Sąd Apelacyjny w Warszawie nakazał prawomocnie ministrowi sprawiedliwości przeproszenie sędzi Morawiec z Krakowa za zniesławiający ją komunikat jego resortu
Wyrok zapadł w środę 20 stycznia 2021. Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił apelację Ziobry od niekorzystnego dla niego wyroku sądu pierwszej instancji w procesie o ochronę dóbr osobistych, który wytoczyła mu sędzia Beata Morawiec. Oprócz przeprosin minister musi też wpłacić 12 tys. zł na cel społeczny. Wyrok wydał sąd w składzie: Roman Dziczek (sędzia sprawozdawca), Beata Kozłowska, Dagmara Olczak-Dąbrowska.
„Satysfakcjonuje mnie ten wyrok, choć pewnie będzie kasacja do Sądu Najwyższego. Ale spodziewałam się go, bo zawsze wierzyłam w sąd. Cieszę się, że sąd uznał moje racje, bo pokazuje to, że jestem prawdomówna”
– komentuje na gorąco dla OKO.press sędzia Beata Morawiec z Sądu Okręgowego w Krakowie. I dodaje: „Nie żałuję pozwania ministra sprawiedliwości. Musiałam to zrobić, bo nie mogę stać biernie z boku, gdy plują mi w twarz. Trzeba walczyć o własną godność i dobre imię sędziego. Pracowałam na to latami. I nawet jeśli dalej będę walczyć kolejne lata z pomówieniami, to tę walkę podejmuję”.
Sędzi Morawiec nie było w środę w sądzie. Był jej pełnomocnik. Ministra również reprezentował jego pełnomocnik mec. Maciej Zaborowski. Wyrok sądu apelacyjnego jest prawomocny, czyli można go wykonać. Ale mec. Zaborowski zapowiada, że będzie rekomendował ministrowi złożenie kasacji do Sądu Najwyższego. Może to oznaczać złożenie wniosku o wstrzymanie wykonalności nakazu przeprosin.
Po południu Ministerstwo Sprawiedliwości potwierdziło, że kasacja zostanie złożona.
Sąd Apelacyjny w Warszawie, który oddalił apelację ministra sprawiedliwości. Od lewej sędzia Roman Dziczek, sędzia Beata Kozłowska, sędzia Dagmara Olczak-Dąbrowska. Fot. Mariusz Jałoszewski.
Sędzia Beata Morawiec to była prezes Sądu Okręgowego w Krakowie. Jest też przewodniczącą stowarzyszenia niezależnych sędziów Themis, które obok największego stowarzyszenia sędziów Iustitia walczy o wolne sądy i praworządność. Oba stowarzyszenia są krytyczne wobec „reform” ministra Ziobry.
W 2017 roku sędzia Morawiec została nagle odwołana przez ministra w ramach ogólnopolskich czystek na stanowiskach prezesów sądów. W komunikacie resortu sprawiedliwości napisano, że odwołanie ma związek z tym, iż podległe jej krakowskie sądy rejonowe miały nie najlepsze wyniki pracy, a ona sama nie sprawowała nadzoru nad dyrektorem sądu okręgowego (zajmuje się on gospodarczą i administracyjną obsługą sądu).
Sędzia podważała te powody. Za dyrektora odpowiada bowiem minister sprawiedliwości, a wyniki pracy podległych jej sądów podano wybiórczo. OKO.press ujawniło, że ministerstwo odwołując prezesów sądów powoływało się na ranking jakości pracy sądów, choć takiego rankingu nie było. Pisaliśmy o tym:
Sędzię Morawiec zabolało jednak najbardziej zestawienie w komunikacie ministerstwa informacji o jej odwołaniu z informacją o zatrzymaniach dyrektorów małopolskich sądów – w tym sądu okręgowego – w związku ze sprawą o korupcję w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie.
Zdaniem sędzi przez to zestawienie opinia publiczna mogła zrozumieć, że odwołano ją, bo również była zamieszana w tę sprawę. I za to pozwała ministra sprawiedliwości o ochronę dóbr osobistych (formalnie pozwany był Skarb Państwa, reprezentowany przez ministra sprawiedliwości, bo to szef resortu odpowiada za to, co robi jego ministerstwo i pracownicy).
W styczniu 2019 roku Sąd Okręgowy w Warszawie w składzie: Bożena Chłopecka, Rafał Wagner, Jacek Bajak wydał korzystny dla sędzi wyrok. Uznał jej racje i nakazał ministrowi przeproszenie w specjalnym oświadczeniu, które ma być zamieszczone na stronie internetowej ministerstwa.
„To był świadomy i celowy zamiar naruszenia dobrego imienia sędzi Beaty Morawiec przez ministerstwo sprawiedliwości. Celowo postawiono informacje o prezes w jednym miejscu z informacją o zatrzymanych osobach” – uznał sąd okręgowy.
Sąd podkreślał, że dobrem osobistym każdego człowieka jest prawo do renomy zawodowej i dobrej opinii o zawodowych kompetencjach. „W tej sprawie minister sprawiedliwości naruszył dobre imię sędzi poprzez sugerowanie braku staranności w wykonywaniu jakoby należących do niej kompetencji. Że zaniechała ona lub nie wykonała nadzoru nad dyrektorem Sądu Okręgowego. Minister sugerował, że nadzór nad dyrektorem był w kompetencjach prezesa sądu. Ale taka teza jest fałszywa. Prezes nie ma uprawnień nadzorczych nad dyrektorem sądu” – uzasadniał wyrok sąd okręgowy.
Sąd zaznaczał, że ustawa o ustroju sądów powszechnych daje nadzór nad dyrektorami sądów ministrowi sprawiedliwości. To minister powołuje dyrektorów sądów i ich odwołuje. To do ministra dyrektorzy składają roczne sprawozdania ze swojej pracy.
Sąd nie uznał ponadto argumentu Ziobry, że w komunikacie nie powiązano jej odwołania z zatrzymaniami dyrektorów. Minister bronił się, że odwołaniu Morawiec był poświęcony oddzielny akapit komunikatu. Zaś jego prawnik dodawał, że Morawiec z zatrzymaniami powiązały media i sędzia jest temu niejako sama winna, bo zrobiła konferencję, na której odpierała zarzuty po odwołaniu z funkcji. I na tej konferencji sama mówiła, że powiązano ją ze sprawą dyrektorów.
Sąd okręgowy nie podzielił tego stanowiska. Uznał, że komunikat ministerstwa powinien być napisany językiem zrozumiałym i precyzyjnym. A w tym komunikacie w ocenie sądu są aluzje i sugestie.
„Dla przeciętnego odbiorcy sugestia jest stwierdzeniem. Tu wskazanie [w komunikacie] na brak nadzoru nad zatrzymanym dyrektorem wskazuje na zamiar przypisania sędzi odpowiedzialności”
– podkreślał w uzasadnieniu Sąd Okręgowy w Warszawie.
Od tego wyroku odwołał się minister sprawiedliwości. I w środę 20 stycznia 2021 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie wydał prawomocny wyrok oddalający jego apelację jako „nieusprawiedliwioną”. W większości zgodził się z ustaleniami sądu okręgowego. Do części miał jednak zastrzeżenia, choć nie miało to wpływu na ostateczną treść wyroku.
Sędzia sprawozdawca Roman Dziczek, który ustnie uzasadniał wyrok, podkreślał, że część zarzutów apelacji ministra jest zasadna. Chodzi głównie o ustalenie sądu okręgowego, że Beata Morawiec jako prezes nie miała nadzoru nad dyrektorem sądu i że nie było problemów w nadzorze nad podległymi jej prezesami sądów rejonowych. Sąd apelacyjny uznał, że ograniczony nadzór miała i mogła z tego korzystać.
Sąd apelacyjny uznał też zasadność zarzutu apelacji, że miejscami uzasadnienie wyroku sądu okręgowego było lakoniczne i nie odniesiono się do wszystkich zarzutów ministra. Ale nie miało to wpływu na wyrok sądu apelacyjnego, który utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji.
„Orzeczenie sądu okręgowego odpowiada prawu i prawdzie” – uzasadniał ustnie prawomocny wyrok sędzia Roman Dziczek.
Co ważne, sąd apelacyjny jasno powiedział, że komunikat ministerstwa „jednoznacznie” powiązał odwołanie Beaty Morawiec z funkcji prezesa sądu z informacją o zatrzymaniach dyrektorów małopolskich sądów ws. podejrzenia korupcji. Naruszyło to jej dobre imię jako sędziego. Sądu nie przekonało, że miało to nie być celowe i że akapit o zatrzymaniach dyrektorów nie łączy się z akapitem o odwołaniu Morawiec.
Sędzia Roman Dziczek podkreślał, że gdyby w komunikacie ministerstwa wprost napisano, że sędzia Morawiec straciła stanowisko za brak nadzoru, to tego procesu w ogóle mogłoby nie być. Bo ona miała nadzór, ale nie można było jej odwołania wiązać z zatrzymaniami dyrektorów i podejrzeniami o korupcję. Sędzia Roman Dziczek złożył też zdanie odrębne do wyroku w części dotyczącej zapłaty 12 tys. zł na cel społeczny.
Pełnomocnik ministra sprawiedliwości mec. Maciej Zaborowski częściowe uznanie zasadności apelacji oraz zdanie odrębne bierze za dobrą monetę. Dlatego po wyroku zapowiedział, że będzie rekomendował ministrowi Ziobro złożenie kasacji do Sądu Najwyższego. „Sąd apelacyjny dokonał korekty stanu faktycznego, mimo to utrzymał wyrok w mocy" – powiedział mec. Zaborowski w odpowiedzi na pytanie OKO.press.
To ten proces mógł ściągnąć na sędzię Beatę Morawiec kłopoty. W październiku 2020 roku Adam Tomczyński z nielegalnej Izby Dyscyplinarnej pod osłoną nocy i na wniosek wydziału spraw wewnętrznych Prokuratury Krajowej uchylił sędzi Morawiec immunitet. Jednocześnie zawiesił ją w obowiązkach służbowych i obciął pensję aż o 50 procent.
Morawiec to jedna z trojga pierwszych polskich niezależnych sędziów zawieszonych przez Izbę Dyscyplinarną obok Igora Tulei i Pawła Juszczyszyna.
Izba uchyliła jej immunitet, bo Prokuratura Krajowa chce postawić sędzi niewiarygodne i naciągane zarzuty karne. Według niej sędzia miała przyjąć wynagrodzenie za fikcyjną opinię dla sądu, choć rzeczywiście taką opinię napisała. Miała też przyjąć telefon komórkowy w zamian za korzystny wyrok. Sędzia wszystkiemu zaprzecza.
Środowisko sędziów wiąże postępowanie karne wobec Morawiec z jej działalnością przewodniczącej Themis. Często występowała w mediach i krytykowała „reformy” ministra Ziobry. To postępowanie należy też łączyć z procesem, jaki wytoczyła ministrowi sprawiedliwości. Prokuratura zaczęła bowiem sprawdzać sędzię po złożeniu pozwu. Zeznania obciążające sędzię zostały złożone już po jej pozwie przeciwko ministrowi, a osoba, która miała dać Morawiec telefon komórkowy za korzystny wyrok przesłuchana została po korzystnym dla sędzi wyroku sądu I instancji.
Sędzia Beata Morawiec jest drugim polskim sędzią, który wygrał prawomocnie proces z urzędującym ministrem sprawiedliwości. Pierwsza była sędzia Justyna Koska-Janusz ze stołecznego sądu rejonowego. Ona również pozwała ministra za zniesławiający ją komunikat resortu sprawiedliwości z 2016 roku.
Zamieszczono go po pytaniach dziennikarzy o powody odwołania sędzi z pracy na delegacji w Sądzie Okręgowym w Warszawie i podano w nim nieprawdziwe powody odwołania. Sędzi zarzucono błędy w pracy, których nie popełniła. Justyna Koska-Janusz została odwołana z delegacji najprawdopodobniej dlatego, że wydała wyrok, w którym stroną był Zbigniew Ziobro, wówczas europoseł. Ziobro ten proces przegrał.
Sąd Apelacyjny w Warszawie w październiku 2019 roku również nakazał prawomocnie ministrowi przeprosić sędzię za komunikat. Ale minister złożył kasację do Sądu Najwyższego.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze