L4 tylko w jednym z kilku miejsc pracy, możliwość przebywania za granicą podczas zwolnienia, a także surowsza kara za nieobecność podczas kontroli – to najważniejsze zmiany proponowane przez ministerstwo pracy. Podpowiadamy, po jakie jeszcze może sięgnąć
Ministerstwo pracy chce zmian w przepisach, które:
W propozycjach ministerstwa zabrakło dwóch rozwiązań, które z powodzeniem funkcjonują w innych krajach Unii Europejskiej.
Chodzi o możliwość skrócenia czasu pracy w formie zalecenia lekarskiego oraz zezwolenie na krótką nieobecność w pracy z powodu choroby bez konieczności wizyty u lekarza.
Zasiłek chorobowy to prawo do wypłaty dla pracownika, który nie może wykonywać pracy z powodu choroby. Obecnie stanowi 80 proc. podstawowego wynagrodzenia pracownika. Za pierwsze 30 dni zwolnienia lekarskiego płaci pracodawca, potem obowiązek ten przejmuje ZUS.
Są jednak sytuacje, w których przebywając na L4, można stracić prawo do zasiłku chorobowego.
Obecnie przepisy wskazują dwa powody: wykonywanie pracy zarobkowej podczas zwolnienia lekarskiego oraz podejmowanie aktywności niezgodnej z celem tego zwolnienia.
Ministerstwo wskazuje, że w przepisach brakuje definicji pojęcia “pracy zarobkowej”, co niejednokrotnie budziło wątpliwości sądów orzekających w sprawach pracy i ubezpieczeń społecznych.
Nowe przepisy mają doprecyzować, że pracą zarobkową nie są takie czynności, których zaniechanie mogłoby doprowadzić do znacznych strat finansowych dla pracodawcy lub dla kontrahenta. Za podpisywanie faktur czy innych ważnych dokumentów nikt nie straci więc prawa do zasiłku chorobowego.
To zależy, czy są to zakupy spożywcze, czy buszowanie w sklepach odzieżowych.
Zdaniem ministerstwa pracy (i sądów) aktywnością niezgodną z celem zwolnienia lekarskiego jest wykonywanie takich czynności, które mogą utrudnić albo wydłużyć proces leczenia, a więc i okres niezdolności do pracy.
Ministerstwo chce jednak doprecyzować, że nie należą do nich zakupy w sklepie spożywczym czy aptece albo wyjście z domu na spacer, a więc “zwykłe czynności dnia codziennego lub czynności incydentalne, których podjęcia wymagają istotne okoliczności”. W przypadku zasiłku opiekuńczego byłoby to więc np. odebranie z przedszkola dziecka osoby, na którą lekarz wypisał “opiekę”.
Jeśli zatem ZUS nie zastał nas w domu podczas kontroli, ale będziemy w stanie udowodnić, że byliśmy w tym czasie po sprawunki albo u lekarza, nie poniesiemy konsekwencji.
Jednak jeśli przez całe zwolnienie przebywamy pod innym adresem, niż ten, który wskazaliśmy lekarzowi wypisującemu L4, możemy stracić prawo do zasiłku chorobowego.
To odwieczne pytanie, które zadają sobie pracownicy podczas rekonwalescencji. Ministerstwo pracy chce, aby jako miejsce pobytu w czasie zwolnienia lekarskiego można było wskazać także zagraniczny adres.
Jeśli będzie to państwo, w którym ZUS ma możliwość zlecenia skontrolowania chorującego pracownika, nie trzeba spełniać żadnych dodatkowych warunków. Chodzi o wszystkie państwa należące do Unii Europejskiej oraz takie kraje jak Wielka Brytania, Szwajcaria czy Macedonia, z którymi Polska podpisała odrębne umowy.
Jeśli chcemy jednak przebywać na L4 w państwie, z którym Polska nie uzgodniła procedur kontrolnych, musi to być uzasadnione zaleceniami lekarza, np. zmianą klimatu lub specjalistycznym leczeniem. Uzasadnieniem mogą być też “istotne” okoliczności, takie jak np. zapewnienie choremu pracownikowi opieki przez osobę mieszkającą w danym kraju.
L4 na Dominikanie będzie więc w pełni legalne, o ile lekarz zaleci nam wdychanie karaibskiego jodu.
Ministerstwo proponuje także, aby odejść od dotychczasowej zasady, że osoba zatrudniona w kilku miejscach, będąc na L4, nie może świadczyć pracy w żadnym z tych miejsc.
W mediach pojawiły się nagłówki, że ministerstwo pozwoli “dorabiać” na zwolnieniu lekarskim. Ale chodzi o coś innego.
Na podstawie nowych przepisów lekarz wystawiający zwolnienie będzie mógł sprecyzować, do jakiego rodzaju pracy dana osoba jest chwilowo niezdolna.
Na przykład chirurg ze złamanym palcem nie będzie mógł przeprowadzać operacji, ale będzie w stanie prowadzić wykład na uczelni. Otrzyma więc od lekarza zwolnienie od pracy w szpitalu, ale jako wykładowca akademicki będzie mógł pracować bez przeszkód.
Ministerstwo podkreśla, że “niezdolność do pracy” to nie to samo co “choroba”, a fakt, że dana osoba jest na coś chora lub doznała urazu, nie oznacza, że jest automatycznie całkowicie niezdolna do pracy.
Ciekawym pomysłem, na który nie zdecydowało się sięgnąć ministerstwo, jest stosowane we Francji “mi-temps thérapeutique”, czyli forma zwolnienia lekarskiego, umożliwiająca pracownikowi powrót do pracy w ograniczonym wymiarze godzin po przebytej chorobie lub urazie.
“To korzystne rozwiązanie dla obu stron. Pracownik nie wypada z rytmu, a pracodawca nie musi robić ponownego onboardingu pracownika po jego dłuższej nieobecności" – komentuje dr Karol Muszyński, socjolog prawa specjalizujący się w prawie pracy.
Jednak jak zastrzega, takie rozwiązanie miałoby sens dopiero wtedy, gdy ZUS zacznie wypłacać 100 proc. zasiłku chorobowego od pierwszego dnia zwolnienia lekarskiego. Takie zmiany również zapowiada ministerstwo pracy.
“Pracodawca płaciłby tylko za tę część etatu, kiedy pracownik faktycznie pracuje, a za godziny spędzone na L4 płaciłby ZUS. Pracownik mógłby stopniowo wdrażać się do obciążenia pracą w pełnym wymiarze, co w przypadku wypalenia zawodowego czy problemów zdrowotnych wymagających intensywnej rehabilitacji byłoby naprawdę potrzebne” – mówi Muszyński.
Pojawiają się jednak wątpliwości, czy praca na część etatu w ramach zwolnienia lekarskiego nie otwierałaby pola do nadużyć.
“Koronnym argumentem za tym, żeby ZUS w 100 proc. finansował L4 jest to, że pracownicy nadużywają zwolnień lekarskich, przez co pracodawcy są narażeni na koszty. Ale ja potrafię wyobrazić sobie próby nadużywania tego systemu także w drugą stronę.
Co jeśli pracodawca kazałby pracownikowi załatwić sobie takie częściowe L4, po to, żeby część jego wynagrodzenia płacił ZUS, a pracownik i tak byłby zmuszany do pracy w pełnym wymiarze? To są realne ryzyka, które trzeba rozważyć” – mówi Muszyński.
W dyskusjach o L4 jak refren powraca problem z dostępem do opieki zdrowotnej, który w Polsce w dużej mierze zależy od zasobności portfela.
“To, czy pracownik dostanie L4 jest zależne od tego, czy ma pakiet w LUXmedzie albo czy stać go na to, żeby pójść prywatnie do lekarza.
To nie znaczy, że ludzie nie chorują, tylko że publiczny system opieki zdrowotnej jest niewydolny. A więc, żeby skorzystać z ubezpieczenia chorobowego, trzeba najpierw mieć pieniądze na wizytę. To absurd” – komentuje Muszyński.
Jak podkreśla, konieczność przedstawiania pracodawcy zwolnienia lekarskiego przy każdej chorobie to duży koszt nie tylko dla pracownika.
“Pomyślmy o tym, na co mogliby poświęcać czas lekarze, którzy nie musieliby wypisywać zwolnień lekarskich na jednodniowe jelitówki czy lekkie przeziębienia” – komentuje.
Rozwiązaniem mógłby być model “self-certification” znany w kilku europejskich krajach. W Wielkiej Brytanii pracownicy chorzy krócej niż 7 dni nie muszą dostarczać zwolnienia od lekarza. Wystarczy, że poinformują swojego pracodawcę o nieobecności z powodu choroby. W Niemczech można chorować bez L4 do 3 dni, podobnie jak w Norwegii, która umożliwia skorzystanie z takich 3 usprawiedliwionych dni do czterech razy w roku.
“Wprowadzenie takiego rozwiązania w Polsce odciążyłoby system, nie generując ani kosztów po stronie pracowników, ani zysków po stronie LUXmedu czy innych prywatnych ubezpieczycieli” – podsumowuje Muszyński.
Ministerstwo pracy przedstawiło rządowi projekt zmian w przepisach dotyczących zwolnień lekarskich pod koniec października. Po konsultacjach trafi pod obrady Sejmu.
Dziennikarz OKO.press. Absolwent politologii na UAM oraz prawa i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował także na National Taipei University na Tajwanie. Publikował m.in. w “Gazecie Wyborczej”.
Dziennikarz OKO.press. Absolwent politologii na UAM oraz prawa i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował także na National Taipei University na Tajwanie. Publikował m.in. w “Gazecie Wyborczej”.
Komentarze