 2, na który powołuje się Duda, precyzuje, w jakich sytuacjach prezydenta może zastąpić marszałek Sejmu. To m.in. śmierć prezydenta lub zrzeczenie się przez niego urzędu.
"Tylko takie sytuacje umożliwiają Marszałkowi Sejmu tymczasowe sprawowanie obowiązków w zastępstwie za prezydenta Rzeczpospolitej. Każda inna sytuacja jest konstytucyjnie niedopuszczalna. Przeprowadzenie tych wyborów przed 6 sierpnia, kiedy upływa moja kadencja jest wymuszone przez samą Konstytucję" - stwierdził prezydent.
To kolejny fałsz.
"Prezydent niepotrzebnie obawia się takiej sytuacji. Możliwe są dwie interpretacje Konstytucji, które mogą temu zaradzić" - mówi OKO.press prof. Piotr Tuleja, kierownik Katedry Prawa Konstytucyjnego UJ oraz sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku.
"Ludzie powierzyli mi funkcję prezydenta po to, żebym dbał o ich bezpieczeństwo. Ale bardzo ważny jest również konstytucyjny porządek państwa. Żeby była ciągłość władzy państwowej. W tym zakresie także prezydent jest gwarantem, jak mówi art. 126" - przekonywał Duda w radiowej "Jedynce".
"Jeżeli prezydent czuje się odpowiedzialny za państwo i za tę sytuację, to w ostatnim dniu, w którym upływa jego przedłużona kadencja, czyli w tym 90. dniu, powinien po prostu zrzec się urzędu. Wtedy Marszałek Sejmu wykonuje kompetencje prezydenta, zarządza wybory prezydenckie zgodnie z art. 131 i wybory się odbywają" - uważa prof. Tuleja.
Zdaniem profesora byłoby to nie tyle uprawnienie Andrzeja Dudy, co jego obowiązek, skoro rzeczywiście uważa się za strażnika ciągłości państwa.
"Z art. 126 Konstytucji wynika, że to on jest gwarantem ciągłości państwa polskiego i jego instytucji. Jako gwarant ciągłości państwa i jego instytucji, jeśli miałby obawę, że jego urząd zostanie nieobsadzony, powinien zrzec się urzędu, żeby zastąpił go Marszałek Sejmu" - podkreśla Tuleja.
W opinii profesora nawet jeśli prezydent nie zachował się tak odpowiedzialnie, możliwa jest interpretacja alternatywna, w ramach której uznaje się, że nastąpiło ono de facto.
"Jest też inna możliwość. W art. 228 ust. 7 napisane jest, że kadencje organów władzy ulegają »odpowiedniemu przedłużeniu«. To odpowiednie przedłużenie można interpretować tak, że kadencja prezydenta trwa tak długo, aż nie zostanie wybrany nowy prezydent" - mówi Tuleja.
Profesor tłumaczy, że Konstytucja przewiduje zatem dwa rozwiązania, które mają zapobiec sytuacji, że urząd prezydenta zostanie nieobsadzony.
"To podstawowe założenie racjonalnego prawodawcy, które prezydent, jako prawnik, chyba zna. Prawo należy interpretować tak, żeby nie powstała luka, zwłaszcza w Konstytucji. Dla mnie argumentacja prezydenta, że dlatego nie można wprowadzić stanu nadzwyczajnego, bo zostałby opróżniony urząd prezydenta, nie ma podstaw w Konstytucji" - uważa Tuleja.
Prezydent twardo obstaje zatem przy partyjnej linii: wybory prezydenckie powinny odbyć się 10 maja. Staje jednak w obliczu poważnego dylematu:
"Pytanie jak to zrobić, żeby z jednej strony zadbać o bezpieczeństwo moich rodaków, Polaków, nas wszystkich. A z drugiej strony jednak dopełnić obowiązków konstytucyjnych i przeprowadzić te wybory tak, by porządek konstytucyjny został zachowany. Trzeba stworzyć takie warunki, żeby bezpiecznie przeprowadzić wybory" - wyjaśnił.
Pytany przez dziennikarza, co sądzi o pomyśle, by w Polsce odbyło się głosowanie korespondencyjne, Duda stwierdził, że na wzór takiego, jakie odbyło się w Bawarii "jest jakimś rozwiązaniem".
"Bo te wybory w Bawarii udały się, choć przeprowadzone zostały całkiem niedawno, także w poważnej sytuacji epidemicznej, bo sytuacja w Niemczech jest znacznie poważniejsza niż u nas. Była stosunkowo wysoka, ponad 50-procentowa frekwencja" - mówił prezydent.
"Jest to coś, co można zrobić. Gdyby wybory miały być tak przeprowadzone, zachowując wszystkie reguły prawne, to ja uważam, że tak. Ale bezpieczeństwo obywateli powinno być w jak największym stopniu zagwarantowane" - zaznaczył.
O tym, że wybory kopertowe 10 maja 2020 w Polsce to drwina z bezpieczeństwa i zdrowia obywateli pisaliśmy już kilkakrotnie.
Przykład Bawarii to argument, który od tygodnia powtarzają politycy PiS. Fałszywy z kilku powodów:
Rządzący podpierają się przykładem Bawarii, wspominają także o planowanych wyborach parlamentarnych w Korei Południowej. Zgrabnie przemilczają natomiast przytłaczającą większość doniesień o głosowaniach, które zostały przesunięte w związku z pandemią koronawirusa: w Austrii, USA, RPA, Francji, Argentynie, Hiszpanii, Peru, Sri Lance, Brazylii, Kolumbii, Serbii, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Paragwaju, Iranie, Szwajcarii czy Syrii.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze