0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Kuba Atys / Agencja GazetaKuba Atys / Agencja ...

Ile mogą kosztować nieprzemyślane, paniczne decyzje rządu? Na przykład 180 milionów złotych. To cena pomocy dla producentów chryzantem.

Sprawa wychodzi dopiero teraz, bo niektóre decyzje Komisji Europejskiej podejmowane są dopiero po kilku miesiącach. Tymczasem pomoc musiała zatwierdzić Unia Europejska, ponieważ Artykuł 107 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej zakazuje jakiejkolwiek pomocy publicznej, „która zakłóca lub grozi zakłóceniem konkurencji poprzez sprzyjanie niektórym przedsiębiorstwom lub produkcji niektórych towarów”.

Bez pośpiechu

A chodzi o paniczne decyzje PiS przed 1 listopada 2020 roku. W październiku wzbierała druga fala COVID-19, dużo tragiczniejsza niż pierwsza, którą w Polsce – dzięki szybkim decyzjom o ograniczaniu mobilności i początkowym respektowaniu obostrzeń – przeszliśmy lepiej niż inne kraje, w których epidemia pojawiła się wcześniej.

Jesień była z kolei fatalna, w najgorszych momentach rejestrowaliśmy ponad 20 tys. nowych zakażeń dziennie, umierały setki osób.

Rząd do takiego kryzysu nie był przygotowany i nowe decyzje podejmował z tygodnia na tydzień, często bez uzasadnienia. Polacy zastanawiali się, czy na 1 listopada rząd zamknie cmentarze, a rząd mówił, że taki krok nie jest planowany.

Decyzja o ewentualnym zamknięciu cmentarzy musiała wziąć pod uwagę różne czynniki, bo Polacy tego dnia jeżdżą do swoich rodzinnych miejscowości, by odwiedzić groby bliskich. Choć na cmentarzu, przy niskiej temperaturze, ryzyko zakażenia jest niższe, to ludzie w tym dniu spotykają się też w domach.

Zamknięty cmentarz mógł wpłynąć na decyzję wielu osób, by tego dnia jednak zostać w domu. Władza się ociągała, w skąpych komunikatach zapewniała, że groby będzie można odwiedzić – zapewne w obawie przed reakcją swojego elektoratu, który jest znacznie bardziej religijny niż wyborcy innych partii.

19 października rzecznik rządu Piotr Müller apelował jedynie, żeby wizyty na cmentarzach rozłożyć na kilka dni. Jak pisaliśmy wówczas, zamiast z epidemiologami, rząd prowadził na temat zamknięcia cmentarzy rozmowy z episkopatem.

29 października, dzień przed decyzją, wicepremier Jacek Sasin przekonywał, że dalsze obostrzenia nie są planowane. Tego dnia liczba nowych dobowych zakażeń przekroczyła 20 tys., na COVID-19 zmarło 301 osób. Oficjalnie, bo z późniejszych danych wiemy, że zbliżaliśmy się do szczytu nadmiarowych zgonów – w następnym tygodniu zmarło 16 tys. osób, czyli dwa razy więcej niż wynosi średnia z ostatnich lat. Opinia publiczna nie była do końca tego świadoma, ale nastąpiła zapaść systemu ochrony zdrowia, który nie był w stanie ratować chorych na COVID-19 i inne schorzenia.

Przeczytaj także:

W ostatniej chwili

W ostatniej chwili - 30 października - rząd zmienił zdanie i uznał, że cmentarze trzeba zamknąć. Spowodowało to paniczne ruchy osób, które groby chciały odwiedzić, ale też wielki problem dla producentów chryzantem – kwiatów sprzedawanych co roku pod cmentarzami.

To bardzo specyficzna branża, ogrodnicy produkują kwiaty specjalnie na 1 listopada. Gdyby producentów poinformowano wcześniej, z pewnością można było sprzedaż zaplanować, rozłożyć na kilka dni. W sytuacji ogłoszenia zamknięcia cmentarzy w ostatniej chwili, producenci kwiatów byli bezradni.

Wiele osób próbowało chryzantemy sprzedawać spontanicznie w sobotę 31 października, pod cmentarzami i w centrach miast. Bez szans na choćby zbliżenie się do utargu w normalny 1 listopada — sprzedawcy walczyli o zniwelowanie strat.

„Usiadłem i zacząłem płakać. Nawet jak teraz mówię, to mi się w gardle gula robi” – opowiadał nam 31 października 2020 roku ogrodnik Krzysztof Hermanowski.

„Sadziłem te kwiatki od wiosny, pielęgnowałem, a oni mi mówią, że zamykają cmentarze. A to wszystko na jakąś godzinę przed budowaniem stoiska. Bo to się całą noc stawia, żeby ładnie wyglądało. Trzy tunele towaru, pół roku roboty i co?”.

Rząd tego samego 31 października ogłosił pomoc. Miały ją otrzymać mikro, małe i średnie firmy, które zajmują się sprzedażą chryzantem i ucierpiały na zamknięciu cmentarzy od 31 października do 2 listopada. Stawka za chryzantemę doniczkową wynosiła 20 złotych, a za ciętą – trzy złote. Wniosek trzeba było złożyć do 6 listopada do kierownika lokalnego biura powiatowego Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Pieniądze wypłacano do 31 grudnia.

Po cichu

Sprawa medialnie ucichła, bo 1 listopada się skończył i przestał być atrakcyjny. Dzięki potwierdzeniu decyzji o uznaniu pomocy publicznej przez Komisję Europejską wiemy, jaką kwotę rząd wydał na pomoc producentom i sprzedawcom kwiatów. 9 lipca 2021 roku w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej opublikowano decyzję, że Komisja Europejska nie ma zastrzeżeń do tej pomocy.

Najciekawsza informacja, którą można wyciągnąć z dokumentu, brzmi: szacowany koszt pomocy to 180 milionów złotych. To kwota, która może zginąć w całym budżecie, ale są to publiczne pieniądze, za które można zrealizować wiele zadań publicznych.

Przykładowo, jest to połowa rocznego budżetu Państwowej Inspekcji Pracy. Jak widać, koszty opieszałych decyzji rządzących to nie tylko tragiczne straty w ludziach, ale też straty finansowe dla budżetu państwa. Branża kwiaciarska i tak potrzebowałaby pomocy pandemicznej, ale każdy dzień kunktatorstwa rządu generował kolejne, bezsensowne koszty.

Warto o tym pamiętać, gdy prezydent Duda mówi, że w epidemii „generalnie daliśmy radę”.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze