Przed wybuchem pandemii Covid-19 Komisja Europejska rozpoczęła konsultacje w sprawie zarzucenia zmian czasu z letniego na zimowy i odwrotnie. Co z tego wyszło? Niestety niewiele
Jutro znowu zmieniamy czas na zimowy. Znowu po południu będzie całkiem ciemno, a rano – przez chwilę troszkę jaśniej. Za miesiąc ciemno będzie w ogóle.
Przypominamy tekst opublikowany 28 października 2023. Wiele się od tego czasu zmieniło – ale zmiana czasu całkiem nie.
Jak mawia znane powiedzenie, w życiu pewna jest tylko śmierć i podatki. Ale dla Europejczyków równie pewne jest to, że w ostatni weekend marca śpią o godzinę krócej, a w ostatni weekend października – o godzinę dłużej. Czyli zmiana czasu.
Nie będę stronniczy, jeśli nazwę pomysł przesuwania wskazówek zegarów dwa razy do roku szkodliwym i zbędnym. Z analiz ekonomicznych wynika, że zmiana czasu nie przynosi żadnych korzyści (lub są one zaniedbywalne).
Z badań naukowych zaś wynika, że zmiana czasu szkodzi zdrowiu.
Gdy wiosną przesuwamy zegarki do przodu (a więc rano wstajemy o godzinę wcześniej niż przedtem) rośnie liczba zawałów serca i wypadków drogowych. Gdy jesienią przestawiamy zegary wstecz i ciemno robi się o godzinę wcześniej – rośnie liczba diagnoz zaburzeń depresyjnych.
Po co zatem komu te zmiany dwa razy do roku?
Przestawianie zegarków w tę i z powrotem to historyczna zaszłość (skąd się wzięła, pisałem już na łamach OKO.press rok temu).
Żonglowanie czasem okazało się tak niedogodne, że pięć lat temu Komisja Europejska przeprowadziła konsultacje społeczne na temat rezygnacji z czasu letniego. Ich wyniki ogłoszono we wrześniu 2018 roku. Zebrano 4,6 mln głosów, z których przeważająca większość (aż 84 procent) była za zniesieniem zmian czasu.
W marcu 2019 roku stanowisko to poparł Parlament Europejski i zdecydował, że unijna dyrektywa 2000/84/EC o zmianie czasu przestanie obowiązywać od 2021 roku. Odtąd decyzję miały podejmować kraje członkowskie.
Decyzję Parlamentu Europejskiego powinna następnie zatwierdzić Rada Unii Europejskiej, ale nic z tego nie wyszło. Trzeba przyznać, Rada UE miała na głowie ważniejsze sprawy: najpierw brexit, potem pandemię koronawirusa, teraz wojnę w Ukrainie.
Prawdziwy powód tej zwłoki jest jednak inny. Pomysł zarzucenia zmian czasu… nie znalazł poparcia większości rządów. Jak twierdził rzecznik Komisji Europejskiej, w Radzie Unii Europejskiej rezygnację ze zmiany czasu poparło tylko kilka krajów.
Ostatecznie projekt został więc zamrożony. Stąd też w nocy 29 października tego roku po godzinie 02:59 wybije znów godzina 02:00 (oznaczana literą a, czyli 2a:00) i zmienimy czas na zimowy. A w ostatni weekend marca przyszłego roku znów zmienimy czas na letni.
Rządy państw członkowskich nie tyle były przeciwne likwidacji zmian czasu, ile nie mogły się dogadać, czy zostać przy czasie letnim, czy zimowym. Na przykład Niemcy i Polska wolałyby pozostać przy czasie letnim.
Mieszkańcy krajów Beneluksu i Danii dla odmiany woleliby czas zimowy. A mieszkańcy Portugalii i Grecji chcieliby nadal zmieniać czas dwa razy do roku.
Cóż za zamieszanie. Wyobraźmy sobie teraz, że jadąc z Kopenhagi do Amsterdamu, musimy regulować zegarek dwa razy na każdej granicy. Większość z nas bardzo rzadko pokonuje regularnie dwie czy trzy granice, ale co ma począć kierowca TIR-a? Mozaika różnych czasów urzędowych byłaby uciążliwa dla europejskiego transportu międzynarodowego. Oraz handlu, usług i telekomunikacji.
Dziś sytuacja jest jasna:
w Unii są trzy strefy czasowe.
Najmniejszą z nich stanowią Portugalia i Irlandia (gdzie zimą obowiązuje czas zachodnioeuropejski, późniejszy od naszego o godzinę). Większość krajów Unii (w tym Polska) leży w strefie, gdzie zimą obowiązuje czas środkowoeuropejski.
Wschód Unii, czyli Finlandia, kraje bałtyckie, Rumunia, Bułgaria i Grecja leżą w strefie o godzinę „wcześniejszej” (gdzie obowiązuje czas wschodnioeuropejski).
W ten sposób wilk jest syty (większość krajów leży w tej samej strefie) i owca cała (te na krańcach mają czas urzędowy nieodbiegający od słonecznego).
Głębszy sens miałoby podzielenie Europy na cztery strefy czasowe, czyli przejście Holandii, Belgii, Luksemburga, Francji i Hiszpanii na czas zachodnioeuropejski (który dziś obowiązuje w Portugalii i Wielkiej Brytanii), Portugalii i Irlandii zaś na czas o godzinę późniejszy (dziś obowiązujący tylko na Azorach). Grecja z kolei przeszłaby z czasu wschodnioeuropejskiego na środkowoeuropejski.
Być może już się Państwo pogubili, kto miałby gdzie przejść – i kto pozostać przy czasie letnim, a kto przy zimowym. Nic dziwnego, że politycy nie mogą w tym dojść do zgody.
Taki układ stref czasowych w Europie jest bardziej naturalny, czyli lepiej dostosowany do lokalnego czasu słonecznego.
Jednak taka zmiana oznaczałoby, że przekraczając granicę między Niemcami a Holandią, albo Włochami a Francją, trzeba by regulować zegarek. Kierowca TIR-a, który jedzie z Portugalii do Rumunii, musiałby zaś regulować zegarek aż trzy razy: na granicy z Hiszpanią, na granicy francusko-włoskiej oraz na granicy węgiersko-rumuńskiej.
W 2021 roku Komisja Europejska zaleciła państwom członkowskim UE kontynuowanie obecnych regulacji dotyczących czasu – czyli utrzymanie zimowego i letniego – przez najbliższe pięć lat, do 2026 roku włącznie. Może do tego czasu rządy poszczególnych państw się dogadają…
Na razie dziś w nocy, z soboty na niedzielę, znów zmienimy czas na zimowy. Czas letni wróci do nas w niedzielę 31 marca przyszłego roku. Ale który czas jest prawdziwy?
Najkrótsza odpowiedź brzmi: w Polsce? Żaden. Dłuższa odpowiedź: w Białymstoku bardziej prawdziwy jest czas zimowy, w Zielonej Górze czas letni.
W środkowoeuropejskiej strefie czasowej, w której znajdziemy się po zmianie czasu na zimowy, czas urzędowy odpowiada czasowi słonecznemu na 15. południku długości wschodniej, który przechodzi przez zachód Polski.
Od ostatniego weekendu października do ostatniego weekendu marca urzędowy czas odpowiada słonecznemu mniej więcej na linii Stargard-Zgorzelec. W Warszawie słońce góruje wtedy nie w południe, ale mniej więcej około 11:20.
Czas letni jest odrobinę „mniej prawdziwy”, bo odpowiada słonecznemu na południku 30. długości wschodniej, który przebiega na rubieżach Kijowa. Latem w Warszawie słońce góruje mniej więcej o 12:20, co oznacza, że w większej części kraju góruje bliżej godziny 13:00 niż południa czasu urzędowego.
Gdybyśmy chcieli mieć czas urzędowy, dostosowany do słonecznego, powinniśmy urzędowy czas mieć mniej więcej pół godziny między zachodnio- a środkowoeuropejskim. Wtedy lepiej odpowiadałby słonecznemu, choć zapewne nie zadowoliłby ani zwolenników pozostania przy letnim (większości), ani przy zimowym (a są i tacy).
Jedni mieszkańcy Polski mówią, że prawdziwy czas dla Polski to czas letni i należy przy nim pozostać. Inni przekonują, że prawdziwy jest czas zimowy. Który czas jest bardziej prawdziwy dla Polski?
Są na świecie kraje (lub ich jednostki administracyjne), które taki „nierówny” czas mają. O 3,5 godziny od czasu uniwersalnego późniejszy jest czas na kanadyjskiej Nowej Fundlandii.
W Iranie jest o 3,5 godziny wcześniejszy, w Afganistanie jest wcześniejszy o 4,5 godziny, o 6,5 godziny w Mjanmie (d. Birmie). Australijskie Terytorium Północne ma czas różniący się od uniwersalnego o 9,5 godziny (w sąsiednich stanach jest to 9 i 10 godzin).
Zegarki w Nepalu pokazują zaś czas o 5 godzin i 45 minut późniejszy niż w Londynie.
Zupełnie inaczej do problemu stref czasowych podeszły Chiny. Wprowadziły jednolity czas urzędowy w kraju, który jest tak równoleżnikowo rozległy, że do 1949 roku obowiązywało w nim pięć różnych czasów urzędowych (w tym dwa różne o pół godziny od sąsiednich). Po wprowadzeniu czasu pekińskiego w całym kraju, w czerwcu w Pekinie świta o wpół do ósmej rano, ale w Tybecie dopiero o 09:40, a w Sinciangu już po 10:00 czasu urzędowego.
O dwie godziny późniejszy czas od urzędowego stosują Ujgurowie, ale jest on umowny, a nie urzędowy. Zatem szkoły i sklepy zaczynają pracę o 08:00 rano czasu, którym posługuje się większość, ale odpowiada on 10:00 rano czasu urzędowego, którym posługują się tylko etniczni Chińczycy. To dopiero jest zamieszanie…
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Komentarze