Trzeba sobie to powiedzieć jasno – nawet jeżeli 1 czerwca wygra Wasz kandydat, rewolucja nie nastąpi, na świat nie spłynie objawienie, nie odwrócą się jego losy. A jednak coś od tych wyborów zależy. Oto moja „lista wpływu"
Zmęczone ciągłą walką o demokrację i o swoje prawa. Rozczarowane władzą i jej, hmm, skromnymi, osiągnięciami. Wkurzeni agresywnym populizmem, który niemal idealnie rozmija się z oczekiwaniami społecznymi (chociaż teoretycznie istnieje po to, by dyskontować społeczne emocje). Znudzeni wiecznym „jeszcze tylko do wyborów, teraz najważniejsze to wygrać z...” i „to najważniejsze wybory od...”. Sfrustrowane tajemniczym znikaniem ważnych dla nas tematów przed wyborami. Zbuntowani przeciwko głosowaniu na polityków, którzy obiecywali (i dzięki temu wygrali), ale nie dowieźli i nawet specjalnie się tym nie przejęli. Stęsknione za normalnym państwem, może nieidealnym, ale stabilnym, które próbuje odpowiedzieć na nasze potrzeby i bezustannie nad sobą pracuje.
Przerażeni rosnącą w siłę skrajną prawicą, jej wdzieraniem się do mainstreamu, przejmowaniem jej języka przez „zdroworozsądkowych” polityków centrum.
Tak wyglądamy, w każdym razie część z nas, przed tymi wyborami.
Czy w takim stanie można iść na wybory? Można, a nawet trzeba. Dlaczego? Bo na coś jednak mamy wpływ i coś na pewno się zmieni.
Żeby nie rozczarować się znowu, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czego możemy oczekiwać po wyniku wyborów. Innymi słowy – co (nie kogo) tak naprawdę wybieramy 1 czerwca. Co ten prezydent może? Co ci konkretni kandydaci mogą? Co się stanie po 2 czerwca?
Sprawdźmy.
1. Europę. Kandydat koalicji 15 października nie da nam wielu rzeczy, ale to akurat tak – zagwarantuje obecność w UE i dobre relacje z partnerami.
2. Datę kolejnych wyborów parlamentarnych. Wybór kandydata PiS to duże prawdopodobieństwo wcześniejszych wyborów, wcześniejszych niż w 2027 roku. Paraliż rządu może zmusić parlament do samorozwiązania. Jeżeli zaś wybory odbędą się np. w 2026 roku, niezadowolenie z rządów Donalda Tuska doprowadzi do zmiany władzy i kolejnej wygranej PiS. Wygrana Trzaskowskiego nie zagwarantuje, rzecz jasna, że w 2027 roku nie wygra skrajna prawica (Konfederacja rośnie w siłę każdego dnia). Ale do tego czasu rząd ma czas na działanie i spełnienie obietnic.
3. Wsparcie dla naszego wschodniego sąsiada – walczącej Ukrainy. Mimo wycieczek pod adresem ukraińskich uchodźców ze strony Rafała Trzaskowskiego możemy z dużą dozą pewności powiedzieć, że jego wybór oznacza mocne wsparcie dla Ukrainy. I uznanie, że to wsparcie jest polską racją stanu.
4. Przeciwstawienie się rosyjskiej dezinformacji. Ma wpływ na wszystkich, jest w wielu miejscach, ale celuje w niej skrajna prawica, nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Powtarzane antyukraińskie treści, fałszywa narracja o wojnie w Ukrainie, ale i chwytliwe fejk niusy „lokalne” (destabilizujące konkretne państwa, wpływające na wybory itp.) – to wszystko znajdziemy w przekazie szczególnie skrajnej prawicy. W tej kwestii akurat nasz wybór 1 czerwca ma znaczenie.
5. Marsz skrajnej prawicy po władzę – w Polsce i na świecie. Tak, narracja przesunęła się na prawo, a to realne zagrożenie. Nieakceptowalne niegdyś treści z marginesu weszły do mainstreamu, niektóre są uznawane za „normalne” lub „umiarkowane”. A jednak między centroprawicą, prawicą i skrajną prawicą są duże różnice. Tak jak między dwoma kandydatami. Wybór jednego z nich to wsparcie dla tego marszu po władzę lub zatrzymanie go.
1. Aborcji. Tutaj przypis – jednego możemy być pewne: Karol Nawrocki nie podpisze ustawy o dekryminalizacji pomocy w aborcji i legalizacji aborcji do 12. tygodnia, a Rafał Trzaskowski – tak. Jeżeli zaś PiS – dzięki Nawrockiemu – wróci do władzy, możemy spodziewać się całkowitego załamania, jeżeli chodzi o prawa kobiet. Może nawet zaostrzenia obecnego drakońskiego prawa. Ale sama obecność Trzaskowskiego w pałacu nie daje – niestety – gwarancji w tej sprawie. Dlaczego? Bo koalicja 15 października nie jest w stanie tych zmian wprowadzić – przegłosować nawet dekryminalizacji pomocy w aborcji. Trzaskowski może palić się do podpisania ustaw, ale może nie mieć czego podpisywać. Wszystko zależy od woli Donalda Tuska. Niemoc jego rządu w tej kwestii na pewno nie pomogła Trzaskowskiemu w kampanii. W tej kwestii zatem jest źle, może być nadal źle, ale może być jeszcze gorzej.
2. Związków partnerskich. Tak samo, jak w przypadku aborcji. Trzaskowski podpisze związki partnerskie (ale bez adopcji dzieci. Nie wiadomo, co z małżeństwami) oraz ustawę o uzgodnieniu płci, a Nawrocki nie. Z tym że najpierw prezydent musi mieć co podpisać. Znowu – wszystko zależy od Tuska.
3. Przywracania praworządności. Wydawało się, że to główny postulat, z którym koalicja szła do wyborów w 2023 roku. I tu faktycznie proces się ślimaczy, bo hamuje go prezydent Duda, nie podpisując ustaw. Do nieuznawanego przez obecną koalicję rządzącą Trybunału odesłał ustawy o... TK i KRS. Tu faktycznie mamy klincz, który może przerwać prezydent Trzaskowski, a którego nie przerwie prezydent Nawrocki. Wciąż natomiast nie mamy jasności, jak będzie uregulowana najbardziej żywotna kwestia statusu neo-sędziów. Pracująca komisja kodyfikacyjna przy ministerstwie zaproponowała dwa warianty, ale na razie żadnej ustawy. Prezydent nie ma tu zatem nic do roboty. Wszystko zależy od koalicji rządowej. Z jej decyzją zgodzi się oczywiście prezydent Trzaskowski, a nie zgodzi prezydent Nawrocki.
4. Przestrzegania praw człowieka, szczególnie osób migrujących i uchodźców, także tych w Ukrainy. Zaostrzenie narracji antymigracyjnej, usprawiedliwiane zagrożeniem wojennym, obserwujemy w całym obozie rządzącym. Od kandydata obozu demokratycznego (nie mówiąc już o kandydacie PiS) nie możemy zatem spodziewać się przestrzegania np. prawa do azylu – to spadło z agendy i na nią nie wróci. Nastroje antyimigranckie będą się wzmagać, władza będzie je podbijać, by zyskać kapitał polityczny. Kandydaci – w różnym stopniu – taką postawę prezentowali. Karol Nawrocki zaproponował, by Polacy mieli przed Ukraińcami pierwszeństwo w kolejce do lekarza. Rafał Trzaskowski był zdecydowanie łagodniejszy i postraszył jedynie odebraniem 800+ niepracującym uchodźcom z Ukrainy. Może być zatem słabo albo dramatycznie – w zależności od tego, kogo wybierzemy.
Wszystko wskazuje na to, że w sytuacji wzmożenia wojennego i populizmu, w kwestii praw różnych grup obywateli trzeba będzie patrzeć prezydentowi na ręce – także wtedy, gdy zostanie nim kandydat obozu rządzącego.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze