0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

„Ma się czego obawiać. To jest jedna sprawa, są inne. (...) Polskie prawo musi być przestrzegane, a Donald Tusk jest takim samym polskim obywatelem, jak każdy inny” - ostrzegał Jarosław Kaczyński w rozmowie z TV Trwam 3 sierpnia.

Jeszcze tego samego dnia Roman Giertych, pełnomocnik Tuska, zapowiedział, że złoży wniosek do Prokuratury Krajowej z pytaniami o to, czy ujawniła posłowi Kaczyńskiemu jakieś informacje dotyczące jego klienta, a jeśli tak, to jakie dokładnie i na jakiej podstawie prawnej.

Odpowiedź na ostatnie pytanie jest prosta. Jeśli Prokuratura Krajowa przekazała Kaczyńskiemu jakieś informacje o sprawach Donalda Tuska, to skorzystała z art. 12 ustawy o prokuraturze zmienionej przez PiS na początku 2016 roku. Pozwala on Prokuratorowi Generalnemu, czyli Zbigniewowi Ziobrze i prokuratorom krajowym - na udostępnianie informacji dotyczącej konkretnej sprawy „innym osobom” i mediom. Przepis nazywany jest „lex Kaczyński”, bo ewidentnie służył zalegalizowaniu procederu z poprzednich rządów PiS. Zbigniew Ziobro wbrew obowiązującemu prawu zawoził wtedy Kaczyńskiemu akta sprawy mafii paliwowej. Gdy wyszło to na jaw, wybuchła afera, której konsekwencjami było powołanie sejmowej komisji śledczej ds. nacisków i wnioski o postawienie Ziobry i Kaczyńskiego przed Trybunałem Stanu.

Teraz Ziobro i jego podwładni mogą wozić na Nowogrodzką dowolne akta. Od marca 2016 do czerwca 2017 roku Kaczyński dostał do rąk własnych pisemne informacje o 13 sprawach - jak dowiedział się „Newsweek”. Dotyczyły m.in. reprywatyzacji oraz śledztwa ws. Marcina Dubienieckiego, byłego męża Marty Kaczyńskiej. Żadna z tych spraw nie dotyczyła bezpośrednio Donalda Tuska, ale od czerwca mogło się to zmienić. Możliwe też, że Ziobro przekazał Kaczyńskiemu informacje o sprawach byłego premiera w formie, której Prokuratura Krajowa nie uznała za podlegającą udostępnieniu. Niedawno Trybunał Konstytucyjny na pytanie o temat spotkania kierownictwa TK z ministrami Zbigniewem Ziobrą i Mariuszem Kamińskim odpowiedział, że „Dopóki określona informacja istnieje tylko w pamięci przedstawiciela władzy publicznej i nie została utrwalona w jakiejkolwiek formie, tak aby można było w sposób nie budzący wątpliwości odczytać jej treść, dopóty informacja taka nie ma waloru informacji publicznej (…)”.

Odpowiedzialność Ziobry? Żadna

Jeśli okaże się, że Kaczyński rzeczywiście dostał od Prokuratury Krajowej akta lub inne informacje dotyczące spraw Donalda Tuska, mógłby on mimo wszystko próbować wykazać, że doszło do naruszenia jego dóbr osobistych lub nadużycia uprawnień.

PiS jednak zabezpieczył się na pierwszą okoliczność, zapisując w ustawie o prokuraturze, że odpowiedzialność za wszelkie roszczenia w związku z przekazywaniem informacji mediom lub „innym osobom” ponosi Skarb Państwa.

Niełatwo byłoby też wykazać, że Ziobro przekazując akta przekroczył uprawnienia. Ustawa pozwala na to, jeśli przekazywane informacje „mogą być istotne dla bezpieczeństwa państwa lub jego prawidłowego funkcjonowania”. Jak wykazywał Rzecznik Praw Obywatelskich, zaskarżając ustawę do Trybunału Konstytucyjnego,

użycie w tym miejscu kryterium bezpieczeństwa państwa nie ma sensu, bo jeśli rzeczywiście należy mu przeciwdziałać, to powinny zająć się tym organy państwa, a nie „inne osoby”.

Poza tym, stan zagrożenia bezpieczeństwa państwa nie jest tu zdefiniowany, a od decyzji prokuratury nie ma możliwości odwołania, więc w praktyce Ziobro może sam zdecydować kiedy, komu i jakie informacje przekaże.

Tusk musiałby więc wykazać przed sądem, że informacje o jego sprawach nie mają związku z bezpieczeństwem państwa lub liczyć na to, że sąd nie weźmie pod uwagę tego przepisu w ramach rozproszonej kontroli konstytucyjności. Żeby jednak do tego doszło, najpierw kontrolowana przez Ziobrę prokuratura musiałaby skierować sprawę do sądu.

Z tego powodu większe szanse powodzenia miałoby złożenie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Gdyby wyszło na jaw, że Kaczyński czyta akta, Tusk mógłby zaskarżyć Polskę o naruszenie jego prawa do prywatności (art. 8 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności) i prawa do skutecznego środka odwoławczego (art. 13).

Czego może bać się Tusk

To nie pierwszy raz, kiedy Kaczyński grozi Tuskowi odpowiedzialnością karną. W wywiadzie dla Onet.pl z marca 2017 roku na pytanie, na jakiej podstawie podejrzewa, że prokuratura może postawić Tuskowi jakieś zarzuty, odpowiedział: „Mam pewną wiedzę dotyczącą Smoleńska, a raczej do działań rządu po katastrofie. Mam także pewną wiedzę o sprawie Amber Gold…”.

Kaczyński wielokrotnie obarczał Tuska winą za śmierć brata Lecha w katastrofie smoleńskiej. 8 marca 2017 roku, tuż przed głosowaniem i przed wezwaniem do prokuratury, PiS opublikował video, z którego wynika, że Donald Tusk ma na sumieniu nie tylko śmierć prezydenta RP, ale także: likwidację przemysłu stoczniowego, czczenie niemieckiego polakożercy, poparcie donosów na Polskę, grożenie legalnym władzom w Polsce, próbę storpedowania 500 plus, kryzys Europy, spadek bezpieczeństwa Polaków (poparcie dla przyjmowania uchodźców), ataki terrorystyczne (w których ginęli też Polscy), Brexit.

Na razie prokuratura wezwała Tuska na przesłuchania dwukrotnie i tylko w roli świadka.

  • w kwietniu 2017 roku Tusk zjawił się na wezwanie na przesłuchaniu w roli świadka w sprawie umowy z rosyjską FSB z 2013 roku, która ostatecznie nie weszła w życie.
  • 3 sierpnia został ponownie przesłuchany, tym razem w sprawie decyzji o nieprzeprowadzeniu sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej. Decyzji, która należała do niezależnego od rządu Prokuratura Generalnego Andrzeja Seremeta.

Tuska czeka jeszcze przynajmniej jedno przesłuchanie przed komisją śledczą do spraw afery Amber Gold. Jej przewodnicząca Małgorzata Wassermann już zapowiedziała, że wezwie go w ostatniej fazie działań komisji, czyli prawdopodobnie w 2018 roku. Wcześniej był już przesłuchiwany jego syn Michał Tusk, współpracujący z OLT Express powiązaną z Amber Gold.

;
Na zdjęciu Daniel Flis
Daniel Flis

Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze